„Zbierałam szczękę z podłogi, gdy poznałam lubieżną profesję Gośki. Imię Alfons było jej bliskie”

intrygująca kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Pojawienie się w pokoju młodego mężczyzny w eleganckim płaszczu i z hiszpańską bródką zaskoczyło nas obie. Najwyraźniej wszedł jak do siebie. Otaksował mnie wzrokiem i kiwnął głową, jakby z uznaniem, które jakoś dziwnie mi nie pochlebiło. Potem mrugnął do Gośki”.
/ 01.10.2023 19:15
intrygująca kobieta fot. Getty Images, Westend61

Miło ją było spotkać po latach i poplotkować. Mniej miło zrobiło się jednak po pojawieniu się tajemniczego gościa i odkryciu prawdy.

Spotkanie po latach

Natknęłam się na nią przypadkiem w sklepie. Niechcący potrąciłam jakąś kobietę, zapatrzona w kolejny „okazyjny” produkt, mruknęłam odruchowo „przepraszam”, ale to nie usatysfakcjonowało ofiary mojej nieuwagi.

– Uważaj, jak łazisz, krowo! – krzyknęła, nie przejmując się tym, że jej reakcja jest mocno przesadzona.

– Nie chciałam – bąknęłam i spojrzałam na nią z przepraszającym uśmiechem, który zamarł mi na twarzy.

Gocha! To była ona. Bez dwóch zdań. Kumpela ze szkoły, z tej samej ławki. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ona też mnie rozpoznała. I zrobiła wielkie oczy. No cóż… Przybyło mi zmarszczek i ze dwadzieścia kilogramów. Gośka rozjaśniła się jak słońce.

– Renata! No, nie wierzę! Ty, jak żywa. Spasłaś się, ale to nadal ty! – wieściła wszem wobec tak radośnie, że nie miałam siły się na nią gniewać.

W końcu to nie jej wina, że po rozwodzie się zapuściłam. Ona za to wyglądała rewelacyjnie. Szczupła, zadbana, z idealnym makijażem. I ta księżniczka gadała ze mną tak swobodnie, jakbyśmy rozstały się wczoraj. Umówiłyśmy się na spotkanie. Nazajutrz. U niej, bo nalegała, by pokazać mi swój apartament. 

Nie protestowałam. Szczerze mówiąc, nie lubiłam przyjmować gości u siebie – w moim ciasnym mieszkaniu, remontowanym wieki temu, ze starymi meblami, niemodnymi tapetami, tonącym w wiecznym w nieładzie, bo jak na małej powierzchni mieszka czwórka osób, to o porządek trudno. A Gośka raczej nie mieszkała w bloku stawianym w latach osiemdziesiątych. Już na pierwszy rzut oka widać było, że awansowała społecznie.

Musiałam się dobrze przygotować

Miałam dzień, by się wyszykować. Dziś mnie zaskoczyła, ale jutro nie chcę się wstydzić bardziej, niż muszę. Po powrocie do domu wzięłam się za szykowanie do umówionej wizyty. Zaczęłam od przeglądu ciuchów. Masakra. Niemodne. Za ciasne. Za bure. Za workowate.

Skoczyłam na zakupy, biorąc ze sobą córki jako doradczynie stylu. Na ryneczku w butiku wspólnymi siłami udało im się wpasować mnie w kieckę, w której miałam kibić, kuszący biust i nie tak wielki zadek.

– Włożysz moje zamszowe kozaczki, niech stracę – poświęciła się moja starsza córka, która nosiła ten sam rozmiar buta co ja.

Po drugiej stronie ryneczku był sklep z bielizną, gdzie został mi zalecony stosowny stanik, by mój biust wywindować i uczynić jeszcze bardziej kuszącym, oraz korygujące majtasy, by z kolei moja kibić zdawała się węższa, a zadek mniejszy. Czary z mleka normalnie – myślałam, przeglądając się z niedowierzaniem w lustrze.

– No, a teraz zaczną się prawdziwe schody – mruknęła moja młodsza córka, patrząc znacząco na moje włosy.

No tak… Ostatni raz u fryzjera byłam… Przepraszam, nie pamiętam. Uratował mnie cudzy pech. Jedna z klientek naszej rozchwytywanej osiedlowej fryzjerki rozchorowała się, więc pani Ania miała wolne dwie godziny wieczorem. I poświęciła te godziny, by doprowadzić moje siwiejące, rosnące samopas włosy do ładu. Uff…

Nazajutrz córki odświeżyły mi fryzurę, a potem biedziły się nad moim zapuszczonymi pazurami i makijażem. Z pewną taką nieśmiałością spojrzałam w lustro i mało się nie popłakałam, bo wyglądałam tak, jak nie spodziewałam się, że jeszcze mogę wyglądać.

Gośka na mnie czekała

Ciasto, wino i cała otoczka, wszystko tak piękne, że aż strach było cokolwiek dotykać. Nie to, co u mnie – wieczny chaos. Przycupnęłam na nowoczesnej sofie. Gośka zasiadała po przeciwnej stronie na szezlongu, pewnie równie niewygodnym jak sofa.

– No to opowiadaj! – zachęciłam ją.

– A co tu opowiadać… – westchnęła – Rozwiodłam się jak ty, ale wyszłam ponownie za mąż. Mój mąż ma własną firmę transportową w Belgii. Przyjeżdża raz w miesiącu, ale jak widzisz, nie usycham z tęsknoty. Mam wszystko, czego mi trzeba. Za to kiedy wraca, przeżywamy nasz kolejny miesiąc miodowy. Kacper, mój syn, mieszka w internacie, a ja tu sama… – powiodła dłonią wokół, jak dumna pani na włościach. – Ale jest naprawdę dobrze, bo kobieta musi mieć przecież swoją przestrzeń, czas dla siebie. Pieniądze to nie wszystko.

Święta prawda, choć łatwo tak mówić komuś, kto nie musi dzielić swojej przestrzeni z trójką potomstwa i chomikiem. Komuś, kto nie szczędzi na sobie, by dzieciakom dać jak najwięcej. Racja, kasa szczęścia nie daje, ale je umożliwia i ułatwia życie. Nie mówiąc już o tym, że jej brak bywa cholernie upokarzający.

Popołudnie mijało mi na słuchaniu o fantastycznym życiu Gośki, o jej podróżach, o samochodzie, który sprezentował jej małżonek na czterdzieste urodziny, o zabiegu podniesienia podbródka, który uratował ją przed depresją…

Prawie spadłam z krzesła

Pojawienie się w pokoju młodego mężczyzny w eleganckim płaszczu i z hiszpańską bródką zaskoczyło nas obie. Najwyraźniej wszedł jak do siebie. Otaksował mnie wzrokiem i kiwnął głową, jakby z uznaniem, które jakoś dziwnie mi nie pochlebiło. Potem mrugnął do Gośki.

– Koleżanka? Też szuka pracy? Ujdzie. Popracujemy nad nią. Ostatnio mają wzięcie modelki XXL oraz panie czterdzieści plus. Z gustami się nie dyskutuje, prawda? – zaśmiał się w sposób, który wprawił mnie w zakłopotanie.

Czy tak wygląda molestowanie? Niby mnie skomplementował, ale poczułam się obrażona. I o jakiej pracy on mówił? Spojrzałam na Gośkę. Stała wyraźnie skrępowana, a sądząc po jej minie, też nie była zadowolona z wizyty tego gościa. Kim w ogóle był ten facet? Jej pasierbem, kuzynem, a może… kochankiem?

Złapała go pod ramię i siłą wyciągnęła na korytarz.

– Miałeś przyjść jutro… – usłyszałam.

– Ale przyszedłem dzisiaj, żeby sprawdzić, czy nie walisz jakichś fuch na boku.

Uznałam, że pora się ewakuować.

– Miło było, ale muszę już lecieć, wiesz, dzieci same w domu, obowiązki i tak dalej. Zdzwonimy się, pa.

Gośka mnie nie zatrzymywała. Wyglądało nawet, że żegna mnie z ulgąGdy wyszłam, natknęłam się na wzrok kobiety z mieszkania naprzeciwko. Patrzyła na mnie z pogardą. W życiu jej na oczy na widziałam, a ona sprawiała wrażenie obrażonej moim istnieniem. Może się coś kobiecie pomyliło, może wzięła mnie za kogoś innego? W końcu dziś nie przypominałam zwykłej siebie.

– Sodoma i gomora – mruknęła. – Już nawet kobiety do niej przychodzą. W biały dzień. Że też wstydu takie nie mają, tfu…

Nie lubię się kłócić, ale ta nieznajoma mocno przesadziła.

– O co pani chodzi? Znamy się? Coś pani zrobiłam?

– Mnie? Niech Bóg broni! – przeżegnała się. – Mój mąż już bezpieczny w grobie od takich… jak ta cała… Margaret – znowu wyglądała, jakby miała ochotę splunąć. – Takie jak ona powinny mieszkać z dala od porządnych ludzi. A nie wśród rodzin z dziećmi… Wstyd i zgorszenie siać. A teraz jeszcze kobiety przyjmuje. Sodoma i gomora.

– Przyjmuje? Po prostu wpadłam z wizytą. To moja koleżanka ze szkoły… – tłumaczyłam się.

– Koleżanka? – sąsiadka Gośki wywróciła oczami. – Niech mnie Bóg broni od takich koleżanek, co… mają alfonsa! – rzuciwszy tą bombą, zatrzasnęła drzwi.

Ja za to stałam jak wmurowana. Czy mam rozumieć, że ten piękny apartament i nowy podbródek to wcale nie zasługa męża Gośki vel Margaret, tylko efekt pracy, o której wspomniał goguś w płaszczu? Do której, jak powiedział, ja też mogłabym się nadać… Kto to był? Alfons? A może też kochanek? Zrobiło mi się niedobrze.

Z radością wróciłam do mojego zagraconego mieszkania. Może nie miałam męża, masy pieniędzy ani widoków na romans stulecia, ale miałam prawdziwy dom i naprawdę wspaniałe dzieci. Na uszach stawały, bym dziś wglądała ładnie, modnie, seksownie i chwilę odpoczęła.

Udało się na tyle, że wpadłam w oko sutenerowi. Nie wiedziałam: śmiać się czy płakać. Wybrałam śmiech. Może niepotrzebnie się skreśliłam jako kobieta? Patrząc w lustro, nie widziałam wszak starej baby, której nie czeka już nic dobrego. Nie zaszkodzi przedłużyć ten efekt. Nie dla innych, ale dla samej siebie. Oto zysk mojego spotkania po latach z dawną koleżanką…

Czytaj także:
„Szukałam bogatego męża, żeby nie być już panienką do towarzystwa. To matka kazała mi zarabiać w ten sposób”
„Nowi teściowie kupili mojego syna za drogie prezenty. Z moją pensją nie miałem mu wiele do zaoferowania i poszedłem w odstawkę”
„Ojciec był jurny jak małolat, matka miała dość uniesień. Na nową kanapę zaprosiła damę do towarzystwa”

Redakcja poleca

REKLAMA