„Gdy wyjechałem, żona szybko znudziła się tęsknotą. Chciałem ją przyłapać z kochankiem, więc wróciłem do domu z zaskoczenia”

Byłem przekonany, że żona mnie zdradza fot. Adobe Stock, Minerva Studio
„– I tak cię kocham – zapewniałem. – Tak tylko mówisz. Kto wie, co ci strzeli do głowy, mało to się słyszy o mężach wyjeżdżających za granicę? – Powiedz tylko słowo, a rzucę to w diabły i jutro jestem u ciebie – zapewniałem. – Nie, no co ty… Taka okazja się nie powtórzy! Nie marnuj tego – ożywiała się, kiedy proponowałem powrót”.
/ 22.07.2022 07:15
Byłem przekonany, że żona mnie zdradza fot. Adobe Stock, Minerva Studio

Sądziłem, że jesteśmy z Weroniką idealnym małżeństwem; 25 lat razem to w końcu nie przelewki. I nagle dopadł nas kryzys, co gorsza wtedy, gdy wydawało się, że może być tylko lepiej: zostawiliśmy mieszkanie w bloku i wynieśliśmy się pod miasto, do domu odziedziczonego po żoninej babci.

Starość na łonie natury – jak zawsze marzyłem!

– Prawie jak na wsi! – zachwycałem się.

– Noo – lustrowała bez zachwytu otoczenie żona. – Ale zapuszczone wszystko!

– Przynajmniej nie będziemy się nudzić, kochanie – zapewniłem. – Mam już masę pomysłów, jak to zagospodarować.

Werka jednak jakby zastygła, tylko praca w banku nadawała jej życiu jakiś rytm. Podczas gdy ja każdą wolną chwilę wykorzystywałem na wicie gniazdka, ona gapiła się w telewizor albo czytała durne romanse. Aż tu nagle, któregoś dnia, coś ją naszło, do dziś nie wiem co. W każdym razie wróciłem z roboty i zobaczyłem żonę umazaną ziemią, jak kopie szpadlem w ogrodzie.

– W ogrodzie?! – fuknęła, nie przerywając kopania, gdy zapytałem, co robi. – Ogród to tu dopiero będzie.

Miałem ambiwalentne uczucia: z jednej strony cieszyłem się, że znalazła sobie zajęcie, z drugiej – jakoś strasznie burzliwie naszła ją ta pasja. Nawet zrezygnowała z wyjazdu na wakacje, bo stwierdziła, że szkoda czasu. Cały urlop ryła jak wściekła, pocztą nadchodziły paczki z roślinami zamówionymi przez internet, a ona kopała i sadziła… Wieczorem padała jak kłoda i gdyby nie fakt, że wyglądała na autentycznie szczęśliwą, poważnie bym się martwił. We wrześniu do sąsiada zajechała koparka, bo robił doły pod fundamenty, zakręciłem się i podnająłem ją. Chciałem, żeby mi wykopano stawik w najniższym bagnistym punkcie działki. Już od dawna o tym marzyłem.

Emeryturka, woda, wędka, piwko…

Nawet nie pomyślałem o Weronice, która akurat miała jakieś szkolenie. To był błąd, bo gdy wróciła, zrobiła mi awanturę.

– Jak śmiałeś się rządzić na mojej ziemi?! – wrzeszczała. – Tu miał być ogród, a nie jakiś głupi staw!

– Skarbie, to było błoto – przełknąłem tę „moją ziemię” i próbowałem dojść z nią do ładu. – Nic by tu nie urosło.

– Znawca się znalazł! – prychnęła z pogardą. – Co ty w ogóle wiesz o roślinach?

– Ty masz ogród, a ja stawik – tłumaczyłem. – Każde z nas powinno mieć coś swojego. Tak jest sprawiedliwie.

– Sprawiedliwie by było, gdybyś się ze mną skonsultował, zamiast kręcić swoje lody ukradkiem. Jesteś tchórz i intrygant!

W końcu jednak osiągnęliśmy kompromis… Ona przeprosiła za wyzwiska, ja obiecałem, że staw będzie rodzajem sadzawki, niech sobie sadzi w nim jakieś lelije czy inne tataraki, byle kilka karpi się zmieściło.

– Traktujesz mnie niepoważnie – stwierdziła żona. – A mnie już się znudziło siedzenie w banku. Mam rękę do roślin i poważnie myślę o przekwalifikowaniu się.

– Chcesz na tym zarabiać? – spytałem przerażony, bo co jak co, ale głowy do interesów to Weronika nie ma za grosz.

– A co, nie wierzysz we mnie? – rzuciła zaczepnie, na szczęście akurat przyjechał listonosz i mogłem się oddalić.

Tak między nami – nie, nie wierzyłem

Już kiedyś próbowała zarabiać na rozprowadzaniu kosmetyków, potem były jakieś hafty, ciuchy. Porażka za porażką. Wolałbym, gdyby została w banku, a po godzinach niech robi, co chce. Jakoś w tym czasie otworzyły się przede mną nowe perspektywy. Kumpel zadzwonił z Anglii, że ma dla mnie fuchę. W rok zarobiłbym tyle, że moglibyśmy wreszcie wyremontować babciną chałupę, a i na emeryturkę dałoby się coś odłożyć…

– Dla mnie bomba – Wera spojrzała na mnie z tym swoim krzywym uśmieszkiem.

