„Wieloletnia przyjaźń skończyła się kłótnią przez sprzedaż auta. Okazało się, że w przyjaźni nie ma miejsca na biznesy”

kobiety, które pokłóciły się po kilkudziesięciu latach przyjaźni fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
Przyjaźniłyśmy się od kilkudziesięciu lat, a poróżniło nas to, że Jurek z Wojtkiem nie mogli ustalić, kto i kiedy spalił sprzęgło w jakimś aucie! Kolejnego dnia Jurek zadzwonił po kolegę, który sprzedał BMW. Razem poszli do Wojtka, a ja bałam się, jaka awantura wyniknie.
/ 19.07.2021 11:26
kobiety, które pokłóciły się po kilkudziesięciu latach przyjaźni fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Ania i Wojtek mieli przyjść za pół godziny, a ja nawet nie zdążyłam posprzątać po obiedzie.

– Jurek! – zawołałam do męża, który jak zwykle siedział w garażu. – Chodź mi tu pomóc!

Ale Jerzy tylko odkrzyknął, że leży pod samochodem i pomoże mi potem. Westchnęłam. Z Anią znałam się jeszcze z naszej miejscowości, gdzie byłyśmy sąsiadkami. Kiedy poznałam Jurka, ciągle wypytywał mnie, czy nie mam jakiejś koleżanki dla jego najlepszego przyjaciela, bo „Wojtek to jest superfacet, ale jakoś szczęścia do dziewczyn nigdy nie miał”.

Poznaliśmy ich i po 2 latach patrzenia, jak się za sobą uganiają, dostaliśmy zaproszenie na ich ślub

Ja w charakterze druhny, a Jurek – oczywiście drużby. Od tamtego czasu minęło ponad dwadzieścia lat i tyle też trwa nasza przyjaźń we czwórkę. Jeździliśmy razem na wakacje, kupiliśmy domy w odległości niecałego kilometra, wychowywaliśmy razem nasze dzieci. Jurek i Wojtek jako młodzieńcy jeździli na wyścigi żużlowe i pasjonowali się motocyklami, z wiekiem zamienili zawody na torze na oglądanie ich w telewizji, chociaż nadal potrafili godzinami dyskutować o wyższości jednego modelu motocykla nad innym.

Ania i ja za to miałyśmy swój babski świat, wspólne tajemnice i dwuosobową grupę wsparcia. Ona wiedziała wszystko o mnie, a ja o niej, i pewnie gdyby nadal w modzie były kradzieże koni, to byśmy to razem robiły. Tego dnia przyjaciele mieli przyjść obejrzeć samochód, który kolega Jurka sprowadził dla nas z Niemiec. Początkowo mąż chciał, żebym ja nim jeździła, ale po kilku jazdach próbnych okraszonych moimi okrzykami przerażenia i jego soczystymi przekleństwami, zdecydowaliśmy, że jednak go odsprzedamy. A że Wojtek właśnie szukał czegoś dla Ani, zaproponowaliśmy im, żeby przyjrzeli się bmw w dobrej cenie stojącemu w naszym garażu.

Kiedy weszli na posesję, właśnie kończyłam sprzątanie. Wojtek od razu pospieszył do garażu, a Ania zajrzała do mnie.

– Nie oglądasz swojego nowego autka? – zagadnęłam, wyciągając wafelki z szafki.
– Eh, i tak przecież Wojtek musi zdecydować… Jak dla mnie to ważne jest, że nie jest białe i że ma klimatyzację. O mocy silnika, spalaniu i innych bajerach niech sobie chłopcy sami pogadają.

Zgodziłam się z nią i usiadłyśmy przy herbacie. Dopiero kiedy Wojtek zawołał małżonkę, żeby „posiedziała chwilę” w samochodzie. Poszłyśmy do garażu razem.

– Kićka, usiądź i zobacz, czy ci pasuje – zaproponował żonie Wojtek.

Ania posłusznie wsiadła, położyła dłonie na kierownicy, dotknęła lusterka i pokręteł klimatyzacji, a potem przez otwarte okno oznajmiła, że wszystko jej się podoba. Jurek i Wojtek nalegali jednak na jazdę próbną, więc chwilę później wszyscy razem jechaliśmy szosą, a Ania usiłowała nie „zarżnąć skrzyni biegów”, jak nieco napiętym głosem sugerował jej mąż.

– Kićka, wrzuć wyższy bieg! W prawo i do przodu! O, świetnie! – instruował ją.
– W skodzie moich rodziców to było jakoś łatwiejsze – denerwowała się Ania.
– Przyzwyczaisz się – pocieszał ją Jurek.
– Idzie ci sto razy lepiej niż mnie – dodałam.

Po przejażdżce przyjaciele zdecydowali się wziąć bmw i Ania nim odjechała. Wszelkie dokumenty, umowę i przelew panowie mieli załatwić w ciągu kilku następnych dni, najlepiej przy okazji oglądania żużlu i zimnym piwku.

Tak naprawdę nikt nie wie, co i kiedy się stało

Ale okazji jakoś nie było, bo ciągle albo Jurkowi, albo Wojtkowi coś wypadało i umowa była niepodpisana. A tydzień później, kiedy wróciłam do domu z biblioteki, Jurek był tak zdenerwowany, że aż mnie wystraszył. Okazało się, że w bmw padło sprzęgło. Wojtek zwrócił się więc do Jurka z reklamacją, a konkretnie oznajmił, że jednak nie kupią wozu, bo miał „zajechaną skrzynię biegów”. Mój mąż uniósł się, krzyknął, że to bzdura, bo sam sprawdzał samochód przed zakupem i sprzęgło było w porządku.

– To Anka je spaliła! – perorował, chodząc po przedpokoju. – Widziałaś to przecież! Przeciągała go na biegach! Ona nie wie, do czego służy drążek zmiany biegów! Usiłowała jechać osiemdziesiątką na trójce, na miłość boską! A teraz co? Załatwiła wóz i mam go wziąć z powrotem? I co z nim zrobię? Wydam cztery tysiące, żeby go naprawić czy sprzedam jako szrot?!

Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Samochód był zarejestrowany na Jurka, a kupował go Wojtek. To chłopaki omawiali szczegóły transakcji. Ja i Ania się na tym nie znałyśmy. Uznałam, że sprawa zatem musi zostać wyjaśniona między mężczyznami. My z przyjaciółką miałyśmy inne ważne tematy do rozmowy.

Tego wieczoru szłyśmy razem na oglądanie filmu do naszej sąsiadki. Mira co jakiś czas organizowała babskie wieczory przy filmach. Zazwyczaj byłyśmy we cztery – przychodziła jeszcze kuzynka Miry, Dorota. Piłyśmy wino, plotkowałyśmy i chichotałyśmy.

– Hej, Ania! – zawołałam, widząc przyjaciółkę przed furtką Miry.

Pocałowałyśmy się na powitanie i weszłyśmy do domu razem.

Wieczór zaczął się jak zawsze: wybór filmu, trunków i tematu plotek

Ania przekomarzała się z Dorotą, my z Mirą oglądałyśmy wpadki gwiazd na jej telefonie. W pewnym momencie przez ramię zajrzała mi Ania, akurat kiedy śmiałyśmy się z jakiejś aktorki, której przy wysiadaniu z samochodu sukienka podwinęła się wyżej pasa.

Uuuu, bmw! – rzuciła Ania. – Prawie też bym miała. Szkoda tylko, że ktoś sprzedał nam takie ze spalonym sprzęgłem.
– Ej! – odwróciłam się gwałtownie, bo do tej pory nawet nie wspomniałyśmy o sporze o samochód; sądziłam, że to sprawa naszych mężów. – Nikt wam niczego nie sprzedał, o ile mi wiadomo, bo wzięliście wóz bez podpisania umowy – sprostowałam z dezaprobatą. – A sprzęgło było dobre, dopóki ty nie wsiadłaś za kierownicę.
– Mam prawo jazdy od dwudziestu lat – prychnęła przyjaciółka. – Umiem jeździć. Nie mówię, że twój mąż specjalnie chciał nam sprzedać uszkodzony samochód, tylko że tego nie sprawdził, kiedy go kupował od tego swojego kolegi z Niemiec.
– Zaraz, zaraz! – aż się podniosłam. – Równie dobrze twój mąż mógł sprawdzić wóz, zanim nim wyjechaliście!

