Wynajmowaliśmy z mężem przyzwoite dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Tylko na tyle było nas stać, ale byliśmy szczęśliwi.
Któregoś dnia zadzwonił telefon, a ja ze zdziwieniem stwierdziłam, że to właściciel tego mieszkania. A on nigdy nie dzwoni bez powodu. Kiedy tylko odebrałam, usłyszałam, że nie płacimy na czas rachunków i będziemy mieli z tego powodu kłopoty.
– O czym pan mówi? Przecież osobiście robię każdy przelew – powiedziałam oburzona.
– No najwyraźniej nie każdy, bo z moich obliczeń wynika, że macie niedopłatę. Jesteście mi winni jeszcze dwa tysiące trzysta złotych. Ale co ja tam będę się tłumaczył, będę u państwa dziś późnym popołudniem – skwitował i się rozłączył.
Cały dzień chodziłam jak na szpilkach
Sprawdziłam historię przelewów, łącznie z opłatami za media. Na wszelki wypadek mój mąż sprawdził po mnie jeszcze raz. Zgadzało się wszystko, co do grosza.
– Jacek, a może były jakieś podwyżki czynszu i nikt nam nie powiedział? Wiesz, jakiś fundusz remontowy, czy coś – zapytałam męża.
– Wątpię, przecież mielibyśmy zawiadomienie w skrzynce.
Na wszelki wypadek zadzwoniłam do administracji. Niestety okazało się, że mam rację.
– Nie rozumiem, o co pani chodzi. Podnieśliśmy fundusz remontowy, ale to było trzy lata temu –powiedziała zdziwiona pani przez telefon.
– Jak trzy lata temu? Przecież wtedy, to my nawet tu nie mieszkaliśmy.
– To nie mój problem, ja tylko widzę w systemie, że to mieszkanie jest winne spółdzielni ponad dwa tysiące złotych.
Zamarłam.
Kilka godzin później przyszedł pan Janusz. Właściciel.
– No musicie to zapłacić i to już, bo mam wezwanie do zapłaty. Nie będę się przez was z komornikiem użerał.
– Ale przecież pan nic nam nie powiedział, że czynsz jest wyższy. Przecież płacilibyśmy tyle, ile trzeba.
– Sam nie wiedziałem. Gdzieś musiałem zapodziać informację od administracji i naliczałem was po staremu.
– Ale my nie mamy takich pieniędzy – westchnęłam i opadłam ciężko na fotel.
– To pakujcie manatki i po problemie. Migiem znajdę kogoś na wasze miejsce – powiedział. Po czym wstał, rzucił nam na ławę rachunki i wyszedł, nawet się nie żegnając.
To jakiś koszmar
Sytuacja była o tyle nieciekawa, że oboje z Jackiem jeszcze studiowaliśmy. Jemu do obrony doktoratu został jeden semestr, a mi tyle do magistra. Pracowaliśmy, ale nasze pensje szły głównie na rachunki i produkty pierwszej potrzeby. Do tego, za cztery miesiące mieliśmy powitać na świecie nasze pierwsze dziecko.
Kiedy następnego dnia wypłakiwałam się mamie, ku mojemu zaskoczeniu zaproponowała, że pożyczy nam te pieniądze.
– Mamo, ale skąd? Przecież sami z ojcem ledwo przędziecie – zapytałam.
– A odkładamy ze Staszkiem na miejsce na cmentarzu – powiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
– Ale… – chciałam jej przerwać.
– Nie ma ale, nam się nie spieszy na tamten świat, a wy nie będziecie się tułać.
Następnego dnia Jacek pojechał spotkać się z właścicielem, żeby uregulować zaległości. Wrócił niespodziewanie szybko.
– Wypowiedział nam umowę – krzyknął od progu. – Burak wziął kasę i wcisnął mi do ręki wypowiedzenie mieszkania.
Według tego pisma mieliśmy czas do końca miesiąca, żeby się wynieść. Czyli dwa tygodnie. Nie mogłam w to uwierzyć, ale miałam dwa wyjścia – lamentować, albo jakoś ogarnąć sytuację. Wybrałam drugą opcję i zaczęłam szukać mieszkań na wynajem.
Ceny były kosmiczne, lokalizacje jeszcze gorsze, byłam naprawdę załamana. Kiedy już pogodziłam się z tym, że pewnie będziemy zmuszeni wyprowadzić się gdzieś naprawdę daleko, Jacek przyszedł do mnie z osobliwym pomysłem.
– Kochanie, na sąsiedniej ulicy mieszka ciotka mojego kumpla. Starsza pani, która ma marną emeryturę. Podobno ma bardzo duże mieszkanie, a ciężko jej jest się samej utrzymać…
Nie zdążył dokończyć, bo natychmiast mu przerwałam. Wiedziałam, co ma na myśli.
– Nie ma mowy! Nie będę mieszkała z jakąś starą, obcą babą!
– Monika, ale zastanów się. Ta kobieta chyba jest okej, poza tym, dla nas to jedyna opcja. Wojtek twierdzi, że to równa babka, a nie jakaś stetryczała starowinka. Wiem, co myślisz, ale może chociaż spotkajmy się z nią i pogadajmy. Nic nie tracimy.
