Rozstania naszego syna z Gosią były bardzo ciężkie, zarówno dla niego, jak i dla nas. Dlatego tak trudno było mi wyobrazić sobie to, że moja żona wróci do pracy, a naszym dzieckiem zajmie sie ktoś obcy.
Syn potrzebował matki
Nie miałem ochoty na wizytę z Jaśkiem na placu zabaw. Byłem pewien, że zacznie płakać, zanim tam dotrzemy. I nie pomyliłem się. W momencie, gdy tylko wyszliśmy z mieszkania, w oczach malucha pojawiły się łzy, a kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, jego płacz był już na tyle głośny, że wszyscy wokół zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć.
– Dlaczego płaczesz, synku? Przecież idziemy na huśtawki! – powiedziałem specjalnie głośno, by rozwiać wątpliwości przypadkowych obserwatorów.
– Nie chcę na huśtawki. Chcę do mamyyyyyy! – wybuchnął płaczem i zanim zdążyłem zareagować, szybko zawrócił i zaczął biec w kierunku naszego bloku.
Ruszyłem za nim.
– Co się stało, synku? – podeszła do niego żona, kiedy weszliśmy do domu. Synkowi łzy w oczach zniknęły niemal natychmiast.
– Nie chcę być z tatą. Chcę do Ciebie! – roześmiał się, oplatając jej szyję swoimi rączkami.
– Czy ciągle planujesz wrócić do pracy? – zapytałem Gośkę, maluch się uspokoił i zajął się zabawą.
– Tak, zdecydowanie. Ostatnie trzy lata spędziłam w domu i naprawdę mam tego dosyć. Poza tym potrzebujemy więcej gotówki – odpowiedziała.
– A co z Jasiem? On naprawdę Cię potrzebuje.
– Znajdę jakieś rozwiązanie. To nie będzie łatwe, ale nie mam innego wyboru – odpowiedziała.
Jasiek nie chciał nikogo innego
Szczerze mówiąc, wątpiłem w to, że Gosi uda się znaleźć magiczny sposób na przekonanie naszego syna, że bezpieczny jest nie tylko z nią. Odkąd pojawił się na świecie, wręcz nie znosił, kiedy zajmował się nim ktoś inni. Kiedy Gosia była w pobliżu, był naprawdę grzeczny, ale kiedy tracił ją z pola widzenia, wpadał w szał.
Początkowo nie zwracaliśmy na to większej uwagi. Przecież wszyscy wiedzą, że pierwsze miesiące życia maluch spędza przede wszystkim z mamą. Jednak po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, moja żona miała zamiar wrócić do swojej pracy. Niestety, nasz Jasiek nie akceptował obecności ani niań, ani nawet babć. Kiedy zostawał z nimi sam, wpadał w taką histerię, że nie mógł złapać oddechu.
Co więcej, nie chciał jeść. Moja żona była przerażona, targały nią wyrzuty sumienia. W efekcie zdecydowała, że swoje plany zawodowe odłoży na później. Oczywiście miała nadzieję, że kiedy nasz syn będzie starszy, zaakceptuje obecność innych osób. Niestety, nic z tego. Zachowywał się tak samo nawet wtedy, gdy zostawał ze mną.
Mimo tego, że byłem mocno obciążony obowiązkami, zawsze starałem się znaleźć dla niego czas. Zdawał się jednak nie dostrzegać mojego wysiłku. Za każdym razem, kiedy próbowałem go gdzieś zabrać, bardzo się awanturował. Było tak nawet wtedy, kiedy szliśmy na plac zabaw. Wiedziałem, że moja żona ma rację, mówiąc, że potrzebujemy dodatkowych pieniędzy. Byłem jednak pewny, że póki co to ja będę jedynym żywicielem rodziny. Tak było to pewnego długiego weekendu.
Obudziłem się, a jej nie było
Nie wiem, co mnie obudziło. Być może dźwięk zamykanych drzwi, a może coś innego. W każdym razie, kiedy wstałem z łóżka, mojej żony już nie było. Nie zdenerwowało mnie to, bo byłem przekonany, że poszła do sklepu po codzienne zakupy. Szybko jednak zauważyłem położoną na kuchennym blacie karteczkę:
Jadę na cztery dni na kurs związany z pracą. Nie mówiłam ci wcześniej, bo obawiałam się, że będziesz się sprzeciwiać, a ten wyjazd jest absolutnie niezbędny. Nie dzwoń, mam wyłączony telefon. Kocham cię i mam nadzieję, że poradzicie sobie z Jaśkiem w czasie mojej nieobecności. Całusy. Gosia.
Przeczytałem tę wiadomość wiele razy. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że to nie jest żart. Kiedy odrobinę się uspokoiłem, przeszukałem cały dom z nadzieją, że Gośka nagle się pojawi, krzycząc: ale Cię nabrałam! Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Wziąłem więc do ręki telefon, ale kiedy wybrałem numer mojej żony, usłyszałem: abonent tymczasowo niedostępny. Czułem, jak oblewa mnie zimny pot. Byłem naprawdę zdesperowany, zadzwoniłem do mojej matki i opowiedziałem jej o całej sytuacji. Miałem nadzieję, że przyjedzie mi pomóc. Niestety, była zajęta. Tak samo jak moja teściowa.
– Przykro mi, że moja córka tak zrobiła. Ale podobnie jak ona, jestem przekonana, że sobie z tym poradzisz – usłyszałem od niej.
Chciałem odpowiedzieć, że to jest niemożliwe, ale nie zdążyłem. Nagle obudził się mój syn. Wbiegł w piżamie do salonu, pocierając oczka dłońmi.
– Gdzie jest moja mama?
– Nie ma jej tutaj… Musiała na chwilę wyjść… Ale zaraz wróci – zacząłem tłumaczyć.
Mój syn popatrzył na mnie przestraszonymi oczyma, jego usta wygięły się w kształt podkowy… i wtedy to się zaczęło. Z całą pewnością ten dzień mogłem zaliczyć do najgorszych w moim życiu. Jasiek nieustannie wrzeszczał aż do późnych godzin wieczornych. Starałem się go uspokoić, ale nic nie działało. Miałem wrażenie, jakby głowa miała mi zaraz eksplodować. Czasami przechodziło mi przez myśl, że mógłbym po prostu wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Kiedy wreszcie, wymęczony całodziennym płaczem, zasnął, odetchnąłem z ulgą.
Sytuacja ulegała poprawie każdego dnia
Następnego ranka, starałem się zachowywać się jak najciszej, aby jak najdłużej nie obudzić syna. W końcu wstał o ósmej.
– Czy mama jest? – zapytał, pełen nadziei.
– Nie, nie ma – odpowiedziałem z trudem.
– Uuuuuuu – zaczął jęczeć, co skłoniło mnie do myślenia, że znów będę musiał sobie radzić z jego płaczem.
Usiadłem przy kuchennym blacie, a twarz skryłem w dłoniach. Zastanawiałem się, czy dam radę przetrwać kolejną dobę. Byłem tak przygnębiony, że nawet nie zauważyłem, kiedy w mieszkaniu zrobiło się cicho. Ocknąłem się, dopiero gdy odczułem, jak ktoś ciągnie mnie za rękaw. Podniosłem wzrok. Obok mnie stał Jasiek. Miał łzy w oczach, lecz był spokojny.
– Jestem głodny – wybełkotał.
– Serio? I co chciałbyś zjeść? Może czekoladowe płatki z mlekiem? – ucieszyłem się, gdyż dzień wcześniej nawet nie skusił się na swoje ulubione herbatniki.
– Płatki będą dobre – przytaknął.
Mniej więcej piętnaście minut później z radością zjadł całą porcję jedzenia i poprosił mnie, abym włączył kreskówki na komputerze. Szybko zrobiłem to, o co prosił, mając nadzieję, że przynajmniej przez krótką chwilę będę mógł odetchnąć. Spokój trwał jednak o wiele dłużej, bo dopiero po trzech godzinach Jasiek ponownie zaczął tęsknić za matką.
– Kiedy ona wróci? – płakał.
