Zawsze wydawało się, że magia świąt Bożego Narodzenia ma sprawiać, że rodziny zbliżają się do siebie. Niestety, u nas był to czas, w którym podziały były jeszcze bardziej widoczne niż zwykle. A wszystko dlatego, że nasi krewni absolutnie się nie znoszą…
Wszystko było idealne
Gdy wychodziłam za mąż, obawiałam się, że od teraz kwestia świątecznej logistyki stanie się skomplikowana. Ku własnemu zaskoczeniu, bardzo się pomyliłam. Przynajmniej wtedy… Rodzice moi i Marka od razu się polubili. Mamy znalazły ze sobą wspólny język, dzieliły niektóre zainteresowania, miały podobne poczucie humoru. Również ojcowie okazali się mieć podobne temperamenty. Nasze pierwsze wspólne święta, czy to Wielkanoc, czy Boże Narodzenie, były absolutnie sielankowe. Moje koleżanki aż nie mogły się nadziwić.
– Rany, tobie to się przyfarciło! Żeby wszyscy teściowie się ze sobą dogadywali… Ja to sobie o czymś takim mogę pomarzyć! Mój mąż drze koty z moją matką, a moi rodzice nie cierpią mojej teściowej – narzekała Hania, koleżanka z pracy.
Faktycznie, dostrzegałam swoje szczęście i to, że moje święta są wyjątkowo pokojowe i bezproblemowe, zwłaszcza porównując do większości rodzin. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy…
Pewnego dnia mój mąż wrócił do domu z grobową miną.
– Rodzice się rozwodzą – poinformował mnie bezbarwnym tonem.
– Co takiego?! – zapytałam zdziwiona.
– Ojciec odchodzi do innej kobiety. Mama jest… Cóż, właściwie nie wiem. Jest chyba bardziej wściekła i rozgoryczona niż przybita – odparł mąż.
Chociaż ta informacja zupełnie zwaliła mnie z nóg, byłam jeszcze bardziej zaskoczona, gdy okazało się, że moi rodzice… dawno o wszystkim wiedzieli!
– Aj, Ula, tam się od dawna psuło… – westchnęła moja mama. – Ja to tej Bożeny kompletnie nie rozumiem. Mieć takiego chłopa i tak o niego nie dbać! Naprawdę, sama jest sobie winna, że znalazł sobie lepszą.
– Mamo, jak możesz tak mówić! – oburzyłam się w pierwszym odruchu.
– A taka prawda, córcia. Małżeństwo nie jest dane na zawsze, trzeba dbać o drugą połówkę!
– No ale żeby w taki sposób…
– Ja ci mówię, że to wszystko wina Bożeny! – upierała się mama.
Rozwód teściów wiele zmienił
„Okej, to chyba przyjaźń między teściowymi już zakończona”, pomyślałam lekko zirytowana. Niestety, wtedy okazało się, że druga część mojego domu również ma swojego faworyta w konflikcie…
– Ten Grzesiek to honoru nie ma! Żonę zostawiać po tylu latach… – psioczył mój ojciec, gdy zaszłam do niego do garażu.
Akurat naprawiał kosiarkę, bluzgając co jakiś czas pod nosem.
– Mama uważa inaczej, chociaż ja się z tobą chyba zgadzam… – mruknęłam.
– Aj, niech sobie uważa! Ja to kompletnie czegoś takiego nie rozumiem. Tyle lat małżeństwa, rodzina, syn i co? I nagle się komuś odechciało? Daj spokój – machnął ręką gniewnie.
Po powrocie do domu poinformowałam męża o tym, że moi rodzice zostali wciągnięci (a może sami z chęcią się zaangażowali) w konflikt pomiędzy jego matką i ojcem.
– Ech… Liczyłem, że uda mi się zachować neutralność. Naprawdę nie chcę wchodzić w to, kto tam jest winny, a kto nie – westchnął Marek.
Cała ta sprawa rozkręciła się kilka lat temu w listopadzie, a więc na krótko przed świętami. Tamte wspominam absolutnie najgorzej: oddzielna Wigilia u teściowej, która przez pół wieczoru żaliła się na nielojalność teścia, oddzielna u teścia i jego nowej partnerki, którą mój mąż, bądź co bądź, musiał poznać i dać jej szansę, a potem jeszcze kolejna… u moich rodziców!
– Nie chcemy nikogo faworyzować. Jak to będzie wyglądać, kiedy spędzimy święta z Bożeną albo z Grzegorzem! – narzekała moja mama.
I tak się skończyły zgodne i bezproblemowe święta w naszej rodzinie. Od tego czasu praktycznie całe Boże Narodzenie spędzamy w trasie pomiędzy domami. Nieakceptowalne jest, żebyśmy spędzili jeden dzień świąt z jednymi, a potem z innymi… Każda pani domu chce nas uraczyć własnym barszczem z uszkami i z każdym z nas otworzyć prezenty pod choinką.
Przecież się nie rozerwiemy!
Od tamtego feralnego roku, każdy kolejny przynosi ze sobą ten sam scenariusz – jedną Wigilię spędzamy z rodzicami, drugą u teściowej, a trzecią u teścia z jego (obecnie już) nową żoną. Chociaż moi rodzice w końcu doszli do porozumienia w temacie rozwodu teściów (ale zajęło im to dobre kilka miesięcy!), rodzice Marka niestety nadal nie potrafią odpuścić sobie dawnych win.
Bożena dalej czuje się zdradzona, porzucona i bardzo rozpamiętuje swoje krzywdy, a teść rozpoczął zupełnie nowe życie. Układa sobie codzienność z Haliną, która wydaje się być naprawdę sympatyczną kobietą. Na pierwszy rzut oka widać, że to dobrana para. Nigdy nie widziałam, żeby Grzegorz miał tyle wspólnych tematów z matką Marka, nie słyszałam, żeby tak czule się do siebie zwracali, nie robili wspólnie praktycznie niczego… Trzeba przyznać to głośno: teściowie faktycznie nie byli udanym małżeństwem. Niestety, mam wrażenie, że są jeszcze gorszymi „byłymi”.
Chociaż mój mąż był z początku zdystansowany wobec wizyt w nowym domu teścia, Grzegorz zawsze starał się stworzyć przyjemną atmosferę, a jego Halina była dla nas bardzo serdeczna. Po pierwszym roku od rozwodu mój Marek przebił w końcu tę niewidzialną barierę pomiędzy sobą a swoim ojcem i na nowo poukładali swoją relację. Bardzo mnie to cieszyło, bo przyznaję: obawiałam się, że matka zrobi z niego swojego „rycerza”.
Po rozwodzie z Grzegorzem, teściowa non stop wydzwaniała do mojego męża, żeby mu się wyżalić i rzucić kilka nieprzyjemnych uwag na temat jego ojca.
– Marek, rany, wiem, że nie jesteś już dzieckiem, ale przecież nadal jesteś ich synem! Postaw się! Ona nie powinna robić takich rzeczy – irytowałam się.
– Oj, mama jest bardzo samotna, czuje się skrzywdzona… Co mi szkodzi czasem jej posłuchać? Skoro jej to pomaga… – usprawiedliwiał matkę Marek.
Bożena nie umiała odpuścić
Poza tym, że każde święta były dla nas logistyczną udręką, tak naprawdę największym problemem była teściowa. Gdybyśmy mieli spędzać Wigilię w samochodzie od rana do wieczora, ale w zamian otrzymywalibyśmy ciepłe przyjęcie w każdym domu, może bym to zaakceptowała. Niestety, wizyty u Bożeny stawały się z roku na rok coraz bardziej nieznośne, a przecież od rozwodu mijało coraz więcej czasu.
– Co tacy spóźnieni? Pewnie was Halina trzymała na siłę! – rzuciła poirytowana w zeszłoroczną Wigilię, gdy weszliśmy zdyszani do jej mieszkania. – Męża mi zabrała, to i syna zaraz zabierze.
Postanowiliśmy to zignorować, ale niestety, teściowa ani myślała kończyć temat. Cała wieczerza upłynęła nam pod znakiem wbijania szpil teściowi i jego drugiej żonie. Bożena po prostu karmiła się swoją krzywdą i w żaden sposób nie chciała z niej rezygnować.
– Marek, ja mam tego dosyć! Musimy na nowo spróbować połączyć rodziny! Nie dość, że całą Wigilię spędzamy w aucie, to jeszcze musimy znosić te wieczne gorzkie żale ze strony twojej matki. To jest nie do zniesienia – wyrzuciłam mężowi w drodze powrotnej.
– Rozumiem, ale nie wiem, czy uda nam się to zmienić… – westchnął głęboko Marek. – Widzisz, jaki mama ma stosunek do ojca i Haliny. A twoi rodzice tak bardzo chcą być neutralni, że chyba też nie uda nam się ich przekonać do ponownych wspólnych świąt…
– Aj tam, oni już dawno zmienili zdanie! Teraz obydwoje widzą, że twoja matka to zwykła malkontentka. Jest sfrustrowana i zgorzkniała! Wybacz, ale taka jest prawda – parsknęłam.
– Wiem, wiem… Chociaż mogłaś to ująć inaczej – mruknął Marek.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– To co, spróbujemy? Jeśli się nie uda, to w przyszłym roku zarezerwuję nam wycieczkę w ciepłe kraje i uciekamy stąd! Ładne mi rodzinne święta… Na coś takiego się nie pisałam – sapnęłam.
Postanowiliśmy, że czas zmniejszyć częstotliwość przemieszczania się w Boże Narodzenie. Oczywiście, teściowa śmiertelnie się obraziła, gdy dowiedziała się, że moi rodzice zaprosili także Grzegorza i Halinę. Z jednej strony stało się to, czego się obawiałam, a z drugiej – poczułam pewną ulgę. Nie mogę się doczekać świąt bez goryczy i żółci, którymi uraczyłaby nas teściowa. Może to uświadomi jej, że poza mężem, może stracić jeszcze więcej ludzi w swoim życiu.
Wiem, że Marek dalej się o nią martwi. Boli go, że matka spędzi pierwszą Wigilię w życiu bez niego, tylko ze swoimi siostrami i ich córkami. Na szczęście nie przyszło mu do głowy, żeby się ze mną kłócić i zmieniać nasz plan. W końcu czekają nas rodzinne, ciepłe i radosne święta, a do tego bez samochodu. Pierwsze od lat!
Czytaj także:
„Mąż kolejne święta spędzi w szpitalu. Kiedyś kochałam jego powołanie, teraz jestem wściekła, bo karpia muszę jeść sama”
„Mąż chce, by zamieszkali z nami jego rodzice, bo są niedołężni. Współczuję im, ale dla mnie to gwóźdź do trumny”
„Staruszkom zabrakło pieniędzy przy kasie, a mnie żenują takie sytuacje. Oszukałem ich i wcale tego nie żałuję”