„Wiedziałam, że żona przepada za >>ptakami<<, ale wziąłem to za fanaberię. Jednak tamtego dnia zmieniłem zdanie”

załamany mąż fot. iStock, AvailableLight
„Krystyna wzięła mnie za rękę i przyciągnęła ku sobie. Nigdzie nie pojechałem. Tej nocy zrozumiałem, że znalazłem swoją druga połówkę”.
/ 20.08.2023 19:12
załamany mąż fot. iStock, AvailableLight

Kiedy poznałem Krystynę, moją przyszłą żonę, pierwsze słowa, jakie do mnie wypowiedziała, brzmiały: „Kocham ptaki”.

– Kto ich nie kocha – odparłem nieco filozoficznie i zapewniłem, że ja również uważam ptaki za największych przyjaciół człowieka.

Zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Krystyna studiowała prawo. Gdy zapytałem, czemu nie ornitologię, odparła, że zamierza w przyszłości zaangażować się w ochronę naszych latających przyjaciół, dlatego musi zostać prawnikiem. I rzeczywiście jej miłość do ptaków była absolutna.

Podporządkowywała im swoje życie

Kiedyś wybraliśmy się na imprezę karnawałową. Dojechaliśmy na miejsce autobusem. Mieliśmy do przejścia jeszcze kilkaset metrów do domu znajomych. Droga wiodła przez park.

W pewnej chwili Krysia zobaczyła wronę, która atakowała sikorkę. Biedaczka już słaniała się na łapkach po kolejnym ciosie twardego dzioba. Krystyna z krzykiem przegoniła napastnika i natychmiast zajęła się sikorką. Kazała mi zadzwonić po taksówkę. Kiedy przyjechało auto, zabrała ptaka i pojechaliśmy do kliniki weterynaryjnej, która miała ostry dyżur. Na zabawę już nie dotarliśmy, gdyż moja dziewczyna, po opatrzeniu ptaka, zabrała go do swojego domu.

Wtedy po raz pierwszy miałem okazję odwiedzić Krysię. Mieszkała w centrum miasta wraz z rodzicami, którzy tego wieczoru również wybrali się na przyjęcie w gronie znajomych. Krystyna zrobiła mi kawy i zajęła się sikorką. W jej pokoju zobaczyłem mnóstwo bibelotów, fotografii, rysunków, makatek, które przedstawiały różne ptaki. Zwiedzałem pokój i jednocześnie przyglądałem się Krystynie, która czułym głosem przemawiała do sikorki. Kiedy wreszcie uznała, że ptakowi nic już do szczęścia nie brakuje, odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi w oczy.

– Pewnie myślisz, że jestem trochę stuknięta… – uśmiechnęła się, a mnie wydało się, że w jej oczach dostrzegam jakby cień smutku.

– Wcale nie – szybko zaprzeczyłem i bynajmniej nie skłamałem.

– Mój poprzedni chłopak powiedział, że ma mnie dosyć, gdy wydarzyła się podobna sytuacja. Poza tym, on chyba nie lubił zwierząt.

– Ja mam w domu kota i psa, które przyprowadziłem z ulicy – pochwaliłem się, jakbym chciał wypaść lepiej na tle jej byłego. – Chyba już pójdę – zerknąłem na zegarek. – Może uda mi się jeszcze złapać ostatni autobus.

Krystyna wzięła mnie za rękę i przyciągnęła ku sobie. Nigdzie nie pojechałem. Tej nocy zrozumiałem, że znalazłem swoją druga połówkę.
Rok później wzięliśmy ślub, a z czasem dorobiliśmy się trójki dzieci.

Myślę, że byliśmy ze sobą szczęśliwi

Początkowo ptasia obsesja mojej żony nie miała większego wpływu na nasze życie. Jednak wraz z upływem lat, Krysia zaczęła coraz głośniej i częściej twierdzić, że w poprzednim wcieleniu była ptakiem. Nie powiem, żeby mnie to nie niepokoiło, zwłaszcza że mówiła to całkiem poważnie.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – spytałem pewnego wieczoru.

Byliśmy już po kolacji. Dzieci poszły do swoich pokoi, a my siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy film.

– Czy wiesz, że ja we wszystkich moich snach latam w przestworzach między drzewami lub nad domami? – odpowiedziała. – Ostatnio poddałam się hipnozie i potwierdziły się moje przypuszczenia… – zamilkła, a na jej twarzy dostrzegłem wahanie, jakby zastanawiała się, czy coś mi powiedzieć.

W naszym małżeństwie jedno ufało drugiemu. Jeśli na horyzoncie pojawiał się konflikt, nieważne, czy dotyczył nas czy dzieci, natychmiast
staraliśmy się go rozwiązać.

– Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – przytuliłem do siebie żonę.

– Czasem mam wrażenie, że patrzysz na mnie tak, jakbyś podejrzewał, że zaczyna mi się mieszać w głowie.

– Cóż… – podrapałem się po głowie. – Nie ukrywam, że nawet po czternastu latach małżeństwa potrafisz czasem zaskoczyć mnie kolejną ptasią opowieścią. Ale mówiąc między nami, już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Poza tym, nadal mocno cię kocham, więc jaki widzisz
problem? – uśmiechnąłem się.

– W nocy znowu przyśniło mi się, że jestem ptakiem – zaczęła Krystyna. – Takim zwykłym, szarym wróblem, których pełno na ulicach. Był wieczór. Latałam nad naszym domem. W pewnej chwili zniżyłam się na tyle, że zajrzałam do naszej sypialni. Zobaczyłam siebie śpiącą obok ciebie. Wcześniej musiałeś czytać książkę, bo leżała rozłożona przed tobą na kołdrze. Światło lampki nocnej nadal się paliło, chociaż ty już na dobre usnąłeś.

– Rzeczywiście, czytałem wtedy jakiś kryminał i nieco mnie zmogło
– zmarszczyłem brwi. – Obudziłem się, gdy książka spadła na podłogę. Lampka rzeczywiście się paliła.

– Pofrunęłam piętro wyżej. Przez szybę zobaczyłam sąsiada, jak bije swoje dzieci i żonę. Był pijany. Dziś rano zadzwoniłam do naszego dzielnicowego i opowiedziałam mu o wszystkim. Zagroziłam, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, to sama zajmę się tą sprawą… Nie patrz tak na mnie. W okna sąsiadów zaglądałam we śnie już wiele razy. On zawsze był pijany.

– Pan Henryk – spojrzałem na nią z powątpiewaniem. – Przecież to cichy i spokojny człowiek…

– Mówię, co widziałam – odparła chłodno. – Dziś w nocy, kiedy tłukł syna, zobaczyłam jego córeczkę, która schowała się przed nim za zasłoną przy oknie. Spojrzała na mnie – małego wróbelka siedzącego na gałęzi. Mogłabym przysiąc, że w jej oczach widziałam prośbę o pomoc.

Czy uwierzyłem w opowieść Krystyny?

Oczywiście, że nie. Kto normalny by w nią uwierzył? Pomyślałem, że usłyszała coś od kogoś na podwórku lub też sama zauważyła jakieś ślady pobicia na twarzy sąsiadki i potem to wszystko jej się przyśniło. Więcej już do tej sprawy nie wracaliśmy.

Kilka miesięcy później pojechaliśmy na zimowisko. Odkąd pamiętam, Krystyna zawsze chciała pojechać nad Solinę w pobliże znajdującej się tam tamy. No więc zrobiłem jej prezent i wykupiłem dla rodziny pobyt w ośrodku wczasowym.

Już pierwszego dnia wybraliśmy się na spacer. Szliśmy przed siebie, ciesząc się wspaniałą pogodą i skrzypiącym pod nogami śniegiem, który skrzył się w stojącym w zenicie słońcu. W pewnym momencie Krysia przystanęła. Dłuższą chwilę patrzyła na rozciągający się przed nami las.

– Ja już tu byłam – powiedziała pewnym głosem. – Znam te drzewa, dolinę. Latałam nad nimi każdego dnia. Tutaj był mój dom…

Nasze dzieci wiedziały, że ich mama lubi opowiadać nieprawdopodobne historie. We wczesnym dzieciństwie uważały je za ładne bajki i chętnie słuchały ich przed snem. Kiedy jednak podrosły, w ich oczach zacząłem dostrzegać niepokój, jakby po cichu podejrzewały, że z maminym rozumem jest nie do końca w porządku. Wtedy, nad Soliną, też tak na nią patrzyły. Krystyna również to dostrzegła.

– Chyba muszę wam udowodnić, że nie jestem wariatką – powiedziała lekko rozbawionym głosem, a następnie wskazała na jedną z bocznych ścieżek, która skręcała w las. – Pójdziecie nią, a sto metrów dalej traficie na wielki, rozłożysty dąb. Ojciec podsadzi cię nieco do góry – wskazała na najmłodszego Waldka. – Zobaczysz dziuplę. W środku jest coś metalowego. Zawsze byłam ciekawa, co to takiego. No, na co czekacie. Idźcie.

Poszliśmy, znaleźliśmy dziuplę, a Walduś wyjął ze środka niewielkie metalowe pudełko, w którym znaleźliśmy zardzewiałe agrafki.

To ja opowiem wnukom o tym darze

Po powrocie z zimowiska dowiedzieliśmy się od sąsiadów, że policja zatrzymała w areszcie mieszkającego nad nami pana Henryka. Został oskarżony o fizyczne znęcanie się nad rodziną i przyznał się do winy.

Zastraszona żona i dzieci początkowo nie chciały składać zeznań. Ale pewnego dnia najmłodsza córeczka powiedziała rozmawiającej z nią psycholog, że pewien mały ptaszek kazał jej wyznać prawdę o ojcu.

Wkrótce do zeznań małej dołączył jej starszy brat i maltretowana matka. Dwa miesiące później sąd skazał drania na pięć lat pozbawienia wolności.
Minęły lata. Zestarzeliśmy się z moją Krysią.

Ona coraz rzadziej mówi o tym, kim była w poprzednim wcieleniu, jakby już nie chciała nas zanudzać swoimi opowieściami. Ale pewnego dnia, gdy w naszym domu pojawią się wnuki, tym razem ja powiem im o czarodziejskim darze, który posiada ich babcia. Maluchy na pewno uwierzą. Dzieci mają w sobie wiarę, której brakuje dorosłym.

Czytaj także:
„Narzeczona brata z premedytacją zrobiła ze mnie pośmiewisko. Ona weszła do rodziny, a ode mnie wszyscy się odwrócili”
„Dla męża atrakcyjniejsze ode mnie było gapienie się w sufit. Namiętność rozpalił we mnie przyjaciel z dzieciństwa”
„Żona z uśmiechem na ustach rzuca mi kłody pod nogi. Wołam o pomstę do nieba, by ta hetera w końcu poszła do diabła”

Redakcja poleca

REKLAMA