Codziennie żyję z obciążeniem w sercu, z sekretem, który chce się wydostać na świat, który chcę wykrzyczeć na cały głos… Nie mogę. Obiecałam. Przyrzekłam. Muszę dotrzymać tajemnicy.
Miałam piętnaście lat, kiedy „to” się stało. Nikomu nic nie powiedziałam. Płakałam i wcale mi się nie podobało, choć Tomek zapewniał, że będę zachwycona. Strasznie się bałam, że rodzice będą źli.
Mój sekret wyszedł na jaw, bo… zaszłam w ciążę. Gdy przestałam miesiączkować, domyśliłam się, co może być powodem. Wtedy już powiedziałam o wszystkim mamie, bo ciąża przerażała mnie bardziej niż przyznanie się do seksu. Zorientowałam się w sytuacji dopiero w połowie czwartego miesiąca, bo miesiączkowałam nieregularnie.
Wszystko zostało szczegółowo przygotowane
Rodzice faktycznie byli źli. Ale nie na mnie. Ojciec dosłownie wpadł w szał. Chciał zatłuc Tomka gołymi pięściami, a potem wziąć się za jego rodziców, którzy wychowali „takie ścierwo”. Od razu do nich poszedł i usłyszał, że pewnie sama chciałam, poza tym nie ma żadnego dowodu na to, że to ich syn cokolwiek ze mną robił.
– Ona jest w ciąży! – wypalił mój ojciec. – Badania DNA szybko wskażą, kto jest ojcem dziecka. A potem się ustali, czy „sama chciała!
Następnego dnia sąsiadów już nie było. Wyjechali w nocy, zostawiając większość dobytku. Ratowali skórę synowi.
– Nie ma sensu zgłaszać tego na policję – orzekła mama. – Przesłuchania, badania psychiatryczne, udowadnianie winy… Serio, sądzisz, że jest jej to potrzebne? – pytała ojca, który chciał ukarania winnego. – Po pierwsze, trzeba będzie ich znaleźć, po drugie, udowodnić winę. Zresztą… potem ten gnój może się upominać o prawa do dziecka. Chcesz, żeby się tu kręcił, zabierał naszego wnuka na wakacje i święta? Po moim trupie!
– To co zrobisz? Brzuch zaraz zacznie jej rosnąć, ludzie będą gadać, wytykać palcami…
– Spokojnie, Adaś, ja mam plan.
Moja matka pomyślała o wszystkim. Aborcja nie wchodziła w grę. Musiałam donosić ciążę. Poród wypadał w wakacje, więc ostatnie tygodnie, gdy brzucha nie da się ukryć, miałam po prostu spędzić w domu. Mama zaś zamierzała wmówić wszystkim, że to jej dziecko.
– Przecież to niemożliwe! Oszalałaś? – ojciec łapał się za głowę. – A wypis ze szpitala? Przecież nie jesteś w ciąży! Kto ci to potwierdzi?
Znalazł się ktoś taki. Kasa w grubej kopercie niejedno potrafi załatwić. Matka dostała „ciążowe” zwolnienie z pracy i była przy mnie każdego dnia, a kiedy wychodziła z domu, nosiła pod sukienką coraz większy „brzuch” zamówiony przez internet. Nie mogłam pojechać do szpitala, żeby urodzić. Wszystko musiało się odbyć w prywatnym gabinecie, więc należało się modlić o zero komplikacji. Mama nie opuszczała mnie ani na chwilę, niemniej dzień porodu wspominam jako największą traumę mojego życia. O wiele większą niż gwałt.
Choć czytałam, co mnie czeka, nic nie było w stanie przygotować mnie na taką ilość bólu. Kosmicznego. Zmieniającego mnie w skowyczące zwierzę. Na szczęście wszystko przebiegło bez komplikacji i na świecie pojawiła się moja córka. Nawet nie chciałam na nią spojrzeć.
Byłam obrażona na to kwilące zawiniątko, że z jego powodu musiałam tyle przejść – spędzić wiele tygodni w domu, zamknięta, bez koleżanek, szkoły i możliwości robienia tego, na co miałam ochotę. Na dokładkę musiałam znieść ból, który był niewyobrażalnie wielki i którego już nigdy więcej nie chciałam doświadczyć. Jakim cudem kobiety rodziły kilka razy? Ja myślałam, że tam umrę.
Dzięki planowi mamy mogłam żyć normalnie
Opłacona sowicie ginekolog wypełniła odpowiednie dokumenty, by potwierdzić, że Natalię urodziła moja matka. I tak od początku o niej myślałam. Wypierałam myśli, że to moje dziecko, że to ja byłam w ciąży, że to ja przeszłam przez poród. Zresztą i tak nie mogłam pisnąć o tym ani słowa. Nikomu. Najlepszej przyjaciółce, nauczycielom… Cały plan by się wtedy posypał. Rodzice wytłumaczyli mi to bardzo dokładnie.
Ze względu na fakt, że byłam nieletnia, moje dziecko musiałoby mieć prawnych opiekunów, najpewniej moich rodziców, potem, żeby formalnie przejąć nad nim opiekę, znów musiałabym iść do sądu. Nie chciałam. Nie miałam najmniejszej ochoty bujać się z sądami, przejmować opieki, nie chciałam być matką dla tego dziecka, które pojawiło się w naszym domu. Nie czułam do niego nic poza niechęcią, że zmarnowało mi kawałek życia. Miałam szesnaście lat, co innego mogłam czuć?
