„Po rozwodzie nie chciałem się z nikim wiązać. Zbyt późno zrozumiałem, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś bliskiego”

samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Na co dzień miałem wolną rękę, mogłem spędzać czas na działce, podróżować albo grać z kolegami w karty. Gdybym na stałe związał się z Wandą i zamieszkał z nią, wszystko by się zmieniło. Wiadomo jakie są kobiety: chcą mężczyznę na wyłączność, odciągają od pasji i kolegów. Ja chciałem zachować wolność. Wandzie też taki układ odpowiadał. Do czasu...”.
/ 31.10.2022 13:15
samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Była żona nieźle dała mi popalić. Nic więc dziwnego, że gdy się w końcu od niej uwolniłem, nie w głowie były mi kolejne związki. Zresztą, czy mi było źle? Miałem własne mieszkanie i działkę, która przypadła mi po podziale majątku. Raz w roku jeździłem sobie na zagraniczne wycieczki. A jako emerytowany górnik nie narzekałem na brak gotówki.

Szybko przekonałem się też, że jestem dla kobiet atrakcyjnym kąskiem. Jak tylko znów trafiłem na rynek matrymonialny, zaczęły się koło mnie kręcić chętne i wolne panie. No cóż, nieskromnie powiem, że byłem jeszcze całkiem przystojny, wysportowany, no i miałem pieniądze, które chyba były największym afrodyzjakiem. Kobiety, które poznawałem, były miłe i atrakcyjne, ale mnie nie spieszyło się do zmiany stanu cywilnego. Dlatego każdą odsyłałem z kwitkiem. Byłem zdania, że po latach tkwienia w nieudanym małżeństwie, należy mi się coś od życia. Tak było do czasu…

Taki układ w pełni mi odpowiadał

W sanatorium poznałem Wandę. Była zupełnie inna od tych wszystkich stroszących piórka kuracjuszek i chyba dlatego wzbudziła moje zainteresowanie. Zagadywałem ją przy byle okazji, ale ona mnie zbywała, nieczuła na moje awanse. To powodowało, że jeszcze bardziej mnie intrygowała. W końcu uległa! Dała się namówić na spacer. Poszliśmy do parku, a ja poczułem, że to kobieta zupełnie inna niż wszystkie, które znałem dotąd.

Wanda była wdową. Zawsze ciepło mówiła o swoim mężu. Miała kilkoro wnuków, których zdjęcia nosiła w portmonetce. Widać było, że to kobieta uczuciowa, której nie w głowie przelotne związki. Kiedy wróciłem z sanatorium, regularnie do niej dzwoniłem, a bywało, że wsiadałem w samochód i jechałem do Krakowa, żeby spędzić z nią weekend. Wanda składała mi rewizyty, podczas których pokazywałem jej mój rodzinny Śląsk. Taka forma znajomości mi odpowiadała.

Na co dzień miałem wolną rękę, mogłem dużo czasu spędzać na działce, podróżować albo z kolegami grać wieczorami w karty. Gdybym na stałe związał się z Wandą i na przykład zamieszkał z nią, wszystko by się zmieniło. Wiadomo jakie są kobiety: chcą mężczyznę na wyłączność, odciągają od pasji i kolegów. Ja chciałem zachować swój aktualny stan. Wandzie też długo taki układ odpowiadał.

Ależ ze mnie dureń! Muszę to naprawić...

Jednak od pewnego czasu zaczęła podpytywać, jakie mam wobec niej plany.

– Czy te baby poszalały?! Nieważne młoda czy stara, każda chce ślubu – żaliłem się koledze.

Czułem, że choć Wanda jest delikatną kobietą, tym razem nie odpuści.

– Nie jestem jeszcze gotowy na zmiany – powiedziałem jej wprost.

W jednej chwili spochmurniała.

– Pojadę w takim razie na pewien czas do córki – powiedziała smutno.

Jej najstarsza latorośl od dawna mieszkała w Londynie. Wiedziałem, że parę tygodni temu urodziła córeczkę. „Pomoc matki na pewno jej się przyda” – pomyślałem. Byłem jednak przekonany, że po jakimś czasie Wanda wróci i wszystko między nami będzie po staremu.

Nie wróciła. I nie odezwała się więcej. Po prostu zniknęła z mojego życia jak kamfora. Nie byłem z tego zadowolony. Nie tylko nie miałem towarzyszki na wspólne spędzanie weekendów, ale też bliskiej mi osoby, z którą już się zżyłem. Na domiar złego zacząłem podupadać na zdrowiu. Wszystko przychodziło mi z wielkim wysiłkiem. Jakbym na przestrzeni tych paru tygodni postarzał się o parę lat. Jednak to co najgorsze miało się dopiero zdarzyć…

Pewnego dnia grając z kolegami w karty, poczułem przeraźliwy ból głowy. W szpitalu, do którego zawiozła mnie karetka, okazało się, że to udar. Leżałem z bezwładną lewą częścią ciała i ledwo co mówiłem. Rokowanie nie było złe, ale czekała mnie wielotygodniowa rehabilitacja. Wtedy dotarło do mnie, że jestem zdany tylko na siebie. Mogłem opłacić sobie pielęgniarkę, ale to nie to samo, co troska kogoś bliskiego.

Coraz częściej z nostalgią myślałem o Wandzie i o tym, jak ją odtrąciłem. Wtedy nie brałem pod uwagę, że mogę kiedyś potrzebować jej pomocy. Myślałem krótkowzrocznie, że zawsze będę zdrowy i w pełni sił, w dodatku nie chciałem się wiązać, upatrując w tym samych kłopotów. „Co za dureń ze mnie!” – rugałem się w myślach. Teraz byłaby dla mnie nie tylko bliską sercu osobą, ale i wsparciem. Noszę się z zamiarem napisania do niej listu. Wszystko w nim jej wyjaśnię i poproszę o przebaczenie.

Czytaj także:
„Nakryłam kuzyna na zdradzie, lecz nie odważyłam się wyznać jego żonie prawdy. Los wziął sprawy w swoje ręce i ukarał podłego bawidamka"
„Siostra pod nosem męża, zdradzała go ze swoim podwładnym. Porzuciła synów dla kochanka, który leci tylko na jej kasę”
„Żona odeszła i zabrała mi syna, bo niby jestem potworem. Co za bzdura! Nigdy jej nie uderzyłem, choć nieraz zasłużyła”

Redakcja poleca

REKLAMA