„Wmuszał we mnie jedzenie i mnie szantażował. Przez zwykłego zboczeńca straciłam figurę, zdrowie i 1,5 roku życia”

kobieta która związała się z feederem fot. Adobe Stock
Na zakupach z Jarkiem przeżyłam szok, bo okazało się, że nie mieszczę się w L ani w XL, a swobodnie czuję się dopiero w XXL. Byłam załamana, ale Jarek tylko mnie przytulił i wyszeptał do ucha, że kochanego ciała nigdy dość. I żeby mi pokazać, jak bardzo mnie kocha, wziął kilka rzeczy w rozmiarze… XXXL. Rozczuliło mnie to, zamiast zaniepokoić, a tak naprawdę zapowiadało, z czym wkrótce musiałam się zmierzyć.
/ 23.03.2021 09:44
kobieta która związała się z feederem fot. Adobe Stock

Niestety Jarek nie był sam. Do pizzerii, którą prowadziłam z przyjaciółką, przyszedł z dziewczyną. Buzię miała ładną, choć nalaną i z paroma podbródkami, ale ta tusza… Ja, choć kawał ze mnie baby, wyglądałam przy niej jak trzcinka.
Do lady podeszli oboje.
– Karty są na stolikach. Mogą państwo siadać, zaraz podejdę.
– Zamówimy od razu – powiedział, otwierając menu.

Składając, zamówienie uśmiechnął się i spojrzał na mnie błękitnymi oczami, a moje serce zrobiło fikołka. Przystojniak zażyczył sobie dwie największe pizze ze sporą ilością dodatków.
– Marlenko, chcesz coś jeszcze? – zapytał swoją towarzyszkę.
Pokręciła przecząco głową.
– Za to ja poproszę, by nałożono podwójną porcję sera – zadysponował.

Dopisałam do zamówienia, podliczyłam, skasowałam. A potem patrzyłam za nimi. Dziewczyna z trudem przeciskała się między stolikami.
– Mówiłam, że stoją za blisko siebie – szepnęła Ilona, moja wspólniczka.
– Za blisko? Jak byśmy ustawili stoliki pod jej wymiary tej klientki, to zmieściłoby się ich tu raptem cztery – mruknęłam złośliwie.

Nie umiałam się powstrzymać, choć panna nic mi nie zawiniła, a przy takiej tuszy wciąż musiała wysłuchiwać chamskich komentarzy. Zwyczajnie byłam zazdrosna, że ona, choć wyglądała jak gigantyczna Mama Muminka, miała z kim przyjść do knajpy, a ja nie. To mnie, nie ją, przed trzema miesiącami zostawił chłopak dla szczuplejszej. Od tamtej pory uważnie przyglądałam się sobie i innym dziewczynom. Zapisałam się na fitness, ale jakoś nie robiłam postępów. Chyba zbyt lubiłam jeść, zwłaszcza na zgryzoty.
Ilona wzruszyła ramionami.
– Nie czepiaj się dziewczyny. Może ma piękne wnętrze.
– I pojemne – mruknęłam.
– Cicho bądź. I przestań się na nich gapić. Bo niestrawności dostaną.
– Nie gapię się – skłamałam.

Na miejscu jej rodziców dałabym na mszę za takiego zięcia!
Gdy pizze były gotowe, zaniosłam je do ich stolika, a potem, obsługując innych klientów, wciąż zerkałam w stronę pary. Przystojniak ledwie skubał swój kawałek, a Panna Wielgachna pochłaniała jeden za drugim.
– Zaraz zje talerz – syknęłam.
Ilona spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej nie byłam tak złośliwa. W końcu sama do chudzielców się nie zaliczałam i doskonale wiedziałam, czym są kompleksy.
Wciąż nie przebolałaś tego palanta? – domyśliła się.
– Przebolałam – skłamałam.
– No to, Sabinko, masz dzisiaj wyjątkowo kiepski dzień.

