„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”

rozczarowany mężczyzna fot. Getty Images, Michael Prince
„Kiedy teściowie mieli przyjechać, najchętniej schowałbym się gdzieś pod ziemią. Ale nie można przecież unikać trudnych sytuacji. Planowali zostać u nas na cały miesiąc, więc myślałem, żeby poprosić o delegację w pracy i uciec jak najdalej od nich”.
/ 19.03.2024 13:15
rozczarowany mężczyzna fot. Getty Images, Michael Prince

Moja koszulka z Iron Maiden przepadła? Ta z logo kapeli? W naszym domu zawsze coś znika – przetrząsnąłem dokładnie każdy zakamarek naszego mieszkania. Już dawno straciłem cierpliwość. Na dodatek zacząłem się niepokoić, że ta legendarna koszulka, świadek wszystkich koncertów tego fenomenalnego zespołu, mogła zostać oddana podczas ostatniej zbiórki odzieży prowadzonej przez Polonię w Wielkiej Brytanii.

Wszyscy w domu mnie ignorowali

– Marlena, wiesz, gdzie jest ta koszulka? – zapytałem, patrząc na żonę, która była zafascynowana swoim ulubionym serialem, który akurat leciał.

Zignorowała mnie.

– Pola, Wojtek! – zawołałem w stronę, gdzie przypuszczałem, że ukryły się nasze dzieci.

– Masz na myśli to? – córka pokazała pogniecioną czarną szmatę.  – Voldemort przyniósł to do swojego legowiska wczoraj, ale nie mogłam mu tego odebrać. Na pewno chcesz ją jeszcze nosić?

– Słuchaj – przytknąłem dłoń do piersi – nie rozumiesz... To nie jest tylko koszulka, to jest cała historia, młodość twojego taty, szalone czasy i wspomnienia. Od zawsze byłem wielkim fanem Iron Maiden. Wciąż jesteśmy społecznością, a naszym symbolem jest rysunek człowieka na tyle koszulki. Spójrz, tu – rozłożyłem koszulkę, która ucierpiała w pysku psa.

Pola przewróciła oczami. Nie byłem pewien, czy to znak zgody.

Nie wiedziałem, jak wytrzymam

– Za kilka tygodni przyjadą twoi dziadkowie – przerwała mi żona, zwracając się do córki.  – Moi rodzice  – dodała dla pewności.

Jakbym nie wiedział. Od ponad dziesięciu lat mieszkamy na południu Anglii, można by powiedzieć, że La Manche oddzieliło mnie od teściów. Nigdy tego nie żałowałem.

– Dlaczego taki jesteś? – Marlena popatrzyła na mnie.  – Twoi teściowie nie mogą się doczekać spotkania z córką i wnuczkami. No i oczywiście z tobą...

– Wspaniale – odpowiedziałem, nie ukrywając ironii w głosie. – Jak długo będą z nami?

– Miesiąc – słowa Marleny wywołały we mnie ciarki.

Zacząłem nerwowo zastanawiać się, czy nie mógłbym prosić w pracy o delegację. Najlepiej do naszej filii w Szkocji. Nie miałem nic przeciwko teściom, ale oni byli przekonani, że ich córka zasłużyła na coś więcej w życiu niż małżeństwo ze mną. I cały czas dawali mi do zrozumienia, że zarabiam za mało i jestem nikim. Ich przyjazd oznaczał, że będę odsunięty na bok w życiu rodzinnym, czekając na powrót na swoje miejsce. Kiedyś, czyli jak już odjadą.

No cóż – pomyślałem – miesiąc to przecież tylko cztery tygodnie. To nie tak długo. Zacisnę zęby i przetrwam. Poradzę sobie.

Pojechałem po teściów

Zostałem poproszony o odbiór teściów z lotniska. Ktoś musiał zająć się walizkami. Wojtek zdecydował się mi towarzyszyć. Miałem wsparcie moralne i rzadko spotykaną okazję, żeby spokojnie pogadać z synem. Chłopak w wieku szesnastu lat pamiętał Polskę, ale osiedlił się w Anglii i stał się młodym obywatelem tego kraju. Szkoła, znajomi, język – to był jego świat, nie mój. Oddalaliśmy się od siebie i nie mogłem nic na to poradzić.

Pola również żyła tutaj bezproblemowo, ale fascynowało ją, skąd pochodziła. Miała mnóstwo pytań, pragnęła zgłębić historię swojej rodziny i kraju. Wojtek natomiast nie miał na to ani czasu, ani chęci. Zawsze gdzieś pędził, a jego rówieśnicy byli dla niego ciekawszym towarzystwem niż jego stary ojciec.

Zaparkowaliśmy i opuściliśmy auto. Samolot z Warszawy dopiero co wylądował i jeszcze manewrował po płycie lotniska. Mieliśmy więc chwilę dla siebie.

Próbowałem pogadać z synem

– Wojtek, zarezerwujesz parę dni dla rodziny? – zacząłem rozmowę.

– Jasne... – odparł nieco niechętnie.

– Liczyłem na to, że pokażesz dziadkom trochę miasta.

– A ty nie możesz? – W końcu nie raz tu byli, sami jakoś sobie też poradzą.

– To nie o to chodzi, dobrze wiesz.

– A o co w takim razie? – zaczął się sprzeciwiać. – Czy mam cały czas spędzać z dziadkiem i babcią? To, jak to mówią,... obciach – przypomniał sobie słowo, które musiał usłyszeć podczas wakacji w Polsce.

Nie byłem pewien, czy zwrócić mu uwagę czy raczej cieszyć się, że jeszcze w ogóle próbuje mówić po polsku. Robił to niechętnie. Dawno nie słyszałem tak długiego przemówienia w jego wykonaniu. Wraz z Marleną dbaliśmy, aby nasze dzieci mówiły poprawnie w języku ojczystym i nie straciły związku z ojczyzną. Pola z radością jeździła do Polski na wakacje. Natomiast Wojtek, im starszy był, tym bardziej stawiał opór. Wolał spędzać czas ze swoimi przyjaciółmi, nie chciał się od nich odróżniać. To było zrozumiałe, ale zależało nam, aby nasz syn nie zapomniał o swoim pochodzeniu.

Powitanie było sztywne

– Już idą– Wojtek zerwał się z krzesła.

– Jak ty urosłeś. Nie rozpoznałabym cię! Gdzie jest mój mały wnuczek? – teściowa obsypywała go czułościami, nie zauważając paniki na twarzy nastoletniego chłopaka, który zaniepokojony rozglądał się dookoła i unikał jej pocałunków, jak tylko mógł.

Nie czekałem na swoją kolejkę. Kurtuazyjnie przywitałem się ze starszym panem krótkim uściskiem ręki i pochyliłem się po bagaż. Drugą walizkę przejął Wojtek. Musiał jednak walczyć o nią z babcią, która była zdania, że nie powinno się obarczać dziecka, kiedy na miejscu jest zięć.

Kierowaliśmy się ku wyjściu. Wojtek wyprzedził babcię, przetoczył bagaż przez drzwi i chciał podążać za nią.

– Nie przechodź przed kobietą! Kto cię nauczył takiego zachowania? – spojrzenie ojca mojej żony była niezaprzeczalnym dowodem, że pytanie było czysto retoryczne.

– Przypominałem ci, że w Polsce zawsze wpuszczamy kobiety przodem – szepnąłem do syna, a głośniej dodałem dla teściów.

– W Wielkiej Brytanii nie ma takiego obyczaju. Równość płci jest rozumiana dosłownie, a kobieta mogłaby poczuć się dotknięta, gdyby traktowano ją inaczej.

– No coś ty! – westchnął z dezaprobatą teść, rozglądając się za samochodem. – To jest kwestia dobrych manier. Wojtek, zapamiętaj, mężczyzna stawia kroki przed kobietą tylko wtedy, gdy ma to na celu jej ochronę albo wtedy, gdy chce zrobić dla niej miejsce.

Podobno źle chowam syna 

Syn z zaciekawieniem obserwował dziadka, jakby był świadkiem opowieści o egzotycznych obrzędach nieznanego ludu. Być może nie do końca jasno wyjaśniłem mu rycerski kodeks postępowania.

Tutaj mamy inne zasady i to nie oznacza braku dobrego wychowania. Nawet książę William nie podniósł bukietu kwiatów, który księżna Kate Middleton przypadkowo upuściła. Pokazał jej to palcem, a ona sama pochyliła się, mimo że była w ciąży. Każdy kraj ma swoje zwyczaje – tłumaczyłem.

– Rodzice mają obowiązek nauczyć dzieci, co to znaczy być dobrze wychowanym – stwierdziła z wyższością moja teściowa. – Marlenka ma pełne ręce roboty i żadnej pomocy z twojej strony. Wstyd!

Zamilkłem. W myślach przekreśliłem kolejny dzień w kalendarzu, co nieco poprawiło mi nastrój. Dam radę.

Zamieszanie powitalne w naszym domu nie cichło aż do wieczornego posiłku. Zasiedliśmy przy stole. Pola była zaaferowana rozpakowywaniem małych upominków, które nadesłały jej przyjaciółki z Polski. Natomiast Wojtek zajął miejsce obok dziadka, który nie przestawał gadać. Opowiadał kawały dotyczące znanego z uprzejmości wobec kobiet Wieniawy-Długoszowskiego, jednego z pierwszych ułanów II Rzeczypospolitej. Jak mi się wydawało, ten odległy w czasie przykład miał pokazać nastoletniemu chłopcu prawidłowy kierunek postępowania za granicą.

Zaskakująco dla mnie, Wojtek uważnie słuchał i wydawało się, że jest autentycznie zaciekawiony. Od czasu do czasu nawet delikatnie się uśmiechał. Zaczynałem mieć nadzieję, że cały wieczór upłynie w przyjemnej atmosferze, kiedy nagle usłyszałem teściową.

Nie mogła sobie darować

– Czy wiesz, Marlenko, że spotkałam Jerzego, twojego partnera.

– Byłego partnera – odparłem, żeby dzieci wiedziały, o co chodzi. – Przecież to chłopak z liceum.

Pola schowała twarz w serwetce, dusząc się ze śmiechu.

– Przekazał ci serdeczne pozdrowienia. Przystojny mężczyzna, prawda? I w doskonałej kondycji, bez śladu oponki – mówiła teściowa i pokazywała zdjęcie żonie, rzucając na mnie znaczące spojrzenie, a ja instynktownie napinałem się jak struna. – Czy wiesz, że jest dentystą? Zarabia gigantyczne pieniądze. Jego żona to prawdziwa szczęściara.

Marlena rzuciła mi spojrzenie pełne wsparcia. Nie było to jednak konieczne. Przez lata zdołałem się trochę zahartować na dentystę i jego osiągnięcia. Nie przepadałem za tym gościem, który zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy, że dzięki teściowej od lat jest moim nieodłącznym cieniem.

Testowali moją cierpliwość

Wizyta dziadków przebiegała spokojnie. Zrobiłem wszystko, żeby nie wchodzić im w drogę. Nie chciałem nikogo drażnić. Poza tym to nie ja byłem celem zainteresowania moich teściów, ale Marlena i wnuczęta. Nastąpił jednak wolny weekend – moment, który zazwyczaj poświęca się na bycie z rodziną. W planach mieliśmy wycieczkę.

Rano wsiedliśmy do auta, zostawiając w domu niezadowolonego Voldemorta, dla którego po prostu zabrakło już miejsca. Wszyscy upchnęli się na przestronnej kanapie z tyłu, rezerwując dla teścia prestiżowe miejsce z przodu. To był błąd.

Zwalniaj! Nie przejedziesz! – wrzeszczał podczas moich manewrów wyprzedzania, co za każdym razem powodowało u mnie nerwowe skurcze.

Po upływie około trzydziestu minut uprzejmie poprosiłem, żeby łaskawie się nie odzywał

– Nie wiem, jak można jeździć po niewłaściwej stronie jezdni! – wyjaśniał zafascynowany polską rzeczywistością, przecierając spocone czoło chusteczką. – To przekracza granice mojej cierpliwości. Lusia, przesiądź się tutaj za mnie – poprosił swoją żonę.

– Nie ma mowy – odparłem z większym naciskiem, niż planowałem. – Niech Wojtek tu usiądzie. Już trochę jeździł, więc będzie miał praktyczną lekcję – skłamałem bez mrugnięcia okiem.

Teść chciał pogadać

Pomyślnie przetransportowałem rodzinę do urokliwego małego miasteczka na wybrzeżu. Tam udaliśmy się na przechadzkę po plaży.

– Poczekaj minutkę – powiedział teść, zatrzymując mnie. – Myślisz, że nie dostrzegam waszych trudności? Macie problem z Wojtkiem, tak?

Zwolniłem kroki, pozwalając reszcie rodziny przejść dalej.

– Bez przesady – zacząłem powoli. – Chłopak jest w porządku, tylko od paru lat wydaje się być obojętny na swoje pochodzenie. Większość swojego życia spędził w Anglii i czuje, że to jest jego prawdziwy dom. Marlena i ja dokładamy wszelkich starań, aby nasz syn płynnie posługiwał się językiem polskim, jednak coraz częściej zdarza się, że mówi po angielsku.

– To przecież nastolatek, buntuje się i chce być podobny do swoich rówieśników – zaskakująco mądrze zauważył dziadek.

Zerknąłem na niego z ciekawością. Nie spodziewałem się takiego podejścia z jego strony. Myślałem, że znów zarzuci mi złe wychowanie syna, a tu proszę – miłe zaskoczenie.

Zaskoczył mnie

– Przykro mi z powodu Lusi. Te jej opowieści o dentystach. Nie bądź zły na nas. My was kochamy, choć na pewno inaczej kochamy córkę, a inaczej zięcia. Zawsze byłem przekonany, że jesteś dobrym człowiekiem, Marlena mogła mieć mniej szczęścia.

– Na przykład mogła trafić na dentystę – dokończyłem, mówiąc cicho,  co spowodowało, że obaj zaczęliśmy się głośno śmiać z tej męskiej konspiracji.

– Jeśli chodzi o Wojtka. Nie możemy go do niczego zmuszać. Powinniśmy go zachęcić do zainteresowania się krajem – jeśli połączymy nasze wysiłki, może nam się to uda. Moim zdaniem wnuk ma dwie ojczyzny. Nie ma ochoty odwiedzać staruszków w Polsce? A może wolałby spędzić czas na obozie z rówieśnikami?

– To nie będzie proste – ostrzegłem.

– Zaangażujemy w to Lusię – dziadek mrugnął okiem z przewrotnym uśmiechem. – Nie martw się, jeśli chodzi o podstępy, to ona nie ma sobie równych. Wojtek nawet nie zauważy, kiedy poczuje nagłą potrzebę wyjazdu do kraju.

Patrząc na Wojtka, zastanawiałem się nad wyzwaniami wychowania dzieci za granicą. Pola niedługo wkroczy w skomplikowany okres. Konieczne jest odnalezienie odpowiedniej równowagi, która pozwoli na zachowanie swojej tożsamości, a jednocześnie na bezproblemowe zintegrowanie się z społeczeństwem kraju, w którym przyszło im żyć.

– Dlaczego tak szepczecie?! – nagle dotarł do nas głos teściowej. Zapewne knujecie coś, jak to mężczyźni – nawet na moment nie przestawała być sobą.

Teść uśmiechnął się do mnie.

– Na szczęście teraz musi skupić się na Wojtku, więc da nam spokój – rzucił żartem, a ja pomyślałem, że jakoś to będzie.

Czytaj także: „Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Matka chciała mnie chronić, a zrobiła mi wielką krzywdę”
„Przez matkę mam dwie lewe ręce. Traktowała mnie jak księżniczkę i teraz nawet nie potrafię zrobić prania”
„Mąż nigdy mi nie pozwalał na realizację mojego marzenia. Musiało upłynąć wiele lat, bym postawiła na swoim”

 

Redakcja poleca

REKLAMA