„Wiodłem życie singla, bo kobiety chciały ode mnie tylko jednego. Dla niech liczyła się tylko chwila przyjemności i kasa”

Samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, tetxu
„Wiem, jaka jest inteligentna, oczytana, mądra, jak dużo wie o świecie. Nie chwali się tym. Śmieje się tylko przy córce. Mówi, że ona jest dla niej wszystkim, co ważne. Nie jestem zazdrosny, choć pragnąłbym, żeby i dla mnie znalazła choćby mały kąt w swoim sercu”.
/ 28.05.2022 06:15
Samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, tetxu

O takich jak ja mówi się singiel, ale ja uważam, że 50 letni facet, to po prostu stary kawaler i już! Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet. Wybierałem zwykle takie, u których nie miałem szans, więc to się źle kończyło. A ja zostawałem w przeświadczeniu, że się do niczego nie nadaję.

Po kilku takich próbach uwierzyłem w swoje przeznaczenie: widocznie mam być sam do końca życia, więc nie warto się o nic starać.

Tak to sobie sprytnie wymyślili

Dopóki żyła moja matka, nie było najgorzej, chociaż nikt bardziej od niej nie pragnął, abym znalazł mądrą i dobrą kobietę. Zawsze powtarzała, że uroda nie jest najważniejsza, że liczy się serce i rozum, ale ja jestem facetZakochiwałem się głównie przez oczy; jeśli jakaś mi się spodobała fizycznie, cała reszta miała małe znaczenie!

Z jedną się prawie ożeniłem i gdyby nie mój serdeczny kolega, wpadłbym jak śliwka w kanalizację, bo ta ślicznotka miała narzeczonego, z którym wspólnie uknuła intrygę przeciwko mnie. Miała za mnie wyjść, a potem mnie oskubać przy rozwodzie…

Na moje nieszczęście albo szczęście byłoby z czego skubać, bo jestem zamożnym człowiekiem. Mam zakład jubilerski i to taki znany na rynku od pokoleń, więc bieda mi raczej nie grozi.

Tym bardziej że znam się na swoim fachu i mam renomę na rynku kosztowności. Uczyłem się od dziadka i ojca, więc można powiedzieć, że kosztowności są nie tylko moim zawodem, ale i największą pasją.

Tę prawie żonę także poznałem u siebie, w salonie… Kupowała jakąś bransoletkę, ale wcześniej kazała sobie pokazać pierścionki z najdroższymi kamieniami i naszyjnik za kupę kasy. Oczy jej się tak świeciły podczas przymierzania tych błyskotek, że od razu było widać, jaka z niej wielbicielka luksusu.

Gdyby nie kumpel, byłoby kiepsko

Na wszelki wypadek stałem blisko blokady zatrzaskującej drzwi, ale ona nie miała zamiaru uciekać, wręcz przeciwnie, robiła wszystko, żeby zostać jak najdłużej. No i to się jej udało. Gdybym nie pokazał kumplowi jej zdjęcia w telefonie, kto wie, gdzie bym dzisiaj był. Może pod mostem?

Ale chciałem się pochwalić przyszłą żoną, więc z dumą poprosiłem, żeby się szykował na świadka.

– Zygmunt, zwariowałeś? – zapytał.

– Co o niej wiesz?

– Tyle, ile trzeba – odpowiedziałem.

– To znaczy?

– Że jest piękna, namiętna, szalona, i że ją kocham!

– A że od lat ma faceta, też wiesz?

– Co?! Skąd te informacje?

– Z pierwszej ręki. Znam ich oboje doskonale. To parka z piekła rodem. Dobrze, że mi powiedziałeś, co masz zamiar zrobić, jeszcze przed ślubem.

– Nie wierzę ci!

– Nie musisz. Powiedz jej, że jestem twoim przyjacielem, i że zapraszam was na kolację. Zobaczysz, czy zaryzykuje i przyjdzie. Stawiam każde pieniądze, że ucieknie. Za dużo o niej wiem.
Miał rację! Nie zaryzykowała.

Zniknęła z mojego życia, ale ja zamiast kumplowi podziękować, że mi uratował tyłek, obraziłem się na niego i na jakiś czas zerwałem z nim kontakt. Jakby to on był winien mojej lekkomyślności i naiwności!

Dostała ten brylant. Zasłużyła

Potem była jeszcze ruda, długowłosa Julia, po niej blondynka Sandra, jeszcze później Michalina, też blondynka, tylko krótko ostrzyżona. Ona chciała tylko jednego: prawdziwego diamentu do piercingu w intymnym miejscu. Za to była gotowa na wszystko, nawet na to, żeby co dwa dni przychodzić do mnie i zostawać na parę godzin.

Po śmierci mamy przestałem tak gorączkowo szukać kobiety. Dobiegałem 50, byłem już zmęczony i zniechęcony tym, że wszystkie babki, które ze mną były, chciały tylko jednego – pieniędzy, prezentów, biżuterii, zapłaty za swoją obecność przy mnie. Dlatego pomyślałem, że muszę być kompletnie beznadziejny, skoro bez rekompensaty żadna mnie nie zniesie. I postanowiłem odpuścić…

Wtedy pojawiła się Tereska. Ktoś mi ją polecił do sprzątania w domu i w sklepie, więc najpierw pracowała na próbę, ale ponieważ okazała się cicha, czysta, dyskretna i godna zaufania – została na umowę o pracę.

Miała taką cechę, że była prawie niewidoczna – mogła robić swoje w zasięgu mojego wzroku, a ja jej nie dostrzegałem. Sprzątała bezszelestnie i szybko, i znikała akurat wtedy, gdy chciałem być sam. W dodatku – prawie się nie odzywała. Anioł.

Przez długi czas nie umiałbym nawet powiedzieć, jak wygląda. Kiedy więc policja poprosiła o jej rysopis, zgłupiałem. Nie potrafiłem nic sobie przypomnieć. Pracowała u mnie przez dwa lata, a ja nie zauważyłem, jaki ma kolor włosów, oczu, czy jest wysoka, jak zbudowana ani jaki ma głos…

Wykorzystała moją naiwność, okradła mnie

Po prostu była, ale jaka była – nie wiedziałem. Nieprawdopodobne? Może, ale tak właśnie się stało.
Od razu było wiadomo, że to ona musiała mnie obrabować z najcenniejszej biżuterii. Nie było włamania, nie zostawiono żadnych śladów a ona zniknęła! Kogo więc można było podejrzewać. Jasne, że ją!

Dopiero wtedy się dowiedziałem, że Tereska ma czterdzieści dwa lata, że skończyła dwa fakultety na uniwerku, że ma niepełnosprawną córkę i mieszka gdzieś kątem u krewnych. Ci krewni mieli jej dosyć, więc kazali jej się wyprowadzić jak najszybciej.

Musiała zdobyć pieniądze na nowe lokum. U mnie nie zarabiała tyle, żeby odkładać jakieś znaczące sumy, po swoich studiach mogła znaleźć pracę za grosze, więc uznała, że jest pod ścianą. W dodatku tego, co ukradła, nie mogła sprzedać legalnie, tylko u paserów, a to znacząco obniżało cenę, więc starczyłoby jej na nieduży, skromny kąt. Mimo to uznała, że warto. Nie miała nikogo, kto chciałby jej pomóc.

Rodzice Tereski nie żyli, rodzeństwa nie miała, ojciec jej córki pozostawał nieznany, bo ona tak chciała. Tyle się dowiedziałem i zrobiło mi się jej żal, ale nie na tyle, żeby odstąpić od oskarżenia o kradzież. Gdyby była młoda, piękna, zaradna i przebojowa, pewnie byłbym bardziej wyrozumiały, no ale i ona wówczas nie musiałaby kraść, załatwiłaby sprawę inaczej.

Mimo wszystko prosi mnie o pomoc…

Byłem zły, że zamiast przyjść do mnie i szczerze pogadać, ona mnie jakby wyłączyła ze swojego życia, jednocześnie próbując własne sprawy załatwić moim kosztem. To mnie najbardziej oburzało, chociaż jednocześnie jej współczułem. Obiektywnie musiałem przyznać, że była w paskudnej sytuacji, poza tym próbowała ratować nie tylko siebie.

Pozwoliłem więc sprawie toczyć się zgodnie z prawem.  Jakież było moje zdumienie, kiedy pewnego dnia przyszła do mnie i poprosiła o zatrudnienie na dawnych warunkach!

Weszła cichutko i nagle stanęła przede mną jak duch albo zjawa, a ja o mało nie spadłem z krzesła. Na pytanie, co tu robi i jak ma czelność mi się pokazywać, bardzo spokojnie wyjaśniła, że chwyta się brzytwy, żeby nie utonąć, i prosi mnie o wyrozumiałość.

Mówiła, że nie ma nikogo bliskiego, nie ma pieniędzy, że stara się o pracę, ale jest jej bardzo trudno ze względu na okoliczności, że ludzie się boją ryzykować, że musi jak najszybciej wynająć jakiś pokój i przywieźć córkę z zakładu opiekuńczego, bo dziewczyna bardzo źle znosi rozłąkę z matką.

Dodała, że tylko u mnie może tyle zarobić, żeby jej wystarczyło na bardzo skromne utrzymanie, i to pod warunkiem, że dostanie dawne pobory. To jest dla niej jedyna szansa, dlatego z niej korzysta, chociaż wie, że powinienem ją właściwie wyrzucić za drzwi. Mimo wszystko prosi mnie o pomoc… Wyobrażacie sobie?

– A jeżeli odmówię? – zapytałem zaczepnie. – Przecież każdy na moim miejscu by odmówił!

– To prawda. Wcale się nie zdziwię, jeśli pan odmówi, ale ja nie mam wyjścia. Musiałam spróbować.

– Pani chce, żebym jak wariat ryzykował, że mnie pani znowu okradnie?

– Nie okradnę, przysięgam, ale oczywiście ma pan prawo się bać.

– No to czemu mnie pani naraża na taką ewentualność?

– Już mówiłam: nie mam innego wyjścia – powtórzyła z hardą miną.

Wtedy po raz pierwszy ją naprawdę zobaczyłem. Była nijaka – szara, szczupła, ani brzydka, ani ładna, zwyczajna, przeciętna, bez wieku, może tylko włosy ją jakoś wyróżniały, bo były bardzo jasne, prawie białe, proste, do ramion.

Nie poprosiłem, żeby usiadła, więc stała i czekała, co zdecyduję. Milczałem, a ponieważ ta cisza między nami się przedłużała, więc w końcu ona zrozumiała, że nic nie wskóra. No i odwróciła się, i zaczęła iść w kierunku drzwi.

Czy uda nam się zapomnieć?

Już miała dłoń na klamce, kiedy niespodziewanie – przede wszystkim dla siebie – powiedziałem:

– Dobrze, niech będzie. Pewnie popełniam duży błąd, ale trudno. Zgadzam się. Może pani tu wrócić.

Zgodziłem się. Czemu? Nie mam pojęcia! Nie było w niej nic, co by mi się podobało, a raczej wszystko było na nie… Postąpiłem wbrew sobie, zachowałem się inaczej niż zawsze, połamałem wszystkie swoje zasady i… nie czułem do siebie żalu, a nawet byłem zadowolony, że tak się stało. Zdumiewające, ale czułem się wspaniale!

Od tamtego dnia minęły trzy lata, a nic się we mnie nie zmieniło. Tereska przeniosła się z córką do mieszkania po mojej mamie. Płaci czynsz i wszystkie świadczenia. Pracuje jak dawniej. Jest nadal dyskretna, szybka, czysta, małomówna, ale teraz już mam świadomość jej obecności.

Wiem i czuję, gdzie jest, a kiedy jej nie ma, natychmiast mi czegoś brakuje i chciałbym, żeby się jak najszybciej pojawiła i wypełniła tę pustkę.

Czasami rozmawiamy. Już wiem, jaka jest inteligentna, oczytana, mądra, jak dużo wie o świecie. Nie chwali się tym. Niepytana prawie się nie odzywa. Śmieje się tylko przy córce. Mówi, że ona jest dla niej wszystkim, co ważne. Nie jestem zazdrosny, choć pragnąłbym, żeby i dla mnie znalazła choćby mały kąt w swoim sercu.

Chciałbym także, żeby to, co się kiedyś stało, przestało nas dzielić, ale na razie to chyba niemożliwe, głównie dla Tereski. To ona jest przesadnie skrupulatna we wszystkich rozliczeniach i rachunkach.

Zachowuje się tak, jakby chciała powiedzieć: nie bój się, to, co było, minęło, możesz mi zaufać. Wydaje mi się, że ciągle mnie obserwuje i zastanawia się, czy już jej zacząłem wierzyć, czy nadal podejrzewam, że za chwilę mnie oszuka.

Podobno wszyscy zasługują na szansę

Mam nadzieję, że kiedyś oboje zapomnimy. Czasami mam ochotę jej powiedzieć, że bardzo szanuję jej miłość do dziecka, poświęcenie, determinację, odwagę, upór. Że ją podziwiam, że jest mi bliska, coraz bliższa… I że nie chcę myśleć, jak kiedyś mnie zawiodła, ale niestety, to czasami wraca. Wiem, że u niej także.

Podobno wszyscy zasługują na drugą szansę. No tak, tylko jak do końca i bez wątpliwości uwierzyć, że się z niej naprawdę skorzystało? Ile czasu musi minąć, zanim przestanie nas zadręczać zła pamięć? I czy to jest w ogóle możliwe? Bardzo chciałbym, żeby tak było.

Czytaj także:
„18 lat patrzyłam, jak mąż w niewiedzy wychowuje owoc mojej zdrady. Dziś wiem, że prawda nigdy nie powinna wyjść na jaw”
„Życie zadawało mi bolesne ciosy. Najpierw porzucił mnie ojciec, a potem choroba odebrał mi mamę. Za co płacę taką cenę?”
„Życie poświęciłem pracy, a żonę i dziecko widziałem tylko przelotnie. Myślałem, że pieniądze i prestiż im mnie zastąpią”

Redakcja poleca

REKLAMA