„Skończyłam czterdziestkę i jestem sama. Jak mam znaleźć chłopa, skoro zamiast księcia z bajki, spotykam paroba na ośle”

kobieta nad morzem fot. stockfour
„Pogodziłam się z samotnością. Moje życie i moja osoba bardzo mi odpowiadały. Jeśli faceci nie potrafili zauważyć mojej wartości, to ich problem. Przypominałam morze poza sezonem letnim. Przeznaczone dla prawdziwych znawców tematu. Dla koneserów”.
/ 07.05.2024 21:15
kobieta nad morzem fot. stockfour

– Nad Bałtyk poza sezonem? Kto tam się wybiera? – Ania podeszła do mojego planu bez entuzjazmu. Siedziałyśmy u mamy, sącząc kawę i gawędząc.

– No ja – nie dałam się zniechęcić jej narzekaniem. – Mniejsze tłumy, większy luz, brak kolejek po smażoną rybkę… – wymieniałam zalety.

– Chłodno, leje, piach wilgotny, woda lodowata – ripostowała. – Mogłaś z nami pojechać w lecie.

– Ech, siostrzyczko – westchnęłam – no ale wy jechaliście całą familią, z dzieciakami.

– No właśnie. Może czas zastanowić się nad powiększeniem rodziny… – powiedziała wymownym tonem.

Byłam niczym nadmorski kurort poza sezonem

– Żeby zostać mamą, najpierw musisz znaleźć partnera – dodała od siebie mama.

– W dzisiejszych czasach niekoniecznie potrzeba męża – mruknęłam pod nosem.

– A planujesz w ogóle kiedyś stanąć na ślubnym kobiercu? – drążyła temat siostra.

– Kochanie, nie jesteś już najmłodsza… – w spojrzeniu mamy dostrzegłam niepokój, zupełnie jakby widziała mnie już w trumnie. Spojrzałam na zegarek, wzdychając ciężko.

– Rany, ale mi zleciało! Muszę pędzić! – zawołałam. – Trochę za długo tu siedzę, a o siedemnastej przychodzi moja klientka.

Nigdy nie przepadałam za rozmowami o planach ślubnych. Choćby z tego względu, że ciężko snuć wizje o zaślubinach, gdy nie ma się partnera, o którym dałoby się powiedzieć: z nim chcę dożyć starości. Jasne, podejmowałam próby poznania kogoś, ale rezultaty były raczej kiepskie.

Z niecierpliwością wyczekiwałam tych samotnych wakacji. Planowałam długie przechadzki nadmorskim deptakiem, wsłuchiwanie się w kojący szum morskich fal i delektowanie pysznymi smażonymi rybkami.

Przeczuwałam, że będę się kapitalnie bawić w pojedynkę, gdyż pogodziłam się z rolą singielki po czterdziestce – ta etykieta brzmiała zdecydowanie lepiej niż staropanieństwo. W końcu wyznacznikiem spełnienia nie jest status związku. Szczęśliwość to kwestia nastawienia psychiki i serca.

Ja kochałam swój styl życia i darzyłam sympatią własną osobę. Jeśli faceci nie potrafili mnie właściwie ocenić, ich problem. Byłam niczym nadmorski kurort poza sezonem. Dla smakoszy. Dla prawdziwych pasjonatów.

Kiedy już zajęłam miejsce w wagonie, postanowiłam skontaktować się z mamą. Tak jak zawsze, pełna trosk i zmartwień, przekazała mi najlepsze życzenia na czas podróży. Przy okazji nie omieszkała zaapelować do mojego zdrowego rozsądku, niczym do jakiejś niepokornej nastolatki, która właśnie wyrwała się spod czujnego oka rodziców.

– Miej na uwadze, że na samotne kobiety czyha sporo zagrożeń. Dbaj o bezpieczeństwo, trzymaj się z dala od nieznanych osób i nie chodź w dziwne miejsca.

– Czyli powinnam unikać obcych ludzi, czy raczej szukać wśród nich męża? A może mam wybrać faceta spośród moich znajomych?

– Słucham? – ta sprzeczność w dawanych mi radach lekko zbiła z tropu moją rodzicielkę.

– Nieważne – odparłam, wzdychając. – Obiecuję mieć się na baczności. Do zobaczenia, mamuś.

Wszystko zaczęło się od głośnego chrapania…

Sięgnęłam do torebki po powieść. Chciałam zagłębić się w fabule, lecz głośne pochrapywanie, niosące się z przedniej części wagonu, nie dawało szansy na koncentrację czy choćby zebranie myśli. Donośne odgłosy drażniły również pozostałych podróżnych.

