„Żona skrywała sekret na koncie oszczędnościowym. Poznałem go, gdy nagle przyszła czarna godzina”

zmartwiony mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Image Source
„Nie wierzę, że ożeniłem się z tak niedojrzałą i egocentryczną kobietą. Przez dziesięć lat wierzyłem, że Marta jest moją opoką, że żyjemy na równi i obydwoje będziemy w stanie zadbać o rodzinę, kiedy drugiemu przydarzy się potknięcie. A tu nagle przyszedł moment próby i zostałem kompletnie sam”.
/ 08.10.2024 19:30
zmartwiony mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Image Source

Martę poznałem jeszcze na studiach. Poznaliśmy się, gdy obydwoje byliśmy dopiero na początku dorosłego życia. Ona kończyła psychologię, a ja prawo. Obydwoje mieliśmy spore ambicje i chrapkę na kariery w swoich dziedzinach.

Mieliśmy sporo pieniędzy

Byliśmy pracowici, więc początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Wiedzieliśmy, że czas na ciężką pracę, siedzenie po godzinach i wydeptywanie sobie awansów nie będzie trwał wiecznie. Wykorzystaliśmy na to cały okres do 30 roku życia. A potem przyszedł czas na poważne decyzje: ślub, dziecko, dom...

– Ale... jak my za to wszystko zapłacimy? Nie wszystko na raz... – martwiła się Marta.

– Przecież chyba właśnie po to ciężko pracowaliśmy przez ostatnie ileś lat, nie? – zachichotałem. – Stać nas na wakacje, na całkiem ekskluzywne życie, przecież co jakiś czas kupujesz sobie drogie torebki, buty, chodzimy do eleganckich restauracji... To chyba mamy trochę tych pieniędzy, nie? Może będziemy musieli trochę przewartościować życie, może zrezygnować z pewnych wygód, ale nie można powiedzieć, że nie stać nas na dom czy dziecko, nie?

Marta nie odpowiedziała. Przez następne kilka tygodni ciągle coś liczyła, robiła tabelki i stukała w kalkulator. W końcu przyszła do mnie i oznajmiła:

– Ok, może masz rację. Jesteśmy gotowi.

Byłem szczęśliwy

Postanowiliśmy, że nie marzy nam się wielkie staropolskie wesele ani nowoczesna instagramowa impreza. Pobraliśmy się trzy miesiące później w urzędzie, po czym zorganizowaliśmy wystawny obiad dla dwudziestki najbliższych.

– Wspaniale, że nie wpadliście na głupi pomysł, żeby się zadłużać na wesele! Teraz niektórzy tak robią, a ja uważam, że nie ma niczego bardziej bezsensownego – pochwaliła nas moja mama po ceremonii.

– Nie no, pewnie nawet by nam wystarczyło na prawdziwe, porządne wesele. Ale po co? Stwierdziliśmy, że takie pieniądze można spożytkować znacznie lepiej – odparłem.

Marta przytaknęła mi uśmiechem.

To był naprawdę niesamowity dzień. Pełen miłości, śmiechu, radości, tańca i śpiewu. Utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że podjęliśmy świetną decyzję rezygnując z kosztownego napuszonego wesela.

Uważałem, że trzeba oszczędzać

Niestety, kolejna część naszego planu nie chciała się zrealizować. Mianowicie: mieliśmy problem z zajściem w ciążę. Postanowiliśmy więc nie stresować i się popróbować przez jakiś czas, zanim zgłosimy się do lekarza. W międzyczasie obydwoje dostaliśmy kolejne awanse i zaczęliśmy zarabiać naprawdę porządne pieniądze.

– Możemy więc zacząć więcej odkładać na czarną godzinę – ucieszyłem się.

– Po co? – zapytała mnie żona.

– Jak to: po co? Bo nigdy nie wiesz, kiedy skończy się sielanka. Zawsze ktoś może zachorować, któreś z nas może stracić pracę... Poza tym, przecież staramy się o dziecko. Przy dziecku nigdy nie ma za dużo pieniędzy. Zawsze trzeba mieć zapas, oszczędności. To wszystko kosztuje: edukacja, lekarze, wychowanie, a potem jeszcze jakieś studia czy odkładanie na mieszkanie... – zacząłem wyliczać.

Dobra, już, przestań! Gdybyśmy codziennie myśleli o tym, ile jeszcze czeka nas w życiu wydatków, nie bylibyśmy w stanie zupełnie cieszyć się życiem – roześmiała się.

– No nie, bez przesady... Ale myśleć o przyszłości trzeba. Ja odkładam już od lat, ty przecież też, nie?

Nie odpowiedziała, ale wydało mi się to tak oczywiste, że nie czekałem na odpowiedź.

Zrealizował się czarny scenariusz

W końcu Marta zaszła w ciążę. Byliśmy przeszczęśliwi, choć na początku odniosłem wrażenie, że żona ma problem z przyzwyczajeniem się do nowej sytuacji.

Niestety, nie mieliśmy szczęścia co do czasu. Gdy Marta była w czwartym miesiącu ciąży, straciłem pracę. Trafiłem na redukcję etatów i po prostu z dnia na dzień zostałem bez roboty, choć, oczywiście, płacili mi jeszcze trzy miesiące do przodu. Co gorsza, dowiedziałem się o tym w momencie, w którym postanowiliśmy wyremontować i przebudować nasze mieszkanie, na co zużyłem większość swoich oszczędności.

– Trudno, jakoś sobie poradzimy... Jeszcze mam jakieś źródło dochodu, na parę miesięcy jesteśmy zabezpieczeni. A potem najwyżej uszczkniemy coś z twoich oszczędności, aż nie znajdę nowej pracy – próbowałem pocieszyć Martę.

Ona jednak wyglądała na załamaną.

– Ale dziecko... Co jeśli coś się stanie? Jakieś dodatkowe wydatki? Leczenie, prowadzenie ciąży, mleko modyfikowane... – panikowała.

– Kochanie, nie denerwuj się. Przecież właśnie na takie sytuacje ma się oszczędności, prawda?

– Prawda... – mruknęła cicho, choć nie wyglądała na spokojną.

Oczywiście, gorliwie szukałem pracy, ale wiedziałem, że ten proces z reguły może potrwać nawet kilka miesięcy – zwłaszcza na wyższym stanowisku. Starałem się zachowywać optymizm, ale momentami było mi ciężko, tym bardziej, że nieszczególnie mogłem liczyć na wsparcie Marty. Całymi dniami chodziła struta, panikowała... To ja musiałem wspierać ją, co było oczywiście zrozumiałe, bo była w ciąży, ale... Momentami sam potrzebowałem tego wsparcia.

Chciałem wziąć kasę z konta żony

Któregoś dnia jednak wróciłem do domu z dobrą wiadomością. A przynajmniej tak mi się wydawało...

– Kochanie, mam szansę na naprawdę fajną pracę! – oznajmiłem.

– Naprawdę? – rozchmurzyła się Marta. – To super!

– Tak, mógłbym zacząć już za trzy miesiące, naprawdę dobre pieniądze, właściwie takie same, jak miałem w poprzedniej firmie. Tylko muszę najpierw zrobić szkolenie, które nie jest takie tanie, bo kosztuje z 5 tysięcy. Ale jak tylko się na nie zapiszę, mogę podpisywać umowę i tylko czekać na pierwszy dzień w pracy.

– Ojej, ale... Przecież nie mamy teraz takich pieniędzy... – Marta znowu spochmurniała.

– No dlatego chciałem cię prosić o pożyczkę z konta oszczędnościowego. To niemałe pieniądze, ale też nie takie duże. Ja mam część tej kwoty, ale jeśli wydam te pieniądze, zostanę zupełnie bez niczego, a wolałbym tego uniknąć w tej sytuacji, w której jesteśmy. Dlatego pomyślałem o twoich oszczędnościach... Oczywiście, oddam ci tę kasę, jak tylko dostanę pracę... To naprawdę świetna okazja, mam ogromne szczęście! Muszę z niej skorzystać – paplałem podekscytowany.

– Michał, ale... – Marta była blada jak ściana.

– Kochanie, co ci jest? Przecież przynoszę dobre wiadomości! Świetna praca w zasięgu ręki, w dodatku możliwość rozwoju i znacznie większe możliwości awansu dalej! – dziwiłem się jej reakcji.

– Tak, ale...

– Jeśli martwisz się o te pieniądze to przecież obiecałem, że ci oddam. Ja rozumiem, że są twoje, ty je zarobiłaś, chcesz je mieć do swojej dyspozycji... Ale to jest wyjątkowa sytuacja, w której bardzo potrzebuję twojej pomocy – powiedziałem.

Byłem w szoku

– Michał, ja nie mam żadnych pieniędzy! – wykrzyknęła nagle Marta tak głośno, że aż się przestraszyłem.

– Co takiego? – zdziwiłem się.

– Nie mam żadnych oszczędności! Wszystko wydawałam na bieżąco! Nie sądziłam, że znajdziemy się w takiej sytuacji, myślałam, że jakoś to będzie... – zaczęła płakać.

Nie mogłem w to uwierzyć.

– Marta, czy ty chcesz mi powiedzieć, że pracujesz od prawie dziesięciu lat, z czego od czterech na naprawdę niezłym stanowisku i nie zaoszczędziłaś ani grosza? – zapytałem bezbarwnie.

Nie odpowiedziała.

– Chcesz mi powiedzieć, że masz pełną szafę torebek za tysiące złotych i nie masz żadnej poduszki finansowej, żadnego zabezpieczenia? Może mi jeszcze powiesz, że masz długi?! – uniosłem się.

– Mam, ale... Już kończę je spłacać... – szepnęła przez łzy.

Nie mogłem w to uwierzyć. Jak dorosła kobieta może być tak nieodpowiedzialna? Jak mogła przede mną ukrywać to, że nie ma żadnych pieniędzy?! Myślała, że jak długo uda jej się to ukrywać?

– Muszę stąd wyjść – powiedziałem twardo, po czym zabrałem kurtkę i wyszedłem z mieszkania.

– Michał! – krzyknęła za mną żona łzawym głosem, ale nie zatrzymałem się.

Muszę to teraz wszystko przemyśleć... Co my zrobimy?

Michał, 32 lata

Czytaj także: „Desperacko pragnęłam miłości matki. A ona, choć była u kresu życia, nadal traktowała mnie jak gorsze dziecko”
„Żona i teściowa uknuły spisek, żebym wziął się do roboty. Połknąłem haczyk, ale jednego na pewno się nie spodziewały”
„Znalazłam bogatego faceta, żeby żyć na poziomie. Nie sądziłam, że do jego portfela nie pozwoli mi się dobrać teściowa”

Redakcja poleca

REKLAMA