Marzyłam o spokojnym i romantycznym wyjeździe. Chciałam spędzić cudowny czas z moim mężem. Rzeczywistość okazała się żałosna...
Realia okazały się inne
Rok temu zdecydowaliśmy się z partnerem na wyjazd wakacyjny. Wybraliśmy kemping. Pochodzę z miasta i nigdy nie miałam do czynienia z biwakowaniem, on natomiast jest ze wsi, więc doskonale odnajduje się na łonie natury. Tomek uwielbia wędkować, więc zdecydowaliśmy wybrać się nad jezioro, gdzie mógłby spędzić trochę czasu na łowieniu ryb. No cóż, wtedy nie wiedziałam jeszcze, że kiedy mój mąż bierze wędkę do ręki, to cały świat przestaje mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Marzyłam o romantycznym wyjeździe i wypoczynku w otoczeniu dzikiej przyrody.
Rzeczywiście, Tomek znalazł doskonałe miejsce na biwak, jednak dotarcie tam z dworca kolejowego zajęło nam pięć godzin. Pięć długich godzin. Marsz z plecakiem sprawił, że byłam potwornie zmęczona. Oczy same mi się zamykały, o podziwianiu otaczającej nas przyrody nie było mowy. Położyłam się na trawie, aby odpocząć, a mój ukochany zajął się rozstawianiem namiotu.
Następnie poszliśmy popływać w jeziorze, a po zmroku rozpaliliśmy ognisko i przyrządziliśmy kolację. Po wyczerpującej podróży zdążyłam już zregenerować siły, byłam pełna energii i dobrego humoru aż do momentu, kiedy zapytałam Tomka o wieczorną higienę.
– Już raz pływaliśmy w jeziorze dzisiaj, to powinno wystarczyć – odpowiedział.
– Ha, ha, dobry żart...
– To nie jest żart. Ale jeżeli chcesz, mogę nabrać wody, abyś mogła się umyć.
– Nie tylko ją nabierzesz, ale też podgrzejesz. Nie zamierzamy się myć w zimnej wodzie.
– My? Ja jestem czysty, podczas kąpieli woda zmyła ze mnie cały pot.
– Przestań, to jest okropne!
Choć Tomek powinien poczuć wstyd, niezobowiązująco machnął ramionami. Nasz drobny konflikt zaczął się niewinnie, lecz szybko przerodził się w poważną kłótnię. Tomek podgrzewał mi wodę, jednak nazwał mnie rozpieszczoną damą. Sam umył tylko zęby. Pomyślałam, że robi to tylko, aby mnie zdenerwować. Zanim zasnęłam, nawet nie pocałowałam go, tylko odwróciłam się do niego plecami, nie odzywając się do niego słowem.
Byłam tym wszystkim rozczarowana
Następnego dnia obudził mnie śpiew ptaków, co na tyle mnie oczarowało, że bez problemu zapomniałam o wczorajszej kłótni. Dzień zapowiadał się na cudowny, słoneczny, zbyt piękny, aby marnować go na niepotrzebne fochy. Obudziłam Tomasza pocałunkiem, który on gorąco odwzajemnił, a później w doskonałych nastrojach zjedliśmy śniadanie.
– Jakie mamy plany na dzisiaj? – zapytałam, pijąc kawę z termosu.
– Relaks na plaży. Ty możesz skorzystać ze słońca, a ja spróbuję łowić ryby.
– Idealnie. A potem... co powiesz na przechadzkę po lesie?
– Mhm – półprzytomnie zareagował Tomek.
Już nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ zajął się rozstawianiem swoich wędkarskich akcesoriów. Usiadł na brzegu z wędką w ręku i zniknął. Dosłownie. Tak jakby woda go zahipnotyzowała. Mijały kolejne godziny. Ja się opalałam, on wędkował. Ja pływałam, on wędkował. Ja zdrzemnęłam się, czytałam – on wędkował. Starałam się z nim rozmawiać, ale odpowiadał pojedynczymi słowami: „aha” lub „tak, skarbie”. Parę razy podchodziłam, aby go pocałować i przytulić, ale odganiał mnie jak owada.
– Nie przerywaj, muszę się skupić – mruczał, traktując wędkowanie naprawdę bardzo poważnie.
– Jestem znudzona – odpowiedziałam z irytacją. – Czym mam się zająć?
– Idź na spacer – zasugerował, nie zwracając na mnie uwagi. Wpatrywał się intensywnie w spławik.
„Mam nadzieję, że do końca dnia nic nie złowisz” – pomyślałam. Przez chwilę chciałam wrzucić kamień do jeziora i przestraszyć te jego głupie ryby. Na szczęście się opamiętałam. Mimo wszystko nie chciałam wszczynać awantury.
Zdecydowałam więc, że pójdę na spacer wokół jeziora, ponieważ miałam już dość siedzenia z mężczyzną, który był obecny tylko ciałem. Wydawało mi się, że jestem mniej interesująca niż ryby. Wspaniale. Nie tak miały wyglądać nasze romantyczne wakacje. Na szczęście, otoczenie było tak urocze, że moja irytacja szybko minęła. Zafascynowana zrobiłam dziesiątki zdjęć telefonem, uwieczniając szafirową, falującą od wiatru powierzchnię jeziora, zielone, gęste trzciny i błękitne niebo pokryte białymi chmurami.
To ptaszysko mnie zaatakowało
Po kwadransie spaceru dotarłam do zatoczki, w której pływała rodzina łabędzi! Dwa dorosłe i pięć młodych. Z zapałem robiłam im zdjęcia. Największy z łabędzi, prawdopodobnie samiec, oddzielił się od reszty rodziny i zaczął płynąć w moim kierunku z gracją, jakby chciał mi zapozować. Byłam oczarowana.
– Żałuję, że nie mam dla ciebie żadnej przekąski – powiedziałam, wyciągając dłoń w kierunku nadciągającego ptaka.
Nagle łabędź zaczął wydawać z siebie głośny dźwięk, który był przerażający i naprawdę nieprzyjemny.
– Hej, co się z tobą dzieje? Jesteś zdenerwowany? – instynktownie się odsunęłam.
Ptak zaczął machać skrzydłami, a wydawane przez niego dźwięki były coraz głośniejsze. Zaczęłam powoli się oddalać, nie przestając go obserwować. Łabędź pływał w kierunku brzegu, a następnie... wyszedł na ląd! Zamarłam na chwilę, pamiętając czyjeś rady, że zwierzę można sprowokować do ataku uciekając. Starałam się więc stać nieruchomo niczym posąg.
Ale to nie uspokoiło ptaka: zaczął iść w moim kierunku, ciągle machając skrzydłami i wydając groźne krzyki. Był tak blisko, że czułam na swojej twarzy podmuch wiatru wytworzony przez jego skrzydła. Nagle zapomniałam wszystko, co wiedziałam o postępowaniu z dzikimi zwierzętami – odwróciłam się i zaczęłam uciekać, jak najszybciej potrafię. Miałam wrażenie, że ciągle słyszę łabędzia tuż za sobą.
– Czy nadal mnie goni? Widzisz tego łabędzia? Uważaj, ciebie też może zaatakować! – ostrzegałam Tomka przed tym skrzydlatym potworem.
Na szczęście łabędź odpuścił. Kiedy jednak Tomek zrozumiał, przed czym tak uciekałam, zaczął się śmiać.
– Naprawdę jesteś dziewczyną z miasta! Nie powinno się drażnić zwierząt, które mają młode. Myślałem, że wszyscy o tym wiedzą. Wszyscy, z wyjątkiem mojej księżniczki! – śmiał się.
Stałam do pasa w jeziorze, w butach i ubraniu. Naprawdę nie było mi do śmiechu.
– Zaraz dostaniesz – ostrzegałam Tomka. – A poza tym, to wszystko przez ciebie i to Twoje wędkowanie!
Jaki to był tragiczny wyjazd!
Zaczęłam iść przez jezioro w jego stronę. Nagle poczułam, że coś, co jest pod wodą, ciągnie mnie za nogawkę od spodni.
– Aaa! – wykrzyknęłam.
– Mam! – zawołał prawie w tym samym czasie Tomek.
Starałam się uciec do brzegu, ale coś, co mnie złapało, mocno trzymało. Zapewne był to szczupak lub inna ryba drapieżna! Zaraz mnie ugryzie, myśląc, że jestem smaczniejsza od dżinsów! Tymczasem Tomek radośnie śmiał się jak małe dziecko, ponieważ coś w końcu dało się złowić na haczyk.
– To musi być gigant! Zaraz go wyciągnę, ale powoli, aby mi nic nie pękło!
Czułam coraz silniejsze szarpnięcia za spodnie...i nagle zdałam sobie sprawę. To mnie schwytano. Mnie! Nie byłam celem żadnej ryby. Zostałam złowiona!
– Tomek, przestań ciągnąć, bo zniszczysz moje dżinsy! Nie złowiłeś nic, to tylko moje spodnie! – krzyczałam do niego.
Niestety, zanim usłyszał, co do niego mówię, zdążył oderwać mi spory fragment dżinsów. Jednocześnie poleciał do tyłu, upadając na plecy. Z pewnością byłabym zła za zniszczone spodnie, ale jego zszokowana mina sprawiła, że nerwy zupełnie mi przeszły. Dostałam ataku śmiechu i przez dłuższy czas nie byłam w stanie się uspokoić. Po chwili Tomek również zaczął śmiać się głośno. Kiedy przestał się rechotać, wszedł do wody i zaczął mnie namiętnie całować.
– Wydaje mi się, że to jest sygnał od natury, że powinniśmy dać spokój miejscowym ptakom i rybom, a skupić się na sobie – wyszeptał, przyciągając mnie mocniej do swojego ciała.
– Również tak myślę – odpowiedziałam.
Pozostała część wypoczynku nad wodą okazała się zdecydowanie przyjemniejsza. Owszem, Tomek nie zrezygnował całkowicie z wędkarstwa na moją korzyść, ale poświęcał temu hobby tylko kilka godzin dziennie. Resztę czasu spędzał ze mną. Było fantastycznie!
Tak bardzo polubiłam te wakacje w otoczeniu natury, że kiedy Tomek zasugerował, abyśmy wykorzystali długi weekend majowy na działce jego rodzeństwa, bez namysłu się zgodziłam. Nie mogłam jednak przewidzieć, że tym razem przyjdzie mi się zmierzyć z czymś zdecydowanie gorszym niż zdenerwowany łabędź. Czekała na mnie inwazja os. Cóż, chyba rzeczywiście jestem typowym mieszczuchem i od natury powinnam trzymać się z daleka.
Czytaj także:
„Mąż bałaganiarz, 2 dzieci i pies. Nie wyrabiam się z obowiązkami domowymi, a moje mieszkanie to stajnia Augiasza”
„Nie chciałem, by po macierzyńskim żona wróciła do pracy. Trzymałem ją w domu 3 lata, aż w końcu powiedziała >>dość<<”
„Rodzina traktuje mnie jak służącą. Przynieś, wynieś, pozamiataj. Gdy się zbuntowałam, uznali, że postradałam zmysły”