– Będę ci przysyłał kasę – kusiłem. – Kupisz sobie tyle kwiatków, ile zechcesz.

– Ciekawe, gdzie je posadzę. Już nie ma ani centymetra wolnego miejsca. I to przez ciebie i twój cholerny stawek!

– Weroniko – odparłem poważnie. – Będziemy się kłócić o te pierdoły do śmierci?

– To nie są pierdoły – syknęła. – Mówimy o mojej pasji.

Od słowa do słowa, zrobiły się z tego takie klimaty, że kiedy kilka tygodni później mój samolot wzbił się w powietrze, odetchnąłem z ulgą. Miałem nadzieję, że odrobina tęsknoty dobrze jej zrobi i zauważy, że i ja jestem ważny w jej życiu. Co do mnie, na początku czułem się super, jak za kawalerskich czasów. W dzień pracowałem, wieczorkiem wyskakiwałem z kumplami do pubu…

Jakbym wyszedł z małżeńskiego więzienia

Ale potem praca mi spowszedniała i pośród prozy życia coraz częściej łapałem się na tęsknocie za żoną. Kiedy dzwoniłem, Weronika narzekała, że nie ma do kogo ust otworzyć, że praca ją nuży, a do tego ta zima…

– Przepraszam, że czasem byłam taką zołzą – kajała się.

– I tak cię kocham – zapewniałem.

– Tak tylko mówisz. Kto wie, co ci strzeli do głowy, mało to się słyszy o mężach wyjeżdżających za granicę?

– Tęsknię jak wariat!

– Każdy tak mówi.

– Powiedz tylko słowo, a rzucę to w diabły i jutro jestem u ciebie – zapewniałem.

– Nie, no co ty. Taka okazja się nie powtórzy. Tylko smutno mi samej…

Gadaliśmy przez całe godziny; nie wiem, czy będąc razem, rozmawialiśmy więcej. A potem się coś zmieniło, Wera stawała się coraz bardziej nieuchwytna. Albo nie odbierała połączeń, albo twierdziła, że jest zmęczona, a raz zasnęła mi przy telefonie. Próbowałem wybadać cokolwiek przez telefon, lecz ona nie miała już głowy do zwierzeń.

Gdy ją przycisnąłem, mówiła, że ją kontroluję

Odtąd, zamiast pracować, wyobrażałem sobie żonę korzystającą z wolności, zamiast spać, śniłem, że jest w ramionach innego! Wreszcie wyżebrałem u szefa kilka dni wolnego, kupiłem Weronice kilka krzewów róż u samego Austina i wsiadłem w samolot. W domu byłem koło dziesiątej rano, spodziewałem się, że żona jest w pracy… Ale nie była…

– Rafał! Rafciu, wróciłeś! – usłyszałem głos Weroniki i już mi wisiała na szyi. – Czemu mnie nie uprzedziłeś?

– To miała być niespodzianka – rzuciłem, przyglądając się jej uważnie.

Wyglądała świetnie! Wyraźnie zeszczuplała, ścięła włosy, jakby odmłodniała.

– No, widzę, że całkiem ci dobrze beze mnie – mruknąłem z przekąsem. – Może jest coś, o czym chciałabyś mi powiedzieć?

Spojrzała na mnie i odparła niefrasobliwie:

– Niby co? – po czym pociągnęła mnie za rękę. – Chodź, skarbie, wykąpiemy się razem…

Wyrwałem się gwałtownie. Proszę, jaka wyzwolona się zrobiła! No i powiedziałem jej w końcu, co o niej myślę. 

– Sądzisz, że ja…? – gapiła się na mnie wielkimi oczami. – Że cię zdradzam? Rafek, ty głupku! Skoro tak, to ubieraj się, jedziemy. Przedstawię ci mojego kochanka!

Niekoniecznie mi na tym zależało, ale podreptałem pokornie za nią do garażu. Jechaliśmy bez słowa jakiś kwadrans. W końcu Wera zaparkowała w szczerym polu. Wysiadła i poprowadziła mnie w kierunku kawałka ziemi ogrodzonego siatką.

– Voilá! Oto on, twój rywal!

Wokół była kompletna pustka.

– Niby że co? – spytałem głupio.

Wtedy Wera oznajmiła, że kupiła ten kawałek ziemi okazyjnie, od dziadka znajomej. Za co? Brat wreszcie sprzedał dom po ich ojcu, jej łaskawie zachowek wypłacił.

– Zawsze powtarzałeś, że tamta kasa jest tylko moja – przypomniała mi. – A ta ziemia to kiedyś będzie mała szkółka leśna.

Już ja to widzę! Ale byłem taki szczęśliwy, że machnąłem ręką – niechże sobie ma, dziewucha, skoro jej tak dobrze. Wróciliśmy do domu i do dnia mojego wyjazdu prawie nie wychodziliśmy z łóżka… Tak oto zakończył się najpoważniejszy kryzys małżeński w moim dotychczasowym życiu, ale dopiero wczorajszy dzień dopisał do niego puentę. Od kumpla dowiedziałem się, że tam, gdzie Werka kupiła ziemię, ma stanąć wielki supermarket. No więc wygląda na to, że mojej żonie udało się wreszcie zrobić interes życia!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA