„W Wigilię zostawiam dodatkowe nakrycie, ale nie dla zbłąkanego wędrowca. Wciąż liczę, że tata do mnie wróci”

załamana córka fot. iStock, Zinkevych
„Z wystaw sklepów. Z reklam w telewizorze. Z głośników w centrach handlowych. Wszędzie Gwiazdka i brodaci faceci w czerwonych strojach. A przed oczami ciągle ten pusty talerz przy stole… I wyczekiwanie na dzwonek”.
/ 17.12.2024 16:02
załamana córka fot. iStock, Zinkevych

Jeszcze miesiąc temu byłam pewna, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego… Ale na ulicach zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu ubrane choinki… I nie mogę już o niczym innym myśleć, jak o tym pustym talerzu przy stole. I o ojcu. Od zawsze w Boże Narodzenie na chwilę wpuszczam w moje życie kicz. Wyciągam z pudeł złote łańcuchy, zielone girlandy, czerwone bombki. Obwieszam nimi dom. Wszystkiego jest za dużo, wszystko za bardzo błyszczy. Aniołki, gwiazdki, dzwoneczki. Aż się robi niedobrze…

Gdy byłam mała, nikt w naszym domu w Wigilię nie przebierał się za Mikołaja. Było tak: nagle rozlegał się dzwonek, biegłam do drzwi, otwierałam je, a na wycieraczce stał worek z prezentami. Miałam osiem lat, kiedy rozpracowałam system.

Dzwonek dzwonił

– Mamo, Święty Mikołaj nie istnieje – oznajmiłam na początku grudnia. – To babcia albo dziadek podrzucają prezenty!

Mama ucięła temat:

– Mylisz się.

Nie mogłam się doczekać Wigilii. Żeby wyszło na moje! Zjedliśmy karpia, śledzie, pierogi… W końcu rozległ się dzwonek. Spojrzałam dookoła. Mama jest, dziadek jest, babcia też. Pobiegłam do drzwi. Worek jak co roku stał na wycieraczce. Byłam taka szczęśliwa! Bardzo chciałam wierzyć w Mikołaja. Na dobre przestałam w trzeciej klasie. Przez moją przyjaciółkę Kamę. Mieszkała piętro wyżej. Przybiegła do nas w pierwszy dzień świąt.

– Anka, mówię ci. Mikołaj nie istnieje. Naburmuszyłam się.

– Co ty opowiadasz? Nie znasz się!

– Moja siostra wczoraj dostała pod choinkę szalik. Bardzo długi. Owinęła go sobie od razu wokół szyi. I wiesz co? Nagle odezwała się babcia. Powiedziała Dance, żeby sama sobie dorobiła frędzle, bo ona nie zdążyła. I że rano da jej włóczkę. Rozumiesz? To babcia dała jej ten szalik, choć na karteczce był napis: „Od Mikołaja”.

W Wigilię nigdy nie czekałam na Mikołaja

Płakałam całą noc. Ale co roku w Boże Narodzenie czekałam nie tylko na Świętego Mikołaja. Czekałam na tatę. Odkąd babcia wytłumaczyła mi, po co stawia na stole dodatkowe nakrycie, byłam pewna, że to dla niego.

Nie pamiętałam go. Zostawił nas, gdy zaczęłam chodzić. Mama pochowała gdzieś wszystkie jego zdjęcia. Dlatego nawet nie wiedziałam, jak wyglądał. Wymyśliłam, że jest wysokim, ciemnowłosym brodaczem.

Bardzo się rozczarowałam, gdy już jako nastolatka znalazłam w pudełku na dnie szafy ślubne zdjęcie rodziców. Tata był niedużym blondynem, z wyraźnie już widocznymi zakolami. „Pewnie teraz jest już zupełnie łysy” – pomyślałam. Za każdym razem, gdy w Wigilię rozbrzmiewał dzwonek, modliłam się w duchu, żeby to nie był Święty Mikołaj, a tata. Za jego jedną wizytę oddałabym wszystkie prezenty.

Nie doczekałam się. Ale nigdy nie znienawidziłam świąt. Nie umiałam. Byłam na studiach, gdy zmarł dziadek. Pierwsze święta bez niego były bardzo smutne. To on zawsze czytał przed wieczerzą fragment Pisma Świętego. Teraz miała go zastąpić mama, ale nie dała rady.

Kolejna rodzinna tradycja odeszła do lamusa

Reaktywowałam ją w pierwszą Wigilię z Jackiem, moim mężem. Trochę był speszony, ale nie protestował. A gdy urodziłam bliźniaki – Jagnę i Jasia – zarządziłam powrót do tradycji podrzucania worka na wycieraczkę. Zawsze uważałam, że to fajniejsze niż jakiś przebieraniec.

Cztery lata temu zmarła babcia. Bardzo się starałyśmy z mamą, żeby karp smakował tak samo. Prawie się udało. Prawie… Jeszcze pół roku temu nic nie zapowiadało, że tegoroczne święta mogą być inne niż zwykle.

– Ania? Jesteś w domu? Mogę wpaść? – głos mamy w telefonie brzmiał dziwnie.

– Co jest? Wszystko okej? – zaatakowałam ją, gdy tylko usiadła przy stole.

– Nic mi nie jest, uspokój się. Tylko ten list… Jest zaadresowany do ciebie. Nie ma nadawcy, ale ja znam ten charakter pisma – mamie drżał głos.

Domyśliłam się, kto mógł go napisać.

– Mamuś, ja już o nim nie myślę, nie tęsknię. Jak chcesz, spalę ten list bez czytania.

– Nie. Otwórz. Posłuchałam jej.

„Kochana Aniu. Wiem, że nie mam prawa tak do ciebie pisać. Ani nazywać cię swoją córką. Skrzywdziłem i ciebie, i twoją mamę. Byłem strasznym egoistą, dziś to wiem. Uznałem, że bez rodziny będzie mi się żyło wygodniej. I po prostu odszedłem. Z powodu tego egoizmu nigdy nie nawiązałem z wami kontaktu – nie chciałem sobie komplikować życia. Potem się ożeniłem. Doczekałem się wspaniałego syna. Moja żona i mój syn nigdy się o tobie nie dowiedzieli.

Pięć lat temu Maciek zginął w wypadku. Jego mama mnie zostawiła. Zawsze miałem kłopoty z nerkami, ale gdy zostałem sam, moje zdrowie bardzo się pogorszyło. Musiałem dwa razy w tygodniu jeździć na dializy. I wtedy zacząłem myśleć o tobie. Tak, wiem, jak prawdziwy egoista. Bardzo chciałem cię odszukać, ale dotarło do mnie, że masz na pewno swoje życie i schorowany ojciec nie jest ci do niczego potrzebny. Powstrzymałem się. Obiecałem sobie, że nigdy nie napiszę tego listu. Ale nie wytrzymałem. Z moim zdrowiem jest bardzo źle.

Lekarze dają mi rok życia. Bardzo się boję. I bardzo bym chciał cię spotkać. I poprosić o wybaczenie. Wiem, że pewnie go nie dostanę, ale daj mi szansę chociaż o nie poprosić. Krzysztof, twój tata”.

Biłam się z myślami kolejny tydzień

Sama nie wiedziałam, czego chcę Popłakałam się. Z wściekłości, nie żalu.

– Czego on ode mnie chce? Teraz? Po 40 latach? Mam go pielęgnować? Odwiedzać w szpitalu? Czy on nie ma wstydu?

– Aniu, nie musisz mu odpisywać. Nie musisz nic robić. Po prostu o tym zapomnijmy. I tyle – mama głaskała mnie po głowie, ale sama miała w oczach łzy.

Wrzuciłam list do szuflady. Więcej do tematu nie wracałyśmy. A teraz zaczęły mnie atakować te przeklęte święta. Z wystaw sklepów. Z reklam w telewizorze. Z głośników w centrach handlowych. Wszędzie Gwiazdka i brodaci faceci w czerwonych strojach. A przed oczami ciągle ten pusty talerz przy stole… I wyczekiwanie na dzwonek. Zapytałam Jacka, czy powinnam dać ojcu szansę.

– Anka, wiesz, że ja dałbym wszystko, żeby choć chwilę pogadać ze swoim tatą. Tylko to niemożliwe.

Jacka ojciec zmarł dwa lat temu. Sklęłam się w duchu za brak wrażliwości. Zaczęłam przepraszać.

– Przecież wiem, że nie chciałaś mnie dotknąć. No więc myślę, że jak mu nie dasz szansy, to będziesz kiedyś żałować. Kiedy już będzie za późno. Teraz jeszcze nie jest.

– A gdybym zaprosiła go na święta? Czy to w porządku wobec mamy? Nie wiem…

– Po prostu jej spytaj.

Za to go kochałam. Biłam się z myślami kolejny tydzień. Sama nie wiedziałam, czego chcę. I nie chciałam wciągać w to mamy. Domyśliła się sama. Byłyśmy w centrum handlowym. Kupiłam sweter dla Jacka i nagle zatrzymałam się przy kapciach. Takich w kratę, jak kiedyś co roku kupowałam dla dziadka.

– Jacek tego nigdy nie założy… – mama przyglądała mi się uważnie. – Myślisz o prezencie dla ojca? Chcesz go zaprosić na Wigilię, tak?

Cała mama

Przejrzała mnie już po raz nie wiem który.

– Może. Ale jak miałoby cię to zranić, to dam spokój. Zresztą. naprawdę sama nie wiem. Nie powinnam, ale to te święta…

– Chodźmy na grzane wino. Pogadamy.

Mama zaciągnęła mnie do kawiarni po drugiej stronie ulicy. Długo milczała. Widziałam, że bije się z myślami.

– Powinnaś go zaprosić. Dać mu szansę. I sobie. Twoje dzieci nie mają żadnego dziadka. Jednego mogą odzyskać. Może warto spróbować? Tylko nie wiem, czy ja dam radę. A nie chcę wszystkim popsuć Wigilii. Może po prostu zostanę w domu?

Na to nie mogłam się zgodzić. Pozwolić, żeby z powodu ojca mama sama spędziła Wigilię.

– Nie ma mowy. Absolutnie się na to nie zgadzam. Mogę się z nim spotkać kiedy indziej. Jak któreś z was zasłużyło na samotną Wigilię, to na pewno on.

Mama obiecała, że pomyśli. I da znak. I jak to ona, znalazła sposób.

– Kochanie, jak chcesz, to możesz zaprosić ojca na Wigilię. Nic się nie martw. Ja też będę. Wiesz, po prostu się bałam, jak zareaguję na to spotkanie. Pierwsze po tylu latach. Czy się popłaczę, czy wydrapię mu oczy… I po prostu się z nim spotkałam. Mam to za sobą. Nic mu nie zrobiłam. Okazało się, że już nie budzi we mnie żadnych emocji. Naprawdę.

Kupiłam te kapcie. I trzy pary skarpet. Zapakowałam w złote pudełko, zawiązałam złotą kokardkę. Tylko nie wiem, co mam napisać na karteczce. Tata? Dziadek? Krzysztof?

Czytaj także:
„Gdy mama wypaliła z nowiną przy Wigilii, zakrztusiłem się barszczem. Mam nadzieję, że pod choinką znajdę lepszą matkę”
„Ela ma 48 lat i przeszła w życiu piekło. Mąż i teściowie traktowali ją jak wycieraczkę do butów, aż coś w niej pękło”
„Doradzam synowej przy dziecku, a ona się obraża. Przecież wychowałam jej męża, więc wiem, co najlepsze dla wnuczka”
 

Redakcja poleca

REKLAMA