O wakacjach w Chorwacji marzyłam od dawna! Dwa lata temu była tam moja przyjaciółka i określiła ten kraj krótko – prawdziwy raj na ziemi! Dlatego gdy udało mi się namówić męża na wyprawę, wpadłam w prawdziwą euforię. Jeszcze zimą zaczęłam planowanie, sprawdzanie cen pensjonatów i prywatnych kwater, wyznaczanie trasy. Za oknem szalały zamiecie, a ja śniłam o zabytkach Splitu i Dubrownika, w marzeniach nurkowałam w czystych wodach błękitnego morza i piłam rakiję u gościnnych chorwackich gospodarzy.
No i wreszcie nadszedł ten upragniony dzień
Byłam tym tak podniecona, że w nocy nie zmrużyłam oka. Nieprzytomna z niewyspania cieszyłam się, że to nie ja prowadzę. Bo przecież mój mąż, samiec alfa z krwi i kości, nigdy w życiu nie dałby mi się dotknąć do kierownicy swojego samochodu. Ale niestety, jeden kierowca na tak długiej trasie to kłopot. Szczególnie że przez Polskę jechaliśmy w końcu z przygodami – remonty, objazdy, jak zwykle na początku wakacji. No i mój Boguś padł tuż przed słowacką granicą.
– Skarbie, nie dam rady jechać dalej! Zatrzymamy się? – zapytał.
Nie było łatwo znaleźć nocleg, bo nie my jedni wpadliśmy na ten pomysł, aby zatrzymać się tuż przed granicą, i wiele miejsc było zajętych. W końcu jednak natrafiliśmy na całkiem przyzwoity motel. Chociaż ustawiony tuż przy drodze, w pokojach miał nowe, szczelne okna, które skutecznie odgradzały nas od hałasu.
Zmęczona nieprzespaną nocą i wielogodzinną jazdą, od razu pobiegłam pod prysznic, a potem pod kołdrę. Za to Bogdan, jeszcze przed chwilą nieprzytomny, teraz kręcił się po pokoju z ożywieniem. Znałam te objawy. Świadczyły o nadmiernym przemęczeniu, które przechodziło w stan nerwowej bezsenności. W domu pomagał na to solidny drink.
– Bez piwa nie zasnę! – zawyrokował w końcu Bogdan.
– A gdzie ty o tej porze piwo dostaniesz? – zdziwiłam się.
– W hotelowym barze – wyjaśnił.
– Ale ja śpię! – zastrzegłam na wszelki wypadek, mąż cmoknął mnie więc w policzek, i zabrawszy klucz do pokoju, wyszedł. Minutę później już spałam.
Kiedy się obudziłam, za oknem całkiem raźno świeciło słońce, przebijając się nawet przez dość gęste kotary.
– Która to godzina? – mruknęłam, rozglądając się nieprzytomnie.
Kiedy stwierdziłam, że jedenasta, jak oparzona wyskoczyłam z łóżka!
Przecież my od co najmniej trzech godzin powinniśmy być w dalszej podróży!
A tymczasem najwyraźniej zapomniałam nastawić budzik, a Bogdan także nie wpadł na pomysł, aby mnie ściągnąć z łóżka. Bogdan! A właściwie to gdzie on się podział? Poszedł na śniadanie sam? Po chwili dotarło do mnie, że mój mąż nie tyle wcześniej wstał z łóżka, co… w ogóle się do niego nie kładł! Świadczyła o tym nieskazitelna poduszka po jego stronie szerokiego tapczanu. Poważnie zaniepokojona chwyciłam za komórkę i zaczęłam wydzwaniać do męża.
Niestety, odzywała się od razu poczta głosowa, zupełnie jakby Boguś miał wyłączony telefon. Załamałam ręce. Za niecałą godzinę kończyła nam się doba hotelowa, a Bogdana ani widu, ani słychu. A jeśli go ktoś napadł? I leży gdzieś w rowie… Co było robić – ubrałam się błyskawicznie i poszłam szukać męża. Przed oczami miałam już jakieś koszmarne wizje. Został pobity, gdy wieczorem wyszedł z motelu! Leży nieprzytomny w jakimś rowie, okradziony… ze wszystkich naszych pieniędzy, które przecież miał przy sobie!
Na widok Bogdana siedzącego w motelowym barze i sączącego wodę z butelki, poczułam ogromną ulgę. Ale zaraz potem się wściekłam.
– Czy ty zwariowałeś? Jak ty wyglądasz? Czy ty się w ogóle nie kładłeś? – napadłam na męża przerażona jego wymiętą twarzą i podkrążonymi oczami. – No i jak zamierzasz teraz jechać dalej, w takim stanie?! – zastygłam w pozie pełnej pretensji.
Boguś popatrzył na mnie przekrwionymi oczami, w których czaiła się rozpacz.
– Nigdzie nie jedziemy – wychrypiał. No, tego się nie spodziewałam!
– Zwariowałeś? Zbieraj się i ładuj do auta! – szarpnęłam go za ramię. – Dzisiaj ja poprowadzę, dzięki Bogu zabrałam ze sobą prawo jazdy! Jakbym coś przeczuwała! A ty się prześpisz na tylnym siedzeniu i tylko mi się nie waż robić żadnych uwag, że prowadzę jak baba! – zagroziłam mężowi, jednak tkwił na barowym stołku jak przyklejony.
– Nie jedziemy do Chorwacji, bo nie mamy za co! – wyjaśnił.
– Jezusie, okradli cię! – prawie tam zemdlałam. – Trzeba natychmiast zgłosić sprawę na policję! Może jeszcze dorwą tych drani! Pamiętasz, jak wyglądali?
– Nawet całkiem dobrze – prychnął mąż z jakimś takim głupawym śmiechem.
Barman udawał zajętego wycieraniem szklanek, ale widziałam, że podsłuchuje, zerkając na nas. Miałam tego dosyć! Szarpnęłam Bogusia za koszulę, ściągając go z barowego stołka, i jak kukłę zaciągnęłam do kąta.
– Gadaj z sensem! – zażądałam.
– Kochanie, nie gniewaj się… – rozkleił się nagle, zaczynając łkać. – To wszystko przez cenę piwa w tym cholernym barze! – łypnął z nienawiścią na barmana, który czyścił cały czas tę samą szklankę. – Ja… tylko chciałem zaoszczędzić nasze pieniądze, więc wyszedłem poszukać tańszego baru i… No, tu zaraz jest lokal, w którym dawali piwo za darmo…
– Piwo za darmo? Dobre sobie! Co to za raj dla facetów? – syknęłam.
– To… kasyno – wydukał Bogdan.
Kasyno?! Nagle przypomniałam sobie, że kiedy dojeżdżaliśmy do naszego motelu, to wcześniej mijaliśmy kiczowaty neon z napisem „Las Vegas”!
– Przegrałeś nasze pieniądze?! – ryknęłam, a Bogdan tylko spuścił głowę.
Nie wierzyłam własnym uszom! To po prostu nie mogła być prawda!
– Ty idioto! – wymsknęło mi się. – Jak mogłeś? Jak to się stało?
Przecież znam mojego męża od ośmiu lat i w tym czasie nigdy w nic nie grał na pieniądze! Nie jest hazardzistą, wręcz przeciwnie, pilnuje naszych rachunków z ołówkiem w ręce, więc jakim cudem wywalił w błoto trzy tysiące złotych?
– I komórkę… – dodał jeszcze Bogdan. – Musiałem ją zastawić.
I komórkę! No tak, to by tłumaczyło, dlaczego włączała się poczta głosowa!
– Janeczko, naprawdę nie wiem, co mi odbiło… – tłumaczył mi się potem wymięty i skruszony, kiedy zabraliśmy już bagaże z motelu.
Dziękowałam Bogu, że za nocleg zapłaciliśmy z góry. Teraz przeliczałam drobne w swojej portmonetce, zastanawiając się, czy nam starczy na benzynę na powrót. Karty bankomatowe zostawiliśmy bowiem w domu, aby nas nie kusiło wydać więcej pieniędzy, niż to, co przeznaczyliśmy na wyjazd. Wiadomo, człowieka czasami ponosi na wakacjach. A mojego męża najwyraźniej poniosło, zanim się one na dobre zaczęły!
– Naprawdę wpadłem do tego kasynka tylko na chwilkę. Obliczyłem sobie sprytnie, że jak wezmę to darmowe piwo i kilka żetonów za taką cenę, jaką bym zapłacił za alkohol w motelu, to sobie pożenię przyjemne z pożytecznym. Napiję się, i jeszcze sobie pogram – opowiadał zbolałym głosem. – No i wygrałem! Stówkę! Oczom nie wierzyłem, jakie to proste. Wystarczyło dobrze wytypować, a ja miałam szczęście! Kupiłem więc więcej tych żetonów i więcej… Aż nagle byłem spłukany, a ten facet za kontuarem bawił się moją komórką. Nawet nie wiem, jak i kiedy to się stało…
– Nie wiem jak i kiedy! – przedrzeźniałam go. – Tak zawsze mówią hazardziści! A nie przyszło ci do głowy, że oni może czegoś dodają do tego piwa? Jakiegoś oszałamiającego narkotyku, żeby wykorzystać takich frajerów jak ty?
– Kochanie, jakoś ci to wynagrodzę! – jęknął Bogdan. – Przyrzekam!
Jasne. Będzie się musiał nieźle postarać, aby odbudować moje zaufanie. Bo ja nadal nie mogę uwierzyć, że przez swoją głupotę i beztroskę spaprał mi wymarzone wakacje! I tak oto przez swojego męża zamiast do obiecanego chorwackiego raju, trafiłam do przygranicznego piekła!
Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub