„Wmówiłem żonie, że mam kochankę, by ode mnie odeszła. Zrobiłem to z miłości, nie chciałem, by patrzyła, jak odchodzę”

kobieta wspiera męża fot. iStock, praetorianphoto
„Nawet nic nie powiedziała. Stała i patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy w życiu. Kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy, zerwałem się pośpiesznie z miejsca”.
/ 22.10.2023 21:15
kobieta wspiera męża fot. iStock, praetorianphoto

Kamila była dla mnie wszystkim. Kiedy cały tryskający radością, stanąłem z nią przed ołtarzem, wyobrażałem sobie nasze długie, szczęśliwe życie. Nie mógłbym przecież oddać serca innej, bo to ona była tą jedyną.

Nasze małżeństwo stanowiło ideał. Przypominało te magiczne związki rodem z popularnych komedii romantycznych. I nie wątpiłem w to, że tak już pozostanie. Pierwsze lata były naprawdę cudowne. Rozpieszczałem moją ukochaną, jak tylko mogłem, zasypywałem prezentami i zawsze pamiętałem o wszelkich ważnych dniach, takich jak jej urodziny, nasza rocznica ślubu czy dzień kobiet.

Lubiłem sprawiać jej radość, słuchać jej szczerego śmiechu, zawsze stawiać ją na pierwszym miejscu. Chodziliśmy na długie wieczorne spacery, na kolacje do knajpy, którą ubóstwiała i zawsze znajdowaliśmy czas, by odwiedzić miejską pływalnię, bo oboje uwielbialiśmy pływać. Dzieci nigdy nie chcieliśmy, więc wspólnie realizowaliśmy taki plan na życie, jaki odpowiadał nam najbardziej. I nic nie wskazywało na to, że czar mógłby kiedykolwiek prysnąć.

Byłem chory

Od czasu ślubu wspólnie przeżyliśmy dwanaście wspaniałych lat. Potem zaczął się czas, w którym zacząłem się gorzej czuć. Wiecznie chodziłem zmęczony, niedospany, wciąż bolała mnie głowa. Myślałem, że to przez nowe, bardziej wymagające stanowisko w pracy. Co więcej, byłem przecież coraz starszy, organizm mógł już w niektórych momentach całkiem naturalnie zawodzić. Kiedy jednak zasłabłem po drodze z pracy do domu, uznałem, że może warto by było się przebadać.

Zrobiłem badania, poszedłem do domu i właściwie zapomniałem o całej sprawie. Samopoczucie trochę mi się poprawiło, wybrałem się nawet z Kamilą na spacer. Ostatnio zasypiałem zaraz po kolacji, więc o żadnym wychodzeniu z domu nie było mowy. Zdziwił mnie telefon z przychodni, a zwłaszcza to, że kazano mi się pilnie zgłosić do lekarza.

Niczego nie podejrzewając, poszedłem. I ten sam miły lekarz, który gawędził ze mną o przemęczeniu we współczesnym świecie, wypalającym podobno znaczną część społeczeństwa, był bardzo poważny. Zlecił dodatkowe badania, bo podobno dostrzegł coś bardzo niepokojącego. Po trzech tygodniach usłyszałem wyrok. Byłem chory. Niestety ciężko. Lekarz dawał mi pół roku, maksimum rok życia.

Nie chciałem, żeby widziała, jak umieram

Nie wiem, jak wróciłem do domu ani jak to się stało, że nie wszedłem po drodze pod samochód. Dlaczego musiałem umierać? Czemu zostało mi tak niewiele? Miałem dopiero trzydzieści siedem lat! Teraz żałowałem, że nie badałem się tak często, jak pewnie powinienem. Nie mam pewności, czy rzeczywiście coś bym w ten sposób zatrzymał, ale… nie miałbym przynajmniej do siebie pretensji. A tak? Czekała mnie śmierć i nic, kompletnie nic nie dało się z tym zrobić.

Moją pierwszą skonkretyzowaną myślą był wniosek, że nie mogę nic powiedzieć Kamili. Absolutnie nie chciałem, by się nade mną litowała. Nie wyobrażałem sobie też, żeby miała patrzeć, jak umieram. Nie mogła po prostu patrzeć na mnie w takim stanie. Bałem się tego i nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Dlatego doszedłem do wniosku, że muszę zrobić wszystko, żeby się z nią rozstać. Żeby przestała się mną przejmować i mnie kochać. Wolałem, żeby mnie nienawidziła, niż żeby przeżywała moją śmierć. Nie chciałem być ciężarem. Ani przez moment. A musiałem się za to wziąć jak najszybciej, póki jeszcze miałem na to siłę – i psychiczną, i fizyczną.

Kłamstwa nie były proste

Zacząłem działać praktycznie od razu. Zdecydowałem się wychodzić częściej z domu – sam, co mi się raczej wcześniej nie zdarzało. Kiedy Kamila zainteresowała się, gdzie tak wybywam, zbyłem ją wzruszeniem ramion. W ogóle stałem się opryskliwy, udawałem, że nie mam za bardzo ochoty na przebywanie w jej towarzystwie. W dodatku czułem się dość parszywie, prawdopodobnie przez postępującą chorobę, więc agresją tuszowałem słabość. Chciałem odgonić od siebie żonę, by nie dopatrzyła się cieni pod moimi oczami, niezdrowej bladości skóry, zmęczenia.

Wreszcie nie mogłem już dłużej znieść smutku w jej oczach, połączonego z bólem, którego zresztą sam byłem przyczyną. Dlatego uznałem, że muszę to zakończyć. Szybko i brutalnie. Wybrałem moment, kiedy skończyliśmy już kolację, a Kamila zerkała na mnie z nadzieją, że może jednak zaproponuję jej wieczorny spacer, podczas którego wszystko sobie wyjaśnimy.

– Już cię nie kocham – powiedziałem głosem wypranym z emocji, a przynajmniej miałem nadzieję, że zabrzmiałem wystarczająco obojętnie i oschle. – Mam kogoś. I nie oszukujmy się, między nami i tak już niczego nie będzie.

Na jej twarzy odbił się głęboki szok

Nawet nic nie powiedziała. Stała i patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy w życiu. Kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy, zerwałem się pośpiesznie z miejsca.

– Zabiorę już swoje rzeczy – mruknąłem. – Przeprowadzam się do Krzyśka. Musimy… pomyśleć o rozwodzie.

Tak jak zapowiedziałem, z domu pojechałem prosto do swojego najlepszego przyjaciela, Krzyśka. On jeden doskonale wiedział, co mi jest i obiecał mnie wspierać do samego końca. Byłem mu za to wdzięczny, choć nie podobało mi się, że krytykuje moją postawę wobec Kamili. Wtedy, kiedy zobaczył mnie przed swoimi drzwiami, też popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Stary, serio? – spytał z grymasem czegoś na granicy niezadowolenia i troski. – Naprawdę jej to zrobiłeś?

Spojrzałem na niego z wyrzutem. I tak było mi już wystarczająco ciężko. Poważnie musiał kopać leżącego?

– Zrobiłem, co musiałem – powiedziałem cicho, zupełnie bez przekonania. – Kamila… ona zasługuje na coś lepszego. Po co jej umierający mąż?

– Hm… – Przyjaciel udał, że się zastanawia. – Bo go kocha? I zawsze byliście sobie najbliżsi na świecie?

Machnąłem ręką.

– Teraz jej się tak wydaje – stwierdziłem. – Zresztą, pewnie myśli już o mnie same najgorsze rzeczy. W końcu powiedziałem, że ją zdradzam.

Przeszliśmy do salonu, gdzie on usiadł ciężko na kanapie.

– To bez sensu, Marian i już ci to mówiłem – zauważył. – Nie możesz przed nią udawać. Ona… ona po prostu ma prawo wiedzieć. To, co teraz robisz, jest strasznie samolubne, wiesz?

Potrząsnąłem głową.

– Samolubne byłoby wymagać od niej, żeby marnowała przy mnie swój czas – poprawiłem.

Prychnął i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale powstrzymałem go stanowczym gestem.

– I nic jej nie mów – rzuciłem. – Niezależnie od tego, co sobie o tym myślisz.

Między nami zapadła długa, trochę męcząca cisza. Wolałem nic już więcej nie mówić. Czułem, że i tak straciłem również w jego oczach. Starałem się tym jednak nie przejmować. W końcu uważałem, że i tak za długo już ze sobą nie pobędziemy. Myślałem, że jakoś się ze mną przemęczy te parę miesięcy. Chociaż chodziłem regularnie do lekarza, nie żywiłem wielkich nadziei. Tymczasem przełom miał dopiero nastąpić.

Nie chciała odpuścić

Krzysiek złamał obietnicę i wygadał się ze wszystkiego Kamili. Oczywiście, musiałem się przed nią tłumaczyć, oglądać jej łzy, wysłuchać, jakim to jestem skończonym głupkiem. To ona namówiła mnie do tego, żebym bardziej od siebie zadbał, częściej chodził na kontrole.

I niespodziewanie choroba się zatrzymała. Lekarze byli w szoku – konsultowali moje nowe wyniki, stare wyniki i trudno im było znaleźć uzasadnienie tego, co się stało. Nie wiem, ile mi jeszcze zostało, podobnie jak nie wiedzą tego lekarze, Kamila, ani Krzysiek. Mimo to ona uparła się, że będzie ze mną do samego końca.

Gorzej, że te ostatnie wyniki pozwoliły jej wierzyć, że może to nie będzie wcale rok, ale dwa, trzy czy może nawet cztery lata. Sam nie miałbym oczywiście nic naprzeciwko, jednak wolę się niepotrzebnie nie nakręcać. Dobrze, że obecnie czuję się trochę lepiej, bo przynajmniej nie staję się ciężarem dla mojej ukochanej żony. Teraz już wiem, że popełniłem błąd, odcinając się od niej wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem wsparcia. I po cichu cieszę się, że wysłuchała Krzyśka, gdy tylko do niej przyszedł.

Czytaj także:
„Mąż pisał donosy na sąsiadów i napytał nam biedy. Mnie narobił wstydu i teraz nie wiem, jak ludziom w oczy spojrzę”
„Moi rodzice nigdy się nie kochali, zdrady i awantury to była codzienność. Przez to nie umiem zaufać żadnemu facetowi”
„Kręcił mnie facet mojej siostry. Gdy zaciągnął mnie do spiżarni, zdrowy rozsądek zgubiłam razem z majtkami”

Redakcja poleca

REKLAMA