Ja i Piotr znaliśmy się od dziecka, ale dopiero w dorosłym życiu nasze ścieżki się skrzyżowały.
Zawsze nadawaliśmy na tych samych falach
Nawet po wielu latach małżeństwa była między nami taka chemia, jak byśmy znali się zaledwie od wczoraj. Wieczne motyle w brzuchu – ubóstwiałam ten stan. W ogóle nie przeszkadzało mu to, że po dwóch ciążach moje ciało się zmieniło, że z każdym rokiem przybywało mi zmarszczek i siwych włosów.
Patrzył na mnie dokładnie tak, jak tego ciepłego majowego poranka, gdy przypadkowo wpadliśmy na siebie na ulicy – wtedy właśnie zaczęło się nasze love story. Nie zwlekaliśmy ze ślubem. Zresztą, to wszystko potoczyło się jakoś samo i nie zdążyłam się obejrzeć, jak przed ołtarzem założyliśmy sobie złote obrączki. To był jeden z najwspanialszych momentów w moim życiu.
On robił karierę na uczelni, a jak zajmowałam się domem i dziećmi. Lubiłam to, ale nie zrezygnowałam ze swojej pasji, jaką było malowanie.
Każdą wolną chwilę spędzałam przy sztaludze, a zapach farb olejnych i terpentyny wprawiał mnie w coś w rodzaju twórczej ekstazy. Piotr doskonale to rozumiał. Nie był typem mężczyzny, który wychodził z założenia, że żona musi wszystko poświęcać dla rodziny.
Nie było dla niego problemem ugotowanie obiadu czy zaopiekowanie się dziećmi, abym tylko mogła chwycić pędzle w garść i malować. Uwielbiałam nasze życie, nie było w nim niczego wymuszonego, toczyło się swoim naturalnym rytmem.
Nie ustaliliśmy, że ty robisz to, a ty tamto – nie było takiej potrzeby. Strzegliśmy naszej prywatności i intymności, nie wpuszczając do naszego wspólnego życia zbyt wielu osób. To pozwalało nam zachować zdrowy – jak mi się wydawało – dystans do świata. Inni mogli nie istnieć – tylko my się liczyliśmy. Niestety do czasu…
Alkohol rozpanoszył się w naszym domu zupełnie niepostrzeżenie
Odkąd sięgnę pamięcią, Piotr nie krył się z tym, że lubi alkohol. Nie pił na umór i nie upijał się do nieprzytomności, a jednak tego alkoholu wciąż w domu przybywało. Nie powiem, że i ja nie lubiłam raz na jakiś czas wychylić wieczorem lampkę wina, ale w pewnej chwili zauważyłam, że on pije codziennie. Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi.
– Maleńka, miałem taki ciężki dzień – to słyszałam najczęściej, lecz w końcu doszło do tego, że nie jeden czy dwa drinki przestały wystarczać.
W barku w salonie pojawiało się coraz więcej butelek z kolorową zawartością. Niemniej najbardziej niepokojące było to, że owa zawartość znikała w zastraszająco szybkim tempie.
– Martwi mnie, że tyle pijesz – próbowałam z nim porozmawiać na ten temat, ale mnie zbywał.
– Kochana, przecież nic się nie dzieje, sama widzisz. Trochę stresu mam teraz na uczelni, ale to przejściowe – czule gładził mnie po policzku i łagodnie się uśmiechał.
Próbował w ten sposób uśpić moją czujność, co początkowo świetnie mu się udawało. To niesamowite, jak my, kochające całym sercem kobiety, potrafimy przymykać oko na różne rzeczy. Ja też to robiłam, tylko wtedy jeszcze nie miałam tej świadomości. Ona przyszła dopiero później, kiedy któregoś razu Piotr wrócił do domu po północy. Był kompletnie pijany.
– Jezu kochany, gdzieś ty był? – po części przemawiała przeze mnie troska, a po części złość.
– Ja muszę maleńka do łazienki – język mu się plątał.
Potknął się o próg w przedpokoju i upadł. Pomogłam mu wstać i trafić do łazienki. Wymiotował dobrą godzinę. Potem doprowadziłam go do porządku i zaciągnęłam do łóżka.
Następnego dnia, a była to sobota, wstał około południa.
– Gdzie ty wczoraj byłeś? – chciałam dowiedzieć się czegokolwiek.
– Nie ma o czym gadać – burknął. – Źle się czuję.
– Pierwszy raz zobaczyłam cię w takim stanie… – nie kryłam zaniepokojenia, a mój głos drżał.
– Daj mi święty spokój – po raz pierwszy tak się do mnie odezwał.
Byłam w szoku. Zawsze odnosił się do mnie z szacunkiem, a ta wypowiedź była szacunku kompletnie pozbawiona. Zdarzało się nam raz na jakiś czas pokłócić, ale i w podbramkowych sytuacjach nie miał w zwyczaju się zapominać.
Nie wiedziałam, jak zareagować, więc zamilkłam. Czułam się bardzo zraniona i niesprawiedliwie potraktowana. Nie miałam pojęcia, dlaczego się tak zachował. Próbowałam do tego wracać, aczkolwiek nie usłyszałam nawet głupich przeprosin.
– Przestań mi wiercić dziurę w brzuchu – to była jego odpowiedź.
Nie pozostało mi nic innego, jak się do tego żądania dostosować, chociaż wcale nie byłam z tego powodu zadowolona.
Niby razem, ale osobno
Ja i Piotr zaczęliśmy się od siebie oddalać. Na pozór wszystko grało, ale to nie był dobrze znany mi stan rzeczy.
– Może ma chwilowy kryzys? – zastanawiała się moja przyjaciółka Aśka, kiedy powiedziałam jej o wszystkim – Wiesz, jacy są faceci, te ich samotnie i takie tam klimaty.
– On się zmienił, widzę to. Może mnie już nie kocha? – taka myśl nie przyszła mi wcześniej do głowy, a teraz się mnie mocno uczepiła.
– Oj tam, od razu nie kocha! – Aśka machnęła ręką. – Mówię ci, to pewnie jakieś kłopoty w pracy, o których nie chce gadać. Oni maja przerost ambicji!
– A co jeśli inną babę sobie znalazł? – moja wyobraźnia uruchomiła się już na całego.
– Weź przestań! – Aśka parsknęła śmiechem. – Piotr? Oszalałaś? Przecież on za tobą w ogień by poszedł!
Jeśli mogłabym dać radę wszystkim kobietom, to brzmiałaby ona następująco: ufaj swojej intuicji. Jeżeli masz przeświadczenie, że coś jest nie w porządku, to nie ignoruj tego głosu, tylko za nim pójdź. Zdecydowałam wtedy, że tak właśnie uczynię – i poznałam prawdę o swoim mężu.
Kamuflaż na mistrzowskim poziomie
W domu Piotr zachowywał się poprawnie, ale to nie był mój Piotr. Zdystansował się do mnie, a późne powroty w stanie kompletnego upojenia alkoholowego stały się normą. Postanowiłam przeprowadzić własne śledztwo, ale w tym celu musiałam dobrać się do jego telefonu.
Miałam potworne wyrzuty sumienia, kiedy po niego sięgałam, lecz to było silniejsze ode mnie. Do tej pory nie interesowało mnie, z kim utrzymuje kontakt. Byłam całkowicie świadoma tego, że postępuję niewłaściwie i że takie przeszukanie stanowi naruszanie cudzej prywatności. Trudno, najwyżej będę smażyć się w piekle.
Intuicja mnie nie zawiodła. Znalazłam mnóstwo wiadomości od jakiejś kobiety, która domagała się od niego pieniędzy. Zapisałam jej numer i następnego dnia do niej zadzwoniłam.
– Kim pani jest? – zapytałam, dokładając wszelakich starań, aby brzmieć pewnie i zdecydowanie. Z nienajlepszym niestety skutkiem.
– A pani? – Miała wysoki i chłodny głos.
– Jestem żoną Piotra, od którego chce pani pieniędzy – wyjaśniłam spokojnie, pomimo że wszystko we mnie buzowało. – O co pani chodzi?
– Żoną, powiada pani? – kobieta spuściła z tonu. – W takim razie powinnyśmy się spotkać.
Umówiłyśmy się dwie godziny później w kawiarni, do której często chodziłam z Piotrem. Jak się okazało, nie tylko ja. Kiedy dotarłam na miejsce, już na mnie czekała. Miała na imię Marta i była jego studentką. Ładna, ubrana w stylu młodzieżowym, z wyraźnie zarysowanym ciążowym brzuszkiem. Popatrzyłam na niego wymownie.
– Tak, to jego – przytaknęła i niedbałym gestem dłoni zachęciła mnie do tego, abym zajęła miejsce przy stoliku.
– Po co go pani szantażuje?
– Bo mogę – odparła bezczelnie. – Czy wie pani w ogóle, jaki z niego lowelas?
Opowiedziała mi o wszystkim. Siedziałam i tego słuchałam, nie dowierzając, że ta kobieta mówi o moim mężu. O czułym i wrażliwym Piotrze, z którym przeżyłam tyle lat. Nałogowo romansował ze studentkami i robił to od bardzo długiego czasu.
Szybko zaczęło do mnie docierać, że te jego różne projekty i dodatkowe zajęcia były jedną wielką ściemą. O ile na spotkanie z Martą jechałam z wrogim nastawieniem, o tyle po niecałej godzinie moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Uknułyśmy plan. Zadzwoniła do niego i poprosiła go, aby przyjechał do mieszkania, które wynajął dla niej.
Strach ma wielkie oczy, ale nic poza tym
Oczywiście przyjechał najprędzej, jak mógł. Mało co nie upadł z wrażenia, gdy zamiast Marty zobaczył mnie. Przyznaję, że potwornie bałam się tej konfrontacji, ale jak przyszło co do czego, strach minął niczym ręką odjął. Zażądałam wyjaśnień. Był postawiony pod ścianą, niczego nie ukrywał.
– Maleńka, ja naprawdę cię kocham! – zakończył ze łzami w oczach. – Błagam, wybacz mi, nie zostawiaj mnie! Ja pójdę się leczyć, zmienię się, zrobię to dla ciebie, dla nas.
– Nie zasługujesz na wybaczenie – poczułam nagły przypływ drzemiącej we mnie siły sprawczej. – To koniec, Piotr, rozumiesz? Między nami koniec.
– Błagam, nie mów tak! – Dotarło do niego, że mnie stracił.
Usiłował mnie zatrzymać, ale ja nie chciałam dłużej tego przeciągać. Wyszłam, oddałam klucze czekającej w kawiarni Marcie, po czym udałam się do naszego mieszkania. Mojego i Piotra. Boże, to było takie trudne…
Spakowałam siebie i dzieci, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do moich rodziców.
Nie odbierałam telefonów od Piotra, a spotkaliśmy się dopiero kilka miesięcy później na sali sądowej. Rzecz jasna to ja wniosłam sprawę o rozwód z orzeczeniem o winie. W sądzie był potulny jak baranek. Niczego nie utrudniał. Zaprosił mnie na kawę.
Odmówiłam. Kochałam go nadal, ale wiedziałam, że dla własnego dobra muszę się wyzwolić z sideł tej miłości. Nie myślałam zbytnio o przyszłości, chciałam być po prostu wolna i zacząć życie od nowa.
Znana galeria zaproponowała mi wystawę moich obrazów. Całkiem niezły początek, prawda? Zobaczę, co los przyniesie i poskładam swoje poharatane serce.
Dzieci nie chcą póki co znać własnego ojca, może kiedyś zmienią zdanie. A ja dam losowi kolejną szansę. Co z tego, że mam już swoje lata? Nigdy nie jest za późno, aby ruszyć inną drogą. Jaka, ona będzie, nie wiem, ale jestem dobrej myśli.
Czytaj także:
„Po zdradzie męża rozpętałam wojnę. Dzięki naszej przebiegłej córce doszło do zawieszenia broni, a potem do aktu pokoju”
„Owoc zdrady męża we wszystkim przewyższał naszego syna. Byłam wściekła, że to nie ja urodziłam to cudowne dziecko”
„Zdrady męża sprawiły, że poczułam się nieatrakcyjna i niechciana. Dopiero przy kochanku czułam się pożądana”