„O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed samym ślubem okazało się, że mój narzeczony to tak naprawdę... mój kuzyn”

kobieta, która jest załamana rozpadem swojego związku fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
– Twój ojciec i mój są rodzonymi braćmi! – usłyszałam. Braćmi? Jakim sposobem? Przecież tata przez całe życie był jedynakiem, wiem to na pewno! Przez myśl przebiegło mi nagle absurdalne podejrzenie, że on wymyślił to po to, aby się ze mną rozstać!
/ 06.08.2021 11:03
kobieta, która jest załamana rozpadem swojego związku fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Kiedy los się uprze, to nawet żabę z jeżem zeswata – mawiała moja babcia. I choć ja jestem chyba ciut ładniejsza od żaby, a Rafał nawet z fryzury nie przypomina jeża (ma bardzo kręcone włosy), to fakt – los robił wszystko, by nas ze sobą zetknąć. Najpierw otrąbiłam Rafała…

Tego dnia strasznie mi się śpieszyło, a nie dość, że w mieście były straszliwe korki, to jeszcze co chwila natykałam się na światła. Czerwone oczywiście. Stałam na środkowym pasie, za czarnym volkswagenem, czekając, aż wyświetli się zielone światło. Nareszcie! Wrzuciłam bieg, przeniosłam prawą nogę na pedał gazu i zaraz z powrotem na hamulec. Samochód przede mną stał jak przyśrubowany, choć auta po obu stronach już ruszyły.

– Halo, nie śpij, baranie! – wrzasnęłam pod adresem kierowcy, z całej siły wciskając klakson. Zatrąbiłam znowu, ale bez skutku. – Cholera, zaraz będzie czerwone! – wrzasnęłam i znowu wcisnęłam klakson.

Nagle w zawalidrodze zaczęły migać światła awaryjne, potem otworzyły się drzwi od strony kierowcy i z samochodu wysiadł wysoki facet z czarnymi, kręconymi włosami. Ruszył w moją stronę. Opuściłam szybę i krzyknęłam:

– Panie, pan sobie tu postoje urządza, a ja do pracy już jestem spóźniona!

Mężczyzna zbliżył się i bez cienia irytacji odpowiedział:

– Przepraszam panią, ale mam ten samochód od wczoraj i właśnie komputer odmówił współpracy… Nic nie działa – uśmiechnął się bezradnie.

Sama nie wiem czemu, ale jego uśmiech jeszcze bardziej mnie rozsierdził.

– To niech pan przepchnie ten złom gdzieś na bok! – wrzasnęłam, po czym wykorzystując lukę na lewym pasie, wyminęłam faceta i śmignęłam w długą.

Chwilę później, gdy emocje nieco opadły, poczułam dławiący wstyd. „Co we mnie wstąpiło? – myślałam. – Nigdy przecież taka nie byłam!”. Ten incydent tkwił we mnie jak zadra, a twarz tego mężczyzny, lekko pucołowata i z uśmiechniętymi oczami, wryła mi się w pamięć. Był chyba mniej więcej w moim wieku i wyglądał naprawdę sympatycznie.

Kiedy więc kilka dni później zobaczyłam faceta na stacji benzynowej, siłą stłumiłam w sobie chęć, aby podejść i go przeprosić! „Na pewno już mnie nie pamięta! – pomyślałam. – Jadę samochodem taty, nawet mnie nie skojarzy”. Tymczasem mężczyzna stanął za mną w kolejce, a kiedy już odchodziłam od kasy, zagadnął znienacka:

– Zdążyła pani wtedy do pracy?
– Tak – odparłam, czując, że czerwienię się jak burak. – Ja… przepraszam za tamto, wie pan… naprawdę strasznie mi głupio. Uśmiechnął się.
– Każdy z nas ma czasami gorszy dzień – stwierdził polubownie.

Jakaś niezwykła siła pchała nas do siebie

Rozjechaliśmy się w dwie różne strony, ale przekorny los i tak postawił na swoim. Wpadliśmy na siebie na giełdzie narciarskiej. Ja szukałam dla siebie nowych nart, licząc na to, że pod koniec sezonu ceny będą już niższe. Rafał rozglądał się za goglami, bo swoje gdzieś zgubił. I wtedy to już poszliśmy na kawę. Dowiedziałam się, że Rafał pracuje jako informatyk w banku, jest ode mnie o pięć lat starszy i od ponad dwóch lat z nikim się nie spotyka. Zupełnie jak ja… Wkrótce zostaliśmy parą, a po trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem.

Wiadomo, że życie pod wspólnym dachem potrafi zniszczyć nawet najpiękniejsze uczucie, nam się jednak na szczęście to nie przytrafiło. Nasza miłość kwitła, a że oboje mieliśmy tradycyjne przekonania, już po roku zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. W końcu Rafał miał już 36 lat, a ja 31. Postanowiliśmy się zaręczyć.

Z tej okazji zaprosiliśmy naszych rodziców na uroczysty obiad, uznając, że powinni się już poznać. Byliśmy pewni, że przypadną sobie do gustu. W końcu rodzice Rafała bardzo mnie polubili, a i moi uważali, że ukochany ich jedynaczki jest bardzo wartościowym człowiekiem.

Pierwsze spotkanie całej rodziny było wyjątkowo udane

Miałam trochę obaw, bo nie jestem rewelacyjną kucharką, ale udało mi się niczego nie przypalić i nie przesolić ze zdenerwowania. A ciasta na wszelki wypadek kupiłam w cukierni. Rodzice i przyszli teściowie podziwiali zaręczynowy pierścionek, który kilka dni wcześniej dostałam od Rafała. Większy diamencik w otoczeniu mniejszych.

– No, to już niedługo będziesz nazywała się Kasprzycka, córeczko! – uśmiechnął się tata. – To jak powrót do przeszłości!
– Dlaczego? – nie rozumiałam.
– W naszej rodzinie też są Kasprzyccy – wyjaśnił, co było dla mnie zaskoczeniem.

Jakoś nigdy nie interesowałam się przeszłością swojej rodziny, ale to nazwisko na pewno nigdy nie wpadło mi w uszy.

– To może nawet jesteśmy jakoś spokrewnieni? – uśmiechnął się Rafał.
– Tego nie wiem, ale wkrótce na pewno zostaniemy rodziną! – podjęłam jego grę.

Potem zmieniliśmy temat i już nie wracaliśmy do kwestii nazwiska. Kilka miesięcy później zaczęliśmy z narzeczonym układać listę gości, po kolei tłumacząc sobie, kto jest kim.

– Stryj Tomasz – podyktował Rafał.
– Stryj? – zdziwiłam się. – A jakie to pokrewieństwo?
– To jak wuj, tylko w dawnych czasach wujem nazywano brata matki, a stryjem brata ojca – wyjaśnił. – Stryj Tomasz jest w zasadzie moim stryjecznym dziadkiem, bo ma już 91 lat, i był rodzonym bratem mojego dziadka.
– To dla mnie za skomplikowane! – roześmiałam się, wpisując stryja Tomasza na listę. – Zapraszamy go tylko na ślub, czy także na wesele? – zapytałam. – Taki starszy pan pewnie niekoniecznie wytrzyma pół nocy biesiadowania…
– Pewnie masz rację, bo od kilku lat niedomaga i mieszka w domu opieki – stwierdził Rafał. – Ale pamiętam go jeszcze jako całkiem rześkiego staruszka! Uwielbiałem go! Naprawdę świetnie zastępował mi dziadka, którego nigdy nie poznałem.
– Zmarł przed twoim urodzeniem? – zapytałam ze współczuciem.
– Coś w tym rodzaju – spochmurniał nagle Rafał, ale zaraz się rozpogodził, więc nie zwróciłam na ten incydent uwagi.

W końcu zaproszenia zostały wysłane a ja zajęłam się najmilszym, ale i najbardziej stresującym obowiązkiem panny młodej – szukaniem ślubnej sukni.

Już miałam płacić, gdy rozdzwoniła się komórka

Wiedziałam dokładnie, jak ma wyglądać suknia moich marzeń, więc kursowałam całymi popołudniami po salonach, wypatrując jej na wystawach i wieszakach. W końcu dorwałam istne cudo! Cena była niebagatelna, sześć i pół tysiąca, ale ja się na nią uparłam.

– Ta i żadna inna! – utrzymywałam, gotowa nawet dopłacić z własnych pieniędzy, bo wiedziałam przecież, że moim rodzicom się nie przelewa i moje wesele, za które uparli się zapłacić w całości, jest dla nich naprawdę dużym wydatkiem.

Omówiłam sprawę z Rafałem…

– Kupuj, zależy mi na tym, abyś w tym wielkim dniu wyglądała olśniewająco! – powiedział z błyskiem radości w oku.

Miesiąc przed ślubem pojechałam więc do salonu, aby zamówić suknię w moim rozmiarze. Stałam już przy kasie z wyliczonym zamówieniem i dodatkami do zapłacenia, kiedy w torebce rozdzwoniła się moja komórka. W pierwszej chwili nawet miałam zamiar ją zignorować, ale poznałam po dźwięku dzwonka, że to mój narzeczony.

– Tak, pysiu? –zaszczebiotałam słodko, ale zamiast powitania usłyszałam tylko.
– Zapłaciłaś już za tę sukienkę?
– Nie… – odparłam zgodnie z prawdą.
– To nie płać! – padło krótkie stwierdzenie. – Zostaw ją tam i wracaj do domu.

Byłam zszokowana.

– Ale dlaczego? – chciałam wiedzieć.
– Wszystko ci powiem, jak spotkamy się w domu! – głos Rafała był ponury.

Nie, to nie może być prawda! On kłamie!

Zmieszana i pąsowa na twarzy ze wstydu wydukałam kłamstwo, że zostawiłam portfel na stole w domu i właśnie narzeczony zadzwonił, bo go znalazł. Poprosiłam o zarezerwowanie wybranych przeze mnie rzeczy do następnego dnia i jak pijana wybiegłam z salonu.

Sama nie wiem, jak udało mi się dojechać do domu bez spowodowania wypadku. Droga zajęła mi godzinę i była to chyba najdłużej trwająca godzina w moim życiu! W głowie kołatały mi się najczarniejsze scenariusze! Że Rafał mnie porzuca, bo się zakochał w innej, albo przeciwnie – ktoś mu nagadał głupot, że go zdradzam. W każdym razie, że się rozstajemy!

Co do tego ostatniego, to się nie pomyliłam, ale powód, dla którego musieliśmy zerwać zaręczyny i odwołać ślub, przeszedł wszystkie moje wyobrażenia!

– Jesteśmy spokrewnieni! – stwierdził Rafał, ledwo stanęłam w drzwiach.
– Ale jak to? To przez to twoje nazwisko, tak? Kasprzycki? I w mojej rodzinie też podobno są jacyś Kasprzyccy, jak mówił tata. To pewnie dalekie pokrewieństwo, nieistotne…. – paplałam jak nakręcona, kiedy mój ukochany mi przerwał.
Madziu, jesteśmy kuzynami w pierwszym pokoleniu – odezwał się łagodnie.
– W pierwszym? – nie docierało do mnie kompletnie to, co powiedział. – Jak to w pierwszym? Przecież to oznaczałoby, że dwoje z naszych rodziców jest rodzeństwem! – wykrztusiłam. – Rafał, co ty mówisz? – aż się roześmiałam.
Niestety, możliwe. Twój ojciec i mój są rodzonymi braćmi! – usłyszałam.

Ta kuriozalna wiadomość trafiła mnie jak strzała prosto w serce. Braćmi? Jakim sposobem? Przecież tata przez całe życie był jedynakiem, wiem to na pewno! No i w dodatku nie są w ogóle do siebie podobni! Wiem, bo przez kilka godzin siedzieli jeden obok drugiego przy stole!

– A jednak to prawda – uparł się Rafał i przez myśl przebiegło mi nagle absurdalne podejrzenie, że on wymyślił te brednie tylko po to, aby się ze mną rozstać!
– Powiedz prawdę, jest jakaś inna dziewczyna? – wyszlochałam.

– Ależ nie ma i… może nigdy nie będzie! A na pewno nie tak kochana jak ty! – wykrzyknął na to mój narzeczony z rozpaczą. – Słuchaj, dla mnie też ta wiadomość to tragedia. Nawet nie wiedziałem, czy sobie poradzę z tym, aby ci wszystko powiedzieć! Ale musiałem to zrobić… Nasi rodzice są na dole, w samochodzie. Czekają na to, czy będziemy chcieli ich widzieć. Dla nich także to wszystko jest szokiem.

– Zaproś ich – poczułam, że jak mała dziewczynka muszę się znaleźć natychmiast w objęciach mamy.

Zaproszenie przywróciło pamięć stryjowi Już w obecności rodziców i wujostwa Kasprzyckich – bo właśnie tak powinnam teraz nazywać swoich niedoszłych teściów – wysłuchałam całej historii.

Otóż wiele lat temu mój ukochany dziadek ze strony ojca, już jako żonaty mężczyzna, zakochał się na zabój w mojej babci. To był bardzo burzliwy romans, dziadek porzucił swojego trzyletniego wówczas syna i żonę, która była akurat w kolejnej ciąży. Poroniła z nerwów i nigdy więcej nie chciała widzieć dziadka na oczy. Co więcej, przeciwko niemu opowiedziała się także jego własna matka, która go wyklęła i zapowiedziała, aby nie wracał nigdy do domu.

Poparł ją młodszy syn, brat dziadka, czyli 90-letni dzisiaj stryj Tomasz. I to on podniósł alarm, bo jak się okazało, mimo wszystko śledził z daleka losy starszego brata. Wiedział, że ten na kolejnym ślubie cywilnym przyjął nazwisko drugiej żony, czyli mojej babci. Po to, aby podkreślić, że także odcina się od rodziny, skoro oni go nie chcą. Stryj Tomasz miał zanotowane w swoim starym kalendarzyku, że urodził mu się drugi bratanek, Radek, czyli mój tata. A potem, że Radek się ożenił z Mają, i urodziła im się córka Magdalena, czyli ja.

Nasze ślubne zaproszenie otworzyło jakąś klapkę w pamięci stryja

Natychmiast zawiadomił rodziców Rafała. Zszokowani i nie bardzo wierząc starszemu panu, sami zaczęli sprawdzać dokumenty. Dotarli do kościelnych aktów ślubu i do dokumentu stwierdzającego zmianę nazwiska. Wszystko się zgadzało. Powiadomili więc swojego syna, wiedząc, że tym samym złamią mu serce. Ale nie mogli dopuścić do kazirodztwa!

Wszyscy razem udali się potem do moich rodziców, a wreszcie, gdy już nie było żadnych wątpliwości, że Wojciech Kasprzycki, który potem nazywał się Wojciech Staszewski, to jedna i ta sama osoba, zawiadomili mnie. Trudno jest mi się pogodzić z tym, że mój ideał, mężczyzna, którego wybrałam sobie na ojca moich dzieci, nigdy nim nie zostanie...

Czytaj także:
Nawet trudny rozwód nie był takim koszmarem, jak związek mojej córki z moim byłym kochankiem
Uważałam, że kobieta po rozwodzie jest wybrakowana. Wstydziłam się odetchnąć
Anka zostawiała 4-latka samego na całe noce. Serce ściskało się z żalu, gdy płakał

Redakcja poleca

REKLAMA