„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Chaiphorn
„Zdrętwiałam przed komputerem. Zapowiadała się redukcja załogi, i to niemała. Z duszą na ramieniu przeleciałam wzrokiem po nazwiskach. Przejrzałam listę 2 razy. Mojego nie było. Co za ulga! Tylko zaraz... W drugiej kolumnie zobaczyłam dane mojej najlepszej przyjaciółki”.
/ 04.11.2022 19:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Chaiphorn

Oczywiście nie powinnam była dostać tego maila. Nikt z pracowników nie powinien. Zamiast do prezesa, szefowa działu personalnego omyłkowo wysłała go do mnie. Niejeden raz już się to zdarzało. Mamy z prezesem takie same nazwiska. Nie jesteśmy rodziną, to czysty zbieg okoliczności.

Do tej pory przez nieuwagę wysyłających trafiały do mnie niewiele znaczące wiadomości z administracyjnymi danymi albo potwierdzenia spotkań służbowych, które planował nasz prezes. Tym razem sprawa była poważna. Gdy wyświetliło mi się nazwisko Haliny, szefowej działu personalnego, myślałam, że to prośba o dostarczenie zaległego zwolnienia. Należało to zrobić już dawno, od razu po powrocie z chorobowego, ale ciągle nie miałam czasu, żeby podrzucić je dziewczynom z góry.

Bez zastanowienia tworzyłam więc wiadomość, zobaczyłam załączony plik, kliknęłam i... prawie spadłam z krzesła.

To była lista osób przeznaczonych do zwolnienia!

Mail oczywiście powinien być wysłany do prezesa. Halina widać wysłała go nieuważnie. Nie spojrzała, wyskoczyło jej z pamięci komputera nasze nazwisko i zamiast na niego, kliknęła na mnie. Zdrętwiałam przed komputerem. Zapowiadała się redukcja załogi, i to niemała. Z duszą na ramieniu przeleciałam wzrokiem po nazwiskach. Przejrzałam listę dwa razy. Mojego nie było. Co za ulga! Tylko zaraz... W drugiej kolumnie zobaczyłam dane Beaty.

Pracowałyśmy razem biurko w biurko od pięciu lat. Zostałyśmy zatrudnione w tym samym miesiącu. We dwie wdrażałyśmy się w pracę i towarzyskie kontakty w nowym środowisku. Obie wesołe, wygadane, wspierałyśmy się w każdej sytuacji. Polubiłyśmy się.

Ja nie znoszę rywalizacji, brzydzę się podgryzaniem w pracy i donoszeniem. Beata jest taka sama, więc nasze układy służbowe były czyste. W dodatku kiedy zaczęłyśmy widywać się też prywatnie, nasi mężowie złapali ze sobą tak dobry kontakt, że nie było mowy, by choć raz w tygodniu całe towarzystwo nie wylądowało u nich lub u nas na kolacji. Teraz, gdy zobaczyłam na liście Beatę, zamarłam. Jej etat ma być zredukowany! I to już od następnego miesiąca…

W milczeniu zamknęłam skrzynkę mailową. Udałam, że jestem skupiona na pracy, by nie wzbudzić podejrzeń wśród koleżanek, które siedziały obok. W głowie dudniła mi tylko jedna myśl. Co robić? Pierwsza możliwość: udawać, że nic się nie stało, nie dostałam żadnego maila, nic sensacyjnego nie przeczytałam i nie wiem, o co chodzi. Druga opcja – jak najszybciej powiedzieć o wszystkim Beacie.

Dzięki temu mogłaby jakoś się ratować, iść na zwolnienie pod koniec miesiąca i uniknąć wręczenia wypowiedzenia. Wtedy zaoszczędziłaby na czasie, miałaby go więcej na znalezienie nowej pracy. W przeciwnym razie zostanie po prostu na lodzie.

Tomek, jej mąż, który jeździł tirami w firmie przewozowej, zwierzał się niedawno na piwku mojemu Antosiowi, że u nich ostatnio coraz dłuższe przestoje się robią, a on jak nie jeździ, to nie zarabia. A teraz jeszcze Beata miała zostać bez pracy. Przecież ta dziewczyna zupełnie się załamie.

Jako jej przyjaciółka powinnam uchronić ją przed najgorszym. Wszystko szybko przemyślałam. Wezmę Beatę na stronę, powiem szybko o tym mailu i wspólnie wieczorem opracujemy plan działania. Opcja ze zwolnieniem lekarskim nie wydawała się głupia.
Jednak przede wszystkim nie ma chwili do stracenia! Beata musi zacząć szukać nowej pracy od dziś i umówić się do lekarza.

Moja twarz skamieniała

Już wstawałam od biurka, żeby dać znak przyjaciółce, że czekam na nią przy toaletach, gdy zadzwonił telefon. To była Halina. Przerażonym głosem wydukała, że jestem wzywana na górę. Domyśliłam się, o co chodzi. W swoim gabinecie czekał na mnie prezes we własnej osobie i z poważną miną, bez żadnych wstępów, powiedział:

– Zdaje sobie pani sprawę jak dalece poufna informacja została do pani wysłana przez pomyłkę? To nie powinno się zdarzyć i osoba odpowiedzialna za to nieporozumienie zostanie ukarana. Jednak mleko się już wylało i chyba nie muszę pani mówić, że jeśli informacje zawarte w tym raporcie wyciekną do załogi, będzie to bardzo duża strata dla firmy. Oprócz Haliny i mnie tylko pani zna treść raportu. Jeśli któryś z pracowników dowie się o nim, będzie oznaczało, że to pani nie zachowała dyskrecji. Wtedy będę musiał także wobec pani wyciągnąć konsekwencje.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Prezes zauważył, że jestem przerażona i na koniec dodał już łagodniej:

– Oczywiście to, o czym mówię, jest tylko ostatecznością. Proszę wracać do pracy, skasować tego maila, zapomnieć o sprawie i wszystko będzie dobrze.

