„Chciałam się tylko zabawić, a on wymyślił sobie związek. Nawet poznał mnie ze swoją matką”

Kobieta w toksycznym związku fot. Adobe Stock, fzinkevych
„Po wspólnej nocy Paweł zaczął jeszcze bardziej mi się naprzykrzać. Doszło nawet do tego, że przysłał wielki bukiet kwiatów do sklepu, w którym pracowałam. Ale kiedy zobaczyłam swoje mieszkanie całkowicie ogołocone, aż się o ścianę oparłam z przerażenia”.
/ 18.12.2021 12:37
Kobieta w toksycznym związku fot. Adobe Stock, fzinkevych

– Kiedy? W ciągu dwóch miesięcy? Pani, ja mam terminy na pół roku z góry zaklepane! – odpowiadali kolejny fachowcy.

Po miesiącu bezskutecznych poszukiwań zaczęłam powoli tracić nadzieję. I wtedy siostra podsunęła mi pomysł z ogłoszeniem na klatce schodowej.

– Co ci szkodzi. A może jakiś twój  sąsiad jest budowlańcem? Upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu. Urządzisz mieszkanie i poznasz kogoś nowego na osiedlu. Nic cię to nie będzie kosztowało – kusiła Hanka.

W sumie, jak się tak zastanowić, to siostra miała rację. Postanowiłam dla świętego spokoju wywiesić to nieszczęsne ogłoszenie. Jakie było moje zdziwienie, gdy już kilka godzin po tym, jak mój anons zawisł na klatce schodowej, zadzwonił Paweł.

– Podobno szukasz fachowca od remontu mieszkań, sąsiadko? – zaczął bezpardonowo. Przyznam, że trochę mnie tym zbił z tropu.

– Tak… – odpowiedziałam z wahaniem. – Rozglądam się tu i ówdzie.

– Lepiej powiedz, że jesteś pod ścianą – roześmiał się Paweł.

Dziś wiem, że po tych słowach momentalnie powinna zapalić mi się w głowie czerwona lampka. Ale w tamtym momencie zbyt byłam zaabsorbowana remontem i faktem, że być może w końcu znalazłam fachowca, który dokończy prace w moim mieszkaniu. Na nic innego nie zwracałam uwagi.

– To może przyjdziesz do mnie wieczorem i obgadamy szczegóły? – zaproponował Paweł. Zgodziłam się z radością.

Budowlaniec, jak się okazało, mieszkał dwa piętra pode mną. Zajmował atrakcyjne, słoneczne mieszkanie, dużo większe od mojego. I mieszkał sam.

– To mieszkanie kupiłem z myślą o przyszłości – powiedział, kiedy zauważył mój zaciekawiony wzrok. – Jak już zamieszka ze mną przyszła żona i pojawią się dzieci, musimy dysponować odpowiednio dużym lokalem.

– Rozumiem, że masz już narzeczoną? – odpowiedziałam z uśmiechem, bo głowę miałam zaprzątnięta planami remontowymi. Pewnie dlatego nie zastanawiałam się nad dwuznacznym uśmiechem, jakim Paweł skwitował te słowa.

– O, tak, mam już kandydatkę na żonę – odpowiedział, wpatrując się we mnie intensywnie. Poczułam się nieswojo.

– To może omówmy szczegóły remontu? – zaproponowałam, żeby przerwać niezręczną ciszę.

Okazało się, że Paweł wcale nie liczył sobie drogo za swoje usługi i naprawdę znał się na swojej robocie. Poczułam, jak po sercu rozpływa mi się błogość. Moje mieszkanie było najwyraźniej w dobrych rękach. Przez kolejne dni podziwiałam pracę Pawła, który od razu zabrał się za robotę.

– Inni mogą poczekać – powiedział, kiedy zapytałam, czy nie ma innych zleceń i czy praca u mnie jest najważniejsza.

Remont sprawił, że wciąż pojawiały się nowe okazje do spotkań z Pawłem. Budowlaniec dzwonił do mnie po kilka razy w ciągu dnia, zapraszał mnie do siebie wieczorem, konsultował ze mną najdrobniejsze szczegóły. Nie czułam się tym zmęczona. Mieszkanie było w tym momencie najważniejsze i cieszyłam się, że trafiłam na tak uważnego i wyczulonego na potrzeby klientki fachowca. Pierwszy szok przeżyłam, gdy Paweł zadzwonił do mnie pewnej soboty.

Odwiedził mnie wtedy były chłopak. Jeszcze całkiem nie doszłam do siebie po rozstaniu z Konradem i cieszyłam się, że będę miała okazję wyjaśnić z nim niedomknięte sprawy w cztery oczy. Dlatego wizyta Pawła nie była mi w tamtym momencie na rękę.

– To naprawdę coś pilnego? – spytałam, lekko uchylając drzwi. – Nie jestem sama…

– Nie jesteś sama? – przez twarz Pawła przebiegł dziwny grymas, którego nie widziałam u niego wcześniej. Choć nie miałam zamiaru się tłumaczyć, dodałam:

– Jest u mnie były chłopak.

– To dobrze, że były – wyraźnie odetchnął Paweł. – Kimkolwiek by nie był, na pewno na ciebie nie zasługuje. Co powiesz na wino wieczorem, gdy ten palant już sobie pójdzie? Chciałbym omówić z tobą kilka rozwiązań dotyczących gniazdek elektrycznych…

Nie spodobało mi się, kiedy powiedział o Konradzie  „palant” i nie chciałam się z nim spotykać, ale wspomnienie o gniazdkach sprawiło, że straciłam czujność.

– Zobaczę, czy uda mi się wyrwać – mruknęłam niepewnie.

Zapaliła mi się czerwona lampka

W tamtym momencie miałam nadzieję, że wieczór z Konradem potoczy się po mojej myśli i że były chłopak powie, jak bardzo żałuje naszego rozstania. Niestety, wszystko poszło nie tak. Jak to było niejednokrotnie, gdy jeszcze byliśmy parą, wieczór skończył się wielką kłótnią. Kiedy Konrad wyszedł, trzaskając drzwiami, postanowiłam skorzystać z zaproszenia Pawła. Potrzebowałam wypłakać się na czyimś ramieniu i wydawało mi się, że pracowity sąsiad idealnie się do tego nadaje. Paweł przyjął mnie elegancko ubrany, jakbym była długo oczekiwanym gościem. 

– W końcu pozbyłaś się tego kretyna – syknął na mój widok z wyraźną ulgą, rozlewając wino do kieliszków.

– Wolałabym, żebyś nie mówił tak o Konradzie – zaprotestowałam. – W  końcu byliśmy parą. Kochałam go.

– Dobrze, że w końcu przejrzałaś na oczy. Co on mógł ci zaoferować? – roześmiał się Paweł, mrużąc oczy jak kot. – Przecież ten człowiek nic sobą nie reprezentuje. Kim on jest? Robi pizzę w podrzędnym lokalu.

Miałam nadzieję, że szybko zapomni. Niestety…

Owszem, wydało mi się dziwne, że Paweł wie, czym zajmuje się Konrad, choć nigdy nawet się nie spotkali. Ale późniejsze wydarzenia tego wieczoru przesłoniły wszystkie inne. Po kilku kieliszkach Paweł zaczął mnie namiętnie całować. Nie oponowałam. Byłam zmęczona kłótnią z Konradem, no i sąsiad tak uważnie mnie słuchał… Tej nocy zostałam u niego w mieszkaniu. Rano chciałam uciekać do siebie, ale Paweł już czekał z gorącym śniadaniem.

– W końcu otworzyłaś oczy, moja księżniczko – powiedział z szerokim uśmiechem. – Zobacz, co dla ciebie przygotowałem. Twoje ulubione naleśniki.

– Skąd wiesz, że je lubię? – spytałam, bo nagle to wszystko zaczęło mnie niepokoić. Najpierw Konrad, potem ja… Poczułam się osaczona, jakbym grała w filmie. Ale Paweł uśmiechnął się niewinnie.

– Przecież ciągle wstawiasz zdjęcia tych naleśników na Facebooku – powiedział.

Cóż, to się zgadzało. Mimo to czułam się dziwnie, że ledwie co poznany mężczyzna tyle o mnie wiedział. Podziękowałam Pawłowi za wspaniały wieczór, ale powiedziałam, że trochę mnie poniosło i chciałabym, żebyśmy zapomnieli o wszystkim.

– Jakże mógłbym o tym zapomnieć – odpowiedział. – Czekałem na ciebie całe życie.

Skwitowałam to dziwaczne wyznanie uśmiechem i miałam nadzieję, że zapomni o wszystkim równie szybko jak ja. Niestety. Po wspólnej nocy Paweł zaczął jeszcze bardziej mi się naprzykrzać. Doszło nawet do tego, że przysłał wielki bukiet kwiatów do sklepu, w którym pracowałam. Moje koleżanki szybko podchwyciły temat.

– Taki fachowiec to skarb! – śmiały się jedna przez drugą. – Nie tylko łazienkę wykończy, ale i o klientkę zadba. Marzena, nie wypuszczaj go z rąk. To książę z bajki.

–  A może ja nie chcę żyć w bajce? – warknęłam, bo miałam już tego dość. Odliczałam dni, kiedy Paweł skończy remont i wyniesie się, jak miałam nadzieję, na zawsze z mojego życia. Ale budowlaniec szykował dla mnie prawdziwą niespodziankę.

Kiedy pewnego dnia wróciłam do domu, zobaczyłam swoje mieszkanie całkowicie ogołocone z przedmiotów osobistych. Aż się o ścianę oparłam z przerażenia.

Okradli mnie! Okradli! Ale jak?

Drżącymi rękami sięgnęłam po telefon… I wtedy go zobaczyłam. Stał w drzwiach, śmiejąc się i machając moimi kluczami od mieszkania.

