„Wanda czuła, że mąż ma romans, ale potrzebowała dowodów. Okazało się, że sprośny jegomość miał 13 kobiet”

zasmucona kobieta fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev
„Pół roku po wizycie Wandy T. miałem gotową dokumentację. Najchętniej od razu poszedłbym na policję, ale z moich rozmów wynikało, że kobiety adwokata nic nie powiedzą. Wylasował im mózgi”.
/ 07.10.2023 11:15
zasmucona kobieta fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev

Klientka poprosiła mnie, bym zdobył dowody niewierności męża. W pierwszej chwili pomyślałem, że to banalna sprawa. Ale myliłem się…

Taki miałem plan

Od dziecka byłem fanem kryminałów, rozwiązywania zagadek. Moimi bohaterami byli Sherlock Holmes, Hercules Poirot i im podobni. Później odkryłem Chandlera. Wtedy postanowiłem, że zostanę prywatnym detektywem. A kiedy coś postanowię, to robię wszystko, żeby to zrealizować.

Więc skończyłem prawo, szkołę policyjną w Szczytnie, popracowałem jeszcze dwa lata w policji, zaznajomiłem się z procedurami, nawiązałem cenne znajomości, i tak wyposażony założyłem agencję detektywistyczną. Hm, nazwa nieco na wyrost, bo byłem tylko ja. Nie stać mnie było nawet na sekretarkę. Ale kiedy co rano przychodziłem do swojego biura w starej kamienicy na obrzeżach centrum miasta, czułem dumę.

Na drzwiach, na szklanej szybie było napisane moje imię i nazwisko, a pod spodem: Prywatny Detektyw. To było to. I nawet mierność spraw, jakie prowadziłem (zdarzyło się, że szukałem psa, który uciekł z domu!), mnie nie zniechęcała. Kiedy chcesz spełnić swoje marzenie, musisz być cierpliwy i wierzyć, że kiedyś nadarzy się ku temu okazja.

Dla mnie ten dzień nadszedł w zeszłym roku, 27 maja. Była godzina 15.00. Siedziałem za biurkiem i zastanawiałem się nad wzięciem kredytu na lepszy komputer, sprzęt fotograficzny i takie tam. Liczyłem sobie koszty na kartce i doszedłem do wniosku, że dopóki nie dostanę spraw, które wymagają użycia lepszego sprzętu, to pozostanę przy starym.

Klientka była wyjątkowa

Nagle poczułem powiew woni perfum – konwalia, piżmo… Uniosłem oczy – stała w drzwiach. Nie usłyszałem pukania. Nieważne. Była piękna. Drobna brunetka w wielkich, ciemnych okularach i letnim kapeluszu z szerokim rondem. Sukienka w maki miękko i pieszczotliwie otulała jej ciało. Kobieta emanowała tajemnicąPoczułem się jak Marlowe. Dosłownie.

– Potrzebuję prywatnego detektywa – powiedziała.

– Tak – pisnąłem, odchrząknąłem, i postarałem się, by głos miał niskie brzmienie. – Właśnie go pani znalazła. Proszę usiąść i opowiedzieć mi, w czym mogę pomóc.

Sprawa Wandy T. nie była niczym nadzwyczajnym. Otóż moja klientka podejrzewała, że mąż ją zdradza. Przychodził do domu przesiąknięty zapachem damskich perfum. Zmęczony. Nie miał na nią ochoty. Nie rozmawiał z nią. Chciała, bym zrobił mu zdjęcia, dowiedział się, z kim ją zdradza i gdzie?

– Mój mąż jest znanym i szanowanym adwokatem – powiedziała. – Zamożnym. Muszę mieć twarde dowody na jego zdradę, inaczej nie dostanę rozwodu i połowy majątku, jako rekompensaty. Chcę, żeby pan to załatwił.

– Oczywiście.

– Pieniądze nie grają roli. Kiedy będzie pan gotowy przedstawić mi dowody jego zdrady, proszę mnie powiadomić – i podała mi numer komórki. – Ale dopiero wtedy – dodała. – Wcześniej proszę się ze mną nie kontaktować.

Szczerze? Gdyby nie to, że miałem niezapłacone rachunki, powiedziałbym, że załatwię jej to za darmo… Miałem nadzieję, że po skończeniu zadania ona i ja… Cóż, nie takie rzeczy świat widział. Zabrałem się więc energicznie do pracy. Wieczorem na moim koncie pojawiły się pierwsze pieniądze od klientki – zaliczka mająca pokryć koszty operacyjne.

Jeździłem za facetem krok w krok. Robiłem mu zdjęcia. Wystawałem pod domami, do których wchodził i zbierałem informacje o lokatorach. Potem robiłem zdjęcia lokatorek – bo były to same kobiety. Przepytywałem sąsiadów. Nawiązałem nawet kontakt z kilkoma z tych kobiet. Namówiłem na zwierzenia. W tym zawsze byłem dobry. Podobno dobrze mi z oczu patrzy.

Zaskoczył mnie, kim był naprawdę

Byłem przerażony. Nie przypuszczałem, w co się pakuję. To nie był facet, który miał na boku kochankę, a nawet dwie czy dwadzieścia – bo testosteron w nim buzował. To był potwór. Znany adwokat, gwiazda miejscowej palestry był ich sutenerem. Z jedną z nich rozmawiałem w nocnym klubie, gdzie łowiła klientów.

Obraz faceta stawał się coraz pełniejszy, coraz bardziej ponury. Robił z kobiet prostytutki i szantażował je pikantnymi zdjęciami (słynny pięćdziesięciotwarzowy Grey to przy nim harcerzyk). Jego harem liczył 13 kobiet.

Pół roku po wizycie Wandy T. miałem gotową dokumentację. Najchętniej od razu poszedłbym na policję, ale z moich rozmów wynikało, że kobiety adwokata nic nie powiedzą. Zlasował im mózgi. Nienawidziły go, jednak lęk, jaki im wpoił, był silniejszy od poczucia krzywdy. Jak to powiedziała jedna z nich, menedżerka wysokiego stopnia w jednej z firm – on jest prawem. Policję i sąd ma w kieszeni. Jest nie do ruszenia.

Nie byłem tego taki pewien – udało mi się w domu u dwóch kobiet zamontować kamery (pojawiłem się jako spec od kablówki), nagrania były jednoznaczne, ale on wykręciłby kota ogonem. Jako adwokat był naprawdę dobry. Jednak jego reputacja ucierpiałabyDecyzja jednak należała do mojej klientki, co dalej z tym całym szambem. Z pewnością rozwód miała w kieszeni.

Nie mogłem skontaktować się z klientką

Próbowałem skontaktować się z nią telefonicznie przez cały dzień. Było tak, jakby aparat był wyłączony. Albo zepsuty – odrzucało połączenie. Zadzwoniłem do sieci komórkowej Wandy T. Okazało się, że telefon nie był używany już od ponad pół roku. Abonament płacono, ale połączeń nie było.

Zaniepokoiłem się. Coś było nie tak. Zacząłem szukać mojej klientki. I wtedy dotarło do mnie, że przez te pół roku śledzenia jej męża ani razu nie widziałem ich razem. Wszędzie chodził sam – na przyjęcia, spotkania towarzyskie.

W jego domu sprzątała Ukrainka. Za dwie stówy powiedziała mi, że pracuje tu od trzech miesięcy i nic nie wie o żonie. Ale bywa tu tylko dwa razy w tygodniu na pięć godzin. Może żona wychodzi do pracy.

– A kobiece ubrania są? – spytałem.

Potwierdziła, że wiszą w szafie. Ale kiedy spytałem, czy pierze je i prasuje, to zastanowiła się i powiedziała, że to dziwne, ale faktycznie nie. Tylko męskie.

Zaniepokoiłem się. Gdzie była Wanda? Znałem rozkład dnia adwokata lepiej niż swój własny. Gdy wyjechał do jednej ze swych „podopiecznych”, wszedłem do jego willi. Przeszukałem od piwnicy po strych.

To było tak, jakby w tym domu kobieta niby mieszkała, ale nie do końca. Były jej rzeczy, jej bibeloty, w domu unosił się ten sam zapach, jaki pozostał po niej w moim biurze – ciepły, konwaliowy z nutą piżma. A jednocześnie miałem wrażenie pustki. Miałem złe przeczucia i nic więcej.

Nie wiedziałem, jak mam dalej postąpić z tym zleceniem. Z mojej strony wszystko było jasne, chciałem zakończyć sprawę, ale jej wyników nie miałem komu przekazać. Po kilku dniach otrzymałem wiadomość z nieznanego numeru. To była Wanda T.

Panie Henryku, mój mąż odkrył, że dowiedziałam się o jego zdradach. Podejrzewał, że wynajęłam detektywa, by dostarczył mi dowody jego niewierności. Musiałam uciec z domu i ukryć się w bezpiecznym miejscu. Wszystkie wyniki śledztwa proszę przekazać na policję i wysłać mi na adres mojego prawnika, który prześlę Panu zaraz w kolejnej wiadomości. Proszę się ze mną więcej nie kontaktować. Ten numer zaraz przestanie istnieć.

Fakt, lubiłem czytać kryminały i lubiłem rozwiązywać różne zagadki, jednak ta sprawa przerosła moje wyobrażenia. Tak jak poleciła mi klientka, ze wszystkimi materiałami udałem się na zaprzyjaźniony komisariat policji, a kopię wysłałem prawnikowi Wandy T. Tego samego dnia wieczorem na moim koncie pojawiła się cała suma pieniędzy, jaką powinna była zapłacić mi Wanda T. za wykonanie zlecenia. Z adnotacją: Dziękuję.

Kilka miesięcy później klientka dostała rozwód i stała się posiadaczką dużej części majątku. W ukryciu spokojnie mogła żyć kolejne lata, bez obawy, że mąż będzie próbował ją skrzywdzić. Mecenas, który do tej pory szczycił się kryształową reputacją, został skazany za stręczycielstwo i obecnie może udzielać porad prawnych w więzieniu.

Czytaj także:
„Zbierałam szczękę z podłogi, gdy poznałam lubieżną profesję Gośki. Imię Alfons było jej bliskie”
„Prosto z sali kinowej trafiłam na materac swojego ucznia. W szkole nie uczą takich rzeczy, które mi pokazał”
„Myślałam, że szef darzy mojego narzeczonego tylko sympatią, ale prawda okazała się brutalna. Musiał mi słono zapłacić”

Redakcja poleca

REKLAMA