No tak, dobrze… Tylko dla kogo? Na pewno nie dla Beaty, która już pod koniec miesiąca będzie sprzątać biurko po sobie i poza niewielką odprawą na otarcie łez zostanie bez środków do życia! Wróciłam do swojego pokoju. Beata, wesoła jak zwykle, próbowała pokazać mi jakiś śmieszny film, który właśnie znalazła w Internecie.

Do mnie kompletnie nic nie docierało. Nadrabiałam miną… Nie mogłam przestać myśleć o tej przeklętej liście. Przez dwie kolejne noce nie spałam. Nie miałam nawet z kim pogadać, bo i mężowi nie powiedziałam o swoim dylemacie. Biłam się z myślami… Paraliżujący, zimny wzrok, którym prezes codziennie na odprawach mierzył mnie od góry do dołu, całkowicie odebrał mi odwagę. Ostatecznie poddałam się presji przełożonego. Nic nie powiedziałam przyjaciółce. Nie ostrzegłam jej.

W ostatni piątek miesiąca faktycznie wszystkie osoby, które były na liście, otrzymały wypowiedzenia. Beata całkiem się załamała. Po pracy poszłyśmy na piwo. Chciałam ją pocieszyć, ale płakała cały wieczór. Nawet gdybym miała czyste sumienie, to i tak niewiele mogłabym jej pomóc. A w obecnej sytuacji…

Beata szukała pracy ponad pół roku

Jakoś nie wychodziło mi odgrywanie roli dobrej przyjaciółki. Wiedziałam, że zdradziłam koleżankę i czułam się z tym jak ostatnia świnia. Zastanawiałam się nad tym, co ona by zrobiła na moim miejscu. Czy też by mnie tak wystawiła do wiatru w zamian za bezpieczna posadkę? Podejrzewam, że nie!

W tym czasie było u niej krucho z kasą, nawet poprosiła mnie o pożyczkę. Oczywiście pomogłam jej, cały czas mając świadomość, że to nie zmywa ze mnie winy. Tak naprawdę nic tego nie zrobi… Teraz Beata na szczęście ma już nową pracę. Jest zadowolona, zarabia nawet więcej niż poprzednio.

A u nas w firmie robi się coraz gorzej. Krążą plotki, że szykują się nowe zwolnienia. Atmosfera jest napięta, wszyscy coś tam szepczą po kątach, każdy na każdego patrzy wilkiem. Nie sposób nikomu zaufać, a już o szczerej rozmowie nie ma mowy. Nie mam już ochoty przychodzić do tej pracy. Codziennie czekam tylko na godzinę 17, by jak najszybciej móc wrócić do domu.

Nieraz dopadają mnie myśli, że ze mnie obrzydliwy tchórz. Praca nie jest najważniejsza, zawsze można ją zmienić, a przyjaźń pozostaje na całe życie. Cóż by się takiego stało, gdybym powiedziała wtedy Beacie? Może i bym wyleciała z pracy, ale teraz pewnie pracowałabym już gdzie indziej; może robiłabym coś fajniejszego? I kto wie: Beata i tak dostałaby wypowiedzenie, więc może dalej razem byśmy pracowały, tylko w innym, bardziej sympatycznym miejscu…

Może powinnam się jednak przyznać?

A przede wszystkim miałabym spokojne sumienie i lepsze zdanie o sobie jako o człowieku. A tak, to co? Czuję się podle, mam żal do samej siebie i wiem, że nic, nawet szczera rozmowa z Beatą nie wymaże tego uczucia niesmaku, nie zagłuszy wyrzutów.

Drżę ze strachu, że moja przyjaciółka dowie się kiedyś, jak ją potraktowałam, jaka byłam wobec niej nielojalna, i zerwie ze mną kontakt. A odkąd w zeszłym miesiącu prezes zwolnił Halinę, tym bardziej się denerwuję, że wszystko może się wydać. Co będzie, jeśli kiedyś przypadkiem spotka Beatę i powie jej, chociażby z zemsty, o intrygach, jakie panowały w naszej firmie?

Może powinnam się jednak przyznać? Nie uspokoję sumienia, ale przynajmniej pozbędę się strachu. Tylko czy jest nadzieja, że ona mnie zrozumie, wybaczy? Nie chcę stracić Beaty, zależy mi na tej przyjaźni. Jak można sprawę naprawić? Czy to w ogóle możliwe?

Czytaj także:
„Po rozwodzie nie chciałem się z nikim wiązać. Zbyt późno zrozumiałem, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś bliskiego”
„Latami ukrywałam, że moja siostra jest tak naprawdę moją córką. Teraz nadszedł czas na prawdę. Tylko czy ona to zniesie?”
„Wmawiam kochance, że się z nią ożenię, choć ja już mam żonę. Okłamuję ją dla jej dobra i żeby spłacić dług… mojego dziadka”

Redakcja poleca

REKLAMA