Właściwie nic nas nie łączyło. Mieliśmy różne zainteresowania, cele, plany, obracaliśmy się wśród zupełnie innych ludzi. A jednak poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i zostaliśmy parą… Ja. Jagoda. Dziś lat 21. Studentka polonistyki. Przyszła pisarka, wielbicielka francuskiego kina, wiktoriańskich powieści i wierszy Barańczaka. W liceum członkini kółka literackiego, mól książkowy i „kujonica”. Mama nauczycielka, tata urzędnik.
Szeregówka po dziadkach, mały ogródek z tyłu… On. Adam. Dziś lat 22. Student dziennikarstwa. W liceum podpora drużyny koszykarskiej. Mister Popularności, dusza towarzystwa, obiekt westchnień wszystkich licealistek. Mama – gospodyni domowa, tata – właściciel warsztatu samochodowego. Dom z ogrodem, z osobnym mieszkankiem nad garażem dla Adama.
Oboje urodzeni i wychowani w miasteczku nieopodal granicy z Niemcami. Ani biednym, ani bogatym. Dwa kościoły, dwa licea, Biedronka, Lidl, Tesco. Od kilku lat centrum sportowo-kulturalne z kinem, basenem i siłownią. Nasze miasteczko jest na tyle duże, że nie wszyscy się tu znają. Adam mieszka w innej części, poznaliśmy się dopiero w liceum. Choć poznaliśmy to za dużo powiedziane. Ja wiedziałam, jak on ma na imię, on jak ja.
Przy spotkaniu poza szkołą mruczeliśmy „cześć”. I tyle. W pierwszej klasie nie zamieniliśmy ze sobą chyba ani jednego pełnego zdania. Ja miałam swoich przyjaciół z kółka literackiego. Z nim chcieli się kumplować wszyscy faceci, a wszystkie dziewczyny chciały z nim chodzić. Żadna porządna impreza nie mogła obyć się bez Adama. Tak przynajmniej słyszałam, bo oczywiście na żadnej z tych imprez nigdy nie byłam.
Pewnie mijalibyśmy się tak aż do matury, gdyby nie wakacje po drugiej klasie. Kolega ze studiów mojego taty ma dom na Mazurach. Co roku całą rodziną jeździliśmy tam na kilka tygodni. Jako dziecko pałętałam się za Magdą i Jackiem, dziećmi gospodarzy, starszymi ode mnie o kilka lat. A gdy podrosłam, po prostu zaszywałam się gdzieś w ogrodzie i czytałam książki.
W tamte wakacje pojechaliśmy na wieś pod koniec lipca. Magda i Jacek od kilku lat wpadali z wizytą najwyżej na weekend albo kilka dni. Moi rodzice po tygodniu wrócili do domu. Tata musiał zastąpić chorego kolegę, mama chciała dorobić na półkoloniach. Mnie to nie przeszkadzało, z wujkiem i ciocią świetnie się rozumieliśmy.
Czytałam, spacerowałam, kąpałam się w jeziorze, pomagałam w ogródku. Ot, zwykłe leniwe lato. Przez kilka dni lało. W końcu w czwartek wyszło słońce. Poszłam na pomost. Wykąpałam się i rozłożyłam na ręczniku z książką. Nagle usłyszałam, że ktoś biegnie po pomoście. Chłopak chyba miał w planach wskoczyć do jeziora dużo dalej, ale potknął się i runął do wody tuż koło mnie, ochlapując mnie wodą od stóp do głów.
– Rany, przepraszam, nie chciałem, straciłem równowagę, to naprawdę nie miał być jakiś szczeniacki podryw – chłopak oparł się rękami o deski pomostu tuż koło mnie. Ale poznałam go, dopiero jak odgarnął z czoła mokre włosy. Adam.
– Jagoda? Hej, a co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony, a ja pomyślałam, że to pierwsze zdanie, jakie powiedział do mnie w życiu.
– Jak to co? Spędzam wakacje jak co roku od kilkunastu lat. Przyjaciele rodziców mają tu dom. Ale ciebie to nigdy tu nie widziałam, chyba bym zauważyła.
