Wigilia zawsze była naszym najważniejszym świętem. Dom wypełniały zapachy korzennych pierników i suszonych grzybów, a ojciec już od rana krzątał się przy choince, wieszając bombki, które przeżyły więcej lat niż ja.
Każdy miał swoje zadanie: Anna nakrywała do stołu, Marek jak zwykle marudził, a ja – no cóż – wszystko inne spoczywało na moich barkach.
Nie przeszkadzało mi to
Od kiedy mama odeszła, czułam, że to ja muszę trzymać naszą rodzinę w ryzach. W końcu byłam najbliżej ojca, mieszkałam z nim, zajmowałam się domem, by wszystko było tak, jak powinno. Byliśmy dla siebie oparciem. Dla Marka i Anny byłam chyba tylko tą „małą siostrzyczką”, która zawsze miała łatwiej. Nie rozumiałam tego. Robiłam wszystko, co mogłam, by dom był miejscem, do którego wszyscy chcieli wracać.
Stół już błyszczał białym obrusem, a ja układałam ostatnie pierogi na półmisku, kiedy Marek wparował do kuchni, trzaskając drzwiami.
– Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę – burknął, zerkając na przygotowania. – Może byś się kiedyś wysiliła i zrobiła coś wcześniej, co?
Westchnęłam głęboko, próbując się opanować.
– Gdybyś sam kiedykolwiek coś zrobił, może byłoby szybciej, Marek. Ale ty? Nie, po co. Lepiej popatrzeć i narzekać, prawda? – rzuciłam, nakładając śledzie na talerz.
– Bo to przecież twój teatrzyk, Julia – warknął. – Ty tu jesteś gwiazdą, perfekcyjna pani domu. Pytanie tylko, na czyj koszt.
Anna, która do tej pory milczała, siedząc przy blacie, wstała nagle.
– Możecie przestać? Ledwo zaczęliśmy Wigilię, a już chcecie się pozabijać – powiedziała, ale jej głos był bardziej zrezygnowany niż stanowczy.
– To nie ja zacząłem! – odparł Marek, unosząc ręce. – Po prostu nie lubię, jak ktoś robi z siebie świętą, podczas gdy my wszyscy musimy przez to cierpieć.
– Cierpieć? Ty cierpisz? – Przestałam nakładać potrawy i spojrzałam na niego z irytacją. – Ty, który pojawiasz się raz do roku, rzucasz kilka złośliwości i zmykasz, zanim trzeba będzie posprzątać?
Marek już otwierał usta, by coś odciąć, gdy w drzwiach pojawił się ojciec.
– Co to za hałasy? – zapytał stanowczym tonem.
Wszyscy zamilkliśmy. Ojciec był jedyną osobą, której Marek wciąż okazywał odrobinę szacunku.
– Już nic – mruknął Marek. – Twoja ukochana córeczka po prostu musi mieć ostatnie słowo.
Ojciec spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby chciał mnie uspokoić, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Anna przerwała ciszę:
– Może już siądźmy do stołu. Bo zaraz ten karp wyschnie i zamiast świętować, będziemy się kłócić o to, kto go spalił – rzuciła kąśliwie.
Wszystko w środku mnie krzyczało, żeby odpowiedzieć, ale zacisnęłam zęby. Dla ojca. Zawsze dla ojca. Przy stole atmosfera była gęsta jak barszcz. Wszyscy milczeliśmy, od czasu do czasu wymieniając tylko niezręczne spojrzenia. Ojciec nagle postanowił to przerwać, stukając w kieliszek widelcem.
– Mam coś ważnego do powiedzenia – zaczął, uśmiechając się zadowolony z siebie.
Marek wywrócił oczami.
– Oby to nie było kolejne kazanie o rodzinie – mruknął.
Ojciec zignorował go i kontynuował:
– Chciałem wam powiedzieć, że podjąłem decyzję dotyczącą domu. Postanowiłem przepisać go na Julię.
Cisza. Wszyscy zamarli, jakby czas stanął w miejscu.
A potem wybuchło piekło
– Co?! – Marek zerwał się na nogi, niemal przewracając krzesło. – To jakiś żart? Serio, tato? Dom na Julię?
Ojciec spojrzał na niego spokojnie.
– Uspokój się, Marek. To moja decyzja.
– Nie czas na takie rozmowy – wtrąciła Anna, ale jej głos brzmiał cicho i bez przekonania.
– Idealny czas! – Marek zignorował siostrę. – Bo to ty właśnie rozwalasz rodzinę, tato!
Wszyscy spojrzeli na mnie. Czułam, jak robię się czerwona na twarzy.
– Marek, przestań – powiedziałam ostro, ale mój głos zadrżał.
– Przestań? Serio? – Marek rzucił gorzki śmiech. – Nie wmówisz mi, że to nie twoja sprawka. Oczywiście, że dom musi być twój, bo tylko ty zasługujesz, nie? „Idealna Julia, opiekunka domowego ogniska”.
– Może dlatego, że faktycznie się nim opiekuję, w przeciwieństwie do ciebie! – wybuchłam. – Gdzie byłeś, kiedy ojciec potrzebował pomocy? Kiedy trzeba było coś naprawić, coś ugotować? A teraz masz czelność narzekać?
Marek oparł dłonie na stole i pochylił się w moją stronę.
– Wiesz co, Julia? – wysyczał. – Od zawsze byłaś tylko manipulantką. Słodką córeczką, co to niby wszystko robi z miłości. Ale tak naprawdę wiedziałaś, jak to wszystko ustawić pod siebie.
Wstałam, dłonie mi się trzęsły, ale nie zamierzałam się poddać.
– Marek, wystarczy! – wtrącił się ojciec, ale jego głos nie był już tak stanowczy.
– Jasne – rzucił Marek, odwracając się i sięgając po płaszcz. – No to miłego dzielenia się opłatkiem. Ja wychodzę, bo na takie cyrki nie mam ochoty.
Trzasnął drzwiami, a ja osunęłam się na krzesło. Serce waliło mi w piersi, ale gdzieś w środku czułam, że te słowa zostaną ze mną na długo. Marek wyszedł z trzaskiem, ale jego słowa nadal wisiały w powietrzu jak grzmot po burzy.
Ojciec wstał od stołu, poprawiając swoją wysłużoną koszulę, a Anna, której twarz wyrażała coś pomiędzy lękiem a irytacją, zaczęła nerwowo zbierać talerze.
– Siadaj, Ania – powiedział ojciec tonem, który miał być łagodny, ale w jego głosie kryło się napięcie. – Nie ma sensu udawać, że nic się nie stało.
Anna przystanęła, ale nie usiadła. Spojrzała na mnie, a potem na ojca.
– To wszystko naprawdę musiało być ogłaszane dzisiaj? W Wigilię? – rzuciła. – Co ci to w ogóle przyszło do głowy?
– To mój dom i moja decyzja – odparł ojciec spokojnie, ale Anna uniosła brew, jakby nie wierzyła w ani jedno jego słowo.
– Jasne, oczywiście – powiedziała gorzko. – Tylko że potem nie dziw się, że Marek się tak wścieka. Całe życie tylko Julia, Julia, Julia!
– Ty też? – wydusiłam, wbijając w nią wzrok. – Serio, Anna? Myślałam, że chociaż ty...
– Co? – przerwała mi Anna, podnosząc głos. – Myślałaś, że jestem tak głupia, żeby nie zauważyć, jak ojciec traktuje cię jak księżniczkę? Że nigdy nie masz obowiązków, które naprawdę wymagają poświęceń? Że wszystko, co robisz, to dekorowanie domu i granie idealnej córki?
– To niesprawiedliwe – zaczęłam, ale Anna uniosła rękę, przerywając mi.
– Sprawiedliwe czy nie, prawda jest taka, że Marek od zawsze miał rację. Ojciec faworyzuje cię, Julia, i wszyscy o tym wiemy, poza tobą, bo wolisz udawać, że to po prostu „miłość do rodziny”.
Ojciec westchnął, jakby Anna uderzyła w niego pięścią.
– Wystarczy – powiedział, ale jego głos był bardziej zmęczony niż stanowczy. – Ja tylko chcę, żeby ten dom został w dobrych rękach.
– W dobrych rękach? – Anna niemal wybuchła śmiechem. – A nasze ręce to co? Gorsze? Przez całe życie wkładaliśmy tyle samo w tę rodzinę, ale tylko Julia dostaje podziękowania!
– To nieprawda! – wykrzyknęłam, wstając gwałtownie. – Zawsze robiłam, co mogłam!
– Wiesz co, Julia? Może w końcu przestań się oszukiwać. Może naprawdę jesteś taka święta i kochana, jak ci się wydaje. Ale reszta z nas już dawno przestała w to wierzyć.
– Dość! – krzyknął ojciec, uderzając pięścią w stół. Jego głos poniósł się echem po jadalni, a wszystkie talerze lekko podskoczyły. – Nie po to organizujemy te święta, żeby rozgrzebywać jakieś stare pretensje.
Anna pokręciła głową i wzruszyła ramionami, jakby mówiła „twoja wola, tato”, ale jej oczy błyszczały gniewem.
– Okej – powiedziała, siadając z powrotem. – Ale to nie koniec tej rozmowy.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, zanim ojciec spojrzał na mnie i próbował się uśmiechnąć.
– Julia, wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się tym, co mówi Marek. On zawsze miał zbyt gorący temperament.
Poczułam, jak coś we mnie pęka
– A co z Anną, tato? – zapytałam cicho. – Co z jej słowami? Mam się tym też nie przejmować?
Ojciec westchnął, kładąc rękę na mojej dłoni.
– Oni są po prostu zazdrośni, kochanie – powiedział. – Zawsze byli.
Spojrzałam na niego i nagle zrozumiałam, że on naprawdę w to wierzy. To wszystko. Jego świat składał się z jednej prawdy: że robi to, co najlepsze dla rodziny.
– Może to nie oni są zazdrośni, tato – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. – Może to ja powinnam zastanowić się, czy naprawdę na wszystko zasługuję.
Ojciec spojrzał na mnie z takim zdziwieniem, że poczułam się, jakbym właśnie zdradziła jego największą tajemnicę.
– Julia…
Ale zanim zdążył coś powiedzieć, wstałam i wybiegłam do swojego pokoju, zamykając drzwi z hukiem. Wszystko to były półprawdy, których nigdy nie chciałam usłyszeć, a teraz wręcz nie mogłam od nich uciec. Drzwi trzasnęły na dole, a głos ojca przebijał się przez ściany.
– Wracaj do stołu, Anna! Nie będziemy tego tak kończyć! – wykrzyknął.
Zeszłam na dół akurat w chwili, gdy Anna wstała od stołu z miną, która zwiastowała kłopoty.
– Nie, tato. Nie będę siedziała przy stole i udawała, że jest w porządku – powiedziała z dziwnym spokojem, który mnie przeraził bardziej niż krzyki Marka. – Bo nie jest.
Ojciec zaczął coś mówić, ale Anna podniosła rękę.
– Nie, ty posłuchasz mnie teraz. Bo Marek nie miał odwagi powiedzieć wszystkiego, ale ja mam.
– Anna, co ty wyprawiasz? – zapytałam, czując, jak napięcie wraca z każdym jej słowem.
– Mówię prawdę, Julia. Tylko ty jej nigdy nie chciałaś widzieć.
– Przestańcie! – krzyknął ojciec, ale Anna nawet na niego nie spojrzała.
– Tato, wiesz, co jest najbardziej zabawne? – zaczęła z gorzkim uśmiechem. – Że przez całe życie opowiadałeś nam, jak to mama była centrum wszystkiego. Jak wszystko robiłeś dla niej, dla nas. Ale jakoś Marek i ja nigdy nie widzieliśmy tej samej miłości, co Julia.
– Przesadzasz – rzuciłam, choć głos mi zadrżał. – Ojciec zawsze starał się traktować nas wszystkich równo.
– Naprawdę? – Anna spojrzała na mnie tak, jakby chciała mnie rozebrać na części. – To dlaczego Marek musiał brać dodatkowe zmiany, żeby pomóc spłacić ojcowe długi? Dlaczego ja musiałam rezygnować z wyjazdu na studia, żeby być tutaj, kiedy Julia wolała wyprowadzić się do miasta na studia?
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Nie wiedziałam... – wyszeptałam, a Anna zaśmiała się gorzko.
– Oczywiście, że nie wiedziałaś. Bo nie musiałaś wiedzieć. Tato zawsze cię chronił. A my? Byliśmy tylko tłem.
– Anna, wystarczy – warknął ojciec, ale tym razem jego głos był cichy, jakby nie miał już siły walczyć.
– Nie, tato, nie wystarczy! – Anna uderzyła pięścią w stół, a jej talerz podskoczył. – Chcesz wiedzieć, dlaczego Marek się wścieka? Bo to on przez dwa lata płacił raty, kiedy ty wpakowałeś się w długi. To on siedział nocami, rozliczając papiery, kiedy ty ledwo ogarniałeś swoją firmę. A Julia? Julia miała wszystko podane na tacy.
– Nie mów o mnie, jakbym była jakimś pasożytem! – wybuchłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie jesteś pasożytem – rzuciła Anna. – Jesteś tylko naiwna. Wierzysz, że to wszystko dostałaś, bo zasłużyłaś. Ale prawda jest taka, że ojciec zawsze cię wybierał. Nawet jeśli to oznaczało, że musieliśmy z Markiem brać na siebie ciężar jego decyzji.
Spojrzałam na ojca, ale on patrzył w dół, w milczeniu.
– Tato... – wyszeptałam.
– Anna, nigdy tego nie chciałem – powiedział cicho ojciec. – Robiłem, co mogłem, żebyście wszyscy mieli, co trzeba.
– Robiłeś? – Anna wybuchnęła gorzkim śmiechem. – Ty po prostu żyłeś w swoim świecie, gdzie Julia była tą idealną córką. I nigdy nie zauważyłeś, że reszta rodziny płaciła za twoje wybory.
Przez chwilę trwała cisza, przerywana tylko oddechami nas wszystkich.
– I co teraz? – zapytałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.
Anna spojrzała na mnie z chłodną determinacją.
– Teraz? Teraz musisz sama sobie odpowiedzieć, czy naprawdę zasługujesz na ten dom. I czy chcesz go wziąć, wiedząc, ile cię to będzie kosztowało.
Nie wytrzymałam
– Julia, wracaj! – krzyknął za mną ojciec, ale już byłam na zewnątrz, wciągając mroźne powietrze.
Nie wiedziałam, dokąd idę, ale musiałam uciec od tej prawdy, która właśnie rozsadziła moją rodzinę. Mróz szczypał mnie w policzki, a śnieg chrzęścił pod butami, gdy szłam przez pustą ulicę, nie myśląc o niczym konkretnym.
Chciałam, żeby zimno wyrwało mnie z tego chaosu, który rozbrzmiewał w mojej głowie jak stary, zacinający się gramofon. Marek, Anna, ojciec, ich słowa – ostre jak noże – krążyły w moich myślach bez końca.
W końcu usiadłam na ławce w parku, otulając się szczelniej płaszczem. Światła latarni migotały na śniegu, a ja po raz pierwszy w życiu poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Dom nigdy nie był tylko budynkiem. Był nami. Naszymi decyzjami, błędami, miłością i żalem. Teraz wiedziałam, że nawet najlepszy dach nad głową nie utrzyma rodziny razem, jeśli nie ma w niej prawdy.
Być może nasza rodzina już nigdy nie będzie taka, jaką chciałam, żeby była. Ale jeśli mieliśmy jakąś szansę, to właśnie teraz. W momencie, gdy zaczęliśmy mówić prawdę, nawet jeśli bolała.
„Czy naprawdę na to zasługuję?” – to pytanie nie dawało mi spokoju.
Do tej pory zawsze sądziłam, że moje poświęcenie dla domu i ojca wynika z miłości. Ale co, jeśli to była tylko wygoda? Czy moje starania wystarczały, żeby usprawiedliwić to, co dostawałam?
Julia, 29 lat
Czytaj także:
„Gdy mama wypaliła z nowiną przy Wigilii, zakrztusiłem się barszczem. Mam nadzieję, że pod choinką znajdę lepszą matkę”
„Ela ma 48 lat i przeszła w życiu piekło. Mąż i teściowie traktowali ją jak wycieraczkę do butów, aż coś w niej pękło”
„Doradzam synowej przy dziecku, a ona się obraża. Przecież wychowałam jej męża, więc wiem, co najlepsze dla wnuczka”