„Mój brat to leń i pasożyt. Okradł naszą chorą matkę, tylko po to, żeby zaimponować jakiejś nowopoznanej panience”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fotostorm
„Po prostu nie chcę mieć z nim więcej do czynienia. Wiedziałam, że to on nakłonił ją, aby odpuściła sobie wyjazd do sanatorium. Przekonywał ją, że te pieniądze są mu potrzebne na samochód. Tymczasem wybrał się w góry z pewną niedawno poznaną dziewczyną, wykorzystując wszystkie moje oszczędności”.
/ 19.02.2024 08:30
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fotostorm

Zawsze, kiedy pytałam mamę, co by chciała dostać na urodziny lub imieniny, odpowiadała, że ma już wszystko, czego potrzebuje i nie brakuje jej niczego. Przyzwyczaiłam się do tego. Jednak ostatnio zaczęła mówić coś, co mocno mnie irytowało.

– Czemu wydajesz na mnie pieniądze? Lepiej przekaż je bratu. On jest taki biedny. On potrzebuje tych pieniędzy, nie ja, stara...

W tamtym momencie moje ciśnienie gwałtownie rosło. Wzbierała się we mnie ogromna złość. Chciałam mu powiedzieć, że nie jestem żadną organizacją charytatywną. Sama mam dwójkę dzieci i razem z mężem pracujemy bardzo ciężko, aby zapewnić naszej rodzinie godne życie. Nie uśmiecha mi się pomaganie mojemu bratu, co jest właściwie wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Była w bardzo złej sytuacji finansowej

Z sentymentem wracam myślami do lat mojej młodości. Kiedy mój ojciec jeszcze żył, cała nasza rodzina była bardzo zgraną drużyną, w której zarówno ja, jak i mój młodszy o dwa lata brat byliśmy traktowani sprawiedliwie i równo. Niestety, kiedy choroba odebrała nam tatę, mama skierowała całą swoją miłość na Michała.

W tamtym czasie miał dziewiętnaście lat, ale zachowywał się jak niedojrzały nastolatek. Matczyna miłość była dla niego wygodna. Ona służyła mu we wszystkim i ciągle mu ustępowała, uważając, że jest bardzo mądrym chłopcem, lecz niedocenianym przez innych.

Oczywiście miał problemy w szkole, i gdyby nie mama, w ogóle by go nie dopuścili do matury. Jakimś cudem ją zdał, ale na studia go nie przyjęli. Całymi dniami siedział przed komputerem, albo uganiał się za dziewczynami.

W końcu któraś z nich zaszła z nim w ciążę. Myślałam wówczas, że Michał się ogarnie i weźmie odpowiedzialność za swoje życie, ale nie mogłam bardziej się mylić. Wił się i kombinował, jak mógł, żeby tylko wymigać się z płacenia alimentów.

Sąd zadecydował o alimentach, ale Michał nie zwracał na to uwagi. Matka jego dziecka, groziła mu komornikiem.

– Nie mam nic, co mógłby mi zabrać – mój brat zaśmiał się jej prosto w twarz.

– W takim razie skończysz w więzieniu – odpowiedziała dziewczyna.

Mama była przerażona myślą, że jej ukochany syn może trafić za kratki, więc zaczęła płacić za niego alimenty. Ukrywała to przede mną, bo znała moje zdanie na ten temat. O dobre imię swojego syneczka walczyłaby do ostatniej kropli krwi. 

Ku mojemu zdziwieniu, któregoś dnia mój brat zebrał się w sobie i stwierdził, że idzie do roboty. Bez ukończonych studiów i jakiejkolwiek praktyki, praca ochroniarza to maksimum, na co mógł w ogóle liczyć. I właśnie taką posadę znalazł.

Nasza mama była wtedy w siódmym niebie, a ja myślałam, że przynajmniej zacznie dokładać się do opłat, skoro nadal z nią mieszkał. Niestety, moje nadzieje szybko okazały się płonne. Michał całą swoją wypłatę wydawał na siebie i swoje hobby, a mama nadal ledwie wiązała koniec z końcem. Pieniędzy nie wystarczało jej na własne potrzeby, a i tak wszystko, co tylko mogła, oddawała mojemu bratu.

Emerytura, którą dostawała, była niewielka, dlatego zdecydowała się na pracę na stanowisku recepcjonistki w szpitalu. Każdego dnia wracała do domu wykończona, ponieważ przed jej stanowiskiem non stop tworzyła się ogromna kolejka pacjentów. Dorabiała sprzątając. Nie dziwi więc, że jej stan zdrowia się pogorszył. Czuła się osłabiona, miała zawroty głowy i lekarz zasugerował jej odpoczynek.

– Ale jak mam odpoczywać, skoro jest tyle rzeczy do zrobienia?! – broniła się.

Bardzo się o nią martwiłam, więc kiedy zbliżał się Dzień Matki, postanowiłam razem z mężem, że podarujemy jej na prezent pobyt w sanatorium.

– Jak już za wszystko zapłacimy, to nie będzie miała wyboru, tylko po prostu będzie musiała jechać – powiedziałam.

– Nie musieliście mi nic kupować, nie potrzebuję wyjazdu do sanatorium. Ja się dobrze czuję. Może powinnaś te pieniądze przekazać Michałkowi – odpowiedziała mama, dziękując mi za pokrycie kosztów jej pobytu i zabiegów.

– Mamo, musisz odpocząć – próbowałam ją przekonać.

– Ale ja już nie mam siły na takie długie podróże – kontynuowała swoje protesty. Miałam na to odpowiedź:

– Zawieziemy cię samochodem. Zorganizujemy sobie taki jednodniowy wyjazd.

Skontaktowałam się z sanatorium

Wszystko wydawało się być już dograne. Na tydzień przed wyjazdem, mama poinformowała, że nie musimy się męczyć z jej przewożeniem, ponieważ Michał zadeklarował, że zabierze ją swoim nowiutkim samochodem.

– Ma nowe auto! Takie piękne. Duże, komfortowe, srebrne... Dokładnie takie, jakie zawsze mu się marzyło – opowiadała z zachwytem i błyskiem w oczach.

Miałam podejrzenia, że mogła mu sfinansować jakąś część tego samochodu, ale nie zdecydowałam się na komentarz.

"Jeśli Michał ma ochotę, może ją podwieźć" – pomyślałam. Pożegnałam się z mamą, życząc jej przyjemnego pobytu. Dzień po jej wyjeździe, zadzwoniłam, by się dowiedzieć, czy wszystko jest w porządku i czy dobrze się tam czuje.

– Tu jest wspaniale – mama była pełna zachwytu, a ja odetchnęłam z ulgą, bo trochę się obawiałam, że będzie narzekać.

Opowiedziała mi, że w pokoju ma dwie urocze panie, że korzysta z zabiegów...

– To był świetny pomysł z tym prezentem, mama jest zachwycona – powiedziałam mężowi.

Parę dni później ponownie próbowałam skontaktować się z mamą, ale nie odbierała telefonu. Nie ustępowałam i dzwoniłam jeszcze parę razy, aż zaczęłam się martwić. Znalazłam numer do biura tego sanatorium i poprosiłam, żeby połączyli mnie z pokojem mamy.

– Nie mamy takiej osoby – usłyszałam, kiedy podałam nazwisko mamy.

– Jak to, nie macie? Przecież to ja sama zapłaciłam za jej pobyt – zdziwiłam się.

– No tak. Rzeczywiście, pani mama była wśród zapisanych uczestników, ale na moment przed rozpoczęciem turnusu zrezygnowała i poprosiła o zwrot pieniędzy, twierdząc, że jednak nie będzie w stanie się pojawić. Oczywiście, w tej sytuacji mogliśmy zwrócić tylko połowę wpłaconej kwoty, ale...

Nie dałam rady kontynuować tej rozmowy. Pożegnałam się i odłożyłam telefon. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Okazało się, że moja mama wcale nie jest w sanatorium. Bezczelnie mnie okłamała. 

To straszne!

Byłam wstrząśnięta tą sytuacją, więc zdecydowałam się pojechać do niej i zapytać, dlaczego to zrobiła. Stałam pod jej domem i dzwoniłam do drzwi, ale nikt nie otwierał, mimo że widziałam, że w kuchni jest włączone światło. "Nie odpowiadasz na dzwonek do drzwi, nie odbierasz telefonu... To nie jest w porządku!" – pomyślałam. Na szczęście zawsze nosiłam w kieszeni klucze do domu moich rodziców.

Gdy weszłam do niej, uderzyło mnie to gęste powietrze. Następnie usłyszałem dziwne dźwięki. Pomyślałem, że pochodzą z kuchni, więc od razu tam poszłam. Moja mama, ledwo przytomna, leżała na podłodze. Przestraszona, zadzwoniłam po karetkę. W szpitalu dowiedziałam się, że mama miała wylew krwi do mózgu dzień wcześniej. Leżała na podłodze w kuchni przez cały dzień, cudem przeżyła, ale prawdopodobnie nigdy już nie odzyska pełnej sprawności.

Obecnie jest w trakcie rehabilitacji. Ja i mój mąż pokrywamy koszty, bo Michał oczywiście nie czuje się zobowiązany do pomocy i nie ma zamiaru dołożyć się do wydatków związanych z moją matką. Ogólnie rzecz biorąc, wszystko to go mało obchodzi. Żyje nadal swoim życiem, jak gdyby nic się nie wydarzyło.

Zdecydowałam, że po całej tej dramatycznej sytuacji z moim bratem, po prostu nie chcę mieć z nim więcej do czynienia. Przecież to przez niego nasza mama podupadła tak mocno na zdrowiu. Byłam pewna, że to on namówił ją, aby zrezygnowała z planowanego wyjazdu do sanatorium.

Uwierzyła, że te pieniądze są mu potrzebne na nowy samochód. Twierdził, że przecież w domu też może w spokoju odpocząć. Ale prawda była taka, że wykorzystał moje oszczędności, które miały służyć na leczenie mamy, i wybrał się na wakacje w góry z nowo poznaną dziewczyną. Przez kilka dni nawet nie zadał sobie trudu, żeby chociaż zadzwonić i sprawdzić, co u mamy.

Nie mogę mu tego darować. Nie zapomnę i nie wybaczę mu tego do końca życia. Zwłaszcza że jestem przekonana, że gdyby tylko mama pojechała tamtego dnia do sanatorium i faktycznie odpoczęła i skorzystała ze wszystkich zabiegów dla podreperowania zdrowia, być może nie dostałaby wylewu i teraz byłaby w pełni zdrowa.

Czytaj także:
„Rodzice przestrzegali mnie przed Irkiem, bo źle mu z oczu patrzyło. Trzy dni po ślubie poczułam ciężar jego ręki”
„Firmowy event skończyłam w łóżku szefa. Podrywał mnie i nęcił, a teraz udaje, że mnie nie zna. Nie taki był plan”
„Teściowa buntowała mojego męża przeciwko mnie. Przez nią ta niemota zostawiła mnie samą w 9. miesiącu ciąży”

Redakcja poleca

REKLAMA