Przez lata tyle razy powtarzałam wersję, która została ustalona przez moją matkę, że wdrukowałam ją sobie w świadomości i chyba sama zaczęłam w nią wierzyć. Natalka to moja siostra, po prostu młodsza siostra, z którą ze względu na dużą różnicę wieku i tak spędzałam mało czasu. Nim ona poszła do przedszkola, ja zdałam maturę i wyjechałam na studia.
Rzadko wpadałam do domu, tłumacząc się przed sobą i rodzicami nauką. Ale nawet w wakacje unikałam powrotów i dorabiałam jako kelnerka przez całe lato. Pracę, tę na stałe, po obronie magisterki, też znalazłam w innym, większym mieście.
Moje nastoletnie traumy powoli bladły, bo żyłam tu i teraz. Miałam swoją pracę, znajomych, zajęcia, które wypełniały mi wolny czas. Nie myślałam o tym, co zdarzyło się kiedyś. I byłam bardzo wdzięczna mamie za jej „sprytny, śmiały plan”. Dzięki temu miałam takie samo życie jak moi rówieśnicy, a nie jak bohaterki „Nastoletnich matek” z MTV.
Nikt nie wytykał mnie palcami, nie musiałam z niczego rezygnować. Jedyne, czego nie potrafiłam, to zbudować związku. Nie potrafiłam zaufać żadnemu facetowi na tyle, by pozwolić mu się dotknąć. Prócz tego „detalu” żyłam zupełnie zwyczajnie i niemal wyrzuciłam z pamięci fakt, iż mam córkę. Aż do momentu, gdy rodzice zginęli w wypadku. Pijany kierowca zasnął za kierownicą, nieświadomie zmienił pas i czołowo zderzył się z ich samochodem.
Oboje zginęli na miejscu. Natalia trafia do szpitala, ale poza złamaniem nogi, ręki i dwóch żeber, właściwie nic jej się nie stało. Przynajmniej fizycznie, bo psychicznie… A do mnie nagle dotarło, że owszem, ja zostałam sierotą z dnia na dzień, ale ona nie. Choć rozpaczała po stracie rodziców nawet bardziej niż ja, jednak, no cóż, miała matkę.
Dziś nie ma co myśleć, co by było, gdyby…
Uczepiła się mnie ta myśl i nie chciała mi wyjść z głowy. To moja córka. Moje dziecko, choć tak naprawdę obca mi osoba. Czułam się, jakby wessał mnie wir… Nie miałam pojęcia, co się dzieje ani co powinnam w tej sytuacji zrobić. Musiałam zorganizować pogrzeb rodziców, zająć się młodszą siostrą… córką… siostrą…
Tajemnica, z której utrzymaniem do tej pory nie miałam problemu, naraz zaczęła mi potwornie ciążyć. I skąd to poczucie winy? Co teraz powinnam zrobić? Powiedzieć Natalii prawdę i wyjaśnić wszystkie powody, dla których wtedy podjęliśmy taką, a nie inną decyzję? Ale czy taka prawda jeszcze bardziej nie rozwali jej świata? Może lepiej kontynuować to kłamstwo i pozwolić jej żyć w nieświadomości? Co gorsze: stracić rodziców czy odkryć, że twoją matką jest siostra, którą zgwałcił napalony nastoletni sąsiad?
Natalia musiała zamieszkać ze mną, bo ja nie mogłam rzucić całego mojego życia. Wystąpiłam do sądu o ustanowienie mnie rodziną zastępczą. Co za ironia losu… Po tylu latach formalnie stałam się matką mojej własnej córki, choć tak bardzo starałam się tego uniknąć. W ten sposób w moim domu pojawiła się inna osoba, właściwie mi nieznana.
Musiałam przyzwyczaić się do jej obecności. Nauczyć się jej, znaleźć wspólny język. I pocieszyć, choć często sfrustrowana miałam ochotę wykrzyczeć, że tyko ja jestem tu sierotą, bo jej rodzice żyją, matka stoi przed nią, a ojciec jest cholernym draniem.
Nie mogłam tego zrobić. Obiecałam mamie i tacie, że nigdy nie zdradzę naszej tajemnicy. Ich już nie było, ale obietnica nadal obowiązywała. Poza tym nie byłam już nastolatką chcącą uniknąć odpowiedzialności. Byłam dorosła, a Natalia nie. Nie wolno mi, ot tak, zburzyć jej świata. Przez całe życie myślała o mnie jak o siostrze i niech tak zostanie.
Patrzę na młodą kobietę, która kręci się po moim domu, taka do mnie podobna i taka inna zrazem, i która stara się żyć normalnie po tragedii, jaka ją spotkała. Stawia czoła życiu. Ja będąc w podobnym wieku, stchórzyłam. Dałam sobą pokierować i do dziś żyję z sekretem w sercu. Nie wiem, czy to była dobra decyzja. Wiem, że teraz definiuje moje życie. Nic nie da zastanawianie się, co by było, gdyby…
Czytaj także:
„W sieci życie mojej przyjaciółki wyglądało idealnie, ale za zamkniętymi drzwiami działy się koszmary. I po co tak udawać?”
„Myślałam, że kupuję ekologiczne produkty, ale srodze się zawiodłam. Znajomy sprzedawca od lat wciskał mi kit...”
„Zamiast mnie, awans w pracy dostał mniej kompetentny kolega. Byłam pewna, że ktoś podłożył mi świnię, tylko pytanie kto?”