W tym momencie Mira i Dorota zaczęły nas mitygować i zmieniać temat rozmowy

Podziałało o tyle, że przestałyśmy się kłócić, ale do końca wieczoru się do siebie nie odezwałyśmy. Następnego dnia Jurek poszedł do Wojtka, żeby go przekonać, że to jego żona „załatwiła” samochód. Wrócił poirytowany, bo oczywiście Wojtek miał zupełnie inną opinię na ten temat. Tak naprawdę nikt nie wiedział, jaka była prawda: czy Jurek faktycznie przeoczył nadwyrężone sprzęgło, kupując wóz z Niemiec, czy może jednak samochód był w porządku, a zaszkodził mu styl jazdy Ani. I kto miał wobec tego zapłacić za naprawę?

Tego dnia piekłam sernik i zabrakło mi cukru, więc wzięłam rower i pojechałam do sklepu za rogiem. Po chwili do środka weszła Ania.

– Cześć – przywitała się chłodno.
– Cześć. Zabrakło mi cukru do sernika – wyjaśniłam, jakoś głupio się czując po wczorajszej sytuacji.
– Jasne – mruknęła i zamilkła.

Dalsze zakupy robiłyśmy w milczeniu. Dopiero przed sklepem zobaczyłam, że Ania przyjechała samochodem męża.

– O, Wojtek daje ci prowadzić swoje cacko? – wymsknęło mi się.

Ona zapytała, co mam na myśli, ja odpowiedziałam, że chyba niezbyt dobrze jej idzie z techniką jazdy. Ona na to, że radzi sobie świetnie, o ile samochód nie jest „zajechany”, ja znowu coś, potem ona…

Na szczęście jedna z nas była bardziej odważna

Finał był taki, że się na siebie obraziłyśmy. Ja uznałam, że Anka nie chce wziąć odpowiedzialności za spowodowanie awarii, ona zarzuciła mi, że się nie znam i nawet własny mąż zabronił mi prowadzić, a się mądrzę, byle tylko usprawiedliwić Jurka, który nie dopilnował sprawy. Kiedy przyszłam do domu, rozpłakałam się, bo nigdy tak poważnie nie pokłóciłam się z Anią.

Przyjaźniłyśmy się od kilkudziesięciu lat, a poróżniło nas to, że Jurek z Wojtkiem nie mogli ustalić, kto i kiedy spalił sprzęgło w jakimś cholernym samochodzie! Kolejnego dnia Jurek zadzwonił po tego kolegę, który sprzedał mu auto. Razem poszli do Wojtka, a ja obgryzałam paznokcie, bojąc się, jaka awantura z tego wyniknie.

– I co? – zapytałam męża, jak wrócił.

– I jest okej – oznajmił zadowolony. – Ponieważ nie wiemy, co dokładnie się stało ani kiedy, to Wojtek, Marek i ja składamy się na nowe części. Marek to naprawi w ramach rękojmi, a Wojtek kupi wóz po cenie, którą ustaliliśmy na początku… Dzisiaj jest żużel argentyński, idę do Wojtka. Mamy jeszcze piwo, czy mam jechać do sklepu?

Nie mogłam uwierzyć, że chłopcy tak po prostu się dogadali, i po kilku dniach ostrego sporu będą pić piwo przed telewizorem! A my z Anią tak się przez nich pokłóciłyśmy! Kiedy Jurek wyszedł, było mi cholernie źle. Miałam straszną ochotę zadzwonić do Ani, pogadać, wyżalić się… i żeby znowu było jak dawniej. Nie zadzwoniłam jednak, bo było mi głupio. Bałam się, że Ania wciąż jest na mnie obrażona. Słusznie przecież. Około dziesiątej ktoś zadzwonił do drzwi.

– Cześć – powiedziała moja przyjaciółka. – Ci idioci się pogodzili i właśnie piją drugą zgrzewkę piwa, oglądając, jak banda innych kretynów jeździ w kółko. Mogę wejść?
– Jasne! – z radością ją wpuściłam. – Słuchaj, głupio wyszło… Nie chcę się z tobą kłócić, zwłaszcza o rzeczy, o których decydują faceci… Chcesz sernika?
– Już myślałam, że nie zapytasz! – roześmiała się Ania i przytuliła się do mnie.

Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy

Redakcja poleca

REKLAMA