W pracy byłam nie do pokonania. Każdy dzień zaczynał się od porannego spotkania, na którym przewodniczyłam z taką pewnością siebie, że moi współpracownicy patrzyli na mnie z podziwem. Mój grafik był napięty, każde zadanie miało swoje miejsce, każda minuta była zaplanowana. Kiedy inni marzyli o urlopie, ja cieszyłam się z możliwości wzięcia na siebie kolejnego projektu. Wakacje? Dla mnie to była czysta strata czasu.
Nie potrzebowałam wolnego
– Monika, dlaczego nigdy nie bierzesz urlopu? – pytała mnie koleżanka z biura.
– Bo go nie potrzebuję. Praca to moje życie. Nie zrozumiecie tego – odpowiadałam z uśmiechem.
Ważne były wyniki, cele do osiągnięcia i pieniądze, które dzięki temu zarabiałam. Każdy dzień był walką, a ja byłam wojowniczką, która nigdy nie schodziła z pola bitwy.
Wieczory spędzałam na przeglądaniu raportów i przygotowywaniu się na kolejny dzień. Weekendy? To były dla mnie dodatkowe godziny pracy, czas na nadrobienie zaległości i planowanie nowych strategii. Czułam, że jestem niezastąpiona, że bez mojego nadzoru wszystko się zawali.
Nie było czasu na relaks, nie było miejsca na wątpliwości. Byłam pewna, że to, co robię, jest jedyną słuszną drogą. Moje życie było uporządkowane, a ja byłam przekonana, że mam wszystko pod kontrolą. Aż do dnia, kiedy mój szef Robert postanowił wprowadzić zmiany, które wywróciły moje życie do góry nogami.
Szef wysłał mnie na urlop
– Monika, musisz wziąć urlop. I to od zaraz – Robert mówił stanowczo, patrząc na mnie.
– Nie ma mowy, Robert. Jestem w trakcie ważnego projektu. Bez mojego nadzoru to się rozsypie – próbowałam zachować spokój, ale w środku się gotowałam.
– To nie jest prośba, Monika. Twój urlop zaczyna się od jutra. Masz dwa tygodnie wolnego. To polecenie służbowe.
Milczałam, walcząc ze złością. „Dwa tygodnie zmarnowane” – myślałam. Gdy wracałam do biura, moje myśli kipiały od frustracji. „Jak on mógł mi to zrobić? Praca to moje życie. Jak mam przetrwać te dni nic nie robiąc?”
Po powrocie do domu rzuciłam torbę na kanapę i usiadłam z głową w dłoniach. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Robert nalegał na ten urlop. „Czy on nie widzi, ile pracy mam na głowie?” – zastanawiałam się.
Byłam zła
Następnego ranka, z ciężkim sercem, zaczęłam pakować walizkę. „Grecja,” – pomyślałam, patrząc na bilet. – „Co ja tam będę robić? Leżeć na plaży i patrzeć w niebo?” – wywróciłam oczami.
Gdy samolot wylądował, moje nastawienie niewiele się zmieniło. „Dwa tygodnie zmarnowane,” – pomyślałam ponownie, choć nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo się myliłam.
Dotarłam do małej greckiej wioski późnym popołudniem. Hotel, w którym miałam się zatrzymać, był niewielki, ale uroczy. Już od progu czułam, że to miejsce ma w sobie coś wyjątkowego. Przy wejściu czekała na mnie właścicielka – Katerina, kobieta o ciepłym uśmiechu i pogodnym spojrzeniu.
– Witaj, nazywam się Katerina. Jestem właścicielką tego miejsca. Jak mogę ci pomóc? – przywitała się serdecznie.
– Monika. Po prostu pokaż mi pokój, proszę – odpowiedziałam chłodno, zmęczona podróżą i niechętna do rozmów.
– Oczywiście, ale najpierw zapraszam na filiżankę kawy. Chciałabym, żebyś poczuła się tutaj jak w domu – Katerina była nieugięta, a jej życzliwość powoli przełamywała lody.
Usiadłyśmy na tarasie z widokiem na morze. Katerina postawiła przede mną filiżankę aromatycznej kawy.
– Grecja to magiczne miejsce. Mam nadzieję, że spędzisz tu niezapomniane chwile – powiedziała z uśmiechem.
Nie miałam planów
Z trudem się uśmiechnęłam, choć nie chciałam być nieuprzejma. – Dzięki. Zobaczymy, jak to będzie.
– Zrozumiem, jeśli nie jesteś teraz w nastroju na rozmowy. Gdybyś jednak potrzebowała czegoś lub chciała zwiedzić okolicę, daj mi znać. Znam tu każdy zakątek – Katerina mówiła z takim ciepłem, że poczułam się trochę mniej spięta.
Po kolacji wróciłam do swojego pokoju. Patrząc na spokojne morze, zaczęłam zastanawiać się, czy te dwa tygodnie faktycznie będą tak zmarnowane, jak się tego obawiałam. Może jednak Katerina miała rację? Może warto było dać temu miejscu szansę.
Zaczęłam zwiedzać
Następnego dnia Katerina namówiła mnie na wycieczkę z lokalnym przewodnikiem, Dimitrisem. Zgodziłam się, choć wciąż byłam sceptyczna.
– Gotowa na przygodę? – zapytał Dimitris z entuzjazmem, gdy się spotkaliśmy.
– Czemu nie, i tak nie mam nic lepszego do roboty – odpowiedziałam, choć nadal nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.
Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami, mijając bielone domy z niebieskimi okiennicami. Dimitris opowiadał o historii wioski, o lokalnych tradycjach i o swojej rodzinie, która mieszkała tu od pokoleń.
– Grecja to nie tylko piękne widoki, ale i duch. Musisz to poczuć – mówił z pasją.
Słuchałam uważnie, z każdą chwilą coraz bardziej zafascynowana. Gdy dotarliśmy na wzgórze z widokiem na całą wioskę i morze, usiadł na kamieniu i wskazał na horyzont.
– Widzisz ten bezkres? To symbol naszej wolności i spokoju. Tutaj ludzie żyją prosto, ale szczęśliwie – powiedział, a jego słowa zapadły mi w pamięć.
– Nie jestem pewna, czy potrafię się zrelaksować. Całe życie tylko pracuję – westchnęłam.
Poczułam się jakoś lżej
Dimitris uśmiechnął się ciepło.
– Może właśnie tu znajdziesz odpowiedź. Czasem trzeba się zatrzymać, by zobaczyć, co naprawdę jest ważne.
Kontynuowaliśmy spacer, a ja zaczęłam dostrzegać uroki Grecji – zapach lawendy, śpiew ptaków, uśmiechy napotykanych ludzi. Przypomniałam sobie, jak bardzo zaniedbywałam te proste przyjemności w swoim zagonionym życiu.
Wieczorem, wracając do hotelu, czułam się nieco lżejsza. Może rzeczywiście potrzebowałam tego odpoczynku. Patrząc na Dimitrisa, poczułam, że ten wyjazd może być początkiem czegoś nowego, czegoś, czego jeszcze nie rozumiałam, ale co zaczynało mnie intrygować.
Odkrywałam małe przyjemności
Każdy dzień w greckiej wiosce przynosił mi nowe odkrycia. Rankiem spacerowałam po plaży, zanurzając stopy w chłodnym piasku i oddychając świeżym, morskim powietrzem. Po południu próbowałam lokalnych potraw, delektując się smakami, których wcześniej nie znałam. Wieczory spędzałam na tarasie hotelu, rozmawiając z Kateriną przy lampce wina.
– Nigdy nie myślałam, że odpoczynek może być tak przyjemny – powiedziałam do Kateriny, siedząc przy kolacji.
– Życie jest krótkie. Trzeba je przeżywać, a nie tylko przepracować – odpowiedziała z uśmiechem. – Pracowałam kiedyś w dużym mieście, ale pewnego dnia zrozumiałam, że to nie jest to, czego pragnę. Wróciłam tutaj, do domu, i od tamtej pory jestem szczęśliwa.
Zastanowiłam się nad jej słowami.
– Ale co z ambicjami, celami? Czy nie czujesz, że coś tracisz?
– Moje cele się zmieniły. Teraz chcę być szczęśliwa i cieszyć się życiem. Nie mówię, że praca nie jest ważna, ale nie powinna być wszystkim – wyjaśniła.
Długo byłam ślepa
Następnego dnia wybrałam się na kolejną wycieczkę z Dimitrisem. Zwiedziliśmy stare ruiny i małe winnice. Dimitris opowiadał o lokalnych legendach i historiach, które nadawały miejscu magii. Czułam, jak napięcie opuszcza moje ciało, jak myśli zaczynają krążyć wokół prostych przyjemności.
– Wiesz, Dimitris, zaczynam rozumieć, co masz na myśli, mówiąc o duchu Grecji – przyznałam, gdy siedzieliśmy nad brzegiem morza.
– To nie jest coś, co można opisać. Czujesz to już, prawda? – odpowiedział z uśmiechem.
Każdy dzień w wiosce uczył mnie czegoś nowego o sobie. Powoli zaczynałam doceniać chwilę obecną, cieszyć się małymi radościami, których wcześniej nie zauważałam. Grecja stawała się dla mnie nie tylko miejscem wypoczynku, ale i wewnętrznej przemiany.
Wieczorem, przy kolacji, podzieliłam się swoimi przemyśleniami z Kateriną.
– Zawsze myślałam, że muszę pracować na najwyższych obrotach, żeby coś osiągnąć. Teraz widzę, że odpoczynek też ma swoją wartość – powiedziałam.
Katerina uśmiechnęła się ciepło. – Czasem trzeba się zatrzymać, żeby zobaczyć, dokąd naprawdę zmierzamy.
Wróciłam do pracy
Po dwóch tygodniach w Grecji wróciłam do pracy. Wchodząc do biura, czułam się odświeżona i pełna energii. Pierwszą osobą, którą spotkałam, był Robert.
– Monika, jak minął urlop? – zapytał z lekkim uśmiechem.
– Muszę przyznać, że dobrze. Dziękuję, że mnie do tego zmusiłeś – odpowiedziałam szczerze, co zaskoczyło nawet mnie samą.
Robert uniósł brwi w zdumieniu.
– Naprawdę? Cieszę się, że to słyszę. Chodź, napijemy się kawy, opowiesz mi wszystko.
Usiedliśmy w małej sali konferencyjnej z widokiem na miasto. Zanim zaczęłam opowiadać o Grecji, Robert przyjrzał mi się uważnie.
– Wiesz, Monika, zawsze widziałem w tobie ogromny potencjał, ale obawiałem się, że wypalisz się zbyt szybko. Dlatego ten urlop był tak ważny.
Przytaknęłam, pijąc kawę.
– Wiem, co masz na myśli. Zdałam sobie sprawę, że odpoczynek jest równie ważny jak praca. W Grecji nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami i doceniać chwilę obecną.
Zmienię swoje życie
Robert uśmiechnął się.
– To świetnie. Może teraz uda ci się znaleźć równowagę między pracą a życiem prywatnym.
– To mój nowy cel – powiedziałam zdecydowanie. – Zrozumiałam, że praca jest ważna, ale nie może być całym moim życiem.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem wróciłam do biurka. Otwierając laptopa, poczułam, że coś się we mnie zmieniło. Praca nadal była dla mnie ważna, ale teraz widziałam ją w innym świetle. Wiedziałam, że muszę dbać o siebie, żeby być najlepszą wersją siebie – zarówno w pracy, jak i poza nią.
Gdy kończyłam dzień, spojrzałam na kalendarz. Zamiast kolejnych spotkań i zadań, wpisałam sobie „czas dla siebie”. Patrząc na te słowa, uśmiechnęłam się. Moje życie zaczynało nabierać nowego, pełniejszego sensu.
Monika, 41 lat
Czytaj także: „Macierzyństwo obdarło mnie z marzeń i planów. Usychałam z żalu, aż spotkałam równie samotnego tatusia na placu zabaw”
„Gdy odziedziczyłam 600 tysięcy po dziadku, w myślach już wyruszałam w wielką podróż. Na drodze stanął jednak mój brat”
„Wstyd mi za męża, bo szuka tylko okazji do łatwej kasy. Nie zabrudził rąk uczciwą robotą i jeszcze narobił problemów”