Para wreszcie sobie poszła, ale mój zły humor nie minął. Może po prostu byłam niefajną osobą, może dlatego nikt mnie nie chciał?
A fakt, że nowa dziewczyna mojego byłego wyglądała jak modelka, nie miał tu nic do rzeczy.
Przystojniaka nie widziałam dłuższy czas i prawie o nim zapomniałam. Zjawił się jakieś dwa miesiące później. Sam. Stanął przy ladzie i obdarzył mnie modrakowym spojrzeniem.
– Małą pizzę z salami poproszę.
– Z potrójnym serem? – zakpiłam.
– Jeśli zje ją pani ze mną…
– Pana dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? – zapytałam.
– Nie sądzę. Rozstaliśmy się. Jej rodzinie nie podobał się nasz związek. Za bardzo o nią dbałem, zbyt ją rozpieszczałem ich zdaniem – uśmiechnął się. – Dlatego mnie rzuciła, choć ja planowałem się oświadczyć.
– Nie wierzę! – wyrwało mi się. Nie dodałam, że na miejscu jej rodziców dałabym na mszę za takiego zięcia.
– A jednak – westchnął. – Marlena ma uległy charakter i wiele kompleksów. To ciepła, dobra osoba, ale daje sobą manipulować. Przekonali ją, że jej szkodzę, a ja tylko uważałem, że powinna być sobą. To jak? – uroczo przekrzywił głowę. – Zje pani ze mną?
– Nie mogę. Jestem w pracy…
– A o której kończysz… – spojrzał na moją plakietkę – Sabinko?
Umówiłam się z nim, a potem kolejny raz, i kolejny. Wpadłam po uszy.

Przez pierwsze tygodnie nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Jarek był wspaniałym facetem, czułym i kochającym, i takim, który nie wstydził się okazywać uczuć. Dbał o mnie, troszczył się, karmił pysznościami. Często wychodziliśmy do restauracji, a nawet sam dla mnie gotował.
Z tego wszystkiego zupełnie przestałam chodzić na fitness. Zresztą Jarek wolał, gdy spędzałam czas z nim, zamiast na siłowni czy ze znajomymi.
– Masz wspaniałe ciało – powiedział po wspólnej nocy. – Nie martw się tym, że przestałaś ćwiczyć. Naprawdę jesteś doskonała – zapewniał.

Lubiłam go słuchać, nawet jeśli nie nie mówił prawdy. Fałdy tłuszczu trudno uznać za idealną figurę.
– Chyba z tego szczęścia, które mnie rozpiera, przestałam się mieścić w niektóre ciuchy – pożaliłam się.
– Kupię ci coś ślicznego – obiecał Jarek i nazajutrz zabrał mnie na zakupy.
I tu przeżyłam szok, bo okazało się, że nie mieszczę się w L ani w XL, a swobodnie czuję się dopiero w XXL. A ja myślałam, że fartuch, który nosiłam w pracy, skurczył się w praniu!
Byłam załamana, ale Jarek tylko mnie przytulił i wyszeptał do ucha, że kochanego ciała nigdy dość. I żeby mi pokazać, jak bardzo mnie kocha, wziął kilka rzeczy w rozmiarze… XXXL. Rozczuliło mnie to, zamiast zaniepokoić, a tak naprawdę zapowiadało, z czym wkrótce musiałam się zmierzyć.

Ironia losu, że Jarek nie zdał egzaminu z miłości…

W ciągu kilku miesięcy musiałam wymienić najpierw bieliznę, a potem prawie całą garderobę, kupując ciuchy w działach dla puszystych.
Ilona przypatrywała mi się ze zgrozą, co mnie drażniło.
– O co ci chodzi? Pamiętam, jak mówiłaś coś o pięknym wnętrzu, a teraz się krzywisz na wielkość opakowania? Jesteś hipokrytką!
– Raczej zmartwioną przyjaciółką, którą mocno niepokoi tempo, w jakim to opakowanie rośnie. I nie obraź się, ale jakoś szybciej się męczysz, więcej pocisz, cera ci się pogorszyła. Badałaś się? Może masz cukrzycę albo jakieś kłopoty z tarczycą?
– Nie mam. Jestem zdrowa jak byk i czuję się świetnie – ucięłam temat.

Wcale nie czułam się jak okaz zdrowia, kondycja mi ostatnio siadła, duszności dopadały, ale najważniejsze, że dla Jarka wciąż byłam piękna i godna pożądania, co często mi udowadniał. I nawet w łóżku nie musiałam się wiele gimnastykować, bo Jarek dbał o moje potrzeby także w tym względzie.
Rozpieszczał mnie i moje podniebienie. Był wyśmienitym kucharzem, mógłby otworzyć własną knajpę. Gotował tak pysznie, że zamiast kawałka ciasta zjadałam naraz pół blachy.

A do pracy znów musiałam zamówić większe fartuchy, bo poprzednie zrobiły się za ciasne...
– Moja droga, co się z tobą dzieje? – Ilona patrzyła na mnie oczami wielkimi jak spodki.
– W jakim sensie? – zapytałam.
Siedziałyśmy właśnie po pracy i jadłyśmy pizzę. Ilona kończyła swoją małą wegetarianę z dodatkiem chudej szynki, ja pochłaniałam drugą rzeźnicką z podwójnym serem.
– W każdym. Spójrz na siebie. Od czasu, gdy spotykasz się z Jarkiem, bardzo się zmieniłaś. Do rodziny się nie odzywasz, bo go nie lubią. Przestałaś wychodzić ze znajomymi, bo nie lubią Jarka. Tylko czekam, jak i ze mną zerwiesz, bo ja też za nim nie przepadam. Twoje życie koncentruje się na Jarku i jedzeniu. To nie jest...
– Ojej, dobrze, że mi przypomniałaś – przerwałam jej. – Sorry, nie pójdziemy do kina, bo obiecałam Jarkowi, że pojedziemy do tego nowo otwartego zajazdu. Podobno mają tam pyszne golonki w kapuście.
– Przecież zeżarłaś dwie pizze!
– No to co? Przecież jedna malutka przekąska mi nie zaszkodzi!
Niestety zaszkodziła, zwłaszcza że nie skończyło się na jednej golonce. Jarek zamówił jeszcze karczek z rusztu i kiełbasę. Siedział potem naprzeciw mnie i patrzył z uśmiechem, jak pałaszuję. Jedzenie mieli naprawdę pyszne, ale skończyło się tym, że w środku nocy wylądowałam na pogotowiu z silnym bólem brzucha.

Zmęczony lekarz nie bawił się w żadne uprzejmości.
Jak mam panią zbadać przez zwały tłuszczu? – burknął, obmacując mi brzuch.
Towarzysząca mu pielęgniarka spojrzała na niego karcąco i spytała łagodniejszym tonem:
– Co pani ostatnio jadła?
– Pizzę, golonkę, karczek, kiełbasę, pieczone ziemniaki, frytki, kapustę zasmażaną – wyręczył mnie Jarek, który aż pokraśniał z dumy.

Dawno nie czułam się tak źle. Nie tylko fizycznie. Było mi wstyd. Lekarz spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nawet sympatyczna pielęgniarka wyglądała na zszokowaną.
– To wszystko pani zjadła dzisiaj? – upewniła się siostra.
Potwierdziłam. Do kurczaka i tortu wolałam już się nie przyznawać.
– Boże, kto widział tyle żreć! – lekarz pokręcił głową. – Górnik tyrający na przodku nie spaliłby tylu kalorii. Jeśli chce pani dożyć czterdziestki, radzę przejść na dietę i reżim ćwiczeniowy. Pani stan to proszenie się o zawał, wylew i cukrzycę... – zaczął wymieniać.
– Niech pan nie straszy mi dziewczyny – wycedził zły Jarek. – Sabina wcale nie musi się odchudzać. Jest doskonała taka, jaka jest. To wszystko przez was lekarzy i przez modę na chudość kobiety, które mają więcej ciała, czują się gorsze, napiętnowane i niekochane. Ja ją doceniam w każdym calu.

Lekarz spojrzał na niego spode łba.
– Proszę opuścić gabinet – rozkazał.
Mój ukochany mruknął coś pod nosem, ale wyszedł.
– Od kiedy pani tyle je? – doktor przeniósł wzrok na mnie.
Próbowałam sobie przypomnieć. Kiedyś nie żarłam tyle. Lubiłam przekąsić, dlatego nie byłam motylkiem, ale nigdy się nie obżerałam jak teraz.

Ile mam ważyć, byś był zadowolony? Dwieście, trzysta kilo?

– Chyba odkąd zaczęłam spotykać się z Jarkiem. Mój chłopak tak dobrze gotuje i zabiera mnie do różnych lokali. Lubi, jak jestem taka miękka.
– Pasie panią – powiedziała kobieta.
– Co? W jakim sensie pasie?
– No, tuczy panią. Podniecają go otyłe kobiety, a nie z małą nadwagą.
– To jakieś zboczenie?
– No raczej trudno nazwać faceta normalnym, gdy kręcą fałdy tłuszczu, brzuch do kolan, cellulit, rozstępy, zrogowaciała skóra. Im baba większa, tym bardziej w jego oczach atrakcyjna. Liczy się też poczucie władzy i uzależnienie kobiety od siebie, Bo im grubsza, tym bardziej nieporadna i zdana na jego łaskę.

Nagle w nieco innym świetle zaczęłam widzieć rozstanie Jarka z poprzednią dziewczyną, ale wciąż nie mogłam uwierzyć, że mój ukochany celowo mnie krzywdzi.
– Czy to naprawdę coś złego, że… że lubi mnie karmić?
– Chodzi o jego intencje – uświadomił mi lekarz. – Pilnuje, żeby pani jadła, prawda? A gdy już pani nie może, to nakłania, by spróbowała pani choć troszkę więcej?
Skinęłam głową. Rzeczywiście, kiedy czułam się syta, Jarek przytulał mnie, całował i namawiał do zjedzenia jeszcze kawałeczka. W nagrodę podsuwał mi kolejne smakołyki, którym nie potrafiłam się oprzeć.
– Ten facet – lekarz wskazał głową drzwi, za którymi czekał Jarek – prawdopodobnie jest feedersem, dokarmiaczem – wyjaśnił. – Niech pani sobie poczyta w internecie, co to za jedni. Jeśli pani pasuje taki układ, nie czuje się pani wykorzystywana, chora, nieporadna i zmanipulowana, to cóż ja mogę zrobić – rozłożył ręce. – Ale jako lekarz radzę, by pomyślała pani o swoim zdrowiu, bo wkrótce naprawdę może być za późno – ostrzegł.

I wówczas stanę się taka gruba jak Marlenka… albo jeszcze grubsza! – pomyślałam ze zgrozą.
– Jego poprzednia dziewczyna była bardzo otyła – powiedziałam. – Podobno rodzice kazali jej z nim zerwać, bo za bardzo się o nią troszczył.
– Hm, można i tak to ująć, ale widać nawet ładny eufemizm nie pomógł, skoro mu się wymknęła i teraz wziął się za panią. Decyzja, czy mu na to pozwolić, należy do pani, ja mogę tylko ostrzegać. Jeśli pani nie schudnie, skróci sobie pani życie, o pogorszeniu jego jakości już nie wspomnę. Zalecam wizytę u lekarza rodzinnego, pakiet badań, by sprawdzić, jakie już spustoszenie w pani organizmie się dokonało, i może warto jeszcze umówić się na rozmowę z psychiatrą...
Kiedy wróciliśmy z Jarkiem do domu, pierwsze co usłyszałam to:
– Ugotuję ci coś pysznego.

Dopiero wróciłam z pogotowia, bo dostałam solidnej niestrawności, a on proponuje mi posiłek? Wtedy właśnie pierwszy raz spojrzałam na niego inaczej niż ślepo zakochana kobieta.
– Lekarz powiedział, że muszę schudnąć, bo w przeciwnym wypadku będę mieć kłopoty ze zdrowiem.
– Nie słuchaj tego konowała! – wybuchnął. – Słuchaj mnie! Kocham cię, jesteś idealna. Nawet jeśli jeszcze bardziej przytyjesz, nadal będę zachwycony – przekonywał.
– A może o to ci chodzi? Żebym była jak najgrubsza? Ile mam ważyć, żebyś był zadowolony? Dwieście, trzysta kilo? Wtedy przestaniesz mnie paść, a zaczniesz hodować, tak?

Pokłóciliśmy się wtedy okropnie, a ja pojechałam do siebie. Zaraz z rana zadzwoniłam na siłownię, na którą kiedyś chodziłam, porozmawiałam z trenerem, opowiedziałam o swojej tuszy. Obiecał pomóc. Umówiłam się też z lekarzem rodzinnym i znalazłam w internecie dietetyka oraz psychiatrę. Uznałam, że im więcej osób do pomocy i wzmacniania mojej „słabej silnej woli”, tym lepiej dla mnie.

Zagroził, że jeśli zrzucę choć kilogram, to z nami koniec

Parę dni później – Jarek uznał, że dostatecznie skruszałam – przyszedł do mnie z blachą ciasta. To była moja ukochana karpatka!
Westchnęłam ciężko i z żalem, bo nie zamierzałam jej zjeść. Rozmowa z lekarzem rodzinnym oraz badania, które wykazały, że mam alarmująco wysoki poziom cukru we krwi, za wysokie ciśnienie i poziom złego cholesterolu oraz za niski dobrego, uświadomiły mi, że stąpam po kruchym lodzie, zwłaszcza że w mojej rodzinie były przypadki wylewów. Musiałam o siebie zadbać i schudnąć! Jeśli Jarek naprawdę mnie kocha, to powinien zrozumieć, pomyślałam.

Ale nie zrozumiał. Wyrżnął blachą o podłogę i zagroził, że jeśli zrzucę choć kilogram, to z nami koniec. Pierwszy raz widziałam go tak rozwścieczonego i nieprzyjemnego.
Zwykle mężczyźni mają problem odwrotny, gdy ich szczupłe bogdanki tyją. Ironia losu, że Jarek nie zdał egzaminu z miłości, bo jego ukochana dla własnego dobra odmówiła obżerania się ponad miarę i bycia grubą.
Kolejne miesiące były dla mnie drogą przez mękę. Ciężko walczyłam o siebie, o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, o odzyskanie wiary w siebie i poprzedniej wagi. Poza tym tęskniłam za Jarkiem. To, że okazał się moją największą porażką, nie znaczy, że jak gumką wymazałam ostatnie półtora roku. Brakowało mi czasów, kiedy czułam się kochana, nawet jeśli to była ułuda. Nie będzie mi teraz łatwo zaufać komuś innemu.

Więcej prawdziwych historii:
„Moja nastoletnia córka jest w ciąży. Gówniara nie widzi nic złego w tym, że zmarnuje sobie życie”
„Matka zostawiła mnie, by pić ze swoim gachem gdzieś w melinie. Po śmierci ojca znowu pojawiła się w moim życiu”
„Żona zdradziła mnie, a potem odeszła i zabrała dzieci. Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie...”

Redakcja poleca

REKLAMA