„Chciałam zostawić męża dla kochanka, miałam go za bratnią duszę. Niestety, gdy nadszedł dzień próby poległ na całej linii”

kobieta z kochankiem fot. Adobe Stock, bernardbodo
„– Nie ma czegoś takiego jak anonimowy telefon na sto dwanaście – żachnął się. – Naprawdę nie wiedziałem, że to udar! Myślałem wtedy, że jeśli zadzwonię po karetkę, to mnie potem namierzą i wszyscy się dowiedzą o naszym romansie. Przecież dziewczynki by nam nie wybaczyły”.
/ 12.12.2022 11:15
kobieta z kochankiem fot. Adobe Stock, bernardbodo

Nie mogę powiedzieć, że wdałam się w romans, bo nie układało mi się z Radkiem. Z perspektywy czasu widzę, że po prostu się nudziłam. Byliśmy z sobą dwadzieścia trzy lata, a poznaliśmy się, mając po osiemnaście. Czyli – więcej życia spałam obok Radka, niż sama. Kiedy to sobie uświadomiłam, poczułam się, jakbym coś przegapiła. Był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Urodziłam mu dwie córki, młodsza wciąż z nami mieszkała. Rozumieliśmy się niemal bez słów, kończyliśmy za siebie zdania, żadne z nas chyba nigdy sobie nie wyobrażało życia innego niż we dwójkę do samej śmierci.

I to właśnie mnie zaczęło przerażać! Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że wcale nie wiem, czy nasz seks jest dobry, bo przecież nie miałam żadnego porównania. I czy inny mężczyzna nie byłby lepszy od mojego męża? Może zamiast widzieć we mnie kogoś pomiędzy przyjaciółką a matką, jak Radek, ten inny widziałby we mnie boginię i traktował jak królową? Może przez ponad połowę życia marnowałam tylko czas? Może mogłam żyć inaczej, mieć coś, o czym nawet nie wiedziałam, że istnieje?

Tak, wiem, to brzmi idiotycznie, i wstydzę się, że tak myślałam. Może to był kryzys wieku średniego, a może po prostu bałam się tego, co nastąpi, kiedy młodsza córka się od nas wyprowadzi, a my zostaniemy tylko we dwoje. Czy wystarczy nam uczucia, by to wszystko miało dalej sens…

Był cudowny i zupełnie inny od mojego męża

Seweryna poznałam w liceum Asi. Wpadliśmy na siebie przed drzwiami klasy, w której miało się odbyć zebranie z rodzicami. Mimo że to była druga klasa, nigdy wcześniej go nie widziałam. Byłam tego absolutnie pewna, bo takiego mężczyzny się nie zapomina.

– Pani też z drugiej a? – zapytał, patrząc na mnie z wysokości swoich prawie dwóch metrów.

Zawsze uwielbiałam wysokich facetów. Sama mam metr osiemdziesiąt i przy Radku, który jest mojego wzrostu, nigdy nie włożyłam obcasów. Całe życie na płaskiej podeszwie zamiast biegania w seksownych szpilkach jak inne kobiety – to też miałam na liście „strat”.

– Tak. Jestem Anita, mama Joasi – przedstawiłam się.

– No proszę! A ja jestem ojcem Poli. Mam na imię Seweryn – podał mi dłoń i poczułam, że jest wielka, silna i ciepła.

Radek miał drobne dłonie, do tego zawsze zimne. Kłopoty z krążeniem obwodowym. Następny minus…

Chwilę później rozmawialiśmy o naszych córkach. Znałam Polę, była u nas kilka razy, on z kolei przed wycieczką odwoził na dworzec Asię razem ze swoją córką. Na zebraniu usiedliśmy w jednej ławce, w ostatnim rzędzie. Wychowawczyni przynudzała, a my szeptaliśmy do siebie zabawne komentarze. W pewnym momencie parsknęłam śmiechem, a nauczycielka obrzuciła nas karcącym wzrokiem, i przez chwilę sama byłam uczennicą. Poczułam jak pod blatem Seweryn trąca mnie znacząco nogą, a kiedy na niego zerknęłam, zobaczyłam, że wykrzywia się w stronę nauczycielki.

Radek nigdy nie był zabawny. Był odpowiedzialny, troskliwy, wiecznie zamartwiający się o przyszłość i rozwiązujący każdy problem, ale – na Boga – mój mąż nie miał grama poczucia humoru!

– Rany, kiedy tak na nas spojrzała, byłem pewien, że zapyta, co nas tak śmieszy w tej ostatniej ławce – powiedział Seweryn, kiedy wyszliśmy z sali.

– Ja też! I że każe nam się podzielić z klasą tym żartem, żebyśmy wszyscy się pośmiali!

Nawet nie zauważyłam, że wyszliśmy razem przed budynek i szliśmy ulicą do ronda, ciągle gadając. Już nie o córkach, ale o naszych szkolnych czasach, dzieciństwie w PRL-u, wrednych nauczycielkach i tragicznych lekcjach wuefu. Każde z nas miało do opowiedzenia jakąś zabawną albo straszną historyjkę z czasów szkolnych, co chwila któreś z nas wykrzykiwało: „No nie! Chyba żartujesz!” i wybuchaliśmy śmiechem. Nim się rozstaliśmy, wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku, zgadzając się przy okazji, że nasze córki uważają ten serwis za „antyczny”. Żadna z nich nie miała na nim konta.

To się okazało dość przydatną okolicznością, kiedy zaczęliśmy do siebie pisać. Nawet nie wiem, kto napisał pierwszy  i o czym, w każdym razie czułam codziennie przyjemny dreszczyk, kiedy mój telefon wibracjami oznajmiał nadejście nowej wiadomości. W końcu się spotkaliśmy. Niby nie do końca się umówiliśmy, po prostu ja powiedziałam, gdzie jadam obiady w przerwie podczas pracy, a on wpadł tam pod pretekstem sprawdzenia, czy mają dobre jedzenie. Od tamtego dnia zaczęliśmy się spotykać regularnie, mimo że on miał żonę, a ja męża, a nasze córki były przyjaciółkami.

Kiedy pierwszy raz się całowaliśmy, nagle poczułam, że odzyskuję to, o czym myślałam, że straciłam. Czułam szum w głowie, motyle w brzuchu i miękkość w kolanach. A potem się zakochałam. Albo przedtem.

Ocknęłam się w szpitalu, to córka mnie uratowała

Nie łączył nas tylko seks. Był cudowny, ale nie chodziło tylko o to. Dużo rozmawialiśmy, opowiadałam Sewerynowi o mojej narcystycznej matce, on mi o zimnym ojcu i macosze, która go nie znosiła. Dzieliliśmy się wszystkim, łączyły nas namiętność i porozumienie dusz. Czułam, że w końcu będziemy musieli poruszyć temat naszej przyszłości. Przecież nie było sensu żyć w ukryciu, skoro byliśmy swoimi bratnimi duszami.

– To skomplikowane – powiedział, kiedy zapytałam, co będzie z nami za rok, dwa, dziesięć. – Nasze córki są przyjaciółkami, oboje mamy rodziny… Ale z drugiej strony, chyba nie warto marnować życia w imię uszczęśliwiania innych… My też mamy prawo do szczęścia!

Ustaliliśmy więc, że oboje się rozwiedziemy, kiedy Asia i Pola pójdą na studia. Nie przed ich maturą, żeby spokojnie mogły zdać ten egzamin… Mieliśmy żyć w ukryciu jeszcze półtora roku. Mogłam to wytrzymać, wiedząc, że potem będziemy razem już oficjalnie.

Całe moje życie stało się przygotowaniem do tego nowego z Sewerynem. Marzyłam na jawie, chodząc po sklepach, zerkałam na wyposażenie domu, wyobrażając sobie, co kupię do tego naszego, wspólnego. Zapisałam się na siłownię, żeby lepiej wyglądać przy Sewerynie. Nie zniechęciłam się nawet po drobnym wypadku, kiedy upuściłam sobie sztangę na szyję podczas wyciskania na ławeczce. Chciałam być silniejsza, zgrabniejsza… Tak naprawdę myślę, że chciałam być po prostu młodsza, a tak się czułam, planując nowy rozdział z ukochanym.

Seweryn robił to samo – często razem snuliśmy plany, dokąd pojedziemy na nasze pierwsze wakacje już oficjalnie jako para, jakie łóżko kupimy, czy adoptujemy psa czy kota i takie tam pierdoły.

Tamtego dnia spotkaliśmy się u mnie. Od dwóch dni miałam ostre migreny, drętwiały mi też palce, więc wzięłam wolne w pracy, sądząc, że to przemęczenie. Radek był u matki, trzysta kilometrów dalej, Asia pojechała z Polą na casting do jakiegoś programu rozrywkowego. Zadzwoniłam więc po Seweryna.

Tym razem nie mogłam się skupić na seksie. Ciągle drętwiały mi palce, nie mogłam ruszać lewym ramieniem, dziwnie się czułam.

– Coś nie tak? – zapytał Seweryn, przestając mnie całować.

Oboje byliśmy nadzy, w moim małżeńskim łóżku, obok leżała prezerwatywa… On był gotowy, a ja…

Coś jest nie tak – powiedziałam.

– Słucham? – chyba nie zrozumiał.

– Coś się dzieje… Ze mną… – wymamrotałam i poczułam, że nie czuję jednej strony twarzy.

Zdenerwował się, zaczął pytać, co mi jest i czy będę wymiotować. Chciałam powiedzieć, że nie, ale słowa z moich ust wychodziły bełkotliwe, a ja nie mogłam skupić uwagi.

Ocknęłam się w szpitalu.

Miała pani udar mózgu – powiedziała lekarka. – Zdążyliśmy w ostatniej chwili rozpuścić skrzep, ale i tak była pani przez jakiś czas niedotleniona. Czeka panią rehabilitacja. Dobrze, że córka szybko zadzwoniła po karetkę. Jeszcze godzina i byłoby za późno.

– Córka? – wymamrotałam wciąż jakby zdeformowanymi albo opuchniętymi ustami.

Asia i Radek czekali, aż się obudzę. Córka była wciąż rozdygotana po tym, co się stało.

Próbowałam go zrozumieć... nie wyszło

– Weszłam do domu i od razu się domyśliłam, że jesteś, bo twoja torebka leżała w przedpokoju – relacjonowała. – Zawołałam cię, ale nie odpowiedziałaś, no to poszłam do waszego pokoju…

Tak, to nie Seweryn zadzwonił po pogotowie, tylko Asia, która znalazła mnie nagą w pościeli. Kochanek zadbał tylko o to, żeby zabrać prezerwatywę, a potem uciekł, zostawiając mnie w stanie zagrażającym mojemu życiu!

Jak się dowiedziałam, w przypadku udaru lekarze mają maksymalnie cztery i pół godziny na podanie leku rozpuszczającego zakrzep. Inaczej pacjent umiera.

– Nie wiedziałem, że to udar! Przecież jesteś młoda! Udar mają ludzie po sześćdziesiątce! – tłumaczył się Seweryn, kiedy do niego zadzwoniłam po wyjściu ze szpitala. – Myślałem, że po prostu coś ci zaszkodziło. To wyglądało, jakbyś się czymś struła i było ci niedobrze. Co miałem zrobić? Wezwać pogotowie i czekać na nich u ciebie w domu?! Anita, no co ty…

Nie powiedziałam mu, że udar był skutkiem wypadku na siłowni. Kiedy spadła na mnie sztanga, nie udusiła mnie, ale uraz doprowadził do rozwarstwienia tętnicy szyjnej. Zrobił się w niej krwiak, a uszkodzony śródbłonek zmienił się w zakrzep, który oderwawszy się, rozpoczął podróż w kierunku mojego mózgu. Mój wiek nie miał znaczenia, to był uraz mechaniczny, ale udar był zupełnie pełnowymiarowy i miał takie same skutki jak w przypadku leciwych pacjentów.

Mam niedowład całej lewej strony ciała, nie mówię, tylko bełkoczę. Całe szczęście, że mój mózg nie doznał szerszych uszkodzeń i nie doszło chociażby do afazji czy zaburzeń pamięci. Każdego dnia myślę o tym, że gdyby Seweryn nie uciekł, tylko zawiózł mnie do szpitala albo chociaż anonimowo zadzwonił po karetkę, dzisiaj bym chodziła, może tylko lekko utykając, i prawie normalnie funkcjonowała. Wyrzuciłam mu to tylko raz, bo tylko raz od tamtego razu rozmawialiśmy, i to przeze telefon.

– Nie ma czegoś takiego jak anonimowy telefon na sto dwanaście – żachnął się. – Naprawdę nie wiedziałem, że to udar! Myślałem wtedy, że jeśli zadzwonię po karetkę, to mnie potem namierzą i wszyscy się dowiedzą o naszym romansie. Przecież dziewczynki by nam nie wybaczyły! Wyobrażasz to sobie? Ojciec Poli bzykał mamę Asi, a ona w trakcie dostała udaru! Co, jeśli to by wyszło na jaw?! Przecież to by zrujnowało życie naszym córkom!

Starałam się zrozumieć jego tok myślenia. Naprawdę sądził, że tylko źle się czułam i że najlepiej zrobi, jeśli po prostu się ewakuuje z mojego domu. W sumie powinnam być mu wdzięczna, że nie zapomniał zabrać prezerwatywy i córka przeżyła tylko „jeden” szok. Usiłuję nie myśleć o moim inwalidztwie jako o karze za zdradę. To mogło się zdarzyć każdemu. Ale nie umiem przestać zastanawiać się nad tym, że gdybym doznała objawów udaru przy kimkolwiek innym niż Seweryn, otrzymałabym pomoc natychmiast.

Moja rehabilitacja byłaby krótsza, miałabym większe szanse na powrót do sprawności. Wyszło na to, że człowiek, który zapewniał, że mnie kocha, okazał się najbardziej niebezpieczną osobą w godzinie próby. Zostawił mnie samą i gdyby nie Asia, umarłabym naga we własnym łóżku, a ostatnią rzeczą, którą bym zrobiła na tej Ziemi, byłoby zdradzenie męża.

Resztę życia chcę spędzić tylko z nim

Radek o niczym nie wie. Opiekuje się mną jak to on – troskliwie, z oddaniem, odpowiedzialnie. Pilnuje mojej rehabilitacji, wozi mnie do lekarzy, a przy tym ciągle mi powtarza, że mój stan niczego nie zmienia w naszym życiu, bo on zawsze będzie przy mnie.

– Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, pamiętasz? – uśmiechnął się, przenosząc mnie z wózka do toalety. – Miłość to nie motyle w brzuchu, tylko… no wiesz, właśnie to – posadził mnie na sedesie. – A ja cię kocham, bardzo.

Nie wiedział, dlaczego ryczałam na tym sedesie. Myślał, że po prostu przeżywam swój stan, pocieszał mnie, że przecież z tego wyjdę. Że znowu będziemy jeździć na rowerach i godzinami łazić po sklepach, co tak lubiłam.

– Kupię ci nowe sztućce, takie złote, chcesz? – próbował poprawić mi humor. – Albo kieliszki! Jak tylko zaczniesz chodzić, pojedziemy i wybierzesz sobie, co tylko chcesz do domu. Na nowy rozdział życia! No już, nie płacz… Wyzdrowiejesz! Miałaś szczęście. Ja też!

Przytuliłam się do niego prawą ręką. Lewej wciąż nie czuję. Nigdy mu nie powiem, dlaczego tyle płaczę. Dla niego przekraczam swoje granice bólu i wytrzymałości, żeby jak najszybciej odzyskać sprawność. Chcę znowu przytulać go dwojgiem ramion, chcę kupować kieliszki i świece na nasze wspólne kolacje i ułożyć nam nowy rozdział w życiu.

Nie znienawidziłam Seweryna za to, że właściwie skazał mnie na śmierć albo kalectwo. Dla mnie to zwykły tchórz, który był dobry jedynie w pustych słowach. Czarujący, wysoki i zabawny – tak, ale nic więcej. Nie żałuję jednak, że go spotkałam. Myślę, że odbywam swoją karę, a dzięki niemu zobaczyłam, ile naprawdę dla mnie znaczy Radek, i zrozumiałam, że chcę z nim przeżyć wszystkie kolejne rozdziały mojego życia. Tylko z nim, z nikim innym! 

Czytaj także:
„Wnuczka okłamuje mnie i wyciąga ode mnie pieniądze. Udaję, że we wszystko wierzę, bo tylko dzięki temu mam z nią kontakt”
„Tatusiowi mojego dziecka znudziło się bycie dorosłym już miesiąc po porodzie. Zwiał i zostawił wszystko na mojej głowie”
„Marzyłam, by syn został farmaceutą, ale on wybrał inaczej. Zamiast we własnej aptece, będzie harował w podrzędnej knajpie”

Redakcja poleca

REKLAMA