„Wakacje last minute okazały się oszustwem. Zamiast pięknego greckiego widoku miałam grzyba na ścianach i karaluchy”

para w grecji fot. Getty Images, Matteo Colombo
„Staliśmy w milczeniu, przerażeni tym, co zobaczyliśmy. Nasza wymarzona podróż poślubna zamieniła się w koszmar. Zamiast luksusu i relaksu, czekały na nas brud i rozpacz. Czuliśmy się oszukani i bezradni, nie wiedząc, co zrobić dalej”.
/ 13.07.2024 17:30
para w grecji fot. Getty Images, Matteo Colombo

Zdecydowaliśmy, że nasza podróż poślubna będzie niezapomniana, więc gdy tylko zobaczyliśmy ofertę last minute do luksusowego kurortu na południu Europy, od razu się zdecydowaliśmy. Oglądając piękne zdjęcia, marzyliśmy o spędzaniu dni na białych plażach, relaksując się przy basenie z widokiem na Morze Śródziemne. Byliśmy pewni, że to będzie idealny sposób na rozpoczęcie naszego wspólnego życia.

Zdjęcia były przerobione

Podróż do kurortu była długa, ale pełna ekscytacji. Bruno trzymał mnie za rękę, a ja nie mogłam się doczekać, aż zobaczę na własne oczy miejsce, które miało stać się naszym rajem na ziemi. Gdy autobus w końcu dotarł na miejsce, oboje patrzyliśmy przez okno, szukając znanych z broszur widoków. Jednak to, co zobaczyliśmy, wprawiło nas w osłupienie.

Zamiast luksusowego hotelu z elegancką fasadą, zobaczyliśmy zrujnowany budynek, którego tynk odpadał ze ścian. Basen, który miał być błękitnym rajem, był pusty i zarośnięty chwastami. W miejscu, gdzie miała znajdować się restauracja, stały stare, pokryte kurzem meble.

Weszliśmy na teren hotelu, wciąż mając nadzieję, że to jakaś pomyłka. Hol był ciemny, oświetlony jedynie przez kilka migoczących żarówek. Tapeta odchodziła od ścian, a dywan był poplamiony i przetarty. Nasze kroki odbijały się echem w pustej przestrzeni.

Recepcjonistka, młoda kobieta z wymuszonym uśmiechem, powitała nas chłodno. Podała nam klucz do pokoju i wskazała drogę. Idąc korytarzem, zauważyłam odłażącą farbę i pęknięcia na ścianach. Drzwi do naszego pokoju skrzypiały przeraźliwie, a gdy je otworzyliśmy, zobaczyliśmy wnętrze, które przypominało bardziej opuszczone schronisko niż luksusowy hotel.

Pokój był mały, z jednym wąskim oknem, przez które ledwo wpadało światło. Łóżko miało zniszczony materac, a pościel była żółtawa i zniszczona. W kącie stała stara, zardzewiała szafa, a podłoga była pokryta zbutwiałą wykładziną. Łazienka była jeszcze gorsza – wilgoć i pleśń pokrywały ściany, a kran kapał nieustannie, tworząc kałużę na podłodze.

Staliśmy w milczeniu, przerażeni tym, co zobaczyliśmy. Nasza wymarzona podróż poślubna zamieniła się w koszmar. Zamiast luksusu i relaksu, czekały na nas brud i rozpacz. Czuliśmy się oszukani i bezradni, nie wiedząc, co zrobić dalej.

No i co ona może poradzić?

Zdesperowani i wściekli poszliśmy do recepcji z nadzieją na wyjaśnienia. Recepcjonistka siedziała za starą, drewnianą ladą, wpatrując się w nas z mieszaniną współczucia i rezygnacji.

– Czy mogę w czymś pomóc? – zapytała, widząc nasze zmartwione twarze.

– Ten hotel... – zaczął Bruno, starając się opanować gniew. – To miejsce wygląda zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Zostaliśmy oszukani!

Westchnęła, jakby już słyszała tę skargę setki razy.

– Niestety, wiele osób skarży się na to samo. Biuro podróży, które sprzedawało te wycieczki, właśnie zbankrutowało.

– Co? – wykrzyknęłam. – To znaczy, że nie mamy jak wrócić do domu?

– Obawiam się, że tak. Proszę mi wierzyć, nie jesteście jedynymi poszkodowanymi.

Z każdym jej słowem, nasze serca tonęły coraz głębiej. Bez środków na powrót do domu i perspektyw, czuliśmy się pułapką w tej ruinie. Brudny hol, zardzewiałe lampy, porzucone walizki innych gości – wszystko to potęgowało naszą beznadzieję.

– Co mamy teraz zrobić? – zapytał Bruno, starając się zachować spokój.

– Możemy zaoferować wam pokój w obniżonej cenie i pomóc w znalezieniu innego zakwaterowania, jeśli będzie to konieczne – odpowiedziała recepcjonistka.

Spojrzeliśmy na siebie bezradnie. Nie było łatwego rozwiązania. Z ciężkim sercem wróciliśmy do naszego pokoju. Zasiadłam na skraju zniszczonego łóżka, czując, jak łzy napływają mi do oczuBruno usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.

– Przetrwamy to razem, Eliza. Zawsze mamy siebie.

Wiedziałam, że miał rację, ale nie mogłam powstrzymać się od uczucia przytłoczenia. Byliśmy daleko od domu, w miejscu, które miało być rajem, a stało się koszmarem. Mimo to, wiedziałam, że musimy znaleźć sposób, aby przez to przebrnąć.

Jak wrócimy do domu?

Dni mijały powoli, a my staraliśmy się przetrwać w trudnych warunkach hotelu. Codzienne problemy związane z brakiem ciepłej wody, niedziałającą klimatyzacją i karaluchami w łazience stawały się naszą rzeczywistością. Każdego ranka budziliśmy się z nowym zapałem, by znaleźć rozwiązanie, ale wieczorem kładliśmy się spać, przygnębieni i bezradni.

– Musimy coś wymyślić – powiedział Bruno, siedząc na zniszczonym krześle. – Nie możemy tak żyć przez kolejny tydzień.

– Wiem – odpowiedziałam, wpatrując się w pleśń na suficie. – Ale co możemy zrobić?

Bruno westchnął ciężko.

– Pomyślmy, kogo znamy, kto mógłby nam pomóc...

Nagle przypomniałam sobie o Mateuszu, starym przyjacielu, który mieszkał w pobliskim mieście.

– Mateusz! – zawołałam. – Może on nam pomoże. Pamiętasz go?

Bruno pokiwał głową.

– Tak, oczywiście. Masz jego numer?

Zaczęłam przeszukiwać walizkę, aż w końcu znalazłam telefon. Po kilku nieodebranych sygnałach usłyszałam znajomy głos.

– Cześć Mateusz – powiedziałam, czując ulgę. – Tu Eliza. Potrzebujemy twojej pomocy. Jesteśmy w strasznym hotelu i nie mamy jak wrócić do domu.

Mateusz chwilę milczał, a potem odpowiedział:

– Powiedz mi dokładnie, gdzie jesteście. Przyjadę po was.

Następnego dnia czekaliśmy na Mateusza w holu hotelu. Widok znajomej twarzy przyniósł nam ogromną ulgę. Po serdecznym powitaniu spakowaliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę, zostawiając za sobą to ponure miejsce.

Okazał się naszym wybawcą

W drodze do mieszkania Mateusza opowiedzieliśmy mu o wszystkim, co nas spotkało. Mateusz słuchał uważnie, co jakiś czas wtrącając pytania. Gdy dotarliśmy na miejsce, pomógł nam przenieść bagaże do swojego niewielkiego, ale przytulnego mieszkania.

– Czujcie się jak u siebie – powiedział, wskazując nam pokój gościnny. – Możecie tu zostać tak długo, jak chcecie.

Zaczęliśmy planować nasz powrót do Polski. Bruno zajął się kontaktowaniem z liniami lotniczymi i szukaniem nowych biletów, a ja postanowiłam sprawdzić, czy możemy liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową od ambasady.

Mateusz, widząc nasze starania, zaoferował dodatkową pomoc.

– Mam kilku znajomych w biurach podróży. Może uda mi się załatwić wam jakieś tańsze bilety albo chociaż poradę, co robić w takiej sytuacji.

– Jesteś niesamowity – powiedziałam, czując, jak wdzięczność zalewa moje serce. – Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili.

