Cały dom jest na mojej głowie. Nikt oprócz mnie nie zauważa bałaganu, który panuje w naszym mieszkaniu. Jak mam znaleźć chociaż chwilę dla siebie, skoro wszystko mnie tak przytłacza?
W całym domu panował syf
Otworzyłam drzwi, przytrzymując torebkę brodą. Rzuciłam ciężkie torby pod ścianę w przedpokoju i zaczęłam zdejmować buty. Po wniesieniu całych zakupów do kuchni, rozejrzałam się po pomieszczeniu, a mój humor całkowicie się zepsuł. W zlewie piętrzyła się góra naczyń, na kuchence straszyła brudna patelnia z resztkami przyschniętej do dna jajecznicy z rana, na blacie leżały okruchy, a na stole rozlewała się duża plama soku pomarańczowego.
To na pewno Basia – tylko ona w naszej rodzinie piła całe szklanki świeżo wyciskanego soku owocowego, który sama sobie przygotowywała. Zostawiając przy tym niemiłosierny bałagan w kuchni. Jasne, w kącie leżały skórki z owoców.
– Basia – krzyknęłam w stronę jej pokoju. – Czy ty naprawdę nie możesz wyrzucić tych bierków do kosza? Odpowiedziała mi cisza.
Moja prawie 14-latka była najpewniej zajęta zupełnie innymi sprawami niż nawoływania nudnej matki. Wystarczyły słuchawki na uszach, aby całkowicie odciąć się od wszystkiego, co dzieje się na zewnątrz. Podeszłam do drzwi i zerknęłam przez uchyloną szparę. Basia leżała na łóżku z laptopem na kolanach i coś zawzięcie pisała.
No tak, pewnie znów omawia niecierpiącą zwłoki sprawę ze swoimi psiapsiółkami. W końcu to od tego, co powiedział Bartek z 7C, zależało być albo nie być całego ich młodzieżowego świata. A może raczej powinnam powiedzieć: od tego, co wstawił na najnowszym livie, rolce, stories czy czymś tam jeszcze. Zupełnie nie orientuję się w tych ich Instagramowych i Tik Tokowych sprawach.
Poczułam trącenie chłodnego nosa i zobaczyłam spojrzenie naszego Kajtka. Czy takie imię w ogóle pasuje do dużego owczarka collie, który waży niemal tyle, co ja?
– Basia, czy ty nie wiesz, że Kajtek musi wyjść na spacer? Przecież zaraz będzie wielka plama w przedpokoju – powiedziałam, zdejmując córce słuchawki z uszu i wywołując tym grymas zniecierpliwienia.
– Daj spokój mamo, zaraz przecież pójdę. Jeszcze muszę tylko odpisać Izie. Nie widzisz, ze rozmawiam? – gdyby wzrok mógł zabijać, moje dziecko najpewniej zastrzeliłoby mnie na miejscu za to, że wchodzę bez pukania do jej pokoju i śmiem przerywać jej superważne spotkanie online.
– Ale ja nie słyszę, żebyś z kimś rozmawiała. Czy teraz rozmowy są nieme? – odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać się od złośliwości. – A Kajtek nasikał na twoje nowe buty. Te czarne botki, na które wydałaś wszystkie pieniądze zebrane na imieniny – dodałam z nutką satysfakcji.
– Co??? – moja córka momentalnie podniosła się z łóżka i pobiegła sprawdzić, czy mówię poważnie i jej wymarzone super buty właśnie uległy zniszczeniu.
Po chwili wróciła i zaczęła mi tłumaczyć, że nie robi się żartów z tak ważnych rzeczy, a ja z całej siły starałam się nie roześmiać. Też mi ważna rzecz, modne buty. Ona jeszcze nie ma pojęcia, co jest ważne w życiu, gdy trzeba ciągnąć cały ten domowy majdan i jeszcze dodatkowo zarobić na to wszystko, uśmiechając się nieszczerze do znienawidzonej szefowej. Basia w końcu wyszła jednak z tym psem przed blok, a ja odetchnęłam z ulgą.
Naprawdę ciężko pracuję
Wróciłam do kuchni i zaczęłam rozpakowywać zakupy do szafek oraz lodówki, złorzecząc w myślach na swój los. Naczynia w żaden sposób nie chciały umyć się same, podłoga aż się kleiła, a w łazience potknęłam się o leżący ręcznik kąpielowy mojego męża. Czy naprawdę można być aż takim ignorantem, żeby po prysznicu rzucić go pod nogi i po prostu na cały dzień o nim zapomnieć.
