„Wizyta kuzynki była utrapieniem. Nie dość, że się wprosiła, to jeszcze zrobiła z mojego męża łajdaka”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Nagle w środku nocy ze snu wyrwał mnie przeraźliwy krzyk. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do pokoiku dzieci. Ich łóżka były puste. Odwróciłam się i zderzyłam po ciemku z kimś wybiegającym w popłochu z dużego pokoju. Ela wrzeszczy, Darek nie wie, co się dzieje. Cyrk”.
/ 19.05.2022 13:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Monkey Business

Kiedy kładę się wieczorem spać, nie wiem, w którym łóżku się obudzę ani z kim. O nie, to nie jest tzw. różowa literatura. To samo życie. Rodzinne. Mam dwóch synów, którzy „wędrują”. Kładziemy się normalnie. Oni w swoim pokoju, my z mężem w sypialni.

Nocne wędrówki zaczynają się około trzeciej w nocy. Najpierw sześcioletni Jaś idzie siusiu, a wracając, dziwnym trafem skręca do naszej sypialni. Kładzie się na samym brzeżku, ale wkrótce rozpycha się jak basza i mój mąż musi się ewakuować. Idzie do pokoju gościnnego, bo Jaś śpi na łóżku piętrowym na górze, więc mąż nie chce się tam wdrapywać.

Potem przychodzi czas na Alka, naszego czterolatka. Niby taki odważny, a jakby co, „to do mamy i w płacz”. Więc czasem już o piątej rano leżę ściśnięta pomiędzy dwoma rozpychającymi się brzdącami.

Kiedy mam dość nagłych kuksańców w plecy czy w nos, wysuwam się z łóżka i idę spać do pokoju chłopców na niższe piętro. Do gościnnego nie mam po co, bo Darek nie rozkłada
w nocy kanapy, żeby nie hałasować.

Czasem na tym się kończy, czasem nie. Bo kiedy Alek budzi się nad ranem i widzi że mnie nie ma, wyrusza na poszukiwanie. I ląduje na kanapie z mężem albo wraca do swojego łóżka i włazi mi dosłownie na głowę.

Cud, że jakoś się wysypiamy

Niedawno gościliśmy moją kuzynkę, Elę. To dość specyficzna osoba. Ma prawie 50 lat, a wciąż nie założyła rodziny. Nie nazwałabym jej jednak singielką, bo to zbyt nowoczesne określenie. Ela zachowuje się jak typowa stara panna z dziewiętnastowiecznych powieści.

Nie za ładna, niezbyt młoda, z przestarzałymi poglądami na świat i życie, desperacko próbująca kogoś poznać. Ale niestety chorobliwie nieśmiała w stosunku do mężczyzn. Nawet do tych z rodziny. Mojego Darka zna już ponad dziesięć lat, a wciąż zachowuje się przy nim, delikatnie mówiąc, dziwnie.

Ela mieszka na Podkarpaciu, pracuje w szkole podstawowej, uczy w klasach najmłodszych uczniów. Jako osoba wykształcona i pragnąca kontaktu z kulturą, czasem nas w Warszawie odwiedza.

Dzwoni z kilkutygodniowym wyprzedzeniem i pyta, czy może do nas wpaść w weekend. Chodzi zazwyczaj o jakieś przedstawienie teatralne lub koncert (Ela kocha muzykę poważną).

Przed nami kolejny nudny weekend z kuzynką

Zwykle przyjeżdża w sobotę rano, wieczorem idzie do teatru, nocuje, a w niedzielę wyjeżdża po obiedzie. Kiedy dzieciaki były malutkie, taktownie powstrzymywała się od odwiedzin, ale potem wpadała raz na dwa, trzy miesiące. Trochę krępowały nas te wizyty, a już posiłki z kuzynką były dla nas istną torturą.

Wymuszona konwersacja była nudna, a weekendy trochę zmarnowane. Ale co zrobić. Nie miałam serca jej odmówić. Zresztą wszystkie te pobyty były podobne. Ustalił się pewien rytuał. Jednak ten ostatni weekend z Elą zapamiętamy na długo.

– Wybierzmy się w sobotę do kina, a potem do jakiegoś klubu, co? – zaproponował Darek. – Grają fajny film. Chłopców podrzucilibyśmy dziadkom, a my byśmy sobie jeszcze poszaleli do białego rana. Już gadałem z nimi. Mama się zgodziła.

– Byłoby super, ale zapomniałam ci powiedzieć, że w ten weekend przyjeżdża Ela – zmartwiłam się.

– O nie… – jęknął Darek.

Nic więcej nie powiedział, ale widziałam, jak zeszło z niego powietrze. W sobotę tuż przed obiadem zjawiła się moja kuzynka. Jak zwykle nawiozła ze sobą mnóstwo słoiczków z konfiturami, grzybkami w occie i ogórkami. Ona nie przyjeżdża nigdy z pustymi rękami, co jest bardzo miłe.

Kiedy Ela szykowała się do wyjścia, ja i Darek postanowiliśmy pojechać z chłopcami do kina.

– A to nie za późno dla nich? – nie omieszkała zauważyć Ela.

– To przecież specjalny seans dla dzieci – odpowiedział mąż. – Zaczyna się o 18, mniej więcej tak jak twoje przedstawienie. Możemy wszyscy razem wyjść, podrzucimy cię do teatru. Zaoszczędzisz na taksówce.

Rzuciła mu zachwycone spojrzenie.

Ela wrzeszczy, Darek nie wie, co się dzieje. Cyrk

Kuzynka wróciła z teatru, kiedy dzieci już były w łóżeczkach. Darek wymówił się przeglądaniem jakichś papierów, więc posiedziałam z Elą przy kieliszku orzechówki, którą przywiozła. Pogadałyśmy o tym, co u rodziny słychać, potem wszyscy poszliśmy spać. Zasnęłam twardo. Nagle w środku nocy ze snu wyrwał mnie przeraźliwy krzyk.

Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do pokoiku dzieci. Ich łóżka były puste. Odwróciłam się i zderzyłam po ciemku z kimś wybiegającym w popłochu z dużego pokoju pełniącego rolę sypialni naszego gościa. 
 

Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do pokoiku dzieci. Ich łóżka były puste. Odwróciłam się i zderzyłam po ciemku z kimś wybiegającym w popłochu z dużego pokoju pełniącego rolę sypialni naszego gościa.

W pokoju ktoś piszczał. Nie panując nad sobą, też wrzasnęłam i wtedy ktoś zapalił światło. Przede mną stał mój mąż. Z obłędem w oczach.

– Gdzie dzieci? – wyjąkałam?

– Dzieci? – patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami. – No przecież u nas. Musiałem się wynieść.

Powoli wszystko zaczęło do mnie docierać. W popłochu nie zauważyłam, że obaj malcy spali smacznie obok mnie. No tak, przywędrowali…

– A ty? – spytałam.

– Co ja? – Darek oglądał się za siebie.

Zajrzałam do pokoju. Moja kuzynka stała na kanapie, dzierżąc przed sobą poduszkę niczym tarczę. Potargana i popiskująca, wyglądała… hmm… na odrobinę szaloną.

– To jakiś obłęd – jęknął Darek. – Zapomniałem, że ona u nas nocuje. I poszedłem, jak zwykle, położyć się do dużego pokoju na kanapę. Po prostu byłem nieprzytomny. No i ona narobiła wrzasku, że ja niby…

Stłumiłam wybuch śmiechu.

– Idź się położyć obok dzieci. Ja zajmę się Elą – powiedziałam.

– Ja chciałem jej wytłumaczyć, ale ona myślała, że… no wiesz…

– Dobranoc, mój ty casanowo – powiedziałam i wkroczyłam do pokoju Eli, która właśnie się ubierała.

– Wyjeżdżam – oświadczyła.

– Zwariowałaś? W nocy? Poza tym może pogadamy chwilę?

– Nie ma o czym, twój mąż, on…

– No co? – spytałam zaczepnie.

– Jak można nachodzić kobietę, gościa… – jąkała się.

Była czerwona na twarzy.

– Elu, uspokój się. To wina dzieci…

Dopiero po jakimś kwadransie dotarło do niej to, co mówiłam. Ale i potem wyglądała na zaniepokojoną.

– Czy wy macie jakieś kłopoty małżeńskie? – spytała z troską.

– Nie. Żadnych – byłam już zirytowana. – Błagam, połóż się spać. Jutro zjemy śniadanie i może wybierzemy się do Łazienek na spacer.

– Nie, ja muszę wcześniej wyjechać – powiedziała stanowczo Ela.

Kiedy wstaliśmy rano, jej już nie było. Zostawiła nam kartkę. Konwencjonalną, w tonie: „Dziękuję za gościnę”. Popatrzyliśmy na siebie nawzajem.

– Mam nadzieję, że to nie było pisane z przekąsem – stwierdził mąż.

Wzruszyłam ramionami. Darek zadzwonił do Eli i jeszcze raz wyjaśnił sytuację, lecz na razie (minęły trzy miesiące) nie mamy od niej znaku, że chciałaby przyjechać. Niestety dochodzą mnie słuchy, że Ela rozpowiada po rodzinie, że mój mąż nie potrafi trzymać łap przy sobie. 

Czytaj także:
„Ojciec, żeby zapełnić pustkę po mamie, chodzi po śmietnikach i zbiera stare rupiecie. Zmienił dom w wysypisko”
„Po śmierci żony żyłem siłą rozpędu. Tylko synowie trzymali mnie w ryzach. Byli jedynym, co mi zostało po ukochanej”
„Teściowa wyklęła mnie i swojego wnuka, bo porzuciłam jej syna-hulakę. Zmiękła, dopiero gdy została na świecie sama”

Redakcja poleca

REKLAMA