– Jak ktoś tak straszliwie chrapie, to powinien darować sobie drzemkę w pociągu – wymamrotała podróżująca z wnusią staruszka. – Co on sobie wyobraża, ten facet?

Narastające dźwięki zmusiły mnie do wstania z miejsca, by odnaleźć źródło tych donośnych chrząknięć. Byłam przekonana, że ujrzę jakąś leciwą osobę. Ku mojemu zaskoczeniu owym „winowajcą” okazał się facet w zbliżonym do mojego wieku, dość szczupły i ubrany w strój przywodzący na myśl aktywność fizyczną.

Przeszło mi przez głowę, że może cierpi na jakąś przypadłość, gdy z powrotem zajmowałam swoje siedzenie. Tak czy inaczej skupienie się na lekturze stało się niemożliwe, a mój umysł raz po raz uciekał w stronę hałaśliwego współpasażera.

Od małego denerwowały mnie różne dźwięki, które wydawali ludzie. Cmoktanie przy jedzeniu, połykanie, mlaskanie, posapywanie, chrapanie… I ta niechęć tylko rosła z upływem czasu.

W tej chwili moja cierpliwość sięgała granic. Popatrzyłam dookoła. Staruszka ograniczyła swoją dezaprobatę do cichego marudzenia pod nosem. Dwie nastolatki odizolowały się od otoczenia, nakładając słuchawki na uszy. Pewien młodzieniec, zapatrzony w ekran swojego laptopa, chyba nie zauważyłby nawet eksplozji bomby. Paru innych pasażerów zerkało bezradnie na chrapiącego.

Głośne dźwięki ponownie przeszyły ciszę. Jeden z pasażerów tylko rozłożył ręce, inny nieznacznie uniósł ramiona, a jeszcze ktoś ledwo powstrzymywał śmiech. Moja cierpliwość się wyczerpała. Poderwałam się z fotela i podeszłam do mężczyzny pogrążonego we śnie. Delikatnie potrząsnęłam go za ramię.

– Przepraszam pana…

Zero reakcji, więc lekko go szturchnęłam.

– Przepraszam, ale pańskie chrapanie jest tak głośne, że zagłusza moje własne myśli – mój ton zabrzmiał nieco ostrzej niż planowałam. Facet niby podniósł powieki, ale wciąż sprawiał wrażenie nieobecnego.

– Mhm… – przytaknął. – No jasne… I co z tego?

– I co z tego? Może warto porządnie wyspać się we własnym łóżku?

– No pewnie, pewnie… mam przecież bilet.

– Matko jedyna, człowieku – dobiegł mnie głos staruszki zza pleców. Zbliżyła się i przystanęła tuż przy mnie. – Ależ ty chrapiesz, jakbyś był jedną nogą w grobie!

Pozna mnie pani… po chrapaniu

Facet wyprostował się i popatrzył dookoła. Najwidoczniej w końcu doszedł do siebie.

– Mojemu małżonkowi też tak rzęziło przed śmiercią. Rzęził, chrapał, aż w końcu się przekręcił. No i po chrapaniu… – westchnęła z tęsknotą w głosie. Nie mogłam powstrzymać chichotu.

– Proszę się nie martwić, zapewniam, że jeszcze nie wybiła moja godzina i pociąg dojedzie na czas, bez opóźnień spowodowanych moim nagłym zgonem – mężczyzna posłał nam przyjacielski uśmiech.

Staruszka tylko pokręciła głową z dezaprobatą i usiadła z powrotem na swoim fotelu, ja natomiast postanowiłam jeszcze chwilę postać. Przez parę minut obserwowałam tego hałaśliwego faceta. Tak szczerze powiedziawszy, to był nawet niezły.

– Sorry, ale jestem strasznie zmęczony. To moje pierwsze wolne od wielu lat – wymamrotał.

– Jasne, rozumiem – przytaknęłam. Facet przetarł ręką skroń.

– Jakbym zasnął i zaczął znowu chrapać, to proszę mnie szturchnąć – rzucił z nadzieją. – Dobra?

– Jasne.

– Serio, to dla mnie ważne. No wie pani… wolałbym nie kipnąć bez zdawania sobie z tego sprawy – puścił do mnie oko i uśmiechnął się zawadiacko.

Podróż dobiegała końca w całkowitym spokoju. Byłam na ostatnich stronach powieści kryminalnej, śledczy był o krok od schwytania mordercy, kiedy zorientowałam się, że pociąg dojeżdża do mojego celu. Szybko odłożyłam książkę, zebrałam swoje rzeczy i przesunęłam się w kierunku wyjścia.

– Pani również tutaj wysiada? – chrapiący facet uśmiechnął się do mnie. – Cudowna okolica. Mój pradziadek stąd pochodził.

– Rzeczywiście, przepiękna – zgodziłam się.

– Przyjechała pani odpocząć? Czy może w interesach? – zapytał z ciekawością.

Kiedy pociąg się zatrzymał, a drzwi się rozsunęły, nadszedł czas opuścić wagon.

– Wakacje – westchnęłam, stawiając bagaż na platformie.

– Jest szansa, że znów się spotkamy. Tak czy inaczej, na pewno mnie pani pozna… po chrapaniu.

Zachichotał radośnie, po czym pomachał dłonią na pożegnanie i ruszył przed siebie, poprawiając wyładowany po brzegi plecak.

Gdybym dostała propozycję randki, wypicia razem kawy czy spacerowania po plaży, to byłabym bardzo zadowolona. No cóż, to już kolejny facet, który mnie nie docenił. A może po prostu ma inne zobowiązania? Na bank. Przystojniak, z poczuciem humoru, a nawet jeśli chrapie w nocy, to niektórym paniom wcale to nie wadzi.

Poczułam, jak fala gorąca zalewa moje ciało

Mały hotelik, w którym zabukowałam nocleg, prezentował się naprawdę przytulnie. Tak samo przyjemnie jak na fotkach ze strony. Kiedy już rozpakowałam walizkę, wyszłam na taras, skąd rozpościerała się panorama na morze. Fale przenikające się z obłokami, latające i pokrzykujące mewy, statek majaczący na horyzoncie.

– Ale tu cudownie, jaka cisza… – westchnęłam z zachwytem.

Zamknęłam oczy i oparłam się na balkonowej poręczy, wdychając orzeźwiające, nadmorskie powietrze.

– Nie sądzę, żeby ta cisza trwała zbyt długo – usłyszałam tuż obok niski, męski głos.

Obejrzałam się wystraszona. Na balkonie obok stał facet z pociągu. Nadal był równie atrakcyjny. „O nie, tylko nie to!” – przeszło mi przez myśl.

– Nie sprawia pani wrażenia zadowolonej z tego spotkania – stwierdził szyderczo. – A właśnie zamierzałem zaprosić panią na małą kawkę

– Żeby z góry mnie przeprosić za nieprzespaną noc? – wymsknęło mi się. Facet ryknął śmiechem.

– Podoba mi się, że nie owija pani w bawełnę – odparł, spoglądając na mnie rozbawionym wzrokiem. – Przyznaję, że nie działam aż tak błyskawicznie, ale… jest pani naprawdę w moim typie, a do wieczora jeszcze sporo czasu, więc kto wie, być może rzeczywiście nie zmrużymy zbytnio oka…

Poczułam, jak fala gorąca zalewa moje ciało. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio doznałam takiego zażenowania, a jednocześnie… ekscytacji.

– Wybacz, ale nie mogłem się oprzeć. Proszę, nie uciekaj.

– Nigdzie się nie wybieram – bąknęłam pod nosem.

– Nawet jeśli ci zdradzę, że uroczo się czerwienisz? – ponownie parsknął śmiechem, a ja mogłam znów podziwiać jego słodkie zmarszczki wokół oczu i dołeczki w policzkach. – A jeśli chodzi o chrapanie, to może nie będzie z tym aż tak źle. Po pierwsze, mury w tym budynku są solidne. A po drugie, mogą pomóc wieczorne przechadzki nad brzegiem morza, oczywiście z tobą u boku.

Przez moment zastanawiałam się, czy robi sobie ze mnie żarty, czy faktycznie mówi serio. Ale czyż flirt nie polega właśnie na takiej dwuznaczności?

– No to jak będzie? Zdecydujesz się? Powiedzmy – zerknął przelotnie na zegarek – za jakąś godzinkę?

Podniosłam wzrok ku niebu.

– Zanosi się na deszcz...

– Weźmiemy parasol – odpowiedział, nie dając za wygraną. – Jestem Robert. A ty?

– Marlena.

Wyciągnęłam rękę w jego stronę, a on ją chwycił i przez chwilę nie puszczał… chyba odrobinę dłużej niż wypadałoZnad morza wróciliśmy już razem.

Marlena, 42 lata

Czytaj także:
„Pieniądze szczęścia nie dają i jestem na to dowodem. Za żadne skarby nie da się kupić szczerej miłości i zaufania”
„Po kilku latach małżeństwa wygląd i tak nie ma znaczenia. Ważne, żeby chłop miał uprane, ugotowane i uprasowane”
„Przyjaciółka chce ukraść mi życie. Jedzie z nami na urlop, podrywa męża. Boję się, że zaraz znajdę ją nawet w lodówce”
 

Redakcja poleca

REKLAMA