Dwa lata temu do Egiptu wyjechałam z Beatą, koleżanką z firmy. W moich wcześniejszych planach była romantyczna wyprawa z narzeczonym, jednak rozstaliśmy się dwa miesiące przed wakacjami w dość przykrych okolicznościach…
– Nic się nie martw tym palantem! Zaszalejemy w kraju faraonów tak, że zapomnisz o całym świecie – pocieszała mnie Beata, kiedy taryfą jechałyśmy z lotniska.
Na miejscu, kiedy rozpakowałyśmy się już w pokoju, chciałam trochę odpocząć po podróży. Jednak Beacie nie w głowie było kiszenie się w hotelu.
– Wskakuj w kostium, kochana, lecimy na basen! – piszczała, przeszukując swoją rozbebeszoną walizkę.
Beata nie traciła czasu
Nie minął kwadrans, a ona kleiła się do najmłodszego z nich, dosłownie na nim wisząc. Upiła się w rekordowym tempie – w końcu egipskie słońce to nie nasza nadbałtycka lampka o mocy marnych dwudziestu pięciu watów… Usiłowałam wlać w koleżankę trochę kawy, ale nie chciała mnie słuchać. Zniknęła mi z oczu i wróciła dopiero po dwóch godzinach.
– Kochana, co za odlot! A mówią, że Niemcy są kiepscy w łóżku – zachichotała, zwalając się na wolny leżak obok.
– Przespałaś się z tym facetem?! – wyjąkałam kompletnie zszokowana.
– No przecież! Od tego są wakacje! Szkoda, że on już dzisiaj wylatuje, ale z drugiej strony… Gorących gości tutaj nie brakuje. Patrz na tamtego! – Beata bez żenady wskazała palcem młodego Egipcjanina z hotelowej obsługi, i jeszcze posłała mu szeroki uśmiech.
7 dni i 8 facetów
Nie znałyśmy się szczególnie dobrze, wcześniej widywałam ją tylko w firmie, a decyzja o wspólnym wyjeździe była spontaniczna, jednak zawsze miałam ją za porządną dziewczynę. „Czy to możliwe, że niecałe 4 godziny od naszego przyjazdu z lotniska ona już zaliczyła jednego faceta, a z drugim jawnie flirtuje?” – myślałam.
– Może to jednak prawda, co mówią o większości Polek? Wystarczy, że wyjadą z kraju i puszczają im wszelkie moralne hamulce – dziwiłam się przez następne dni, z coraz większym zdumieniem obserwując Beatę.
Najwyraźniej dla mojej koleżanki słowo wakacje oznaczało tylko i wyłącznie okazję do seksu z przygodnymi facetami. Nie interesowały jej wycieczki, nurkowanie ani zwiedzanie okolicy. Chciała jedynie dobrej zabawy, jak nazywała te swoje eskapady do pokojów poznanych nad basenem, obcych mężczyzn. Tydzień później, w dniu naszego powrotu, dopinając swoją walizkę pochwaliła mi się, że zaliczyła 8 gości. W 7 dni uwierzycie?!
– Dwóch Niemców, Holender, Amerykanin, trzech miejscowych, śniadych chłopaczków i jakiś nasz rodak, ale z tym ostatnim to chyba poszłam tylko dlatego, że pijana byłam – wyliczyła Beata, poprawiając sobie makijaż. – Ekstrawakacje, w przyszłym roku musimy to powtórzyć!
„Po moim trupie” – pomyślałam, ze zgrozą obserwując, jak na lotnisku Beata całuje się z jakimś spalonym na mahoń blondynem, którego właśnie poznała! W poniedziałek w firmie wszyscy pytali nas, jak nam minął urlop. Beata głupia nie była, wiedziała, co ma mówić.
– No wiecie, słońce, palmy, trochę nurkowania. Opaliłyśmy się, trochę przeholowałyśmy z alkoholem, słowem, tydzień wolny od trosk – skomentowała, nie dodając oczywiście nawet jednego pikantnego szczegółu ze swoich łóżkowych eskapad.
– Żadnego romansu? – dopytywała się Aga, z którą siedzimy w jednym pokoju.
– Poflirtowałam trochę z jednym Niemcem, ale szybko wyjechał – wzruszyła ramionami Beata.
A kiedy Aga wyszła na chwilę, szybciutko zastrzegła:
– Słuchaj, Gośka, nie wygadaj się czasem, co naprawdę robiłyśmy, okej? Wiesz, że ta nawiedzona cnotka zemdlałaby chyba, gdyby znała prawdę, co nie? – zachichotała, dodając, że niektórym lepiej pewnych rzeczy nie mówić.
– Lepiej nie – przyznałam, starając się, by nie zabrzmiało to ironicznie.
„Proszę, proszę – jaka sprytna! Zaliczyła pół turnusu, a teraz świętoszkę udaje” – dziwiłam się w myślach.
Trzy dni później...
Spodobał mi się od pierwszej chwili, przypominał mi moją dawną, niespełnioną miłość. Niestety, okazało się, że mam pecha: Beacie Szymek również wpadł w oko.
– Zakład, że go poderwę? – chwaliła się, kiedy byłyśmy same w pokoju.
– Jesteś bardzo pewna siebie – syknęłam, czując rosnącą niechęć do niej.
Jeszcze tego samego dnia zaproponowała Szymonowi wypad na szybkiego drinka po pracy, później podobno poszli do kina i wylądowali u niej.
– Niezły jest – chwaliła się rano, poprawiając rajstopy.
– I co dalej? Bo z tego, co zauważyłam, preferujesz raczej krótkie związki – wycedziłam złośliwym tonem. – Kochana, co na wakacjach, to na wakacjach! Teraz potrzebuję kogoś na stałe! – uśmiechnęła się wyniośle. – A Szymek idealnie się nada, zresztą już go przetestowałam – cieszyła się.
Tydzień po tygodniu, romans Beaty z Szymonem rozkwitał. On zakochał się po same uszy, ona wodziła go za nos. Odwoził ją po pracy do domu, obsypywał kwiatami i prezencikami, przebąkiwał coś o wspólnym mieszkaniu i zaręczynach. Ona zaś… zdradzała go! I była na tyle głupia, żeby mi się tym pochwalić.
– Kochana, nie uwierzysz, co mi się przytrafiło! W sobotę koleżanka zaprosiła mnie na wieczór panieński i udało mi się zaliczyć striptizera! Matko, co za klimaty! Facet miał boskie ciało! – opowiadała w poniedziałkowy ranek.
– A co z Szymkiem? Myślałam, że jesteście razem na serio? – zdziwiłam się.
– Bo jesteśmy. Szymon jest idealnym kandydatem na męża. Wiesz, co ja mu w sobotę wmówiłam? Że jadę na noc do chorej ciotki. W niedzielę rano wróciłam do mieszkania zmięta i przepita, a on się pyta, jak tam cioteczka – roześmiała się.
– Jesteś podła, wiesz? Szymek to fajny facet – burknęłam.
– Pewnie, że fajny. I niech zgadnę: uważasz, że ty bardziej byś na niego zasługiwała, co? – prychnęła.
– Coś w tym jest – wysyczałam i do końca dnia ledwo ze sobą gadałyśmy.
On jest ślepy albo głupi
Minęło pół roku. Beata przestała mi się zwierzać, zaczęłyśmy ostro sobie docinać i nie kryłyśmy już wzajemnej niechęci. Jednak nie musiała mi opowiadać, co robi wieczorami, bo nietrudno było się domyślić. Zdradzała Szymka notorycznie, a jednak poprosił ją o rękę! Pomyślałam, że chociaż raz w życiu powinnam zawalczyć o swoje. Taki porządny chłopak! Z dobrej rodziny, z zasadami, przystojny, spokojny i czuły. Nie zasłużył na to, żeby ożenić się z taką s***.
Byłam chora z zazdrości. Więc zebrałam się na odwagę, zaprosiłam go na kawę i powiedziałam o Beacie. O tych ośmiu facetach w Egipcie, o wieczorze kawalerskim, na którym zaliczyła striptizera, o jej podłości, zakłamaniu i wszystkim, co mi się tylko przypomniało. Niestety, nie przewidziałam jednego – Szymon mi nie uwierzył.
– Rany, to jednak prawda, co mówią o tak zwanych przyjaciółkach. Te wasze chore relacje to jest czysta nienawiść – roześmiał mi się w twarz.
– Szymek, ja nie kłamię! Zamierzasz się ożenić z lafiryndą! – wysyczałam, łapiąc go za rękaw.
– Uważaj, bo na to, co mówisz, są już chyba paragrafy! – warknął i wyszedł, zostawiając mnie samą w kawiarni.
A niecałe półtora roku później, przed ozdobionym pięknymi kwiatami ołtarzem, z pompą, w obecności prawie dwustu gości, Szymon ożenił się z Beatą. Nie powiedział jej o naszej rozmowie, więc ja również zostałam na ślub zaproszona. W kościele, kiedy ta lafirynda przysięgała mu miłość, wierność (dobre sobie!) i uczciwość małżeńską, prawie się popłakałam. Bynajmniej nie ze wzruszenia. Później zalałam się w tak zwaną pestkę – z żalu nad sobą i nad głupotą facetów.
Małgorzata, 28 lat
Czytaj także:
„Mąż miał mnie za darmozjada, więc zażądał rozwodu. Myślał, że będę za nim płakać, a ja śmiałam mu się prosto w twarz”
„Mężczyźni nie lubią mądrych babek, bo nie chcą skończyć pod pantoflem. Laleczka z sianem w głowie, to ich ideał”
„Mój brat prowadził podwójne życie i myślał, że ujdzie mu to na sucho. Już ja mu pokażę, co czeka kłamliwych typów”