Uległam mu, bo co miałam zrobić. Godzinę później staliśmy na drugim piętrze przedwojennej kamienicy przed pięknymi, rzeźbionymi drzwiami. Zapukaliśmy, i otworzyła nam uśmiechnięta starsza pani.
To mieszkanie było ogromne i bardzo ładne
Kiedy weszliśmy, uderzyła nas ilość światła, która wpadała przez ogromne okna. Drewniana podłoga trochę skrzypiała, a wokół było pełno antyków, ale miało to swój urok.
Pani Zofia podała nam herbatę i domowe ciasto.
– Dawno nic nie piekłam, bo i dla kogo? Syn siedzi za granicą i przyjeżdża raz do roku, mąż od lat jest na łonie Abrahama. Wojtek uprzedził, że możecie przyjść, więc zawczasu zrobiłam szarlotkę – powiedziała, nakładając nam po kawałku. – Sama jestem w tym wielkim domu, mam pięć pokoi i ledwo wiążę koniec z końcem, więc pomyślałam, żeby podnająć któryś.
Zauważyła, jak spoglądamy na siebie i natychmiast dodała:
– Ja wiem, że jestem emerytką, ale nie z tych, co siedzą w oknie i wściubiają nos w nie swoje sprawy. Mam swój klub seniora, przyjaciółki i wiodę całkiem spełnione życie. Mieszkanie jest ogromne, więc nawet jak urodzisz, miejsca starczy dla wszystkich. Wojtek spędził tu całe dzieciństwo, zawsze było tu pełno ludzi, a teraz... cóż. Jedno mogę wam zaoferować na pewno – przestrzeń i święty spokój.
Nie mogłam w to uwierzyć
Taka okazja była zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. A jednak. Zaproponowała, żebyśmy jej płacili połowę tego, co płaciliśmy dotychczas. Nasza sypialnia była duża i przestronna, a pani Zosia zaproponowała, że jeśli sobie odremontujemy mniejszą sypialnię, która jest teraz składzikiem, to może być tam pokój dla dziecka.
Już kolejnego dnia pakowaliśmy swoje rzeczy i Jacek powoli wszystko przewoził. Kiedy znosiliśmy kolejne pudła do samochodu, na klatce zaczepiła nas sąsiadka.
– O, czyli pan Janusz jednak wam wypowiedział umowę? – rzuciła. – Nie sądziłam, że się do tego posunie, ale bał się, że kiedy urodzisz, przestaniecie płacić i nie będzie mógł się was pozbyć.
– Czemu niby mielibyśmy przestać płacić? – nie dowierzałam temu, co usłyszałam.
– A bo jak ostatnio z nim rozmawiałam, to powiedział, że w telewizji opowiadali historię pary, która nie płaciła. Właściciel robił, co mógł, żeby wyciągnąć od nich kasę, a potem ich wyrzucić, ale nie mógł, bo byli z dzieckiem.
Stałam tam z rozdziawioną buzią. Janusz zachował się jak przysłowiowy Janusz i jeszcze założył, że chcemy go oszukać. No, ale dzięki temu znaleźliśmy coś zdecydowanie lepszego.
Piękne życie
Pani Zofia była aniołem. Kiedy Basia przyszła na świat, chętnie nam pomagała. Kiedy potrzebowaliśmy chwili oddechu, albo po prostu czasu do nauki, nie musieliśmy szukać opiekunki, bo mieliśmy ją. Co prawda nie za darmo, ale lepszej niani nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Wszyscy szanowaliśmy swoją przestrzeń. Pani Zosia prowadziła bujne życie towarzyskie i w naszym domu zawsze ktoś się kręcił, ale nasi znajomi i rodzina też mogli do nas wpadać, kiedy tylko chcieli. Tworzyliśmy wspólnie dom, i kiedy po studiach postanowiliśmy wrócić na wieś, było nam naprawdę przykro.
– Moje dzieci, liczę, że zawsze, jak będziecie w mieście, to mnie odwiedzicie – powiedziała ze łzami w oczach, kiedy jedliśmy wspólne pożegnalne śniadanie. – Nawet nie wiecie, jak bardzo mi pomogliście. Dzięki temu, że dokładaliście się do czynszu, zrobiłam sobie kurs komputerowy i teraz będę pisała teksty na zlecenie. Dzięki wam mogłam ułożyć sobie życie na nowo.
Niedługo później okazało się, że jej syn wraca z zagranicy i przywozi ze sobą narzeczoną. Wygląda na to, że w tym pięknym mieszkaniu znowu będzie tętniło życiem.
Czytaj także:
„Moja teściowa zatruwa mi życie. Szpieguje mnie i we wszystko wściubia nos, by dowieść, że mam romans z kolegą”
„Mój brat to leń i pasożyt. Okradł naszą chorą matkę, tylko po to, żeby zaimponować jakiejś nowopoznanej panience”
„Prawie wysłaliśmy pacjenta na tamten świat. Tylko cud zatrzymał go przy życiu, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć”