Właśnie skończyłam 71 lat. Z okazji urodzin dzieci i wnuki przygotowały przyjęcie. Żadna tam ogromna feta. Po prostu rodzinne spotkanie przy niedzielnym obiedzie, kawie i pysznych ciastach. Moje córki przywiozły z tej okazji tort z kremem orzechowym. Dokładnie taki, jak najbardziej lubię.
Kochałam moją rodzinę
Otrzymałam też ogromny kosz kwiatów – dokładnie 71 czerwonych róż, które po prostu mnie zachwyciły. Udały mi się te moje dzieci. Bożenka pracuje jako pielęgniarka w szpitalu, a Danusia jest sekretarką w szkole. Obie mają mężów i po dwójce dzieci, ładne mieszkania i udane rodziny. Może nie zrobiły oszałamiającej kariery, ale żyją uczciwie i są szczęśliwe.
– Sto lat mamo. Albo raczej dwieście, bo co tam setka. Mówią, że po siedemdziesiątce dopiero życie się zaczyna – uśmiechnięta od ucha do ucha Bożenka składała mi życzenia podczas urodzin.
– A ty masz jeszcze całkiem dużo siły. Mogłabyś nawet za mąż wyjść –puściła do mnie oko stojąca obok Danusia.
– A gdzie mnie tam starej o weselu myśleć. To przecież już szybciej Tomek i Bartek będą się żenić, bo obaj za rok studia kończą – uśmiechnęłam się do tych moich szalonych wnuków. – Zresztą, ja kochałam waszego ojca i nie wyobrażam sobie, że ktoś inny mógłby mi się tutaj po domu plątać. Mam Miśka, Mruczka, swój ogródek, sad i w zupełności mi to wystarczy – dodałam i zaprosiłam wszystkich do uroczyście nakrytego stołu.
Brakowało mi męża
Rzeczywiście, nieco doskwierała mi samotność, bo mój Romek młodo odszedł do lepszego świata. Już piąty rok jak jestem wdową. Ledwie przeszedł na emeryturę, mieliśmy wspólnie spędzać czas, wyremontować dom, dosadzić drzewek w sadzie. Ale życie miało dla nas nieco inne plany.
Zawał odebrał mi męża w jednej chwili. Jeszcze w niedzielę byliśmy razem na mszy w kościele, a w poniedziałek rano karetka zabrała go do szpitala, z którego już nie wrócił. Strasznie przeżyłam jego śmierć. Może nie byliśmy jakąś wzorową parą, która nigdy się nie kłóci, ale szanowaliśmy się, wspólnie spędziliśmy długie lata, wychowaliśmy dzieci, pomogliśmy im się usamodzielnić. Ja pracowałam w szkolnej bibliotece, Romek dojeżdżał do pobliskiego miasteczka, gdzie był listonoszem. Rozwoził pocztę po naszej okolicy – początkowo na rowerze, później już samochodem. A że potrafił z każdym pogadać, wszyscy go znali i szanowali.
Mam przyjaznych sąsiadów
No ale teraz zostałam sama i musiałam na nowo ułożyć sobie swoją codzienność. Kawałek pola, który uprawialiśmy, wydzierżawiłam sąsiadowi. To on albo jego syn zawsze wiosną pomagają mi przy przycinaniu drzewek w sadzie, z którego nie chciałam zrezygnować. No bo jak to tak? Mieszkać na wsi i nie mieć swoich jabłek, gruszek, śliwek czy czereśni? Wszystko kupować w sklepie? Mimo że córki przekonywały mnie, że powinnam go sprzedać, nie chciałam ustąpić.
Na szczęście, od zawsze mieszkam w jednym miejscu i jestem otoczona przyjaznymi ludźmi. Tuż obok mam koleżanki – zarówno te jeszcze z dzieciństwa, jak i nowe, które poznałam przez lata pracy w miejscowej szkole. Dzięki temu nie tęsknię tak za mężem i dziećmi, które na co dzień są zajęte swoimi sprawami i nie mogą poświęcać mi tyle czasu, ile bym chciała.
Kasia była ulubioną wnuczką
Danusia mieszka we wsi obok, dlatego czasami wpada do mnie wnuczka. Kasia w tym roku będzie kończyć liceum. Już od dzieciństwa przyjeżdżała do mnie na rowerze.
