Każda kobieta chce się czuć doceniana. Gdy pod choinką znajdowałam tani badziew, miałam wrażenie, że nic nie znaczę dla Pawła. Dlatego w tym roku postanowiłam mu pokazać, że jestem warta o wiele więcej, niż mu się wydaje. Chciałam wzbudzić w nim zazdrość i w ten sposób zmusić, żeby postarał się trochę bardziej. Plan wydawał się dobry, ale wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle.
Zawsze czułam się trochę gorsza
Nie pochodzę z zamożnej rodziny. Jako nastolatka nie miałam tego, co mieli moi rówieśnicy – najnowszego smartfona, modnych ciuchów czy drogich perfum. Zawsze czułam się przez to trochę gorsza. Nie dlatego, że byłam zazdrosna. Takie jak ja spychało się na margines. Chciałam tego czy nie, w swoim gronie byłam outsiderką. Zakompleksioną outsiderką.
Jako dorosła, powinnam mieć za sobą dziecinne kompleksy. Niestety, poczucie niższości nie zniknęło ot tak. Do dziś z zazdrością patrzę na koleżanki, które jeżdżą lepszym autem czy mają ładniejszą torebkę. Nie uporałam się ze swoimi problemami, a fakt, że mąż oszczędza na mnie nawet w święta, wcale mi w tym nie pomaga.
Mąż mnie nie docenia
Może nie jesteśmy bogaczami, ale oboje pracujemy i dajemy radę związać koniec z końcem. To prawda, mamy duże wydatki. Kredyt hipoteczny, raty za samochód i inne koszty życia bezlitośnie drenują nasz budżet. Dlatego nie mam do Pawła pretensji, że na co dzień nie obsypuje mnie prezentami. Nie muszę codziennie dostawać kwiatów. Nie oczekuję biżuterii bez okazji. Ale na Boga, Boże Narodzenie jest raz w roku. W Wigilię miło byłoby znaleźć pod choinką coś, co byłoby autentycznym dowodem miłości. Każdego roku, po przerwie świątecznej, muszę unikać niezręcznych rozmów, gdy koleżanki z pracy chwalą się, co dostały od swoich drugich połówek. Gdybym powiedziała im, czym obdarował mnie mąż, pewnie padłyby ze śmiechu.
W zeszłym roku dostałam od niego perfumy z marketu, które wietrzały po kilkunastu minutach od rozpylenia. Może to i dobrze, bo pachniały fatalnie. Dwa lata temu dał mi bon zakupowy na 50 zł, który mogłam zrealizować w drogerii. Trzy lata temu pod choinką nie znalazłam niczego. Zamiast kupić mi coś ładnego, Paweł obwiązał się wstążką i oznajmił, że to on jest moim prezentem. Najwyraźniej wydawało mu się, że to romantyczny gest.
I jak ja mam czuć się doceniona? OK, zgadzam się, że sens Bożego Narodzenia nie tkwi w podarunkach. Ale byłoby miło, gdyby choć raz dał mi coś wartościowego. Też chciałabym móc się pochwalić przed koleżankami, że mój mąż ma gest. Też chciałabym poczuć się doceniona, jak one. Dlatego w tym roku wymyśliłam sprytny plan, którym chciałam zmusić go, by sięgnął głębiej do kieszeni.
Miałam plan
Nic nie napędza męskich starań tak skutecznie, jak zazdrość. Paweł odpuścił sobie, bo wie, że po ślubie zaczęłam należeć tylko do niego. Daję sobie obciąć rękę, że nawet przez chwilę nie brał pod uwagę, że mógłby mnie stracić. A przecież akt małżeństwa to nie wyrok. Wciąż jestem młoda i nie wyglądam najgorzej. Podobam się wielu facetom. Musiałam tylko uświadomić to mojemu mężowi. Nie, nie zamierzałam poderwać przypadkowego gościa tylko po to, by finalnie dać mu kosza. To byłoby igranie z ogniem. Poza tym nie musiałam tego robić. Wystarczyło sprawić, by Paweł uwierzył, że ktoś się mną interesuje.
Żeby mój plan wypalił, musiałam zacząć myśleć jak facet. Zadałam sobie pytanie: „Co sprawia, że mężczyzna zaczyna się niepokoić?”. Gdy dokładnie sobie to przemyślałam, zaczęłam działać.
Zaczęłam działać
W pierwszej kolejności przestałam odbierać telefon, gdy byłam poza domem i zawsze znajdowałam usprawiedliwienie, które od którego na kilometr biło kłamstwem. Wmawiałam mu, że byłam z koleżanką na kawie i nie słyszałam dzwonka. Że przypadkowo wyciszyłam dźwięki albo po prostu motałam się, nie mogąc znaleźć sensownego wytłumaczenia. W domu przestałam rozstawać się z telefonem. Zawsze miałam go przy sobie, nawet gdy szłam do łazienki. Zaczęło działać. Paweł stawał się coraz bardziej podejrzliwy. Nadszedł czas na kolejny etap.
Pewnego piątkowego popołudnia ktoś zapukał do naszego mieszkania. Dobrze wiedziałam, kto stoi po drugiej stronie drzwi.
– Otworzysz, kochanie? – poprosiłam męża, próbując ze wszystkich sił ukryć przebiegły uśmieszek, który zaczynał malować się na mojej twarzy.
– Kto to może być? – zdziwił się i wstał, żeby sprawdzić, kto zaszczycił nas niezapowiedzianą wizytą. Wrócił chwilę później, trzymając w ręce wielki bukiet czerwonych róż.
– Ktoś przysłał ci kwiaty – oznajmił zdziwionym głosem.
– Jesteś pewien, że to nie pomyłka? – zapytałam głosem wyrażającym zakłopotanie.
– Jest bilecik, a na nim twoje imię. Więc tak, jestem pewien.
– Piękne – powiedziałam, biorąc od niego kwiaty. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio dostałam czerwone róże.
– Emilia, od kogo to? – zapytał podejrzliwie.
– Nie wiem – odpowiedziałam, oglądając bilecik z każdej strony. – Nadawca nie podpisał się.
– Skarbie, czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć?
– Niby o czym?
– Kobieta nie dostaje kwiatów bez powodu.
– Może mam cichego wielbiciela? Przecież nie mam wpływu na to, kto przysyła mi bukiet.
– A może wcale nie takiego znowu cichego?
– O co ci chodzi?
– Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Nie odbierasz, gdy dzwonię. Pilnujesz telefonu, jak Gollum pierścienia, a do tego zaczęłaś spóźniać się z pracy.
– Coś sugerujesz?
– Mówię tylko, że to wszystko wygląda podejrzanie.
Ostatni krok był najważniejszy
Wszystko działało dokładnie tak, jak zaplanowałam. Paweł stawał się coraz bardziej zazdrosny. Gdy nastał grudzień, wdrożyłam ostatnią fazę planu.
Pewnej niedzieli powiedziałam mężowi, że umówiłam się na kawę z koleżankami. Wróciłam później, niż obiecałam i oczywiście nie odebrałam telefonu, gdy dobijał się na mój numer.
– Na Boga, Emilia! Czy ty wiesz, która jest godzina? – nakrzyczał na mnie, gdy weszłam do przedpokoju.
– Przepraszam cię, skarbie. Chyba rzeczywiście trochę się zasiedziałyśmy.
– Ładne mi „trochę”. I oczywiście nie raczyłaś odebrać telefonu. A ja tu odchodzę od zmysłów.
– Dzwoniłeś? Faktycznie! – udałam zdziwienie, patrząc na ekran. – Chyba coś dzieje się z tym przeklętym urządzeniem. Przydałby mi się nowy smartfon.
– A co to? – zapytał, pokazując na mój nadgarstek.
– To? Znalazłam tę błyskotkę w kawiarni. Ktoś zostawił ją na umywalce w toalecie.
– Naprawdę? I nie przyszło ci do głowy, żeby oddać ją obsłudze?
– Pomyślałam o tym, ale tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam ją zatrzymać.
– Zdajesz sobie sprawę, że to nie brzmi wiarygodnie?
– Ale to prawda. Nie wiem, co jeszcze miałabym ci powiedzieć.
– Najlepiej powiedz, jak jest. Od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie. W dodatku dostajesz kwiaty, a teraz przychodzisz do domu z drogą bransoletką na nadgarstku.
Mąż był zazdrosny
Oczywiście sama kupiłam sobie tę bransoletkę i wcale nie była taka droga, na jaką wyglądała. Ale Paweł nie wiedział o tym. Pomyślał, że ktoś mi ją dał. Właśnie o to mi chodziło.
– Dostałam kwiaty, bo ktoś najwyraźniej uznał, że jestem ich warta. A bransoletkę naprawdę znalazłam.
– A mi wydaje się, że jest inaczej.
– Co sugerujesz?
– To, co jest widoczne gołym okiem. Po prostu zdradzasz mnie.
Nie takiej reakcji się spodziewałam. Chciałam, żeby w jego głowie zapalił się płomyk niepewności, ale byłam przekonana, że męska duma każe mu to przemilczeć. Wydawało mi się, że to zmotywuje go do większych starań. Ale nie. Stało się zupełnie inaczej. Tamtego wieczoru urządził mi straszną awanturę. Powiedział, a właściwie wykrzyczał, że nie ma zamiaru robić za rogacza. Z sypialni wyprowadził się do salonu i przestał się do mnie odzywać.
I co ja najlepszego narobiłam? Nie wiem, jak teraz wybrnąć z tej sytuacji. Chyba będę musiała powiedzieć mu całą prawdę. To jedyne rozsądne wyjście. Pozostaje mi trzymać kciuki, żeby uwierzył. Inaczej pod choinką znajdę papiery rozwodowe, zamiast szałowego prezentu.
Emilia, 30 lat
Czytaj także: „Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”