Czego może potrzebować do szczęścia facet po sześćdziesiątce, który niedawno stracił żonę? Pewnie powiecie, że innej kobiety, miłości, prawda? A wcale nie!
Moja żona umarła, kiedy miałem sześćdziesiąt lat. Wylew, dwa tygodnie w śpiączce i byłem już wdowcem. Po trzydziestu pięciu latach małżeństwa musiałem nauczyć się być sam. Dwa lata mi zabrało, zanim przestałem gadać do Janki, zanim zniknęło nieustanne wrażenie, że ona jest w drugim pokoju i zaraz przyjdzie pozrzędzić.
Dzieci namawiały, bym sobie kogoś znalazł
– Tato, jesteś jeszcze młody, co to jest w dzisiejszych czasach sześćdziesiąt trzy lata. Popatrz, ile fajnych wdów i rozwódek patrzy na ciebie łakomym wzrokiem – gadał mi syn.
– Schudłeś – marudziła córka – nie dbasz o siebie, potrzebujesz kobiety.
Ale ja jeszcze wtedy pracowałem i nie miałem ani czasu, ani ochoty wplątywać się w kolejny związek. Zwłaszcza że kiedy przyzwyczaiłem się do życia w pojedynkę, nawet zaczęło mi się to podobać. Nikt mi nie marudził, że znów zalałem szafki przy umywalce wodą, że nie opuszczam deski sedesowej, czy że piję mleko prosto z kartonu. W ustawowym wieku sześćdziesięciu pięciu lat przeszedłem na emeryturę. O wydłużonym czasie pracy politycy dopiero zaczynali przebąkiwać i cieszyłem się, że zdążyłem. Jestem tapicerem w fabryce mebli i szczerze mówiąc, miałem dość pracy.
Chciałem wędkować, odpocząć...
Porobić coś innego. Ale po roku odpoczywania zaczęło mi się cnić. Czegoś mi brakowało. Moje dzieci uznały, że kobiety. No fakt, okropnie się zaniedbałem I wtedy do mieszkania piętro niżej wprowadziła się Ludmiła. Wracałem akurat ze sklepu spożywczego, gdy pod blok podjechał samochód przeprowadzkowy, a za nim auto osobowe, z którego wysiadła kobieta. Coś w niej było takiego – w jej ruchach, uśmiechu, ogólnym wyglądzie – co pobudziło moje zainteresowanie. Męskie zainteresowanie, jeśli wiecie, o czym mówię. Była całkowicie inna od mojej żony, niech Bóg ją ma w swojej opiece. Żadnej trwałej na głowie, burej spódnicy z wyrzuconą na wierzch grzeczną bluzką ani nudnych, wygodnych butów na płaskim obcasie.
Miała eleganckie botki, dopasowany płaszcz w modnym chabrowym kolorze, ładną młodzieńczą fryzurę, i w ogóle, emanowała energią trzydziestolatki. Kiedy przeszedłem obok niej, ukłoniwszy się lekko, uśmiechnęła się do mnie i obrzuciła spojrzeniem – od stóp do głów – po którym poczułem się jak nastolatek, na którego zwróciła uwagę najładniejsza dziewczyna w szkole. I to w dodatku nastolatek, któremu matka akurat wyprała najlepsze dżinsy, więc ma na sobie stare wyświechtane spodnie i porozciągany sweter. Inaczej mówiąc – byłem na dnie rozpaczy i wstydu.
Przyszedłem do domu, przyjrzałem się sobie w lustrze i rozpacz się pogłębiła. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a ja wyglądałem na zaniedbanego starca: nieogolony, nieostrzyżony… tragedia. Jeszcze tego samego dnia wybrałem się do fryzjera, przejrzałem garderobę, a następnego, wyelegantowany, wypachniony, z powitalnym gruboszem w doniczce zapukałem do drzwi piętro niżej. Po chwili otworzyła mi uśmiechnięta nowa sąsiadka. Serce zabiło mi mocniej, a wzrok sam poleciał do jej apetycznego dekoltu. Z trudem zmusiłem się, by unieść wzrok wyżej, na poziom jej oczu.
Uśmiechała się jeszcze szerzej
– Dzień dobry. Jestem Marian, mieszkam piętro wyżej. Chciałem przywitać nową sąsiadkę w naszym bloku – wyrecytowałem wyuczony na pamięć tekst i wyciągnąłem do niej doniczkę z kwiatkiem. – To na szczęście, podobno dobrze działa na energię mieszkania.
– Och, dziękuję, panie Marianie – zawołała kobieta, śmiejąc się. – Proszę wejść, śmiało. Na sąsiedzką herbatkę.
Ucieszyłem się, że mój sprytny plan zadziałał. Wszedłem do dużego pokoju – z meblami, ale jeszcze nie uporządkowanego do końca – i zmartwiałem. W fotelu siedział, z filiżanką w ręce, sąsiad z góry. Włodek. I patrzył na mnie wrogo. Z Włodkiem właściwie znaliśmy się całe życie. Los jednak sprawił, że był starszy ode mnie o pół roku i dlatego wcześniej poszedł do szkoły. Nie wiem, czy gdybyśmy byli w jednej klasie, stalibyśmy się przyjaciółmi. Stało się, jak się stało, i przeżyliśmy większość życia w świadomości istnienia tego drugiego, ale to wszystko. Byliśmy po prostu sąsiadami, którzy z rzadka mieli ze sobą kontakt. Nawet ani razu nie zalał mi mieszkania. A teraz siedział tu, w fotelu pierwszej kobiety, która od ponad dwudziestu lat poruszyła we mnie krew, i widziałem, że ma wobec niej takie same zamiary jak ja.
– Cześć – skinąłem głową sztywno i usiadłem w drugim fotelu.
– Cześć – odparł.
Do pokoju weszła Ludmiła z dzbankiem świeżej herbaty. Obaj zerwaliśmy się z miejsca, przy czym Włodek miał pecha, bo mu się przy tym nerwowym ruchu filiżanka stoczyła ze spodeczka i spadła na spodnie, zalewając je w raczej strategicznym miejscu. Jeden zero, pomyślałem, patrząc z satysfakcją, jak się czerwieni, sumituje – i znika zażenowany, biegnąc do domu przebrać się w inne spodnie. Spodobała mi się, i to bardzo Ludmiła miała pięćdziesiąt pięć lat i była wolna.
Rozwódka do wzięcia
Bezdzietna, bo jakoś się nie złożyło, jak wyjaśniła.
– A pan, panie Marianie, ma może zdjęcia swoich dzieci?
Wyjąłem telefon komórkowy i pokazałem Ludmile fotki, jakie dzieci przysłały mi ostatnio, żebym nie zapomniał, jak wyglądają.
– Och, jaki przystojny syn, ale nie tak przystojny jak ojciec… – popatrzyła na mnie spod oka z uśmieszkiem, który wywołał we mnie dreszcz.
Posiedziałem pół godzinki i wyszedłem zauroczony. Obiecałem, że następnego dnia rano wpadnę i powieszę obrazy. A tego następnego dnia okazało się, że w kuchni Włodek pomaga instalować kran. Cóż, w końcu hydraulik. Powiesiłem obrazy, półki, obiecałem naprawić fotel. Włodek zajął się armaturą w łazience. Ludmiła chodziła ode mnie do niego, zachwycając się naszą pracą, a ja próbowałem wyczuć, które zachwyty są bardziej autentyczne. Potem były kawa i domowe ciasto. I, jakby ktoś przyjrzał się nam z boku, walka kogutów. Każdy z nas próbował przebić ofertę: ja tokowałem o swoich pasjach, Włodek o swoich.
Nie wiedziałem, że gra w brydża na poziomie wojewódzkim! Poczułem zazdrość, bo sam uwielbiałem brydża, ale moja żona jakoś nie mogła pojąć filozofii kart, nawet w wojnę nie grała, bo nie mogła zapamiętać, która karta jest mocniejsza od której. Cóż, zdarza się. Włodek natomiast słuchał z rozświetlonymi oczami, jak opowiadałem o wędkowaniu.
I tak jakoś sytuacja się ustaliła
Obaj – ja i Włodek – próbowaliśmy zdobyć serce Ludmiły. Zapraszaliśmy ją do kina, teatru, na spacery. Kiedy usłyszałem, że Włodek zaprosił sąsiadkę na domowy obiad i zrobił jej kotlet de volaille, który „rozpływał się w ustach”, przyrządziłem jej swoją popisową potrawę, domowe gołąbki. Jestem pewien, że zachwyt Ludmiły, mrużenie oczu z kulinarnej rozkoszy i zmysłowe pochłanianie kolejnych kęsów – nie były udawane. Co myślała Ludmiła o naszych awansach? Czy naprawdę któregoś wyróżniała?
Z perspektywy czasu myślę, że nie. Lubiła nas obu i co jakiś czas zapraszała na wspólny wieczór we troje. Na partyjkę kanasty czy degustację domowego ciasta. Ale każdy z nas wierzył, że to on w końcu zostanie wybrankiem uroczej sąsiadki, więc prześcigaliśmy się w wymyślaniu atrakcji. W pewnym momencie, myślę, nie chodziło już nawet o to, by zdobyć serce Ludmiły, ale by pokazać konkurentowi, że jest się lepszym. Typowy pojedynek. Sylwestra też spędziliśmy razem Zbliżały się święta. Znalazłem idealny prezent dla Ludy – kaszmirowy szal w wielkie róże.
Wymyśliłem sobie, że zaproszę ją na sylwestrowy bal. I jeśli się zgodzi, będzie to sygnał, że wybiera mnie. Tydzień przed świętami wpadł do mnie Włodek, pierwszy raz. Zazwyczaj, jeśli nie widywaliśmy się u Ludmiły, to jedynie przelotem w windzie czy w osiedlowym spożywczaku.
– Słuchaj, to tak dłużej nie może trwać – powiedział i nerwowo przyczesał pożyczkę na łysinie. – Ona musi się zdecydować.
– Masz rację, zgadzam się – odparłem i skinąłem na niego, by poszedł za mną do kuchni.
Wyjąłem z lodówki piwo i podałem mu puszkę.
– Niech powie, z kim chce spędzić sylwestra. I to będzie sygnał, że ten drugi ma się wycofać – rzuciłem.
Patrzyliśmy na siebie jak przed pojedynkiem
W gruncie rzeczy Włodek był w porządku facetem. Ja też, więc pewnie dlatego miała taki kłopot z wyborem.
– Dobra – Włodek odstawił puszkę na stół. – Umowa stoi.
Święta jak zwykle spędziłem z dziećmi i wnukami, choć tym razem byłem nieco rozkojarzony. Ludmiła z zachwytem przyjęła prezent i podziękowała mi ciepłym pocałunkiem prosto w usta. To był znak, byłem tego pewien! Powiedziała też, że w sprawie sylwestra da mi odpowiedź 29 grudnia, bo teraz jedzie w góry z rodziną siostry i nie wie, jaka będzie sytuacja. Rany, nie mogłem się doczekać jej powrotu do domu!
Wreszcie 29 grudnia stanąłem przed jej drzwiami, zapukałem.
– Och, Marian! – na mój widok rozjaśniła się; wyglądała bosko, nie dałbym jej więcej niż czterdzieści lat. – Jak cudownie, że jesteś. Włodzio też już jest, właśnie miałam do ciebie dzwonić. Chodź… – pociągnęła mnie za rękę do saloniku. – Mam wam, moi chłopcy, coś cudownego do zakomunikowania!
Popatrzyłem na Włodka, który miał dosyć podejrzaną minę. Ja też poczułem nadciągającą katastrofę.
– Jak wiecie, święta spędziłam z siostrą i jej rodziną w górach, na nartach. I tam poznałam cudownego mężczyznę. Zakochaliśmy się w sobie. A ponieważ nie jesteśmy już młodzi, nie mamy czasu do stracenia, więc przeprowadzam się do niego do Gdańska. Pobierzemy się na wiosnę. Czy to nie wspaniałe?
Jak tylko Ludmiła przestała nawijać o swoim cudownym narzeczonym, pożegnaliśmy się. Na korytarzu staliśmy przez chwilę w milczeniu.
– Hmm – mruknął Włodek. – No tak. Cóż… Mam piwo, wpadniesz?
Włodek miał też konsolę i gry wideo. Graliśmy do trzeciej nad ranem, zabijając zombie z takim zapałem, jakby to był przyszły mąż Ludmiły. Sylwestra też spędziliśmy razem, bawiąc się doskonale przy stoliku brydżowym. Potem Włodek wciągnął mnie na stałe do swojej drużyny, a ja uczyłem go, jak łowić ryby pod lodem. I wkrótce okazało się, że na naszym ostatnim etapie życia tak naprawdę nie kobieta była każdemu z nas potrzebna, a prawdziwy przyjaciel.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”