„Pięćdziesiąt tysięcy. Tyle masz znaleźć do jutra. Inaczej po tobie”… Słowa, które czytałam tyle razy, że zaczęły mi się zamazywać przed oczami, brzmiały jak cytat z taniego filmu. Może nawet gdyby nie dotyczyły mnie, uznałabym je za zabawne. Kto dziś tak pisze? I jeszcze ten format… Litery wycięte z gazety, jakby list szantażysty przygotowywał dziesięciolatek…
Kim ja już nie byłam?
Tylko że ja dobrze wiedziałam, dlaczego „anonim” wygląda właśnie tak. Nadawcy po prostu wcale nie zależało na tym, żeby ukryć swoją tożsamość. Ten, kto dał mi ten list, nie musiał się chować. Dobrze wiedziałam, kim jest. I sama byłam winna temu, że znalazłam się w takim rozpaczliwym położeniu.
Teraz nie pozostawało mi nic innego jak zdobyć skądś pięćdziesiąt tysięcy… Albo pogodzić się z tym, że w jednej chwili rozsypie się całe moje życie. Stracę rodzinę i karierę. A wszystko dlatego, że zdecydowałam się złamać zasady.
Przez wiele lat nie mogłam znaleźć swojego miejsca na ziemi. Zmieniałam miasta, zawody, ba, kraje nawet, ale wciąż wydawało mi się, że gdzie indziej czeka na mnie coś lepszego.
Pracowałam jako charakteryzatorka w teatrze. Byłam instruktorką w domu kultury. Te wszystkie zajęcia nie dawały mi jednak upragnionej w głębi duszy stabilizacji. Były chwilowe jak umowy, które ze mną podpisywano.
„Może kiedyś, pani Małgosiu” – słyszałam ciągle. „Może jak sytuacja w kulturze się poprawi”… Ale sytuacja „w kulturze” się nie poprawiała i nic nie wskazywało na to, żeby moje życie miało się zmienić i zacząć przypominać dorosłe życie moich koleżanek.
Pracowałam wówczas jako instruktorka zajęć teatralnych w domu kultury. Skończyłam warsztaty i właśnie zbierałam się do wyjścia, gdy podszedł do mnie mężczyzna w średnim wieku.
Wszystko zmieniło się przez przypadek
– Pani Małgorzata? – zagadnął.
– To ja – spojrzałam na niego zaskoczona, bo nie spodziewałam się gości.
– Wiem, że nie byliśmy umówieni – zaczął się tłumaczyć, wyraźnie speszony. – Ale chciałbym z panią porozmawiać. Oczywiście jeśli chwila nie jest dogodna, umówię się na inny termin…
– Ten moment jest tak samo dogodny jak każdy inny – uśmiechnęłam się, bo było coś takiego w niepewnym wzroku mężczyzny, co momentalnie mnie ujęło. – W czym mogę panu pomóc?
– Jestem tatą Kuby. Nastolatka, który przychodzi do pani na zajęcia – przedstawił się mężczyzna. – Kuba uwielbia to, w jaki sposób pani uczy. Jest panią oczarowany. I tak sobie pomyślałem… Przepraszam za śmiałość, pani jest na pewno bardzo zajęta… Ale ja prowadzę prywatną szkołę średnią. Nic wielkiego, kilka lat temu grupa przyjaciół postanowiła zorganizować miejsce przyjazne uczniom i tak powstało nasze liceum. Na gwałt poszukujemy polonistki. Nasza dotychczasowa nauczycielka zaszła w ciążę i zrobił się wakat, a uczniowie przygotowują się do matury i… Kuba mówił, że pani studiowała polonistykę i różne kursy.
– No tak, ale to było kilkanaście lat temu – uśmiechnęłam się zaskoczona. – Prawdę mówiąc, wybierając kierunek studiów, kierowałam się miłością do literatury. Nigdy nie brałam pod uwagę tego, że będę uczyła w szkole. Jak pan widzi, wzbraniałam się przed tym rękami i nogami.
– Ale nasza szkoła jest zupełnie inna – mężczyzna uśmiechnął się ciepło. – To prywatna placówka. W klasach jest nie więcej niż piętnaścioro uczniów. Dzieci są chętne do pracy, twórcze… Zresztą, sama pani zobaczy… Mam nadzieję.
– Skoro tak pan mówi – odpowiedziałam, bo choć rzeczywiście w swoich planach na życie nigdy nie brałam pod uwagę zawodu nauczycielki, w spojrzeniu mężczyzny było coś takiego, co sprawiło, że postanowiłam mu zaufać.
– To świetnie – ucieszył się. – A skoro już jest pani jedną nogą w naszej szkole, to mówmy sobie po imieniu. Jestem Adam.
– Gośka.
Kolejne miesiące pokazały, że moja początkowa rezerwa była całkowicie nieuzasadniona. Szkoła była rzeczywiście bardzo przyjazna, uczniowie chętni do nauki i zaangażowani. Jednym słowem, zastana rzeczywistość w niczym nie przypominała tego, czego się obawiałam. Do tego świetnie dogadywałam się ze swoim szefem.
Adam okazał się ciepłym, wrażliwym człowiekiem
Kilka razy umówiliśmy się na kawę. Później zaprosił mnie na wystawę i do kina. Nawet się nie obejrzałam, jak zostaliśmy parą. Adam był rozwodnikiem. Jego żona wyjechała wiele lat temu za granicę, zostawiając go z malutkim wówczas Kubą.
Ustaliliśmy, że na razie zatrzymamy nasz związek w tajemnicy.
– Kuba dużo przeszedł. Najpierw odejście mamy, później okres moich romansów – przyznał Adam. – Chciałbym teraz, kiedy jest w tak trudnym okresie dojrzewania, oszczędzić mu wstrząsów związanych z tym, że tata umawia się z jego ukochaną nauczycielką…
W pełni rozumiałam obiekcje Adama i nie miałam nic przeciwko utrzymywaniu naszej znajomości w sekrecie, przynajmniej do matury Kuby.
Szczerze podziwiałam swojego partnera za to, jak wychował syna. Kuba imponował mi swoją dojrzałością i tym, że zawsze wiedział, do czego dąży. Praca sprawiała mi satysfakcję. Czułam, że po raz pierwszy w życiu jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Szczególnie dobrze czułam się w szkolnej klasie. Uczniowie byli zaangażowani w moje lekcje, zadawali pytania, brali udział w dodatkowych aktywnościach. Nie mogłam się ich nachwalić.
Kiedy zaproponowałam utworzenie w szkole kółka teatralnego, zgłosiło się kilkanaście osób. Szczególnie zaangażowany w moje zajęcia był Kuba. Przychodził wcześniej, wychodził jako ostatni. Pewnego dnia zwierzył mi się, że w przyszłości chce zdawać na warszawską Akademię Teatralną.
– Nie mówiłem jeszcze o tym nikomu – szepnął, zerkając na boki. – Bo wiem, że to nie brzmi poważnie, ale pani rozbudziła we mnie miłość do teatru. Przepraszam za śmiałość, ale czy mógłbym mówić pani po imieniu? Czuję się, jakby była mi pani wyjątkowo bliska.
Miałam swoje zasady...
Przyznam, że w tamtym momencie miotały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony, czułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim sercu. Który pedagog nie chciałby usłyszeć, że rozbudził w młodym człowieku pasję, która ma szansę przekształcić się w jego przyszły zawód? Tym bardziej że teatr zawsze był też moją miłością.
Z drugiej, propozycja przejścia na „ty” stanowiła złamanie zasad, które ustaliłam z uczniami, kiedy przyszłam do tej szkoły. Choć większość z nich, w tym Kuba, była pełnoletnia, i zdawałam sobie sprawę, że w nieformalnym klimacie naszej prywatnej szkoły przejście z uczniem na „ty” nie byłoby niczym szczególnie dziwnym, ja osobiście uważałam, że w relacji nauczyciel – wychowanek potrzebny jest dystans.
Ustaliłam więc kodeks, którego zamierzałam się trzymać. Mówimy do siebie na „pan/pani”. Nie zapraszam uczniów do swoich mediów społecznościowych i nie przyjmuję takich zaproszeń. Nie spotykamy się poza szkołą.
Lista moich zasad była dość długa i wydawało mi się, że nieszczególnie zaskakująca, jeśli chciałam być wiarygodnym nauczycielem. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak grzecznie wytłumaczyć Kubie, że nie mogę zgodzić się na jego propozycję, bo jest to niezgodne z zasadami, które ustaliłam.
– Rozumiem – chłopak nie wydawał się zaskoczony; po chwili jednak dodał: – Mam nadzieję, że z czasem uda mi się jednak przekonać panią, że niektóre zasady warto złamać.
Wtedy nie zastanawiałam się nad jego słowami
Uznałam je za zwykły przejaw młodzieńczego buntu i przekory. Nie zawracałam sobie nimi szczególnie głowy. Jak się wkrótce miało okazać, trzeba było się zastanowić. Czas mijał, a ja coraz częściej spotykałam się z uczniami, z którymi wspólnie przygotowywaliśmy przedstawienie na koniec roku.
Szczególnie często widywałam się z Kubą. Chłopak tłumaczył, że przygotowuje się do egzaminów na Akademię Teatralną i prosił, żebym poświęciła mu dodatkowy czas po zajęciach. Nie zawsze było mi to na rękę, ale starałam się zostawać w pracy, bo uważałam, że jeśli chcę być prawdziwie zaangażowaną nauczycielkę, takie zachowanie jest moim obowiązkiem.
Tamtego dnia również byłam sama z Kubą. Chłopak ćwiczył monolog przed egzaminem. Panowała niczym niezmącona cisza. Za oknem prószył ostatni już chyba tej zimy śnieg. Kuba wciąż się mylił, nie mógł się skoncentrować. Widać było, że zjada go stres.
– Musisz nauczyć się walczyć z tremą. Tutaj jestem tylko ja, a co będzie na egzaminie? Tłum obcych ludzi – tłumaczyłam mu. – Rozluźnij się.
– Nie potrafię – mruknął Kuba, wbijając wzrok w ziemię. – Chyba się po prostu nie nadaję do tego zawodu.
– Kuba, nawet tak nie mów! – krzyknęłam, przerażona jego nagłym brakiem pewności siebie.
Nie wiem, co mnie w tamtej chwili opętało
I wtedy przyszedł mi do głowy ten szatański pomysł. Kiedy jeszcze ja byłam studentką, nieraz dodawałam sobie kurażu odrobiną alkoholu. Kuba był pełnoletni… To, że byłam jego nauczycielką, w tej chwili miało o wiele mniejsze znaczenie.
– Poczekaj chwilę – powiedziałam, wkładając kurtkę.
Szybko zbiegłam po schodach do sklepu, który mieścił się w tym samym budynku. Po niespełna dziesięciu minutach wróciłam z butelką wina.
– Jest pani pewna, że to dobry pomysł? – skrzywił się Kuba. – Przecież na egzamin pijany nie pójdę.
– Wypijemy po jednej lampce – zadecydowałam. – Nie będziesz od tego pijany, a alkohol pozwoli ci się rozluźnić i przypomnieć, jak świetnym uczniem jesteś.
Dziś nazwałabym to chwilowym szaleństwem, głupotą. Rozlałam nam do jednorazowych kubeczków, które znalazłam w biurku, po odrobinie wina. Później dolałam jeszcze trochę… Nawet się nie obejrzałam, jak wypiliśmy we dwoje całą butelkę. Kuba wyraźnie się rozluźnił. Zaczął się śmiać, żartować. Bez trudu wyrecytował tekst, który tak długo ćwiczył. A później…
– Gosiu, musisz zdawać sobie sprawę z tego, że robię to wszystko dla ciebie. Dla ciebie chcę zostać aktorem. Chcę, żebyś była ze mnie dumna – powiedział nagle, kładąc dłoń na mojej ręce.
On jest jego synem!
Już otwierałam usta, żeby powiedzieć, że prosiłam, żeby Kuba nie mówił do mnie po imieniu, gdy chłopak… zbliżył twarz do mojej twarzy i mocno mnie pocałował. Nie zdążyłam zaprotestować. W głowie mi się zakręciło od tego pocałunku. Był tak podobny do Adama. Miał takie same piękne, długie rzęsy, ciemny zarost i urocze dołeczki w policzkach…
Ale jest jego synem! Gdzie twoje zasady? – zadudniło mi w głowie, ale później natrętną myśl zagłuszył inny głos: – To dorosły chłopak. Nic złego nie robimy. Wiem, że wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybyśmy nie wypili tego przeklętego wina. Gdyby nie było tej przytulnej, prawie domowej atmosfery. Gdyby Kuba tak pięknie do mnie nie mówił.
Ale stało się. Złamałam swoje zasady – i szybko miałam się przekonać, że gorzko tego pożałuję. Najgorsze, że zamiast zabrać Kubę do swojego domu, pojechałam z nim do mieszkania jakiegoś jego kolegi. Czułam, że to nie byłoby w porządku, gdybyśmy uprawiali seks w domu, w którym nieraz widywałam się z jego ojcem…
Następnego dnia rano nie czułam nic prócz wyrzutów sumienia. Jak mogłam coś takiego zrobić? Jak mogłam złamać wszystkie swoje zasady? Jak mogłam pójść do łóżka z uczniem? Z synem Adama, do cholery! – powtarzałam, z rozpaczą patrząc na swoją bladą od niewyspania twarz w lustrze.
Byłam przekonana, że Kuba beznadziejnie się we mnie zakochał. Tak pięknie przecież mówił do mnie w nocy… Niewiele wprawdzie pamiętałam z całego wieczoru, zupełnie jakby ktoś mi czegoś dosypał do wina, ale ze strzępków, jakie zostały mi w głowie, układał się obraz romantycznej miłości.
Będę musiała mu wytłumaczyć, że nie możemy być razem. Że to wbrew jakimkolwiek zasadom – myślałam, ubierając się w pośpiechu do pracy. Byłam przygotowana na konfrontację, na rozczarowanie, może nawet na łzy młodego człowieka… Ale nigdy na to, co się wydarzyło. Nigdy.
Kuba czekał na mnie pod szkołą. Od razu zorientowałam się, że wygląda inaczej.
– Chcę ci coś powiedzieć – odezwał się, dziwnie się uśmiechając. – I dać.
– Ja niczego nie mogę od ciebie wziąć – zaczęłam się zastrzegać. – Musimy porozmawiać. To się nigdy nie powinno było stać… To było bardzo nieodpowiednie.
– Masz rację, nieodpowiednie… I nie powinno – Kuba patrzył mi teraz prosto w oczy i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jego wzrok jest taki… zimny, ba, lodowaty! – Tak samo jak nie powinnaś romansować z moim ojcem tylko po to, żeby dostać tę pracę! Co, myślałaś, że nie wiem o waszych schadzkach? Wiedziałem od samego początku! – Kuba zaśmiał się ironicznie.
Jak ja mogłam do tego dopuścić?
Poczułam, że ta rozmowa zmierza w jakimś dziwnym, zupełnie dla mnie nieprzewidywalnym kierunku.
– Dziwisz się, po co w takim razie pozwoliłem ci złamać zasady? Po to! Zapłacisz za to, że dla mojego ojca stałaś się ważniejsza ode mnie!
Chłopak wcisnął mi coś w rękę.
– Jeśli nie dostanę tego, czego chcę, wszystkim powiem o tym, co zrobiłaś. Będziesz zniszczona. Jako człowiek i jako nauczycielka – dodał lodowatym tonem.
Drżącymi rękami sięgnęłam po kopertę. Zawierała wycięte z gazety słowa. „Do jutra masz znaleźć pięćdziesiąt tysięcy. Inaczej po tobie”. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że padłam ofiarą intrygi.
Ten chłopak na pewno nie był normalny. Postanowił ukarać mnie za to, że dawno temu porzuciła go matka – i teraz, w jego wyobraźni, ośmieliłam się „ukraść” jego ojca. Nie miałam wyjścia. Muszę albo zapłacić szantażyście – albo liczyć się z tym, że w jednej chwili stracę wszystko.
Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam znaleźć się w takiej sytuacji? – powtarzałam, bezsilnie uderzając ręką o wystający murek szkoły. Ale dobrze wiedziałam, że i na żal, i na wyrzuty sumienia jest już za późno. To ja podjęłam decyzję, że złamię zasady. I teraz musiałam ponieść tego konsekwencje.
Czytaj także:
„Moje małżeństwo było więzieniem. Mąż traktował mnie jak niewolnicę i wydzielał każdy grosz. Kiedy zmarł, zaczęłam żyć”
„Gdy wyjechałem, żona szybko znudziła się tęsknotą. Chciałem ją przyłapać z kochankiem, więc wróciłem do domu z zaskoczenia”
„Wujek w obleśny sposób komentował wdzięki mojej 18-letniej córki. Drań proponował jej randki i jeszcze gorsze rzeczy”