Kobiety czekają na swojego wspaniałego rycerza na białym koniu, ale w sumie rzadko której udaje się go naprawdę spotkać. Często słyszałam narzekania koleżanek na swoich wybranków – w tym narzeczonych, a później i mężów. Ja nie szukałam zbyt intensywnie, bo miałam inne sprawy na głowie: najpierw studia, a potem pierwsze miesiące pracy, na której przecież mocno mi zależało.
Marek pojawił się jednak w moim życiu znienacka. Wpadłam na niego kiedyś, przypadkiem, gdy wychodziłam ze sklepu, a on szukał drogi do jednej z części miasta, której sam nie znał. Wskazałam mu ją i odbyliśmy całkiem przyjemny spacer, bo do celu nie było blisko. Mimo to nie nudziłam się ani przez chwilę, bo on zabawiał mnie rozmową, a ta zaskakująco dobrze się kleiła.
Już wtedy miałam jakiś przebłysk, impuls, który podpowiadał mi, że świetnie się ze sobą dogadamy. Przewidywałam, że będzie z tego coś więcej i się nie pomyliłam. Niespełna dwa lata później wzięliśmy ślub, mimo wyraźnych sprzeciwów mojej teściowej.
Teściowa nigdy mnie nie polubiła
Matka Marka od początku coś do mnie miała. Podczas obiadów w jego rodzinnym domu rzadko kiedy się do mnie odzywała, a jeśli już, zwykle były to jakieś przytyki do mojego wyglądu, ubioru czy nieodpowiedniego jej zdaniem zachowania.
Normalnie pewnie strasznie by mnie to denerwowało, ale bardzo imponowała mi zawsze postawa mojego partnera, który za każdym razem zdecydowanie stawał w mojej obronie.
– Mamo, wystarczy – mawiał zwykle stanowczo. – Wszyscy wiedzą, że uwielbiasz zrzędzić, ale daj Klarze spokój. Świat się zmienia i musisz to zaakceptować. A Klara nie robi nic złego.
Wtedy zwykle teściowa jeszcze trochę marudziła, ale ostatecznie zmieniała temat.
Odkąd jednak wzięliśmy ślub, zaczęła się też częściej zjawiać u nas. Parę razy przyszła nawet bez zapowiedzi na obiad. Oczywiście, nic nie powiedziałam, bo czułam, że rozpętałaby się z tego niezła burza. Marek jednak nie był tak ugodowy i któregoś razu zaznaczył, że jego matka mogłaby chociaż zadzwonić wcześniej i powiedzieć, nim wpadnie, bo potem nie mam co na ten obiad podać.
Lubiła też wydzwaniać do nas, głównie do mnie, bo miałam dni, że pracowałam zdalnie i to ja odbierałam telefony. Miałam wrażenie, że teściowa prowadzi jakieś śledztwo, bo potrafiła trzy razy w ciągu dnia zapytać mnie, co robię, z kim, czy wychodzę i po co. Z czasem nawet przestałam odbierać połączenia z jej numeru, by nie doprowadzić do kłótni, jak puszczą mi nerwy.
Starałam się skupiać na swoim życiu
Próbowałam ignorować jawną wrogość teściowej. Albo nie odbierałam jej telefonów, albo starałam się być po prostu miła i cierpliwie odpowiadać na powtarzające się pytania. Kiedy zapraszała nas do siebie, pozwalałam, by przejmowała kontrolę nad spotkaniem i starałam się za dużo nie odzywać. Myślałam, że kiedy będę zachowywać pewien dystans i nie dam się sprowokować, w końcu odpuści – chociażby dlatego, że zabraknie jej argumentów do dalszej wojny.
Skupiałam się na naszym życiu. Pracowałam, spędzałam każdą wolną chwilę z Markiem, chętnie też wychodziłam z nim i jego znajomymi. Miałam też dwie bliskie przyjaciółki, z którymi umawiałam się zwykle wtedy, gdy mój mąż chciał gdzieś wyjść z kolegami. Świetnie nam się powodziło, więc czym miałabym się przejmować?
Nakryłam ją w galerii handlowej
To było zwyczajne popołudnie. Zadzwonił do mnie Kacper, przyjaciel Marka i trochę zawstydzony zapytał, czy nie pomogłabym mu może w wyborze marynarki na jego nadchodzącą rocznicę ślubu.
– Bo wiesz, trochę mi głupio Anki pytać, zwłaszcza że ona zawsze się trochę podśmiewa, jak sam się ubiorę – tłumaczył. – Wiesz, bo jak nie masz czasu czy coś…
– Daj spokój – przerwałam mu. – Ogarnę zlecenia i możemy się umówić za dwie godziny.
Spotkaliśmy się przed jedną z galerii handlowych, a stamtąd, ku rozpaczy Kacpra, wyruszyliśmy na rajd po sklepach. Miał szczęście, bo raczej nie byłam z tych kobiet, które przy okazji wejścia do centrum handlowego, musiały koniecznie przejść się po wszystkich sklepach i wyczaić coś dla siebie. W ogóle średnio przepadałam za zakupami.
W pierwszym z odwiedzonych sklepów wydawało mi się, że gdzieś za wieszakami mignęła mi teściowa. Zignorowałam to, ale kiedy wychodziliśmy, miałam wrażenie, że widzę ją w holu, skrytą za jedną z kolumienek. Trochę już zdziwiona, poszłam z Kacprem do kolejnego sklepu, ale kiedy zobaczyłam matkę Marka przyklejoną centralnie do szyby wystawowej po drugiej stronie, nie wytrzymałam.
– Zaczekasz tu moment? – spytałam pośpiesznie towarzysza, a gdy ten skinął głową, trochę zaskoczony, dodałam: – Muszę coś załatwić.
Po tych słowach wypadłam na zewnątrz i stanęłam twarzą w twarz z moją teściową.
– Aha! – krzyknęła triumfalnie na mój widok. – To tak się zabawiasz, jak Mareczka nie ma w domu!
Odkaszlnęłam.
– Słucham?
– No, chadzasz z jakimś swoim koleżką! – ciągnęła. – Ciekawe, co tam jeszcze robicie!
– No teraz to już pani przesadziła – stwierdziłam poirytowana. – Pomagam Kacprowi…
– Pomagasz, pomagasz! – Znów weszła mi w słowo. – Już ja znam taką pomoc! A zobaczysz, że ja znajdę sposób, żeby znaleźć dowody na to, jak romansujesz na boku! I wtedy Marek wreszcie cię zostawi!
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Jakby przed chwilą w ogóle nic się nie wydarzyło.
Zamrugałam. Nie wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Że moja urocza teściowa chwilę temu zarzuciła mi, że mam romans. Mało tego – że przekonywała mnie, że ona to jeszcze udowodni. A ja będę miała za swoje, gdy Marek o wszystkim się dowie. Postanowiłam jednak wyprzedzić ją o krok i wytrącić broń z ręki.
Poszłam z tym prosto do Marka
Oczywiście pomogłam Kacprowi z zakupem marynarki, a potem pożegnałam się i wróciłam do domu. Traf chciał, że Marek był już na miejscu.
– O, jesteś wreszcie! – przywitał mnie, gdy weszłam. – Dziś wyjątkowo skończyłem wcześniej, przychodzę, a ciebie nie ma! – Zaśmiał się lekko. – Gdzie byłaś?
– A, wiesz, Kacper ma w weekend rocznicę ślubu – odparłam lekko. – Poprosił mnie, żebym pomogła mu wybrać jakąś marynarkę, bo biedak nie miał odpowiedniej.
Tym razem mój mąż parsknął śmiechem.
– Cały Kacper – skwitował. – Ale dobrze, że ma ciebie – objął mnie ramieniem w talii i przyciągnął do siebie. – Mam nadzieję, że za bardzo nie marudził?
– Nie, nie, jak na faceta był całkiem dzielny – przyznałam. – Ale wyobraź sobie, co wymyśliła twoja matka.
– No? – rzucił, przyglądając mi się uważnie. – Już się boję.
– Widzisz, podobno mam romans – stwierdziłam. – Ze swoim koleżką. Bo prowadzamy się razem, jak ty jesteś w pracy.
Marek otworzył szerzej oczy.
– Czekaj, czekaj, ale że z Kacprem? – Wyglądał na rozbawionego i zirytowanego jednocześnie.
– No, z Kacprem – przyznałam. – A twoja mamusia stwierdziła, że znajdzie na to dowody. Więc czekam. Niech szuka.
Załatwiłam ją na cacy
Chociaż w pierwszej chwili myślałam, że Marek uzna całą sytuację z teściową za dobry żart, nieźle się na mamusię wkurzył. Okazało się, że już następnego dnia pojechał do niej i zrobił awanturę.
Po powrocie przyznał mi się, że zagroził matce, że jeśli dalej będzie się mieszać w nasze życie, to w końcu zerwie z nią kontakt. Jak twierdził, nie chciał mnie narażać na nieprzyjemności i psuć nerwów zupełnie bez powodu.
Nie wiem, na bardzo jego wybuch był skuteczny, ale teściowa zadzwoniła do mnie już następnego dnia – na komórkę, nie na domowy, jak do tej pory. Coś tam przebąkiwała, że musiała się pomylić w kwestii tego mojego romansu i ogólnie strasznie się motała wokół tematu.
Jak na moje, to miały być jakieś osobliwe przeprosiny, ale nie zamierzałam jej wybawiać z kłopotu. W końcu rzuciła coś o zakopywaniu topora wojennego. Cóż, ja tam z nikim nie walczyłam, ale niech ona dalej żyje w takim przeświadczeniu – byle tylko nie szukała więcej jakichś moich zmyślonych kochanków.
Czytaj także:
„Przyjaciółka nie szanowała męża, więc postanowiłam o niego zadbać. Usiadłam mu na kolanku i pokazałam, czym jest czułość”
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”