„Zdrady męża sprawiły, że poczułam się nieatrakcyjna i niechciana. Dopiero przy kochanku czułam się pożądana”

Mąż mnie zdradzał fot. Adobe Stock, pikselstock
„Małżeństwo dało mi w kość, ale w końcu nie musiałam drugi raz wychodzić za mąż. Mogłam znaleźć sobie kogoś >>dochodzącego<<, partnera do rozmów – i łóżka. Ciągłe zdrady męża sprawiły, że straciłam apetyt na igraszki. Jego oczy były lustrem, w którym zawsze źle wyglądałam”.
/ 15.08.2022 16:30
Mąż mnie zdradzał fot. Adobe Stock, pikselstock

– Zrobimy im przyjemność i pogadamy czy też przeciwnie? – facet patrzył na mnie małymi niebieskimi oczkami osadzonymi głęboko gdzieś za parą szkieł grubych jak denka słoików.

Pomyślałam, że jest wyjątkowo nieatrakcyjny. Ale uśmiech miał więcej niż sympatyczny. Wiedziałam, kim jest, i wiedziałam, o co mu chodzi. Henryk czyli Henry, nazywany tak z racji wieloletniego pobytu w Stanach, kuzyn gospodarza przyjęcia. Przyjęcia urządzonego właśnie na cześć Henryka, po to, by mógł spotkać pozostałych kuzynów, kuzynki i wszystkie ich „drugie połowy”, napić się z nimi, a jakże, i pogadać, co tam za wielką wodą, a co tutaj. Ja natomiast zaproszona zostałam, aby wielki gość ewentualnie mógł sobie kogoś poderwać. Mimo że nie jestem już w stosownym wieku do podrywania. Ale i on nie jest.

Zawsze po to mnie zapraszają

Niech sobie biedna Hania wreszcie kogoś znajdzie, jak długo można tak żyć w samotności… Rany, czy naprawdę wszyscy wyobrażają sobie, że samotność jest taka okropna? I przede wszystkim, że brak męża musi bezwarunkowo oznaczać samotność? Koleżanki, gdy się spotykamy w babskim gronie, szczególnie, gdy zdarza im się coś wysączyć, wypłakują swoje żale na temat mężów – a bo zdradzają, a bo piją, a bo nie dbają, a bo gnuśnieją przed telewizorem i tylko na tym im zależy, żeby ktoś obiad ugotował i posprzątał; gderają, marudzą, narzekają, przynudzają. A wszystkie te skargi kończą się sakramentalnym: jaki by nie był, najważniejsze, żeby był. Być musi. A ja myślę inaczej.

Nie po to wyzwoliłam się z toksycznego małżeństwa, by na starość pchać się w nowe tarapaty. Swoją niezależność, bo samotna wcale się nie czuję, cenię najwyżej w życiu. Wywalczyłam ją dzielnie, wykazałam się odwagą, determinacją, uporem. I niech mi nikt nawet nie radzi, by z niej rezygnować. A na przyjęcie przyszłam, bo niby dlaczego mam spędzać w domu sobotni wieczór? Tak, chodzę na przyjęcia, spotkania towarzyskie, mam szerokie grono znajomych i wiele zainteresowań. Lubię potańczyć, zabawić się, przyjemnie spędzić czas, żadna ze mnie męczennica.

Tylko niechże wreszcie przestaną narajać mi tych facetów! I myśleć, że przyszłam po to, by kogoś złapać.

Ten przystojny, a do tego rzekomo bogaty...

Albo superinteligentny, same życiowe sukcesy. Tylko ciekawe, co kryje się pod tymi maskami. Wolę nie sprawdzać.

– Proponuję zrobić przyjemność sobie i nie oglądać się na innych.

– W takim razie już się stąd nie ruszę. Chyba że z panią. Jestem Henryk.

– Hanna.

– Lubi pani herbatę? Hart ducha? Haczykowate nosy? Charyzmatycznych ludzi? Chybione dowcipy?

– Chyba…

– No to jesteśmy w klubie „H”!

Cholera, pomyślałam. Oryginał się znalazł. Ale mnie to też wciągnęło.

– Jeżdżę hondą i mieszkam na Chodkiewicza. W małej chatce pośród chaszczy. Myszy w niej harcują i puchacze pohukują – odparłam.

– Chciałbym zostać zaproszony. Byłby to dla mnie honor.

– Nie tak za chwilę.

Przez cały wieczór bawiliśmy się słowami

Henryk wciągał w to każdego, kto do nas podszedł, ale z czasem już nikt nie podchodził. Nasza zabawa najbardziej podobała się nam samym. Czułam się jak rozchichotany chochlik, żeby już pozostać w naszym klubie. Zero prozy, czysta poezja. Wdzięk i dowcip. Lubię takie klimaty. Lubię ludzi, z którymi się nie nudzę i sama nie czuję się nudna.

– Pani Haniu, to chemia. Uschnę, jeśli nie będziemy ze sobą chodzić, odganiać chmur znad głów, kochać się i handryczyć. Chlać dobre wino.

– Aleś pan z Hameryki przecież…

Dla chcącego nic haniebnego.

I tak się zaczęło. Poszło szybko. Ostatecznie żadne z nas nie ma już wiele czasu. Szkoda go marnować. Jeszcze tego wieczoru znalazłam w Heniu najlepszego kumpla, po wyczerpującym spacerze następnego dnia – przyjaciela, a wkrótce potem – również kochanka. To ostatnie bardzo dziwne, bo przez długie lata wydawało mi się absolutnie niemożliwe. Nawet wtedy, gdy byłam dużo młodsza i chyba seksowna, uznałam, że tę stronę życia mam już za sobą. Koniec.

Małżeństwo dało mi w kość, ale w końcu nie musiałam drugi raz wychodzić za mąż. Mogłam znaleźć sobie kogoś „dochodzącego”, partnera do rozmów – i łóżka. Było coś jeszcze. Ciągłe zdrady męża sprawiły, że straciłam apetyt na seks. Przez wiele lat widziałam, że ani trochę go nie pociągam, czułam się brzydka, nieatrakcyjna, nieciekawa. Jego oczy były lustrem, w którym zawsze źle wyglądałam.

Z czasem on przestał pociągać i mnie

Za dużo trucizny było w tej relacji. Jeśli czułam się zazdrosna, to nie o jego zdrady fizyczne, raczej o całokształt, że tak powiem. Byłam zraniona, poharatana, nieszczęśliwa, ale też nie byłam w stanie w żaden sposób zbliżyć się do innego mężczyzny. Tak jakby cały męski ród przestał mnie interesować. Nie to, że nie lubię facetów, z niektórymi chętnie sobie pogadam, pożartuję, nawet drinka się napiję przy jakiejś okazji, ale nic więcej. Absolutnie. Rodzaj kastracji – taką krzywdę wyrządził mi mój były. Wydawało mi się, że nie mam już żadnych potrzeb seksualnych. I wiek… A tu nagle niespodzianka. I to Henio, który tak mi się nie podobał na początku! No, Robertem De Niro to on nie jest. Ale czuję się z nim cudownie! Henio patrzy na mnie, jak żaden mężczyzna nigdy nie patrzył. Co on we mnie widzi?

Jesteś śliczna, Haneczko. Masz najpiękniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem. No i te zęby.

– Są krzywe przecież.

– No właśnie! Piękne… W Ameryce wszyscy mają proste. Do tego białe i błyszczące jak zestaw guzików do podszewki. Ohydna sztuczność.

Słyszeć coś takiego w siedemdziesiątej wiośnie życia... Mieć najprawdziwszy romans, z namiętnością, czułością, głębokim porozumieniem. Ze świadomością, że to coś absolutnie wyjątkowego, wszystko, co dzieje się między nami. Czy już jestem w niebie?

– Haniu, muszę już wracać. Absolutnie. Długo zwlekałem, ale dalej się nie da. Masz do mnie przyjechać, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Moja chatka też miła, a i chaszcze się znajdą. Hania i Henio wśród haligatorów. Możemy kontynuować naszą bajkę.

Henryk mieszkał na Florydzie

Niedaleko ocean, plaże... Raj na ziemi, jak mówił.

– Na pewno ci się spodoba. Przyjedź chociaż na kilka tygodni, żeby zobaczyć, spróbować razem żyć na co dzień. Potem zrobisz, jak będziesz chciała. Możemy kilka miesięcy spędzać tu, kilka tam, trochę razem, trochę oddzielnie. Wszystko jest możliwe, jeśli będziemy chcieli.

Mimo wszystko myśl o tym napawa mnie ciężkim przerażeniem. Jak dotychczas jest to romans. Coś nierealnego, niemożliwego nawet. Rodzaj snu. Ale w perspektywie jawi się nowe życie, którego nie planowałam i nie chciałam, którego się tak bardzo bałam… Czy nie będzie ono dotkliwym przebudzeniem? W dodatku – bagatela! – mam tutaj syna, córkę, wnuki. Lubię to poczucie, że są na wyciągnięcie ręki. Czasami nie widujemy się tygodniami, ale zawsze możemy, w każdej chwili. Czasami bywam im potrzebna, to dla mnie jest bardzo ważne. A i oni mogą być mi potrzebni.

I co w końcu mam im powiedzieć? Wyśmieją mnie przecież od razu. Popukają się w czoło. Może córka nie, ale syn, zięć, synowa… A wnuki? Rany boskie!

Babcia się zakochała!

Jak im to wytłumaczyć, nastolatkom przekonanym, że miłość jest tylko dla młodych?

– Gdybyś zapomniał – żyjemy w świecie internetu. Możemy rozmawiać całymi dniami, jeśli tylko będziemy mieć na to ochotę. Widzieć się…

– …to nie to samo!

– Wiem, Heniusiu. Ale za późno na przesadzanie drzew.

– O czym ty mówisz, kobieto! Proponuję ci wycieczkę na Florydę, zwiedzenie kawałka świata, bo przecież możemy wybrać się w jakąś fajną podróż, a ty mi o przesadzaniu drzew. Nikt nie będzie cię przesadzał. Nie przesadzaj!

Cały Henio.

– Na pewno nie dadzą mi wizy.

Ludziom w twoim wieku dają.

– Nie wymawiaj mi wieku!

– A kto mówi, że już za późno?

Chyba tę energię najbardziej w nim kocham. Przeświadczenie, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko spróbujemy, postaramy się. Życie nie zdołało go utemperować – ani zawody miłosne, ani tragedie rodzinne, ani porażki zawodowe. Zawsze pełen optymizmu. Jak mi się to udziela… Składam wniosek o wizę. Co szkodzi mieć?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA