Kiedy zostałam babcią, to byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. W myślach już wyobrażałam sobie swoje stare lata, kiedy to wnusia będzie mnie odwiedzać i dbać o mnie. A tymczasem życie potoczyło się zupełnie inaczej. Wnuczka pojawia się u mnie tylko wtedy, gdy listonosz przynosi emeryturę. I co miesiąc wyciąga ręce po więcej.
Chciałam zostać babcią
Długo czekałam na to, aby zostać babcią. Mój syn nie kwapił się do założenia rodziny i przez wiele lat interesowała go tylko dobra zabawa.
– Mógłbyś w końcu się ustatkować – mówiłam mu, gdy od czasu do czasu wpadał na obiad.
Piotrek już dawno przekroczył trzydziestkę i według mnie powinien już pomyśleć o życiowej stabilizacji.
– Oj mamo, mam jeszcze czas – to była jego stała odpowiedź. I żebym nie drążyła tematu, to szybko wychodził.
A ja tak bardzo pragnęłam zostać babcią. Niemal wszystkie moje koleżanki doczekały się już wnuków i na każdym spotkaniu rozmawiały tylko o nich. Trudno było mi włączyć się do rozmowy, bo nie miałam w tej kwestii żadnego doświadczenia.
Oszalałam ze szczęścia
Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Piotrek poznał Magdę. Wprawdzie już wcześniej miewał jakiejś dziewczyny, ale z żadną z nich nie pobył dłużej niż kilka miesięcy. A tym razem chciał się nawet żenić.
– Oby tylko się zgodziła – wzdychał.
"Co ma się nie zgodzić" – myślałam. Mój syn był fajnym chłopakiem i od zawsze cieszył się wielkim powodzeniem u płci przeciwnej. Zgodnie z moimi przewidywaniami Magda przyjęła pierścionek zaręczynowy i kilka miesięcy później wypowiedziała słowa przysięgi małżeńskiej. A potem powiedzieli mi coś, co sprawiło, że oszalałam ze szczęścia.
– Mamo, mamy dla ciebie niespodziankę – usłyszałam podczas jednego z niedzielnych obiadów.
– Tak? – zapytałam z lekkim niepokojem.
Nie przepadałam za niespodziankami i teraz też obawiałam się, że mój syn z synową wymyślili coś, co zupełnie mi się nie spodoba. Ale czegoś takiego się nie spodziewałam.
– Magda jest w ciąży – oznajmił mój syn z entuzjazmem, który rzadko u niego widywałam. – A to oznacza, że za kilka miesięcy zostaniesz babcią – dodał radośnie.
W pierwszym momencie myślałam, że się przesłyszałam. A potem wyskoczyłam jak z procy i na środku salonu odtańczyłam taniec radości. Wreszcie spełniło się moje największe marzenie.
Wszyscy się zakochali w małej
Przez całą ciążę Magda bardzo źle się czuła. A ja przez cały ten czas drżałam o to, czy dziecko urodzi się zdrowe. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie i pierwszego dnia lata na świat przyszła moja wnuczka. I od pierwszego dnia skradła serce całej rodziny.
– Jaka ona jest słodka – zachwycałam się od momentu, gdy tylko ją zobaczyłam.
– To najpiękniejsze dziecko, jakie widziałam – wtórowała mi teściowa Piotrka. I wpatrywała się w małą jak w ósmy cud świata.
– Podobna do mnie, prawda? – podsumowywał to wszystko Piotrek.
I chociaż mówił to w żartach, to w sumie musiałam mu przyznać rację. Piotrek był równie słodkim dzieckiem, a mała autentycznie była do niego bardzo podobna.
Wnuczka była za bardzo rozpieszczana
To zakochanie wszystkich w mojej wnuczce miało swoje konsekwencje. Mała już od pierwszych miesięcy była wychwalana pod niebiosa i rozpieszczana do granic możliwości.
– Nie możecie kupować jej wszystkiego, co jej się zamarzy – mówiłam, gdy Jagódka skończyła kilka lat.
Właśnie zażądała od rodziców nowej zabawki, a gdy usłyszała odmowę, to niemal wpadła w histerię. I wtedy Piotrek z Magdą ulegli jej żądaniom i wydali kilkaset złotych na nowy domek dla lalek.
– Zasługuje na to – tłumaczył to wszystko mój syn. I uśmiechał się od ucha do ucha, gdy jego córka z ekscytacją malującą się na twarzy rozpakowywała swoją nową zdobycz. A kilka dni później rzucała ją w kąt i żądała czegoś nowego.
I tak było za każdym razem. Jagódka wymuszała na rodzicach zakup coraz to nowych zabawek, a oni kupowali jej wszystko to, o co poprosiła. I zupełnie nie byli świadomi tego, że ich córka zaczyna to wykorzystywać. A ona korzystała z ich naiwności przez kolejne lata.
Manipulowała rodzicami i mną
Jagódka szybko nauczyła się tego, że jej rodzice nie potrafią jej niczego odmówić. I korzystała z tego na całego. Mnie także urobiła.
– Babciu, babciu – wołała mnie.
A potem dodawała z rozbrajającą szczerością, że bardzo mnie kocha. A mnie, jak każdej babci, od razu robiło się cieplej na sercu.
– Ja ciebie też kocham – zapewniałam mojego ukochanego szkraba.
– Kupisz mi konika na biegunach? – niemal natychmiast padało pytanie.
Na liście były jeszcze lalki Barbie, klocki, malowanki, a z czasem także telefon, komputer i konsola. A ja na wszystko się zgadzałam. I chociaż wiedziałam, że nie powinnam tak robić, to nie potrafiłam jej odmówić. W końcu miałam tylko jedną wnuczkę i nic nie zapowiadało tego, żeby w tym zakresie miało coś się zmieniać.
Wszystko musiało się opłacać
Po kilku kolejnych latach przekonałam się, że moja wnuczka do perfekcji opanowała sztukę wyciągania pieniędzy od wszystkich członków rodziny. W tym także i ode mnie.
– Wpadniesz po szkole do mnie? – pytałam, gdy wnuczka zaczęła uczęszczać do szkoły podstawowej, a następnie do liceum.
I o ile początkowo robiła to z chęcią i bez żadnych zachęt finansowych, to z czasem zaczęła odwiedzać mnie coraz rzadziej. I tak naprawdę byłam w stanie ściągnąć ją do siebie tylko wtedy, gdy obiecałam jej, że kupię jej coś ładnego. Tutaj akurat nie była wybredna – wystarczał jej jakiś ciuch, płyta lub bilet do kina.
Z czasem jej wymagania zaczęły rosnąć, a Jagódka pojawiała się u mnie z gotową listą zakupów.
– To jest najnowszy model – mówiła, pokazując mi telefon, na który nigdy w życiu nie mogłabym sobie pozwolić. A później na jej liście życzeń pojawił się tablet, komputer i rower elektryczny. I oczywiście miała nadzieję, że ja jej to wszystko kupię. Tylko jakoś nie interesowało ją, skąd emerytka ma wziąć na to wszystko pieniądze.
Stała się roszczeniowa
Wraz z upływem lat zachowanie mojej wnuczki wcale nie uległo poprawie. A nawet więcej – cały czas się pogarszało. W pewnym momencie doszło już nawet do tego, że pytała wprost, co jej kupię, jak mnie odwiedzi.
– A nie możesz wpaść do mnie ze zwykłej dobroci serca? – pytałam naiwnie. – Nie chcesz spędzić popołudnia ze swoją babcią?
Jagódka tylko parskała z ironią i mówiła, że nie ma czasu. "Jakoś za pieniądze potrafi znaleźć czas dla starej babci" – myślałam ironicznie. A mimo to nie potrafiłam jej odmówić.
– Wpadnij, a na pewno nie pożałujesz – mówiłam. I Jagódka przychodziła do mnie jeszcze tego samego dnia. I niemal natychmiast wyciągała ręce po gotówkę. A gdy akurat jej nie miałam lub podarowana kwota była zbyt mała, to wyrażała swoje niezadowolenie całym zestawem min.
– Następnym razem będzie więcej – obiecywałam jej.
A uśmiech na jej twarzy była dla mnie największą nagrodą.
Była cwana
Z czasem Jagódka dowiedziała się, kiedy listonosz przynosi mi emeryturę i zaczęła mnie odwiedzać tylko w te dni.
– To miłe ze strony pani wnuczki, że tak często panią odwiedza – powtarzał pan Władek, który spotykał Jagódkę niemal za każdym razem gdy przynosił emeryturę.
A ja nie zaprzeczałam. Podpisywałam przyjęcie pieniędzy i zapraszałam go w kolejnym miesiącu. A potem odliczałam trochę gotówki i dawałam ją wnuczce. Jagódka dziękowała i od razu się ze mną żegnała.
– Do zobaczenia za miesiąc – mówiła.
A ja byłam przekonana, że tak właśnie będzie. I zastanawiałam się, czy kwota którą jej sprezentuję nie będzie za mała.
Od kilku lat zastanawiam się, gdzie został popełniony błąd. Niewątpliwie moja wnuczka była za mocno rozpieszczana. I to nie tylko przez jej rodziców. Jagódka od wczesnych lat życia dostawała wszystko, czego zapragnęła i nigdy nie spotkała się z odmową. Ja też nie jestem bez winy. Pozwoliłam na to, aby wnuczka mnie wykorzystywała i co miesiąc wyciągała ręce po znaczną część mojej skromnej wypłaty. A teraz z przykrością muszę stwierdzić, że wspólnie wychowaliśmy roszczeniową dziewuchę, której się wydaje, że wszystko się jej należy. I niestety już chyba nic się nie da z tym zrobić.
Teresa, 72 lata
Czytaj także: „Żałuję, że zostawiłem żonę dla kochanki młodszej o 20 lat. Nie gotuje, zmusza mnie do ćwiczeń i chce mieć dzieci”
„Żona skrywała sekret na koncie oszczędnościowym. Poznałem go, gdy nagle przyszła czarna godzina”
„Gdy w październiku sadziłam tulipany, odkopałam skarb dziadka. Żałuję, że pochwaliłam się pazernej rodzinie”