– Już niedługo – odpowiedziałem, bo byłem pewien, że słowa „za dwa dni” nie przemówią do niego. Rzucił na mnie badawcze spojrzenie.
– Naprawdę? – dopytywał.
– Naprawdę – potwierdziłem, poklepując się dłonią w klatkę piersiową.
Trochę popłakał, lecz już nie z taką histerią jak poprzednio. W efekcie udało mi się położyć spać ze znacznie mniejszym bólem głowy niż dzień wcześniej.
Następnego dnia było jeszcze lepiej. Poszliśmy na plac zabaw, a Jasiek ani razu nie zapytał o mamę. Byłem w szoku. Pomyślałem sobie, że kiedy Gośka wróci, najpierw skrytykuję ją za to, że zostawiła mnie samego z naszym synem, a potem opowiem jej o tym niewiarygodnym cudzie, który się zdarzył. Przecież przed jej wyjazdem mały nie mógł pogodzić się z myślą o rozstaniu z mamą. A teraz? Zupełnie inne dziecko!
Żona nie była na szkoleniu
Żona wróciła następnego popołudnia. Jasiek był bardzo szczęśliwy z jej powrotu. Uściskom i pocałunkom nie było końca.
– Czemu Cię nie było? – zapytał, kiedy skończył się witać.
– Ponieważ musiałam wyjechać. Ale już jestem – odpowiedziała ze spokojem.
– Czy zawsze będziesz wracać? – maluch obserwował ją uważnie.
– Zawsze – potwierdziła, kiwając głową.
– W takim razie dobrze – rozpromienił się, a następnie opowiadał, co robił, kiedy jej nie było.
– Jestem z ciebie niesłychanie dumna. Dałeś radę z Jaśkiem. Lepiej, niż przypuszczałam – powiedziała do mnie moja żona, gdy już ułożyła do snu naszego synka.
– Jestem na ciebie bardzo zły. Jak mogłaś zafundować mi taką niespodziankę! Wiesz, przez co musiałem przejść? – moje oburzenie było słyszalne w głosie.
– Mnie również nie było łatwo. Cały czas zastanawiałam się, co się tutaj dzieje. Gdyby nie Aneta i Kaśka...
– Kto? – przerwałem jej.
– Aneta i Kaśka. To moje najbliższe przyjaciółki – zrobiła się czerwona.
– Rozumiem. Ale zaraz, przecież nigdy nie pracowałyście razem. Jak więc mogłyście pojechać na jedno szkolenie?
– Nie byłam na żadnym szkoleniu.
– Więc gdzie?
– W ośrodku wellness.
– Co?!
– Tak. Zasugerowały to nasze matki. Ustaliliśmy, że jeśli nie zdecyduję się na symboliczne przecięcie pępowiny, to Jasiek nigdy nie przestanie wisieć mi u nogi.
– O rany, Czyli wszyscy wiedzieli, co się dzieje i tylko ja jeden żyłem w nieświadomości. Czuję się jak kompletny dureń – wpadłem w złość.
– Kochanie, nie miałyśmy wyboru. Gdybyśmy zaczęli debatować, zastanawiać się, czy to jest dobra decyzja, to prawdopodobnie nigdy bym nie wyjechała. Ty nie chciałbyś zostawić Jaśka samego, a ja czułabym wyrzuty sumienia, że narażam go na taki dyskomfort. I kompletnie nic by się nie zmieniło – powiedziała z uśmiechem.
Musiałem przyznać, że moja żona ma rację. Jak się okazało, to symboliczne odcięcie pępowiny przyniosło nam same korzyści. Jasiek to dzisiaj otwarty chłopiec, który jesienią z radością i bez żadnych protestów poszedł do przedszkola.
Czytaj także:
„Przyzwyczaiłam się do samotnych świąt na emeryturze. W tym roku czekała na mnie jednak niespodzianka”
„Nie rozumiem tych wiejskich tradycji na Wigilię. Zamiast całe dnie spędzać w kuchni, wolę grzać się w ciepłych krajach”
„Przyjaciele wpadli w kłopoty finansowe, więc odkupiłam ich dom za grosze. Oskarżają mnie, że żeruję na ich nieszczęściu”