Kiedy trafiłam na pogotowie ze skręconą kostką, popłakałam się. Pech mnie nie opuszczał o pewnego czasu. Najpierw zamknęli pobliski supermarket, do którego chodziłam od lat.
A najbliższy sklep, w którym można było kupić wszystko za jednym zamachem, był kilka bloków dalej. I był to hipermarket, a ja nie znoszę tych wielkich, bezdusznych hal. Potem moja lekarka z przychodni, do której chodziłam od ponad trzydziestu lat, przeszła na emeryturę. I szybko się poczułam, że z jej następczynią pewnie się nie dogadam. Ona w ogóle nie rozumie starych ludzi.
Chciałam się przenieść do kogoś innego, ale okazało się, że inni lekarze z przychodni mają komplet pacjentów. Może na wiosnę, obiecała mi rejestratorka. A ja przecież płacę podatki! Dowiedziałam się też, że moja skarga do spółdzielni na niechlujnego dozorcę została oddalona. To naprawdę podniosło mi ciśnienie. W końcu płacę czynsz i wymagam czystości i uprzejmości. Czy to tak wiele? No i Teresa. Moja przyjaciółka jeszcze z podstawówki. Jedyna, która mi została.
Wyjeżdża z rodziną na święta
– Oszalałaś? – spytałam. – Święta poza domem? W jakiejś stołówce, z obcymi? A gdzie atmosfera rodzinna, intymność, tradycja?
Teresa uśmiechnęła się głupkowato, tak ma, gdy czuje się niezręcznie.
– Tradycja nic nie mówi o tym, że trzeba spędzać święta we własnym domu.
– A co ze mną? – spytałam, darując sobie subtelności, skoro ona robiła dobrą minę do złej gry. – Od lat spędzamy święta razem.
– Przykro mi, Wandziu, ale tym razem musisz iść na Wigilię do kogoś innego. Albo najlepiej zaprosić rodzinę do siebie. Myślę, kochana, że już najwyższy czas pogodzić się z córką. Jestem pewna, że ona od dawna na to czeka.
Czułam, jak w głowie robi mi się ciasno i cholera mną trzęsie.
– Wiesz co? Wsadź sobie gdzieś swoje rady. Tylko przyjaciele mogą mi je dawać. A ty właśnie straciłaś ten status.
Wyszłam z jej domu i trzasnęłam drzwiami. Byłam tak zła na tę niesprawiedliwość, że szłam nieuważnie, no i dwie ulice dalej skręciłam kostkę. I tak dochodzimy do momentu, gdy na pogotowiu popłakałam się z żalu, że niesprawiedliwy los tak mnie doświadcza. Oczywiście nikt tego nie rozumiał, więc dali mi proszki przeciwbólowe. Potem usztywnili mi nogę, wypisali receptę, powiedzieli, co mam robić, i wypuścili do domu. I z pewnością natychmiast o mnie zapomnieli. Jak wszyscy.
Musiałam wezwać taksówkę, by dojechać do swojego bloku. Dokuśtykałam do windy, potem do drzwi. Weszłam do mieszkania, zapaliłam światło. I poczułam, jak przygniata mnie cisza. Pustka. Byłam sama, nikomu niepotrzebna. Taka to zapłata za lata mojego poświęcenia dla rodziny, społeczności, miasta. Wychowałam dzieci, które, kiedy już mogły, zniknęły z domu i założyły własne rodziny. Zapominając o starej matce.
Oddałam najlepsze lata mężowi
A gdy był chory, załatwiłam mu sanatorium. Jaką dostałam nagrodę? Poznał tam inną kobietę i odszedł ode mnie. Przez trzydzieści lat pracowałam w urzędzie miasta. Jak ktoś czegoś nie wiedział, przychodził do mnie. Urabiałam sobie ręce po łokcie, ale awanse dostawali inni. Oto całe moje życie. Kostka bolała jak wszyscy diabli. Połknęłam tabletkę przeciwbólową, zjadłam obiad, pozmywałam. Przeszłam do pokoju stołowego. Co teraz?
Mój wzrok padł na zeszyt, który leżał na parapecie okiennym, pokryty kurzem. Pamiętnik. Nie zaglądałam do niego od trzech lat, od kiedy pokłóciłam się z córką. Poczułam chęć, by opisać w nim ostatnie wydarzenia. Pamiętniki zaczęłam pisać w liceum za radą psycholożki szkolnej. Powiedziała, że gdy przeleję na papier swoje emocje, będzie mi łatwiej sobie z nimi poradzić. Łatwiej… Bzdury!
Zalała mnie złość. Pokuśtykałam do sypialni, gdzie głęboko w szafie miałam schowane wszystkie zeszyty, które zapisywałam przez te lata. Moje myśli, moje emocje, których nie mogłam zdradzić nawet przyjaciółce. Przyjaciółki lubią plotkować. A papier jest dyskretny. Wyciągnęłam pamiętniki, które były zapisem tego, jak ludzie zdradzali mnie przez całe moje życie. Zamierzałam je spalić w zlewie, żeby nie został po nich najmniejszy ślad. Najpierw jednak postanowiłam je przeczytać. Przypomnieć sobie każdą krzywdę, każdy cios, by oczyszczenie było pełniejsze.
Położyłam stosik zeszytów na stoliku do kawy, usiadłam w fotelu i zagłębiłam się w przeszłość, poczynając od najstarszych zeszytów. Czytałam po latach swoje zapiski i miałam wrażenie, jakby zrobiła je jakaś obca osoba. Jakby w ogóle nie miały ze mną nic wspólnego. Być może właśnie dlatego zauważyłam coś, czego zapewne nie widziałam, pisząc tamte słowa. Poczułam się nieswojo. Z początku czytałam wszystko po kolei, potem zaczęłam przerzucać kartki, otwierać zeszyty na chybił trafił. Ogarniało mnie coraz większe przerażenie.
„Jolka jest wredna i mściwa. Wiem coś o jej rodzinie, co sprawi, że przestanie być taka idealna dla innych. Powiem najpierw Marysi. To największa plotkara w szkole. Mam nadzieję, że Jolka dostanie to, na co zasługuje. A najlepiej trądziku na twarzy i tłuszczu na udach.”
„Polonistka dała mi dwóję z klasówki. Boże, jak ja jej nienawidzę. Żeby ją pokręciło, żeby złamała nogę, żeby dostała raka. Świat będzie bez niej lepszy”.
„Matka chce, żebym dokładała się do rachunków, skoro pracuję. Niby z jakiej paki? Potrzebuję ciuchów, własnych pieniędzy. Czy ona jest tak głupia, że tego nie rozumie? Grozi mi, że wyrzuci mnie z domu? Proszę bardzo. Niech spróbuje.”
„Jadę do Gdańska. Zacznę nowe życie, na pewno będzie lepsze od starego. A tę starą prukwę niech szlag trafi, na pewno się do niej więcej nie odezwę”.
Serce waliło mi szybko, boleśnie
Mama zmarła kilkanaście lat później. Ciotka dzwoniła, ale powiedziałam jej, że mnie to nie interesuje. Przecież wyrzuciła mnie z domu, więc jakby sama pozbyła się córki. Czemu więc poczułam się jakiś dyskomfort? Dziwne uczucie zaczęło podgryzać mi serce. Skręcać żołądek. Najchętniej zamknęłabym pamiętniki i je od razu spaliła. I zapomniała tego, co przeczytałam. Ale bezwiednie otworzyłam kolejny zeszyt.
„Jestem w ciąży z Heńkiem. Czy tego właśnie chciałam? Nie kocham go i myślę, że należy mi się od życia coś więcej, ale lepszy wróbel w garści… Zobaczymy, co los mi przyniesie. Tego kwiatu to pół światu”.
Tyle że nie w mojej okolicy, pomyślałam z drwiną. Następny zeszyt.
„Kocham swoje dzieci, ale coraz bardziej mnie denerwują. Są leniwe i nieposłuszne. Mam już dość tych wiecznych awantur, ale jak się na nie nie wrzaśnie, to nie ruszą tyłków z tapczanu”.
„Jurek zdał wczoraj maturę. Powiedział, że tylko na to czekał i zwija się z domu. Jedzie na zmywak do Londynu, żeby zarobić na lepsze życie. I żebym nie czekała na listy od niego. Znajdzie sobie rodzinę, która będzie go kochała i doceniała”.
Przymknęłam oczy, wspominając. Mój syn w końcu napisał list, ale ja go wyrzuciłam. Bo byłam na niego obrażona. Nie odpisałam, a on więcej nie próbował. Moja krew, pomyślałam z goryczą. Otworzyłam najnowszy zeszyt, ten z parapetu. Ostatni zapisek. Ten akurat pamiętałam, ale czytałam go w nowy sposób. Czytałam i płakałam.
„Nie lubię swojego zięcia. Pokłóciłam się z nim kilka miesięcy temu, bo nie okazywał mi szacunku. Córka przestała do mnie zaglądać z wnukiem. Postanowiłam, że nie będę kajać się przed smarkaczami. Może i coś tam niepotrzebnie chlapnęłam, ale starej, spracowanej kobiecie należy wiele wybaczyć. Wczoraj zobaczyłam córkę na ulicy. Szła po drugiej stronie. Nasz wzrok się spotkał. Zaczęła mi machać ręką, ale ja udałam, że jej nie widzę. Mogła odezwać się wcześniej, a nie teraz udawać, że nic się nie stało. Nie podoba się jej matka? Niech znajdzie sobie inną”.
Zamknęłam zeszyt. W mieszkaniu panowała przerażająca, martwa cisza. Nie wiem, jak długo siedziałam nieruchomo, czując, jak coś mnie dławi. Czy to ja odepchnęłam wszystkich przyjaciół i znajomych? Rodzinę? Czy to ja sama sobie rzucałam kłody pod nogi w pracy, bo byłam nieżyczliwa i złośliwa? Dlaczego tego nie zauważyłam? Wtedy przypomniałam sobie, że mówiono mi to wielokrotnie. A ostatnim razem zrobili to zięć i córka.
„Mamo, jeśli się nie zmienisz, zostaniesz na starość sama jak palec. Nikt ci nie poda szklanki wody. Na miłość i szacunek trzeba zasłużyć. Ja wciąż cię kocham, więc nie niszcz i tego”.
A ja wtedy powiedziałam, że mam gdzieś jej miłość, skoro się mi sprzeciwia. O co chodziło? Już nie pamiętam. Podniosłam słuchawkę telefonu i wybrałam numer córki.
– Mamo? – miała zaspany głos. Była pierwsza w nocy. Nie zauważyłam. – Coś się stało? Źle się czujesz? Zaraz przyjadę.
Coś ścisnęło mi gardło.
– Mamo? – głos córki był pełen niepokoju.
– Chciałam tylko powiedzieć, że cię przepraszam – wyszeptałam. – I że tak mi żal.
– Zaraz będę u ciebie. Tak się cieszę, że zadzwoniłaś, mamo…
Wanda, 59 lat
Czytaj także:
„Mąż zawsze kupował mi tanie badziewie jako prezenty pod choinkę. Dałam mu nauczkę, a on się wściekł jak nigdy”
„Dla męża byłam środkiem do celu, a nasze dziecko – wypadkiem przy pracy. Nawet w noc poślubną przyświecał mu jeden cel”
„Ojciec jednym słowem zniszczył Wigilię. W tym roku zamiast z ukochanymi, opłatkiem podzielę się z lustrzanym odbiciem”