„Dla męża byłam środkiem do celu, a nasze dziecko – wypadkiem przy pracy. Nawet w noc poślubną przyświecał mu jeden cel”

załamana kobieta fot. iStock, stefanamer
„Jestem w ciąży. To powinien być powód do radości, prawda? A jednak czuję się jak postać w czyimś scenariuszu, napisanym bez mojego udziału”.
/ 17.12.2024 19:00
załamana kobieta fot. iStock, stefanamer

Marek zawsze był pragmatykiem. Lubił mówić o stabilizacji, planach i korzyściach. Dla mnie to były puste słowa, które służyły jedynie temu, by przekonać moich rodziców, że jest odpowiedzialny. Prawda była taka, że nigdy nie czułam się z nim bezpieczna. Był za to przystojny, elokwentny i, co najważniejsze, idealny w oczach mojej matki.

Rodzice zawsze wiedzieli lepiej, co jest dla mnie dobre.

– Masz obowiązek stworzyć dziecku normalny dom – mówiła matka, gdy próbowałam wyrazić swoje wątpliwości.

– Marek to dobry chłopak – wtórował jej ojciec.

– Nie zmarnuje tej szansy. A co z tym, czego ja chcę? – pytałam, ale moje słowa ginęły w ich oczekiwaniach.

Z perspektywy czasu widzę, że zgadzając się na ślub, zaprzedałam siebie. Nie zrobiłam tego dla miłości, tylko dla świętego spokoju. Teraz muszę nauczyć się żyć w małżeństwie, które z dnia na dzień staje się coraz bardziej obce.

Dzień mojego ślubu był jak scena z teatralnego przedstawienia. Wszystko wyglądało idealnie – biała suknia, ślubna dekoracja w kościele, błyszczące uśmiechy gości. A jednak czułam się, jakby to wszystko działo się obok mnie, jakbym była jedynie aktorką odgrywającą wyznaczoną rolę. Marek stał przy mnie, jego spojrzenie było pewne siebie, niemal triumfalne. Patrzył na mnie, jakbyśmy rzeczywiście zaczynali wspólne życie. Tylko ja wiedziałam, że to wszystko jest pustą fasadą.

Przyjęcie weselne było równie sztuczne

Matka uśmiechała się do gości, podkreślając, jak bardzo jest dumna, że Marek „wziął odpowiedzialność”. Ojciec wypił trochę za dużo, ale nie przeszkodziło mu to wygłosić przemowy o tym, jak ważna jest rodzina i tradycja. A ja? Siedziałam wśród gości, próbując się uśmiechać i odpowiadać na gratulacje, choć miałam ochotę uciec.

Gdy w końcu zostaliśmy sami, Marek zaskoczył mnie swoim chłodem. Byłam przekonana, że choć nasze małżeństwo nie było zbudowane na miłości, to przynajmniej będzie próbował udawać zaangażowanie.

– Co teraz? Jak mamy to wszystko poukładać? – zapytałam, siedząc na brzegu łóżka w naszym wynajętym mieszkaniu.

Marek wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

– Najpierw twoi rodzice muszą pomóc nam z kredytem na mieszkanie. Potem zobaczymy.

– To jedyne, o czym myślisz? – spytałam, czując, jak coś we mnie pęka.

– Agnieszka, musimy myśleć praktycznie – odpowiedział, patrząc na mnie jak na dziecko, które czegoś nie rozumie.

To była nasza pierwsza noc jako małżeństwo, a ja już wiedziałam, że jestem w tym sama. Nie było miejsca na moje uczucia, na moje potrzeby. Marek miał plan, a ja byłam tylko jego częścią.

Kilka dni po ślubie znalazłam telefon Marka na kuchennym blacie. Odszedł od stołu na chwilę, a urządzenie zawibrowało, przyciągając moją uwagę. Ekran rozświetliła wiadomość:

„Tęsknię za tobą. Kiedy znowu się zobaczymy?” Nadawcą była Ewa.

Moje serce zamarło

Przez moment próbowałam wmówić sobie, że to pomyłka, że może to jakieś nieporozumienie. Ale coś w środku mówiło mi, że to prawda.

Otworzyłam ich rozmowę. Zdjęcia, wiadomości, wspomnienia z ich spotkań – wszystko było tam. Z każdym kolejnym słowem czułam, jak narasta we mnie gniew. Oni byli razem jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Marek i Ewa. Moja najlepsza przyjaciółka i mąż.

Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Jak mogłam być tak ślepa? Zaczęłam przypominać sobie wszystkie chwile, kiedy Ewa zachowywała się dziwnie, kiedy Marek unikał odpowiedzi na moje pytania. Wszystko zaczęło się układać w przerażającą całość.

Nie wytrzymałam. Gdy Marek wrócił pewnego wieczoru do domu, czekałam na niego w kuchni. Telefon leżał na stole, otwarty na ich wiadomości.

– Od kiedy to trwa, Marek? – zapytałam, próbując utrzymać głos w ryzach.
Zamarł, widząc ekran. Wiedział, że został przyłapany.

– Agnieszka, to nic nie znaczyło – powiedział, jakby to miało wszystko naprawić.

– Nic nie znaczyło? Romans z moją najlepszą przyjaciółką to dla ciebie „nic”? – rzuciłam, podnosząc głos.

– Nie dramatyzuj – odparł chłodno. – To tylko seks. A ty wiesz, że potrzebuję tego małżeństwa.

Jego słowa były jak nóż w plecy

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, zastanawiając się, jak bardzo musiał mnie nie szanować, by powiedzieć coś takiego. Wtedy zrozumiałam, że byłam dla niego jedynie narzędziem. Nie żoną, nie partnerką – tylko środkiem do celu.

Ewa przyszła do mnie, jak gdyby nigdy nic. Siedziałyśmy w salonie, a ja próbowałam utrzymać spokój. Patrzyłam na nią, zastanawiając się, jak mogła patrzeć mi w oczy przez tyle czasu, ukrywając przede mną taką zdradę. Nie mogłam tego dłużej znieść.

– Jak długo to trwa? – zapytałam nagle, przerywając jej opowieść o jakiejś błahej sprawie.

Ewa spojrzała na mnie zdezorientowana.

– Co masz na myśli? – zapytała, ale jej głos zadrżał.

– Ty i Marek – powiedziałam chłodno. – Od kiedy mnie okłamujecie?

Przez chwilę wyglądała, jakby szukała odpowiednich słów, ale nie mogła ich znaleźć.

– Agnieszka, to nie tak, jak myślisz – zaczęła, ale przerwałam jej.

– Naprawdę? – uniosłam głos. – Nie tak? To powiedz mi, jak to jest? Jak się czuje moja „przyjaciółka”, która sypia z moim mężem?

Ewa spuściła wzrok.

– On powiedział, że to tylko układ – przyznała w końcu. – Że nie ma między wami miłości. Myślałam, że to wszystko dla dziecka.

Te słowa były jak kolejny cios

Marek nie tylko mnie zdradzał, ale też opowiadał Ewie, że nie kocha mnie ani naszego dziecka.

– Myślałaś, że to mnie nie zrani? Że to mnie nie dotyczy? – zapytałam ostro.

– Agnieszka, przepraszam. Ja... nie wiem, dlaczego to zrobiłam – powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Wiesz co? Ja też nie wiem – odparłam, wstając. – Ale już nigdy ci nie zaufam.

Ewa próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale nie chciałam jej słuchać. Zbyt wiele razy próbowałam usprawiedliwiać ludzi, którzy mnie ranili. Teraz wiedziałam, że muszę myśleć o sobie i o dziecku. Kiedy wyszła, poczułam pustkę. Straciłam przyjaciółkę, ale czy kiedykolwiek naprawdę nią była?

Po rozmowie z Ewą wiedziałam, że muszę w końcu podjąć decyzję o swoim życiu. Zdrada Marka i kłamstwa Ewy zniszczyły moje ostatnie resztki złudzeń. Nie mogłam dalej udawać, że wszystko jest w porządku, że możemy stworzyć rodzinę dla dobra dziecka. To nie był dom, o którym marzyłam, ani życie, na które zasługiwałam.

Następnego dnia oznajmiłam Markowi, że chcę rozwodu. Siedzieliśmy w kuchni, gdzie jeszcze niedawno konfrontowałam go z jego zdradą. Tym razem byłam spokojna, opanowana. Marek zareagował dokładnie tak, jak się spodziewałam – próbował grać na moich emocjach.

– Agnieszka, zastanów się jeszcze raz. Zrobisz to dziecku? – zapytał, a jego ton brzmiał niemal przekonująco.

– Nie robię tego dziecku, tylko tobie – odparłam twardo. – Myślisz, że dam się manipulować po tym wszystkim, co zrobiłeś?

– To tylko seks – powtórzył, jakby to miało coś zmienić. – A nasze małżeństwo to coś więcej. Dziecko potrzebuje ojca.

– Dziecko potrzebuje prawdy – odparłam. – A ja potrzebuję życia, w którym nie jestem pionkiem w twojej grze.

Po tej rozmowie Marek przez kilka dni próbował mnie przekonać, bym zmieniła zdanie. Najpierw prosił, potem groził, że bez niego sobie nie poradzę. Ale ja już wiedziałam, że nie potrzebuję jego ani jego pieniędzy.
Nie mogłam też liczyć na wsparcie rodziców. Gdy powiedziałam im o swojej decyzji, matka wybuchła.

– Nie możesz tego zrobić! – krzyknęła, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Co ludzie powiedzą? Marek to porządny człowiek, nie znajdziesz lepszego!

– Może i porządny, ale nie dla mnie – odparłam, próbując zachować spokój.

– A dziecko? – wtrącił się ojciec, choć jego głos był mniej stanowczy. – Chcesz wychowywać je bez ojca?

– Chcę wychowywać je w prawdzie, a nie w zakłamaniu – powiedziałam, patrząc im prosto w oczy.

Matka obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, nie powiedziawszy ani słowa. Ojciec tylko westchnął. Od tamtej chwili byłam zdana wyłącznie na siebie. Zaczęłam planować nowe życie – życie dla mnie i dla mojego dziecka. Marek nie był w nim potrzebny, podobnie jak kontrola moich rodziców. Po raz pierwszy od dawna czułam, że podejmuję decyzje, które naprawdę należą do mnie.

Agnieszka, 30 lat

Czytaj także:
„Płacząc nad karpiem ze zmęczenia, przysięgłam sobie spokojne święta. Mam gdzieś rodzinne tradycje”
„Od 20 lat w Święta kłamię rodzinie w żywe oczy. Wolałabym w tym czasie całować kochanka”
„W Wigilię jestem miła nawet dla podłej matki, bo bogata babcia ma mnie na oku. Poświęcam się tylko dla spadku”

Redakcja poleca

REKLAMA