„Ważniejszy był dla mnie stary kumpel, niż własna żona. Złamaną przysięgę niemal przypłaciłem życiem”

smutny mężczyzna fot. Getty Images, seksan Mongkhonkhamsao
„Gdy zauważyłem mężczyznę wpadającego na drogę, jedyną rzeczą, którą zdołałem zrobić, było odbicie w lewo. Na szczęście udało mi się uniknąć zderzenia, lecz to spowodowało moje zamieszanie i utratę kontroli nad kierownicą”.
/ 27.03.2024 07:15
smutny mężczyzna fot. Getty Images, seksan Mongkhonkhamsao

Obiecywałem żonie, że więcej tego nie zrobię. Przysięgałem jej, ale moje słów nie było zbyt wiele warte. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, bo nie chcę myśleć, co by było gdyby...

Kusił mnie, mocno mnie kusił

– Adrian, nie bądź niemądry! Czy zdajesz sobie sprawę, ile pieniędzy można na tym zarobić? – ekscytował się Robert. – Wystarczy, że przeczyścisz stare siodło i napełnisz bak!

Potrząsnąłem głową. Tak, kiedyś zdarzało mi się ścigać, ale od tamtego czasu minęło już kilka ładnych lat. Co więcej, obiecałem mojej żonie, że już nigdy więcej nie wezmę udziału w takim wyścigu. Czasami łapała mnie chęć, aby ponownie poczuć tę adrenalinę, ale wiedziałem, że to nie byłoby fair. Dodatkowo, porównując to do narkotyków – wystarczy jedno powtórne doświadczenie i ciężko się od tego uwolnić.

– Wiesz doskonale, że to średnio legalne... – powiedziałem do mojego kumpla.

– Kiedyś takie rzeczy ci nie przeszkadzały – w jego tonie wyczułem ogromne rozczarowanie i coś na kształt pretensji. – Naprawdę nie masz ochoty dorobić kilka groszy?

– Daj spokój, kasy mi nie brakuje. Oczywiście, zawsze mogłoby być więcej, ale nie na takich warunkach.

Zmienił mu się wygląd twarzy, oczy posmutniały. Zrozumiałem, że mój kumpel coś przede mną ukrywa. Wydawało się, że chodzi o coś więcej, niż tylko zdobycie kilku groszy.

– Coś się stało? – zapytałem.

– Może ty nie potrzebujesz kasy – wymamrotał. – Ale ja tak... I to mocno. Jeśli nie oddam przynajmniej części długu za tydzień, będę miał problemy.

– Opowiadaj! – nakazałem mu wbrew siebie, wiedząc, że to, co usłyszę, podważy moje decyzje.

Co on najlepszego narobił?

Robert to przykład przyjaciela, którego ma się na całe życie. Mimo że ostatnio nieco się od siebie oddaliliśmy. Robert nieźle się wrąbał. Zadłużył się w banku, zaciągając kredyt hipoteczny, ale jego zdolność finansowa nie była wystarczająca, gdy wartość franka nagle wzrosła. Aby uniknąć windykacji i utraty mieszkania, pożyczył kasę od podejrzanych typów. A oni okazali się bardzo zachłanni...

– Do środy muszę oddać trzydzieści tysięcy, żeby się z tego wyplątać.

– Trzydzieści tysięcy? – byłem w szoku. – Nawet gdybym ci przekazał całość ewentualnej wygranej z wyścigów, to i tak nie uzbierasz takiej sumy. Oczywiście, pod warunkiem, że wygram.

– Na pewno wygrasz – odparł spokojnie. – Ci gówniarze mają niezłe fury, ale żaden nie dorównuje twojemu rumakowi. Teraz wszystko jest naładowane elektroniką, wytrzymałe, szybkie, ale jeszcze nie widziałem, żeby ktoś miał takie turbo jak twoja maszyna.

– Czemu nie powiedziałeś wcześniej, że masz problemy? – zapytałem.

– A ty co Rockefeller? Ile byłbyś w stanie mi pożyczyć? A jeśli chodzi o stawki wyścigowe... Obecnie zwycięzca zgarnia dwadzieścia pięć tysięcy, to wyobraź sobie, jak duża jest cała pula. Jeżeli obstawię na ciebie piątkę, mogę wygrać nawet dziesięciokrotność tej kwoty. Bo wiesz, te dzieciaki cię nie znają. Tylko my wiemy, jak jest.

– Najpierw musiałbym trochę potrenować, moja bryka stoi w garażu rodziców...

Niespodziewanie uświadomiłem sobie, że nie zastanawiam się, czy to zrobić, ale raczej jak.

– Odpuść, jestem za stary! – dorzuciłem, lecz bez przekonania.

– Nie jesteś – Robert dostrzegł moje wahanie, co dodało mu energii. – Zawsze byłeś najlepszy i nadal tak jest!

Poczułem się bardzo pewny siebie

Tuż obok mojego auta na opustoszałej ulicy było jeszcze pięć samochodów. Robert miał rację, żaden z nich nie miał takiego kopnięcia jak mój. To wszystko za sprawą specjalnej instalacji doładowującej silnik, którą wiele lat temu zamontowałem w każdym możliwym miejscu. Po mojej rezygnacji z wyścigów zdjąłem ten system i od tamtej pory mój samochód służył do zupełnie innych rzeczy. Na przykład do wożenia mojej żony na zakupy. Ponowny montaż tych elementów zajął nam z Robertem jeden wieczór.

Wyczekiwaliśmy sygnału od chłopaka trzymającego w górze świecący lizak. Wyścig miał miejsce późno w nocy, kiedy ruch na najszerszej ulicy naszego miasteczka był znikomy. Naturalnie, istniało ryzyko, że z jednej z poprzecznych ulic wjechałby samochód. Dla zabezpieczenia tego obszaru, na miejscu stali chłopcy, których zadaniem było zatrzymywanie nadjeżdżających pojazdów tuż przed startem i podczas trwania wyścigu.

Rzuciłem okiem na Roberta, który stał pośród grupki gapiów. Podniósł kciuk do góry. Nie byłem pewien, czy uda mi się zwyciężyć, nie miałem zielonego pojęcia, czy którykolwiek z tych młodych ludzi obok mnie nie będzie lepszy. Ten po mojej lewej stronie miał największe szanse na wygraną, stąd i jego najlepsza pozycja. Ja stałem na samym końcu po prawej stronie, jako debiutant. Oczywiście, dla nich byłem debiutantem, bo po kilku treningach na bocznych drogach czułem, że jestem dość silny.

Mimo to byłem świadom, że to może być mylące. To zupełnie inna sprawa, gdy jedziesz sam, nawet z maksymalną prędkością, a inna, gdy rywalizujesz z innymi uczestnikami. Mimo wszystko ponownie czułem ten niesamowity dreszcz emocji... choć przeplatany poczuciem winy. Moja żona była przekonana, że wyjechałem na służbowy wyjazd, aby zastąpić swojego chorego współpracownika.

W końcu lizak poszybował w dół. Auta zawyły, niektórzy zakryli uszy. Zaczęliśmy. Do mety mieliśmy dziewięćset metrów prostej, szerokiej ulicy. W zasadzie to zaledwie moment od startu. Ale osoba, która pędzi z prędkością powyżej dwustu dwudziestu kilometrów na godzinę, doświadcza upływu czasu na zupełnie inny sposób. Przynajmniej ja miałem wrażenie, że wszystko trwa znacznie dłużej. Chyba jednak zapomniałem, jak to się robi...

Naprawdę było o włos

Nie mam pojęcia, skąd nagle pojawił się ten facet. Nie zauważyłem, kiedy wszedł na jezdnię w miejscu, gdzie przejście jest niedozwolone. Dopiero co objąłem prowadzenie i przez myśl przemknęło mi, że reszta chłopaków musi teraz robić zdziwione miny, a Robert z pewnością skacze ze szczęścia, widząc, jak daję z siebie wszystko od samego startu.

Gdy zauważyłem mężczyznę wpadającego na drogę, jedyną rzeczą, którą zdołałem zrobić, było odbicie w lewo. Na szczęście udało mi się uniknąć zderzenia, lecz to spowodowało moje zamieszanie i utratę kontroli nad kierownicą. Nacisnąłem pedał hamulca z całej siły... Przekręciło mnie kilka razy, zdążyłem tylko pomyśleć, że jestem w tarapatach, następnie aktywowała się poduszka powietrzna i straciłem przytomność.

– Ma pan dużo szczęścia – powiedział do mnie dużo później prokurator. – Powinien pan powrócić do zdrowia. Za jakiś czas. Przy takiej prędkości wszystko było możliwe… Ale żeby człowiekowi w pańskim wieku zachciało się wybryków dobrych dla niepokornych dzieciaków! – pokręcił głową. – Zostaną panu postawione zarzuty spowodowania wypadku. Z pewnością otrzyma pan dużą grzywnę i prawdopodobnie straci prawo jazdy.

– Pójdę do więzienia? – wycedziłem.

– To zależy od decyzji sądu. Według mnie powinien pan pójść do więzienia, ale prawdopodobnie skończy się na zawiasach. Jest pan osoba niekaraną, ojcem rodziny, cenionym w społeczności... Sędziowie bywają hojni dla takich kretynów.

Miał rację, zachowałem się jak kretyn. Dałem się namówić jak dzieciak. To, że chciałem wspomóc przyjaciela, nie stanowiło dla mnie usprawiedliwienia. To było słabe tłumaczenie. Ostatecznie i tak mu nie pomogłem, a narobiłem sobie kłopotów.

– Pan może już iść – powiedział prokurator, machając ręką. – Kolejne zeznania będzie pan składał przed sądem. Proszę wracać do żony.

Nie odwiedziłem jeszcze domu od czasu wypadku, a Martynie nie pozwolili się ze mną zobaczyć do czasu zakończenia dochodzenia.

– Cholera, jak ja jej spojrzę w oczy? – wyszeptałem do siebie, ale wygląda na to, że prokurator to usłyszał.

– No wie pan... – oparł się wygodnie na fotelu. – Jakoś mi pana nie żal. Tak czy inaczej, upiekło się panu, nawet jeśli żona da panu ostro popalić.

Gdybym był na jego miejscu, także nie miałbym dla siebie litości. Rozmowa była trudna. Ale cóż, zasłużyłem na to!

Czytaj także:
„Na 25. rocznicę postanowiliśmy zrobić sobie prezent. Nie chcieliśmy się ze sobą już męczyć, więc zaplanowaliśmy rozwód”
„Moi rodzice nie akceptowali moich wybranek. Jedna była za mądra, druga za wysoka. Dzięki nim zostałem starym kawalerem”
„W drukarce męża znalazłam wzór pozwu rozwodowego. Czy ta kanalia naprawdę myśli, że tak łatwo się mnie pozbędzie?”

Redakcja poleca

REKLAMA