Czułam się naprawdę przemęczona. Mieszkam w niewielkim M3 z mężem, dwiema córkami i dużym psem. Młodsza Ola ma zaledwie 8 lat, chodzi do drugiej klasy i wymaga dużo zaangażowania, bo nie radzi sobie z matematyką.
– Mamo, a kto wymyślił tabliczkę mnożenia? Po co to komuś jest potrzebne? – ostatnio marudziła, gdy wspólnie powtarzałyśmy kolejne działania.
Miałam ochotę wysłać ją do taty, który jest inżynierem i umie lepiej liczyć. Ale doskonale wiedziałam, że to byłoby zupełnie niepedagogiczne, dlatego tylko westchnęłam i zaczęłam tłumaczyć jej zastosowanie tabliczki mnożenia w codziennym życiu. Ola nadal jedna nie ogarniała, dlaczego 5x7 to 35. Podobnie jak ja nie ogarniam naszego mieszkania i panującego w nim chaosu.
Pracuję na cały etat w osiedlowej bibliotece. Być może ludziom wydaje się, że to całkiem przyjemne i bardzo spokojne zajęcie, gdzie człowiek cały dzień się nudzi lub po prostu czyta najnowsze książki. Błąd. Moja praca, wbrew pozorom, jest dość wymagająca. I wcale nie chodzi o codzienne obowiązki związane ze śledzeniem nowości, składaniem zamówień, wprowadzaniem kolejnych rekordów do systemu komputerowego czy obsługiwaniem czytelników.
Sytuacja bibliotek w ostatnich latach znacznie się pogorszyła. Wiadomo, ludzie często wolą sprawdzić coś w Internecie lub kupić e-booka niż biegać do wypożyczalni. W efekcie musimy starać się, żeby utrzymać się na powierzchni i otrzymywać kolejne dofinansowania z publicznych środków. To zmusza nas do realizacji kolejnych projektów unijnych, które wiążą się z mnóstwem formalności.
Naszej szefowej zależy, żeby miejska biblioteka zmieniła się w centrum kulturalno-rozrywkowe naszego powiatowego miasteczka. W efekcie, bez przerwy organizujemy kolejne atrakcje. Spotkania autorskie to tylko wierzchołek góry lodowej. Zajęcia dla dzieci, rodziców, seniorów, nauczycieli, działkowiczów, hobbystów i Bóg wie, kogo jeszcze. Klub zrzeszający miłośników kryminału, zapraszanie ciekawych gości, organizacja imprez, współpraca z okolicznymi domami kultury, szkołami, organizacjami. Jednym słowem: rzeczywiście mamy pełne ręce roboty.
W efekcie często mam zajęte nawet wieczory, podczas których dziewczyny pozostają pod opiekę mojego męża. Wszystko byłoby dobrze, gdyby ta opieka nie wyglądała tak, jak wygląda. Bartek najczęściej daje Basi wolną rękę w wybieraniu sobie zajęć, a Oli włącza kolejną bajkę, filmiki w Internecie lub daje do układania klocki.
Przerastają mnie obowiązki domowe
Najczęściej ja, dopiero po powrocie z pracy, muszę dopilnować lekcji naszej córeczki, sprawdzić jej zeszyty i przygotować wszystko, co potrzebne do szkoły. Potem zmywanie, pranie, gotowanie obiadu na kolejny dzień, sprzątanie, prasowanie. W efekcie często kładę się spać koło 1:00 w nocy, żeby obudzić się o 6:00 i rozpocząć następny dzień wypełniony zajęciami po brzegi.
– Czasami mam już dość tego kołowrotka. Ciągle tylko praca albo domowe zajęcia, a i tak mieszkanie najczęściej wygląda niczym pobojowisko – kiedyś pożaliłam się mamie.
– A czego ty dziecko się spodziewałaś? Tak właśnie wygląda dorosłe życie. Kobieta musi radzić sobie i z zawodowymi, i domowymi obowiązkami.
– Ale moje przyjaciółki mają czas na wieczorne wyjścia, spotkania, kino – zaczęłam wyliczać.
– A one mają rodziny? – dopytywała mama.
– No Agnieszka i Zosia nie. Ale Kamila ma męża i dwóch synów. Tylko, że ona mieszka w dużym domu razem z teściami i chyba ma od nich pomoc – zaczęłam sama zastanawiać się, jak inni ze wszystkim sobie radzą.
– No właśnie, to stare panny – mama, swoim zwyczajem, zrzuciła wszystko na brak męża i dzieci. – Ona latają, bo co niby będą robić w domu? Nudzić się na kanapie?
Już nic nie powiedziałam, ale wiedziałam, że to wcale nieprawda. Inne kobiety jakoś lepiej radziły sobie ode mnie, żeby łączyć pracę zawodową i dom. Chyba były bardziej zorganizowane. A może ogarnięte? Już sama nie wiem.
Faktem było jednak, że dwójka dzieci, mąż totalny bałaganiarz i podobny do niego z charakteru pies regularnie przemieniali nasze niespełna 50-metrowe mieszkanie w prawdziwą stajnię Augiasza, której chyba nawet sam Herkules nie doprowadziłby do porządku. Góry brudnych naczyń praktycznie nie wychodziły ze zlewu, rozrzucone wszędzie skarpetki męża doprowadzały mnie do szału, a łazienka na pewno nie zasługiwała na miano dobrze posprzątanej.
Mąż w niczym nie pomagał
Bartek totalnie ignorował domowy porządek. Miał zwyczaj rozkładać zdjęte ubrania po całym mieszkaniu, zamiast wrzucać je do kosza z praniem. Podobnie było z brudnymi kubkami, szklankami i talerzykami, które znajdywałam w najbardziej nieoczywistych miejscach. Parapet, szafka na buty w przedpokoju, biurko czy nawet klapa pralki często gościły kolejny kubek po kawie lub herbacie.
Kanapa w salonie, który pełni jednocześnie funkcję naszej sypialni, wiecznie jest pełna okruchów po chipsach i paluszkach, które mój mąż chrupie podczas oglądania swoich ulubionych seriali kryminalnych. Do tego dziewczynki, marzące niegdyś o psie, cały czas zapominają, aby go wyprowadzić. Często to ja, po powrocie z pracy i tuż przed snem, wędruję z nim na dół. Kajtek nie znosi innych psów i szarpie niemiłosiernie smycz, gdy tylko jakiegoś zobaczy. W ostatnim czasie strasznie linieje – z odkurzacza zbieram całe kłębki jego sierści.
– Naprawdę przestaję już radzić sobie z obowiązkami domowymi. Po powrocie spędzam mnóstwo czasu, żeby doprowadzić kuchnię do używalności, a na drugi dzień jest praktycznie to samo. Znowu brudne naczynia, podłoga do mycia, pełno okruchów, otwarte słoiki z nutellą na stole. Już nie mam siły – pożaliłam się koleżance z pracy.
– Ja na sprzątaniu kuchni spędzam zaledwie kilkanaście minut dziennie –Kamila całkowicie mnie dobiła.
– Jak ty to robisz? Masz przecież idealny błysk – powiedziałam, przypominając sobie jej przytulną kuchnię pachnącą ciastem.
– Zwyczajnie. U nas każdy sprząta po sobie. Chłopcy też mają swoje obowiązki. Są już na tyle duzi, że spokojnie mogą wynosić śmieci, myć po sobie talerzyki czy odkładać rzeczy do lodówki.
– Ale nie buntują ci się? Już widzę jak mój Bartek bierze się za domowe porządki. Przecież on powie, że to babska sprawa. Zresztą nie mam pewności, czy on wie, jak włączać odkurzacz.
– Spróbuj małymi krokami. Sama mówisz, że już nie nadążasz. To dlatego, że wszystko ogarniasz sama. Nie masz czasu dla siebie, jesteś przemęczona, ciągle zła. Długo tak nie pociągniesz – wiedziałam, że koleżanka ma rację.
Tylko czy mojego męża da się oduczyć bałaganiarstwa, a córki zmusić do angażowania się w domowe sprawy? Żeby chociaż tym psem się zajęły. Od jutra spróbuję, bo tak dalej się naprawdę już nie da. Sama nigdy nie utrzymam porządku, gdy wszyscy inni będą za mną chodzić i brudzić.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zdradziła mi tajemnicę. Obiecałam, że się nie wygadam, ale po 3 godzinach, połowa miasta znała jej sekret”
„Co roku z teściami mamy świąteczne sesje zdjęciowe. Śmiejemy się na niby, by pokazać na Facebooku, że niby się kochamy”
„Gdy teściowa trafiła do szpitala, teść był zrozpaczony. Bardzo chciałam go pocieszyć, więc wylądowałam z nim w łóżku”