– No fakt. Nie moje klimaty. Ale rozbiłem samochód ojca i musiałem go naprawić z kieszonkowego. I już nie mam hajsu, żeby jechać na Hel z całą paczką. Ojciec kazał mi zarobić. Jego klient ma tu dom, który trzeba pomalować. Jak tylko skończę, to biorę kasę i spadam. Ale to jeszcze potrwa. Jest tu gdzieś jakaś dyskoteka albo klub? Żeby się wyrwać w sobotę?
W końcu wybrał trzy książki
Pokręciłam przecząco głową. Nawet jeśli był, to ja nie miałam o tym pojęcia. Adam usiadł koło mnie i zaczął wycierać ręcznikiem włosy. Zapadła cisza. Uznałam, że lepiej będzie, jak sobie pójdę. Zaczęłam zbierać rzeczy. Sięgnęłam po książkę…
– Co czytasz? – zainteresował się Adam.
Zdziwiłam się, ale podałam mu książkę. To była najnowsza powieść brytyjskiej pisarki Zadie Smith.
– Dobra?
Skinęłam głową.
– Czytałem tylko „Białe zęby”, nawet nie wiedziałem, że napisała coś jeszcze.
Dobrze, że siedziałam, bo pewnie bym się przewróciła. Jeżeli nawet mogłam go sobie wyobrazić z książką, to może z kryminałem. Obstawiłabym każde pieniądze, że o Zadie Smith nawet nie słyszał. Spróbowałam ukryć zaskoczenie.
– No tak… Jeszcze dwie czy trzy powieści. Pożyczyłabym ci, ale zostały w domu.
– A może masz coś innego do czytania? Okazało się, że w domu tego faceta nie ma ani jednej książki. A tę, co wziąłem, to już przeczytałem.
Przez chwilę się zastanawiałam, czy Adam mnie nie wkręca. A z krzaków zaraz nie wyskoczą, rechocząc, jego koledzy. Ale nic takiego się nie stało. Adam odprowadził mnie do domu. Przedstawiłam go cioci i wujkowi. Oczywiście okazało się, że znają właściciela domu, który malował.
– Adam siedzi tam zupełni sam, a skończyły mu się książki. Możemy pobuszować w bibliotece? – zapytałam. Zgodzili się.
Adam musiał naprawdę dużo czytać, bo okazało się że zna całego Vonneguta, Irvinga, sporo powieści Llosy.
Wychodząc, zajrzał do kuchni.
– Bardzo dziękuję! Oddam, jak tylko przeczytam!
– Hej, zaczekaj – odezwała się ciocia. – Robimy w sobotę ognisko, wpadną sąsiedzi. Zapraszamy, Jagodzie przyda się towarzystwo, bo dookoła sami starcy i dzieci. To co, mogę na ciebie liczyć?
Myślałam, że Adam zacznie się wykręcać, ale zgodził się od razu. W sobotę przyszedł jako pierwszy i przyniósł cały koszyk truskawek.
– Z ogródka właściciela domu. Chyba się nie obrazi, bo przecież by zgniły – wyjaśnił.
Piekliśmy kiełbaski i chleb, piliśmy piwo (ja pierwszy raz w życiu), rozmawialiśmy. – Pójdziemy nad jezioro? Lubię się kąpać przy świetle księżyca – zaproponował Adam. W lesie wziął mnie za rękę.
Nie zareagowałam, bo nie wiedziałam jak
Na dodatek trochę szumiało mi po tym piwie w głowie. Pływaliśmy przez kwadrans. A gdy już miałam wyjść z wody, Adam do mnie podpłynął, złapał mnie w pasie i pocałował. Całowałam się z chłopakiem raz – w trzeciej klasie podstawówki. Było zupełnie inaczej. Przed domem Adam pocałował mnie jeszcze raz.
– Jutro też pójdziemy popływać? – zapytał na koniec, jakby nic nie zaszło.
– Jasne – starałam się mówić równie spokojnie jak on, choć serce mi waliło.
W nocy nie spałam. Ciągle myślałam o tych pocałunkach. I czułam ciarki na całym ciele. Zastanawiałam się, czy się zakochałam? Po raz pierwszy? Czy nie? Tylko skąd miałam wiedzieć, jak się czuje ktoś zakochany?
Przez cały tydzień co wieczór chodziliśmy się razem kąpać. Całowaliśmy się, ale nigdy o tym nie rozmawialiśmy. W piątek Adam powiedział mi, że skończył pracę, i w sobotę wraca do domu. Zrobiło mi się naprawdę smutno. Adam dotknął mojego policzka.
– Ojej, płaczesz? A ja nie byłem nawet pewny, czy mnie lubisz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc się do niego przytuliłam. Zaczął mnie całować, ale jakoś inaczej niż zwykle. Jego ręce zaczęły błądzić po moich plecach. Pociągnął za troczek stanika od kostiumu.
– Mogę? – szepnął, a ja skinęłam głową.
Kiedy Adam zsunął ręce niżej, zaczęłam podejrzewać, co może się zdarzyć. Zanim wsunął mi rękę pod majtki, znowu zapytał:
– Mogę?
A ja znowu skinęłam głową.
Położyliśmy się na trawie. Po chwili udało mi się wydobyć z siebie głos.
– Robiłeś już to?
– Tak, kilka razy. Ty nie?
– Nie. Ale chyba chcę…
Adam był bardzo delikatny
Kilka razy pytał, czy na pewno tego chcę, czy jestem pewna. A jeszcze niedawno miałam go za troglodytę… Już na studiach, kiedy urządziłyśmy sobie z koleżankami wieczór zwierzeń, dowiedziałam się, że miałam szczęście. „Pierwsze razy” wielu z nich były o wiele mniej przyjemne.
Przez resztę wakacji tylko pisaliśmy do się siebie esemesy. Żadnych wyznań czy romantycznych słów. Głównie wymienialiśmy się uwagami o książkach. Kolejny raz spotkaliśmy się dopiero 1 września. Adam skinął mi głową z daleka, ale nie podszedł. Odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że moi przyjaciele znajomości z Adamem mi nie wybaczą. Uznają to za zdradę. Na szczęście przyznawanie się do mnie nie było też na rękę Adamowi.
Wracałam ze szkoły i skręciłam już w naszą ulicę. Ktoś zatrąbił. To był Adam. Wsiadłam do auta. Nie pytałam, gdzie jedziemy, w ogóle się nie odzywaliśmy. Adam zatrzymał się dopiero na leśnej drodze. Zaczęliśmy się całować. Kochaliśmy się. W drodze powrotnej znowu milczeliśmy. To samo zdarzyło się następnego dnia, i następnego. Nie rozmawialiśmy ani nawet nie wymienialiśmy już esemesów. Po kolejnej wycieczce do lasu miałam wysiąść przed domem jak zwykle, ale zmieniłam zdanie.
– Adam, dlaczego my w ogóle nie rozmawiamy? Sam przyznasz, że zachowujemy się dziwnie. Nie musimy się afiszować, nikt nie musi o nas wiedzieć, ale tak się zastanawiam, co ty myślisz o nas…
Chyba liczyłam na to, że Adam powie, że jesteśmy parą, że jestem jego dziewczyną, może nawet, że mnie kocha.
– Co ja myślę? Nie wiem, ale jest mi dobrze tak, jak jest. A tobie nie?
Dobrze, że było ciemno i Adam nie mógł zobaczyć mojej miny.
– Nie, no jasne, myślę tak samo. Tylko wolałam to ustalić.
W szkole starałam się go unikać. A jak się nie dało, mijałam Adama ze wzrokiem wbitym w podłogę. W połowie grudnia wszyscy zaczęli już żyć studniówką. Ja nie, bo dawno postanowiłam, że nie pójdę. Nie moje klimaty. Tak sobie przynajmniej powtarzałam od dawna. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, że postanowiłam zapytać Adama.
– A ty z kim idziesz na studniówkę? Słyszałam, że Luiza uważa, że z nią…
Luiza była dziewczyną Adama w pierwszej klasie. I naszą szkolną seksbombą. Do szkoły ubierała się jak na dyskotekę, dyrektor kilka razy odsyłał ją domu, „żeby coś na siebie włożyła”. O tym, że do studniówki postanowiła odzyskać Adama, wiedziałam od Tomka, kolegi z koła literackiego, który był jej kuzynem. Niby więc nie chciałam iść na studniówkę, ale ta wiadomość zabolała.
Bardziej, niż chciałam się do tego przyznać
– Luiza? No, nie wiem, może z nią, może nie. A może z nikim… A ty?
– Ja? Nie, ja to się w ogóle nie wybieram, no co ty, przecież mnie znasz.
Adam zamilkł. Chciałam wysiąść, ale złapał mnie za rękę. Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Zobaczył, że mam łzy w oczach.
– Jagoda, no co ty. Myślałaś, że pójdziemy razem? Przecież sama nie chciałaś, żeby ktoś o nas wiedział…
– Jasne, że tak, wszystko gra, pa – wyskoczyłam z samochodu. W nocy płakałam. Na tydzień przed studniówką zagadnął mnie Tomek.
– Jesteś pewna, że nie chcesz iść? Bo ja nie wiem… Taka impreza jest raz w życiu, potem będziemy żałować. Może jednak pójdziemy? Razem? Wiesz, jako kumple.
Zgodziłam się. Głównie dlatego, że chciałam zobaczyć, jak będzie się bawił Adam. I z kim. Chyba miałam masochistyczne skłonności. Mama bardzo się ucieszyła, że zmieniłam zdanie. Pojechała ze mną do miasta, kupiłyśmy sukienkę. Prostą, ciemnozieloną, z lekkim wycięciem z boku. Żadnych świecidełek ani ekstrawagancji.
– Nie poznałbym cię, gdybym nie wiedział, że to ty – wyznał szczerze Tomek.
Sam w niebieskim garniturze wyglądał dość pociesznie, ale powiedziałam mu, że jest bardzo elegancki. Za to Adam w czarnej marynarce i ciemnoszarych spodniach wyglądał jak model z żurnala. Przyszedł oczywiście z Luizą. Dziewczyna wisiała na jego ramieniu i głupio się uśmiechała. Jej sukienka ledwie zasłaniała sutki i pośladki. Poczułam ukłucie zazdrości. Przez kilka godzin starałam się na nich nie patrzeć. Ale czułam, że Adam mi się przygląda.
Siedziałam przy stole i nawet nie zbliżałam się do parkietu. Chciałam wyjść i jednocześnie nie mogłam się ruszyć. Nagle światła przygasły i z głośników popłynęła piosenka Pink. Kiedyś, w czasie jednej z naszych wycieczek do lasu, leciała w radio i powiedziałam Adamowi, że bardzo ją lubię.
Czułam, że zaraz się popłaczę
– Idziemy – to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Adam stał przy stoliku i wyciągał do mnie rękę. Wydawało mi się, że wszyscy się na nas gapią.
– Co ty robisz, Adam? – syknęłam.
Ale on już trzymał mnie za rękę i prowadził na parkiet. Przez kilka minut tańczyliśmy przytuleni bez słowa. Poczułam jego wargi na szyi.
– Adam… – znowu syknęłam. – Co ty…
– Jagoda, zachowujemy się od wakacji jak idioci. Właśnie to do mnie dotarło. I nie mam ochoty robić tego ani chwili dłużej. Zrozumiałem to, słuchając od kilku godzin paplaniny i chichotu Luizy. I niewybrednych dowcipów moich kumpli. Mam dość.
A kiedy zapaliło się światło, Adam na oczach wszystkich namiętnie pocałował mnie w usta. Potem poszliśmy do niego – po raz pierwszy zaprosił mnie do swojego mieszkania nad garażem. Rano przedstawił mnie lekko zszokowanym rodzicom.
Przez następny tydzień mówiła o nas cała szkoła. Okazało się, że to moi znajomi są bardziej tolerancyjni. I choć przez chwilę było niezręcznie, nie przestali ze mną rozmawiać. A kiedy przyprowadziłam Adama na spotkanie koła literackiego i okazało się, że przeczytał w życiu sporo książek i potrafi całkiem nieźle pisać (czym mnie też zaskoczył), zaczęli go traktować jak „swojego”.
Gorzej było z paczką Adama
Prawie wszyscy zerwali z nim kontakt. Luiza opowiadała niestworzone historie o tym, czego jej naobiecywał, jak ją oszukał. W lutym Adam przestał grać w kosza – mówił, że to kontuzja kolana, ale chyba miał dość docinków kolegów z drużyny. Nie chciałam, żeby przeze mnie rezygnował z czegoś, co tak lubi. Próbowałam go przekonać, żeby wrócił.
– Przestań już. Nie mogę grać i koniec. I dobrze, bo muszę się skupić na nauce. Jak chcę się dostać na studia…
Dałam mu spokój z grą w kosza. Ale dla odmiany zaczęłam się dopytywać, czy jest pewien, że studiowanie zarządzania to na pewno jego marzenie. Odkąd poznałam go lepiej, przestałam w to wierzyć. Na spotkaniu koła kilka razu czytał nam swoje teksty o koszykówce i siatkówce. Nie znam się na tym kompletnie, ale nawet mnie zainteresowały.
W końcu wydobyłam z Adama wyznanie, że tak naprawdę to chciałby być dziennikarzem. Ale wszyscy jego kumple chcieli iść na zarządzanie, więc nie chciał się wyłamać. Zaczęłam go namawiać na rozszerzoną maturę z polskiego. I na to, żeby złożył papiery na dziennikarstwo.
– Będziesz się zastanawiał, jak się dostaniesz – tłumaczyłam.
– No proszę, od razu wiedziałam, że do siebie pasujecie! – ciocia Zosia aż klasnęła w ręce na nasz widok.
I nawet nie zapytała, czy chcemy mieć jeden pokój czy dwa. Adam złożył papiery na kilka wydziałów. Dostał się na wszystkie. Ale wybrał dziennikarstwo. Mieliśmy studiować razem na Uniwersytecie Wrocławskim! Na uczelni wreszcie przestałam być szarą myszką. Na naszym wydziale nie było dziewczyn takich jak Luiza. Wszystkie wyglądały i mówiły jak ja.
Adam przez chwilę miał kłopot, żeby się odnaleźć w tym środowisku. Ale dał radę. Przez pierwszy semestr każde z nas mieszkało w akademiku. Rodzice Adama obiecywali, że wynajmą mu mieszkanie, ale jeśli pójdzie na zarządzanie albo na politechnikę. Dziennikarstwo było dla nich fanaberią i stratą czasu. Odpuścili mu dopiero, jak się okazało, że zdał egzaminy na piątki, a poważny serwis sportowy opublikował kilka jego tekstów.
Adam wpadł do mnie bez zapowiedzi
Zamieszkaliśmy razem. Drugi semestr pierwszego roku studiów i początek drugiego to były najlepsze miesiące mojego życia. Uczyliśmy się razem, prowadziliśmy razem dom i bawiliśmy się jak szaleni. Ale kiedy uczelnia przeszła na zdalny tryb pracy, rodzice Adam uznali, że nie ma sensu płacić za mieszkanie, skoro Adam może uczyć się z domu. I jeszcze pomagać ojcu w w warsztacie.
Ciągle się spotykamy się, jasne, ale jest jakoś inaczej. Tu, w naszym miasteczku, nie umiem być sobą. Wiem, że wszyscy i tak widzą we mnie zahukaną Jagódkę. A Adam pogodził się ze swoimi dawnymi kumplami…
– Wiesz, uznaliśmy, że tamte zagrywki to była dziecinada, a teraz jesteśmy dorośli – opowiadał mi.
– Hej, wiesz, jest taki plan. Bo właściwie wszyscy i tak siedzą w mieście, więc zrobimy w maju spotkanie klasowe. Zadzwoń do Tomka i twojej paczki, fajnie, jak przyjdą wszyscy. Żeby było jak dawniej. A jak chcesz coś pomóc, to zadzwoń do Luizy, bo to ona organizuje – był wyraźnie podekscytowany całym projektem.
A ja jak na razie nie umiałam mu powiedzieć, że „jak dawniej” dla mnie nie znaczy fajnie. Że nie chcę wracać. I że na pewno nie mam ochoty oglądać Luizy!
Czytaj także:
„Choć miałam męża, ciągle wzdychałam do kochanka z młodości. Nie sądziłam, że ponownie spotkam go... przed ołtarzem”
„Kochanek przygotował dla mnie w święta niespodziankę. Spodziewałam się oświadczyn, a nie kopa w tyłek na do widzenia”
„Chciałam zostawić męża dla kochanka, miałam go za bratnią duszę. Niestety, gdy nadszedł dzień próby... poległ na całej linii”