Wieczorem usiedliśmy razem przy kolacji, a atmosfera była o wiele lżejsza. Rozmawialiśmy o dawnych czasach, śmiejąc się z naszych wspólnych wspomnień. Dzięki Mateuszowi poczuliśmy, że mamy szansę na rozwiązanie naszych problemów. Czekało nas jeszcze wiele wyzwań, ale z takim przyjacielem u boku wszystko wydawało się możliwe.

Następnego dnia Mateusz zabrał nas do swojego biura, gdzie pracował jako menedżer. Siedząc w jego niewielkim, ale schludnym gabinecie, czuliśmy, jak wraca do nas nadzieja. Bruno intensywnie przeglądał strony internetowe w poszukiwaniu lotów, a ja rozmawiałam z pracownikami ambasady, starając się dowiedzieć, jakie mamy możliwości.

Po krótkiej rozmowie telefonicznej Mateusz oznajmił, że jego znajomy, Marek, zgodził się nas przyjąć tego samego dnia. Gdy dotarliśmy do biura podróży, Marek przywitał nas serdecznie i zaprosił do swojego gabinetu.

Słyszałem, że mieliście pecha z waszą podróżą – powiedział, przeglądając nasze dokumenty. – Zobaczę, co da się zrobić.

Po dłuższej chwili Marek podniósł głowę i uśmiechnął się.

– Mam dla was dobrą wiadomość. Udało mi się znaleźć lot do Polski na jutro. Bilety są co prawda droższe, ale damy wam zniżkę.

Czuliśmy, jak kamień spada nam z serca. Bruno uścisnął Marka, a ja ledwo powstrzymywałam łzy radości.

– Dziękujemy, nie wiemy, jak ci się odwdzięczyć.

Wieczorem, z powrotem w mieszkaniu Mateusza, usiedliśmy wszyscy razem przy kolacji. Bruno wyrażał swoje obawy i złość na całą sytuację.

– Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się nam przytrafić. To powinien być nasz miesiąc miodowy!

– Najważniejsze, że wrócicie do domu. W takich sytuacjach warto pamiętać, że zawsze może być gorzej. Ważne, że macie siebie – uspokajał go Mateusz.

W nocy trudno było zasnąć, myślałam o tym, co nas czeka. Wiedziałam, że musimy podjąć kroki prawne przeciwko oszustom i zadbać, by nikt więcej nie padł ich ofiarą. Ale to wszystko mogło poczekać. Teraz najważniejsze było, by bezpiecznie wrócić do domu.

Dwa razy się zastanowię

Dzięki pomocy Mateusza i Marka wróciliśmy do Polski. Po przylocie czułam ulgę i wdzięczność, mimo że nasza podróż poślubna zamieniła się w koszmar. Z pomocą prawnika podjęliśmy kroki przeciwko oszustom, którzy sprzedali nam tragiczne wakacje. Było to dla nas trudne, ale wiedzieliśmy, że musimy walczyć o sprawiedliwość.

To doświadczenie, choć bolesne, bardzo nas z Brunem zbliżyło. Przetrwaliśmy to razem, wspierając się nawzajem na każdym kroku. Nasza miłość została wystawiona na próbę, ale wyszliśmy z tego silniejsi i bardziej zjednoczeni. Postanowiliśmy, że już nigdy nie zdecydujemy się na zakup wakacji last minute i będziemy bardziej ostrożni oraz mniej naiwni w przyszłości.

Ta lekcja nauczyła nas, jak ważne jest zaufanie i wspólne przezwyciężanie trudności. Teraz wiemy, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Mimo wszystkich problemów, jakie napotkaliśmy, doceniliśmy wartość naszej miłości i przyjaźni. Nasza podróż poślubna może nie była idealna, ale sprawiła, że jesteśmy silniejsi jako para. To doświadczenie pokazało nam, że razem możemy przetrwać wszystko.

Eliza, 28 lat

Czytaj także:
„Wakacyjny kochanek był jak natrętna mucha. Nie rozumiał, że to była tylko przygoda i cały czas krążył wokół mnie”
„Gdy żona sprzedała dom po rodzicach, kasa przewróciła jej w głowie. Prawie nie doszło do tragedii”
„Miałam serdecznie dosyć ciągłych zdrad męża. Kiedy w windzie spotkałam tę jego wymalowaną dziunię, coś we mnie pękło”

Redakcja poleca

REKLAMA