„Po latach małżeństwa żar namiętności zastąpiła żenada. Na widok męża kipiałam złością, a wspólne łoże omijałam z daleka”

Zmęczona kobieta fot. Getty Images, Highwaystarz-Photography
„Gdy miałam lepszy nastrój, zastanawiałam się, czy nie ryzykuję swojego związku. Mój mąż, Władek, to naprawdę wspaniały facet i bardzo mnie kocha, ale huśtawki emocjonalne i ciągłe przyczepianie się do niego bez powodu w końcu dadzą mu się we znaki”.
/ 10.05.2024 18:30
Zmęczona kobieta fot. Getty Images, Highwaystarz-Photography

– Proszę mnie obciąć na męsko – powiedziałam do fryzjerki, wzdychając ze zmęczenia. – O, może być tak jak u tej dziewczyny z katalogu – wskazałam na zdjęcie.

– Jest pani pewna? – stylistka popatrzyła na mnie z wahaniem. – To naprawdę bardzo króciutka fryzura, a ma pani takie cudne, gęste włosy…

I mam ich po dziurki w nosie! – niespodziewanie się zirytowałam. – Ciągle mi za gorąco, kark mi się poci, kosmyki lepią mi się do buzi! Mam tego dość! Proszę ścinać!

Po chwili dodałam:

– Przepraszam, że tak na panią naskoczyłam. Po prostu jestem wykończona.

Sama siebie zaskoczyłam tym wybuchem. Ostatnio ciągle mi się to zdarza i nieustannie muszę kogoś przepraszać za to, że na niego nawrzeszczałam bez powodu. Jakieś głupoty potrafią wyprowadzić mnie z równowagi.

Niewiele było trzeba, żeby mnie zirytować. Ktoś mógł tylko w sklepie wziąć bakłażana, którego ja chciałam albo wyprowadzić na spacer hałaśliwego psiaka. Przez takie drobiazgi wpadłam w szał, a potem okropnie się wstydziłam. Ale gorszą sprawą od tej złości jest smutek, który czasem dopada mnie tak nagle, jak górska ulewa.

Zdarzało mi się wybuchnąć płaczem, oglądając reportaż o suszach trapiących Afrykę, a niekiedy płakałam bez konkretnej przyczyny. Po prostu ogarniało mnie poczucie totalnej beznadziejności i pragnęłam już umrzeć, by skończyły się te ziemskie męczarnie.

Na szczęście po wyjściu od fryzjerki byłam w lepszym humorze. Nareszcie nie czułam gorąca na karku i mogłam przestać się przejmować, że gdy nadejdzie fala upałów, będę straszyć wilgotnymi włosami przyklejonymi do czoła. Jednak gdy w domu przejrzałam się w lustrze, momentalnie zaczęłam żałować swojego wyboru.

Moje cudowne loki zniknęły, a ja przypominałam ogolonego kogucika! Łzy same popłynęły mi po policzkach, kiedy uświadomiłam sobie, że wyglądam okropnie, czuję się beznadziejnie i od teraz moje życie będzie jedną wielką porażką.

Moja mama też tak miała

Oczywiście wiedziałam, co mi dolega. Menopauza. Zwykła sprawa w kobiecym życiu. Zanim to przyszło, naczytałam się na ten temat, kojarzyłam symptomy i poznałam setki porad, jak dać sobie z tym radę. Ale gdy po raz pierwszy zalałam się potem, mając na sobie tylko lekką koszulkę w pomieszczeniu z pootwieranymi oknami w środku zimy, dotarło do mnie, że tak naprawdę wcale nie byłam przygotowana na przekwitanie.

– Strasznie się postarzałam! Czuję się jak ruina, a nie kobieta… – załamywałam ręce, podczas gdy Włodek drapał się po karku, proponując mi kakao.

– Kakao? Oszalałeś?! – wrzasnęłam na niego. – W ostatnim czasie przybrałam siedem kilo i nadal tyję! Niedługo będę wyglądać jak beczka, a ty mi proponujesz kakao?! I co będzie później? Poszukasz sobie jakiejś młodszej i zgrabniejszej, a ja co pocznę…

Po tym, jak mój atak histerii i podły humor już przeminęły, zwróciłam się do Władzia z przeprosinami, prosząc o cierpliwość i zrozumienie w tym wymagającym dla mnie czasie. Mój ukochany mąż zareagował całusem i zaczął masować mój kark. W normalnych warunkach taki gest zapowiadałby zabawę w łóżku i działałby na mnie jak afrodyzjak, jednak w tamtej chwili odruchowo się od niego odsunęłam.

– Serio, teraz kompletnie nie mam na to nastroju… – mruknęłam pod nosem. – Czy ty zawsze masz tylko jedno w głowie?

Przykro mi to mówić, ale – jak delikatnie, aczkolwiek z przygnębieniem, zauważył Władek – ten stan „teraz” ciągnął się już od dłuższego czasu. Stronienie od kontaktu cielesnego z małżonkiem stało się moim nawykiem, a nawet swoją sypialnię przeniosłam do salonu, bo mogłam tam uchylić drzwi balkonowe, gdy w środku nocy wybudzałam się zlana potem w wilgotnej pościeli.

Gdy miałam lepszy nastrój, zastanawiałam się, czy nie ryzykuję swojego związku. Mój mąż, Władek, to naprawdę wspaniały facet i bardzo mnie kocha, ale zdawałam sobie sprawę, że huśtawki emocjonalne, nerwy, brak ochoty na zbliżenia i ciągłe przyczepianie się do niego bez powodu w końcu dadzą mu się we znaki.

W akcie desperacji udałam się do lekarza z prośbą o przepisanie mi tabletek hormonalnych.

– Niestety nie mogę pani ich wypisać – oświadczył lekarz. – Pani ostatnie wyniki badań nie wyglądają najlepiej. Mogę zaproponować tabletki na bazie ziół, no i oczywiście zalecam więcej ruchu, może jakieś nowe zajęcie, hobby, coś przyjemnego.

Opuściłam jego gabinet, aż kipiąc ze złości

 – Wyobraź sobie, że doradził mi znalezienie nowego zajęcia! – narzekałam młodszej siostrze, jeszcze nieświadomej, co ją spotka w przyszłości. – Co za dureń! Jak hobby ma mi pomóc w pokonaniu menopauzy?

 – Wiesz, może porozmawiaj z naszą mamą... – nieśmiało zasugerowała Lidka.

 – Jakoś nie przypominam sobie, żeby ona przeżywała menopauzę aż tak intensywnie. Bez urazy…

Sapnęłam z irytacją i oznajmiłam, że doceniam jej wskazówki, po czym zakończyłam rozmowę, by w samotności trochę poszlochać. Jednak Lidka słusznie zauważyła: moja matka w żadnym wypadku nie zachowywała się tak jak ja obecnie. Wspomniałam ją, gdy miała nieco ponad pięćdziesiąt lat, a ja akurat kończyłam trzydziestkę i dopiero co urodziłam Joachima.

Wtedy to ja przeżywałam huśtawkę emocji, czułam niepokój i przerażała mnie perspektywa bycia mamą. Moja matka natomiast emanowała spokojem, nie podnosiła głosu, a gdy oferowała pomoc, robiła to z radością i werwą. Zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe?

Pojechałam do niej. Dwa lata wcześniej postanowiła zamieszkać ze swoją koleżanką, ponieważ obie panie straciły mężów i pragnęły uniknąć samotności. Dobrze znałam ciocię Jankę, przyjaźniła się z moją matką jeszcze od czasów szkolnych. Kiedy przekroczyłam próg domu, w nozdrza uderzył mnie charakterystyczny zapach wilgotnej gliny.

Nic dziwnego, przecież ciocia Janka zaaranżowała sobie w jednym z pomieszczeń domową pracownię do wyrobu ceramiki. Przy każdej okazji, gdy mnie spotykała, wręczała mi jakieś własnoręcznie wykonane przedmioty, czy to talerz, czy jakąś glinianą figurkę.

 – Twojej mamy nie ma w domu – oznajmiła, spłukując z dłoni resztki gliny. – Masz ochotę coś przekąsić?

To pytanie sprawiło, że zaczęłam narzekać jak nakręcona. Mówiłam, że nie jestem w stanie nic przełknąć, bo przybrałam na wadze i obawiam się, że mój Władek zacznie rozglądać się za jakąś chudszą panienką. Poza tym, kiedy zjem coś ciepłego, od razu zalewa mnie pot i zostają mi brzydkie ślady pod pachami i...

– Spokojnie, moja droga! – przerwała mi delikatnie ciocia. – To zwyczajnie menopauza. Niełatwy okres, ale to nie koniec świata. Twoja mama przez to przebrnęła, ja również, więc i ty sobie poradzisz.

– Ale mama miała łatwiej! W ogóle nie odczuwała objawów! – wyrwało mi się. – Dobrze ją pamiętam. Nigdy nie wpadała w złość czy histerię, nie widziałam, żeby się pociła albo robiła się czerwona. Ją to chyba jakoś ominęło.

To tylko etap i wkrótce minie

Miałam ochotę kontynuować, ale ciotka Janka spoglądała na mnie w taki osobliwy sposób, że aż ciarki mnie przeszły. Po chwili odezwała się:

– Nigdy w życiu nie byłam świadkiem takiej huśtawki emocji, jaki zafundowała nam twoja mama, gdy weszła w okres menopauzy – oznajmiła z westchnieniem. – U niej zaczęło się to o rok szybciej niż u mnie i mówię ci, byłam o krok od wyrzucenia jej numeru do kosza i zerwania kontaktów na dobre. To był istny horror!

Później przyszedł czas na historię o tym, jak matkę dręczyła bezsenność i wydzwaniała do ciotki nad ranem, bo ogarniały ją niemal samobójcze myśli. O tym, jak jej pamięć szwankowała, przez co nie radziła sobie z kolejnymi wyzwaniami. Wspomniała nawet sytuację, kiedy podczas uderzenia gorąca mama ściągnęła sweter w knajpie, zostając w samej kusej podkoszulce, ciężko oddychając i wycierając pot z twarzy, a ciocia obawiała się, że zostaną wyproszone z lokalu za niestosowne zachowanie.

– Jak to możliwe, że nie miałam o tym pojęcia? – spytałam, kompletnie zaskoczona. – Przy mnie zachowanie mamy wydawało się całkowicie normalne…

– Bo zdawała sobie sprawę, że to dzieje się tylko w jej głowie. Rozumiała, że to efekt hormonów, a nie faktyczna rzeczywistość. Była świadoma, że nagłe pragnienie, by zwymyślać panią na poczcie albo położyć się i czekać na koniec, nie ma związku z tym, co tak naprawdę się wokół niej dzieje. Wiedziała, że to minie i przy tobie potrafiła nad tym zapanować. No i miała mnie – dorzuciła z serdecznym uśmiechem.

Tamtego dnia nie doczekałam się powrotu mamy, ale ta rozmowa z ciocią odmieniła moje spojrzenie na świat. Okazało się, że ona również przeżywała trudne chwile, ale znalazła ukojenie w nowej pasji – lepieniu z gliny. Poświęcała czas na coś, co dawało jej radość i w ten sposób dbała o swój nastrój. Ciocia przypomniała mi też, jak mama zaadoptowała wtedy Szpulkę z miejscowego azylu dla zwierząt i każdego dnia wyruszała z nią na długie przechadzki, a do tego uczyła ją różnych sztuczek.

Gdy przekroczyłam próg mieszkania, zaczęłam rozpamiętywać rozmowę z lekarzem. Zastanawiałam się, czy faktycznie byłby to dobry pomysł, by zwiększyć aktywność fizyczną i znaleźć nowe hobby? Podzieliłam się tymi przemyśleniami z Włodkiem, a on od razu wyskoczył z propozycją, abyśmy zapisali się na kurs tanga. Aktywność i pasja za jednym zamachem – zaznaczył.

Obawiałam się trochę, że taniec sprawi, iż znowu będę się pocić, ale mimo wszystko przystałam na ten pomysł.

Decyzja okazała się niezwykle trafna

Trafiliśmy do grupy, w której przeważały pary w podobnym wieku co my, a prowadzący kurs świetnie dopasowali stopień trudności do naszych umiejętności. Wspaniałe rytmy i zabawa w tańcu sprawiły mi niesamowitą radość. Kupiłam sobie zjawiskową, krwistoczerwoną kieckę i szpilki, po czym zaczęliśmy uczęszczać na potańcówki w towarzystwie świeżo poznanych ludzi.

Wiadomo, uderzenia gorąca wciąż dają mi się we znaki, ale próbuję sobie radzić, jak doradziła mi ciocia Janka – powtarzam sobie, że to przejściowy okres. Gdy emocje szaleją mi w głowie, biorę głęboki wdech, puszczam sobie moją listę piosenek albo ruszam w tany po pokoju.

Odkąd razem z mężem odnaleźliśmy nowe hobby, w naszej relacji zapłonął na nowo ogień. Podzieliłam się tą radosną nowiną z ciocią Janką, która nie kryła swojego entuzjazmu, słysząc te wieści. Klimakterium wcale nie oznacza, że kobiece życie dobiega końca. Dobrze jest dowiedzieć się zawczasu, jakie zmiany nas czekają i podyskutować z paniami, które już przeszły przez ten etap. Nic nie zastąpi kobiecej solidarności i wsparcia!

Agata, 49 lat

Czytaj także:
„Skończyłam czterdziestkę i jestem sama. Jak mam znaleźć chłopa, skoro zamiast księcia z bajki, spotykam paroba na ośle”
„Jesteśmy z mężem parą od 40 lat. Wszyscy się dziwią, że tyle ze sobą wytrzymaliśmy i nie przyprawialiśmy sobie rogów”
„Na Komunii córki wybuchł skandal. W prezencie dostała tajemniczą przesyłkę, która zmieniła nasze życie”

Redakcja poleca

REKLAMA