– Babciu, ty robisz najlepsze pierogi z truskawkami. Mama takich nie potrafi – przymilała się, prosząc o dokładkę, a ja uśmiechałam się i podawałam jej ulubione pyszności.
Kasia była ulubienicą dziadka, który dosłownie wskoczyłby za nią w ogień. Razem grali w karty i szachy lub siedzieli na ławce przed domem i cicho coś szeptali. Czasami złościłam się o te ich tajemnice, ale to bardziej tak dla żartu niż na poważnie. Doskonale wiedziałam, że ten mój Romek kochał naszą wnuczkę ponad życie.
Była kochliwa od małego
Teraz to właśnie ta Kasia powoli staje mi się solą w oku. Dlaczego? Bo zachowuje się tak, że zwyczajnie przynosi mi wstyd przed sąsiadkami. Już pod koniec podstawówki spotykała się z kolegami. Pamiętam, że miała ledwie czternaście lat, gdy na niedzielny obiad przyjechała z rodzicami, siostrą i jakimś chłopakiem.
– A co to za młodzieniec? – zapytałam już w progu, dostrzegając wysokiego nastolatka z burzą loków poskręcanych na wszystkie strony.
– To jest Grzesiek, mój chłopak – wyrecytowała wyraźnie zadowolona z siebie, wprawiając mnie w konsternację.
Przecież dopiero co bawiła się lalkami i siadała mi na kolanach, by wspólnie uczyć się wierszyków.
– A czy to nie za wcześnie na związki? Kasia powinna teraz uczyć się, a nie myśleć o chłopakach – próbowałam dyskretnie przemówić córce do rozumy, gdy obie wnuczki razem z tym chłopakiem poszły na spacer.
Córka nie widziała problemu
Danusia zaczęła się jedynie śmiać i całkiem zbagatelizowała moje obawy.
– To przecież tylko kolega, mamo. Jakie tam poważne związki? Oni po prostu razem chodzą do klasy i czasami pospacerują, trzymając się za rękę. Nie pamiętasz jak sama byłaś młoda? – dodała i zajęła się zmywaniem naczyń po obiedzie.
Doskonale pamiętałam, ale ja w wieku Kasi uczyłam się do egzaminu, żeby dostać się do liceum, a czas wolny spędzałam głównie na pomaganiu rodzicom w gospodarstwie lub plotkach z przyjaciółkami. O chłopakach żadna z nas jeszcze wtedy nie myślała.
Cóż, teraz są inne czasy, a skoro moja córka nie ma nic przeciwko temu, ja nie mogę się sprzeciwiać. Za jakiś czas wnuczka przyjechała bez towarzystwa tego swojego Grześka, a ja myślałam, że sprawa jest po prostu rozwiązana.
Myślałam, że zmądrzeje
Okazało się jednak, że to dopiero początek. Minęło może ze dwa miesiące, gdy wnuczka pokazała mi zdjęcia niskiego blondyna, twierdząc, że to jej kolejna sympatia. Bardzo mnie tym zdziwiła, ale już nie drążyłam tematu. Wtedy akurat niezbyt dobrze wyszły mi wyniki badań. Musiałam jeździć po lekarzach, umawiać wizyty, czekać w kolejkach do specjalistów. Każdy, kto zna polską służbę zdrowia, wie, że leczenie tutaj potrafi odebrać wszystkie siły.
Później Kasia poszła do liceum, a ten chłopak wybrał technikum w mieście wojewódzkim, zamieszkał w internacie i ich związek się rozpadł. Gdy o tym usłyszałam, ucieszyłam się, że wreszcie wnuczka skupi się na nauce. Marzyło mi się, że pójdzie na medycynę. Ciocia Bożenka, pracująca w szpitalu jako pielęgniarka, także przekonywała ją, żeby przyłożyła się do biologii i chemii, bo taki zawód naprawdę się opłaca.
– U nas dobrzy lekarze zarabiają naprawdę ogromne pieniądze. Mają pacjentów poumawianych na ponad rok do przodu. Jedna prywatna wizyta często kosztuje już nie dwieście, ale trzysta czy nawet pięćset złotych – tłumaczyła swojej chrześnicy przy okazji wizyty u nas.
Wnuczka myśli tylko o imprezach
Ale nasza Kaśka bardziej niż o nauce myślała o modnych ciuchach, makijażu i imprezach. „Gdzie się podziała ta słodka dziewczynka zajadająca się pierożkami mojej roboty?” – coraz częściej się zastanawiałam, zerkając na wnuczkę, która ufarbowała włosy, nosiła kolczyk w nosie, jakieś przykrótkie bluzki odsłaniające jej pępek i buty na obcasie. Nie poznawałam jej.
Sama zastanawiałam się, dlaczego te paznokcie w kolorach tęczy, w ogóle nie są zabronione w szkole. Za moich nastoletnich czasów za makijaż czy lakier można było mieć obniżone zachowanie. A teraz? Jakaś Sodoma i Gomora zaczyna się robić w tych szkołach. Każdy nosi to, co chce.
Ten kolorowy epizod nie trwał długo i wkrótce Kasia wróciła do naturalnego koloru włosów i normalnego wyglądu. Tylko jej serce wciąż szalało.
Ludzie we wsi już plotkują
Już przestałam liczyć, ile chłopaków wnuczka mi przedstawiła. Każdy kolejny był ponoć miłością jej życia, ale dla mnie to drobna przesada. Zwłaszcza, że nie tylko ja zauważyłam jej prowadzanie się co rusz z innym chłopakiem. Niedawno sąsiadka spotkana w sklepie powiedziała, że ludzie we wsi zaczynają już brać Kasię na języki.
– Marzena, ta co mieszka w tym nowym domu koło lasu, ostatnio widziała twoją wnuczkę z jakimś dziwnym młodzieńcem z długimi włosami. To ona już nie spotyka się z tym Tomkiem od G? – powiedziała niby to z obojętną miną, ale doskonale wiedziałam, o co jej chodzi.
– Nie, zerwali ze sobą – powiedziałam i chciałam uciąć dyskusję.
– Jadziu, ja nie chcę nic mówić, bo wiesz, że cię lubię i zawsze lubiłam twoją Kasię. Pamiętam, jak dawniej donosiła nam ciasteczka, gdy siadałyśmy w twojej kuchni przy kawie. Ale ludzie już zaczynają o niej mówić, że co rusz to z nowym chłopakiem się prowadza – kontynuowała z przekąsem, a ja wiedziałam, że ją świerzbi język, żeby mi coś więcej powiedzieć.
Wstyd mi za Kasię
Urwałam jednak naszą rozmowę, twierdząc, że spieszę się do domu, bo mam dużo roboty, ale niesmak pozostał. Ja rozumiem, że teraz są inne czasy i nikt tak jak ja i Romek nie bierze ślubu z pierwszym poznanym chłopakiem czy dziewczyną. Jednak Kasia naprawdę już przesadza. Ma niecałe dziewiętnaście lat i zmienia chłopaków jak rękawiczki. A ludzie to widzą i zaczynają plotkować.
Jak niby mam powiedzieć wnuczce, że sąsiedzi nazywają ją latawicą?
Nie chcę, żeby jeszcze bardziej wzięli ją na języki. Tym bardziej, że na te moje 71. urodziny przyjechała z kilka lat starszym studentem, którego ponoć poznała podczas wyjazdu na weekend do kuzynki. I prowadzała się z nim ostentacyjnie po drodze. Widziałam nawet przez okno, że całowali się pod samą bramą państwa W. A to plotkarze jakich mało.
Owszem, jest młoda i nie musi siedzieć tylko w książkach. Ale lepiej by było, żeby poznała jakiegoś miłego chłopca na stałe i nie narażała się na ludzkie gadanie. Już nie nadążam za nowymi chłopakami, których pokazuje mi co chwilę w telefonie.
Tylko co ja niby mogę zrobić? Przecież nie powiem własnej wnuczce, ż zachowuje się jak latawica i robi mi wstyd przed sąsiadkami. Eh, gdyby chociaż moja córka przemówiła jej do rozsądku. Ale ona nie widzi problemu, a gdy ja jej o nim wspominam mówi, żebym nie zachowywała się jak stara dewotka, bo taka przecież nie jestem.
Czytaj także: „Gdy wygrałem miliony, myślałem, że mogę wszystko. Szybko straciłem kasę i żonę, a potem wylądowałem na zasiłku”
„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”
„Kochałam męża, ale zapomniałam o nim, gdy poznałam tajemniczego kochanka. Nie mogłam mu się oprzeć”