– Niespodzianka! – krzyczał. – Widzę, że się udała! Cieszysz się?

– Ale z czego? – wciąż nie rozumiałam, co się dzieje.

– Oszczędziłem ci trudu przeprowadzki – wypalił Paweł. – Przecież mówiłaś, że podoba ci się moje mieszkanie. Po co mamy marnować pieniądze na dwa czynsze? Wprowadzisz się do mnie. W końcu przecież i tak zostaniesz moją żoną.

– Słucham?! – teraz to już autentycznie mnie zatkało.

– Przecież wiem, że ci się podobam. Z wzajemnością. Chodź i zobacz, jak przyszykowałem nasze wspólne gniazdko.

Na miękkich nogach poszłam za nim do jego mieszkania, a w głowie kręciła mi się karuzela myśli. Co ten człowiek sobie wyobrażał? On naprawdę myślał, że zostanę jego żoną? Może nawet celowo odpowiedział na moje ogłoszenie… To było jak z jakiegoś dreszczowca! Tymczasem Paweł miał dla mnie kolejną bombę.

– Chciałbym, żebyś poznała kogoś wyjątkowego – powiedział. – Dziś w nocy przyjeżdża moja mama. Już nie może się doczekać, kiedy pozna swoją przyszłą synową!

– Ale dlaczego…? – wyjąkałam. – Przecież ja jestem tylko twoją klientką.

– Dla mnie nie jesteś klientką – roześmiał się Paweł, obejmując mnie jak swoją własność. – Jesteś przyszłą matką moich dzieci. Nawet wybrałem im imiona…

Nie!!! Zamiast na księcia z bajki trafiłam na szaleńca i muszę uciekać, jeśli chcę zachować zdrowie, a może i życie. Nie mogłam jednak działać pochopnie. Remont był już wprawdzie ukończony, ale Paweł wciąż miał klucze do mojego mieszkania… Nie mogłam się narażać. Czułam się jak ostatnia oszustka, kiedy kobieta wciskała mi w ręce domowe przetwory powtarzając, że „tak się cieszy, że Pawełek się w końcu ustatkował”.

– Ale my się bardzo krótko znamy – udało mi się wejść jej w słowo. – Może jeszcze nic z tego nie wyjść.

– Bądź pewna, że jak ja sobie coś postanowię, zawsze się uda. Nie pozwoliłbym odejść kobiecie mojego życia… – uśmiechnął się Paweł. Było w tym uśmiechu coś takiego, że nie wahałam się dłużej.

Nie powiedziałam o niczym nawet koleżankom w pracy. Wiem, że by nie zrozumiały. Wiele kobiet uważa, że poznanie zaradnego mężczyzny z własnym mieszkaniem to szczyt marzeń. Takiego księcia z bajki powinno się mocno trzymać i nie wypuszczać – żeby go inna nie chwyciła. Ale ja już wiedziałam, że Paweł jest co najwyżej złym czarnoksiężnikiem…

Długo wybierałam to mieszkanie. Było idealnie położone, miało świetny widok. Ale żaden widok nie był wart tego, żeby ryzykować swoje bezpieczeństwo.

Nowe mieszkanie kupiłam już urządzone

Tego dnia wystawiłam mieszkanie na sprzedaż. Kupiec trafił się już tydzień później. Dobiliśmy targu. O ironio, tym, co go ostatecznie przekonało, była pięknie wykończona kuchnia.

– Rzadko się dziś trafiają tacy dokładni fachowcy – powtarzał z uznaniem.

Fakt, czego jak czego, ale dokładności i metodyczności Pawłowi nie można było odmówić. Wyprowadziłam się po cichu. Bałam się, że jeśli zdecyduję się porozmawiać z Pawłem, stanie się coś nieodwracalnego, strasznego. Nie przeniosłam się daleko. Moje nowe mieszkanie jest zaledwie kilka przystanków dalej. Czasami widzę tamto osiedle z okien tramwaju, gdy jadę do pracy. Ale zawsze odwracam wtedy wzrok. Nawet nie chcę wiedzieć, co dzieje się za zawsze szczelnie zasłoniętymi roletami mieszkania „księcia z bajki”.

A nowe mieszkanie kupiłam już urządzone. Po tym, co przeszłam, nie chciałam ryzykować poznawania kolejnych „fachowców”. I to była dobra decyzja, bo kilka tygodni po tym, jak się wprowadziłam, pękła mi rura w łazience. Nie było wyjścia, musiałam wezwać hydraulika.
Tak poznałam Leszka. Ale to już zupełnie inna historia.

Czytaj także:
„Szefowa uwiodła mnie i zmuszała do współżycia. Byłem jej podnóżkiem i niewolnikiem”
„Mąż odebrał mi wolność, a rodzinie wmówił, że jestem niespełna rozumu. Nawet gdy mnie zdradzał, oni brali jego stronę”
„Brat ukradł testament mamy i oskubał niepełnosprawną siostrę z pieniędzy. Był zazdrosny, że to ona dostała cały spadek”

Redakcja poleca

REKLAMA