„W Wigilię nie tylko piernik był wilgotny. Mąż pierwszy raz spisał się na medal, a ja miałam swój wigilijny cud”

zadowolona kobieta fot. Adobe Stock, dmshpak
„Za plecami słyszałam jego niezgrabne próby odpalenia odkurzacza i kilka siarczystych przekleństw. Cud wigilijny – pomyślałam gorzko, mieszając farsz do pierogów. Wreszcie Piotr wziął się do roboty, ale wiedziałam, że nie obejdzie się bez katastrofy”.
/ 23.12.2024 22:00
zadowolona kobieta fot. Adobe Stock, dmshpak

Dźwięk budzika o szóstej rano przeciął ciszę jak brzytwa. Wstałam, choć całe ciało błagało o jeszcze kilka minut snu. Wigilia, wielki dzień – przynajmniej dla innych. Dla mnie oznaczał listę zadań długą jak kolejka w markecie przed świętami. Wciągnęłam na siebie dresy, złapałam torbę na zakupy i wybiegłam do pobliskiego sklepu, modląc się, żeby kapusta i karp jeszcze nie zniknęły z półek. 

W domu był wielki bałagan

W domu panował typowy przedświąteczny chaos. Zuzia biegała z kokardkami, próbując udekorować psa, a Wiktor wydzierał się na cały głos, że nie może znaleźć zasilacza do konsoli. W kuchni sterta naczyń piętrzyła się niczym wieża Babel, a ja miałam tylko jedno marzenie – żeby ktoś, choć raz, pomógł mi bez przypominania. 

Piotr oczywiście leżał na kanapie, zapatrzony w telefon. Mimo wszystko spróbowałam. Może cud bożonarodzeniowy? 

Piotr, pomożesz mi z tym bałaganem? – zapytałam najspokojniej, jak umiałam, tłumiąc narastającą irytację. 

– No przecież mamy jutro jeszcze cały dzień, Aniu – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu. 

I już wiedziałam, że to będzie kolejna Wigilia w pocie czoła. 

Nie zamierzałam odpuścić

– Piotr, wstawaj. Jest Wigilia, a dom wygląda jak po przejściu tornada! – nie wytrzymałam.

Stałam nad nim, trzymając w jednej ręce ścierkę, a w drugiej listę rzeczy do zrobienia. 

– Przecież dopiero rano. Spokojnie, Aniu, zdążymy – odpowiedział flegmatycznie. 

– „Zdążymy”? To chyba ja zdążę. Jak zawsze – odparłam, czując, jak złość zaczyna mnie dusić. – Od tygodnia proszę cię o pomoc, a ty nic. Dziś jest ostatni dzień, Piotrze. Chcesz siedzieć w brudnym domu przy świątecznym stole? 

– Oj, nie przesadzaj. Dzieciom to i tak nie przeszkadza – burknął, zerkając na mnie przez ramię. 

Wzięłam głęboki wdech, żeby nie wybuchnąć. Podrzuciłam mu odkurzacz, wiadro i szmatę. 

– Masz. Zacznij od salonu. A jak skończysz, przerzucisz się na korytarz – zarządziłam, ignorując jego zdziwioną minę. 

Piotr próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do kuchni, gdzie kolejne ciasto czekało na włożenie do piekarnika. 

Za plecami słyszałam jego niezgrabne próby odpalenia odkurzacza i kilka siarczystych przekleństw. Cud wigilijny – pomyślałam gorzko, mieszając farsz do pierogów. Wreszcie Piotr wziął się do roboty, ale wiedziałam, że nie obejdzie się bez katastrofy. 

To była komedia

W kuchni ledwo usłyszałam początek jego działań, gdy odkurzacz zaskrzypiał, jakby zaraz miał się rozpaść. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk, który przypominał bardziej zgrzytanie kamieni niż sprzątanie. 

– Cholera! – usłyszałam jego głos z salonu. 

Nie wytrzymałam. Rzuciłam fartuch na blat i poszłam zobaczyć, co tym razem wymyślił. W drzwiach natknęłam się na widok Piotra z mokrą koszulą i odkurzaczem, którego końcówka zacięła się w dywanie. 

Dlaczego to cholerstwo ciągle się zatyka?! – warknął, szarpiąc przewód. 

– Piotr, nie wciąga się okruszków po całym roku i resztek jedzenia na raz! Trzeba było to najpierw to zamieść – powiedziałam, siląc się na spokój, choć wewnętrznie gotowałam się ze złości. 

– Naprawdę? Kto ma na to czas?! – odparł, rzucając odkurzacz na bok. 

A kto to robi każdego dnia? – spytałam, patrząc mu w oczy. – Może nie zauważyłeś, ale w tym domu to ja „znajduję czas” na sprzątanie. 

Nie wiedziałam, czy to się uda

Piotr, spocony i wyraźnie zirytowany, próbował się tłumaczyć, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, podniosłam ręce w geście kapitulacji. 

– Wiesz co? Lepiej idź powycieraj kurze. Tylko uważaj, żebyś nie rozbił żadnej ozdoby – dodałam sarkastycznie. 

Odwróciłam się i wróciłam do kuchni, ale przez uchylone drzwi słyszałam jego kolejne porażki. Szmatka spadająca z półki, doniczka z kwiatkiem, która ledwo ocalała, i jego pod nosem powtarzane „dlaczego ja się zgodziłem”. 

Mimo to poczułam lekką satysfakcję. Nie ze złośliwości – ale dlatego, że może po raz pierwszy poczuł choć ułamek tej frustracji, z jaką mierzyłam się każdego dnia. Pytanie, czy cokolwiek zrozumie. 

Mąż się zdenerwował

– Ania, wiesz co? Mam tego dość! – Piotr rzucił ścierkę na podłogę z teatralnym gestem. 

Byłam akurat w połowie lepienia pierogów, kiedy jego słowa dotarły do mnie przez uchylone drzwi kuchni. Zamarłam na chwilę, wpatrując się w stół, na którym rosła kolejna sterta ciasta. Westchnęłam, wytarłam ręce i poszłam do salonu. 

Piotr siedział na kanapie, spocony i z wyrazem pełnej rezygnacji na twarzy. 

– Serio? Już masz dość? – rzuciłam, krzyżując ręce na piersi. 

To nie ma sensu, Ania. I tak się tylko czepiasz! – odparł, wyraźnie próbując przerzucić winę na mnie. 

– Czepiam się? Może dlatego, że od lat wszystko spada na mnie, a ty udajesz, że nie widzisz tego bałaganu. Piotrze, czy ty w ogóle rozumiesz, ile to kosztuje pracy? 

– To tylko sprzątanie – burknął pod nosem. 

I właśnie wtedy coś we mnie pękło. 

– „Tylko sprzątanie”? Serio? Może gdybyś choć raz pomógł na tyle, żeby nie trzeba było po tobie poprawiać, wiedziałbyś, że to „tylko” zajmuje godziny. To ja codziennie latam ze szmatą – głos mi zadrżał, choć nie chciałam się rozklejać. 

Byłam zła na niego

Piotr spuścił głowę, ale milczał. Nie przeprosił, nie próbował nawet wyjaśniać. Ta cisza tylko dolała oliwy do ognia. 

– Wiesz co? Niech będzie jak zawsze. Zrób sobie przerwę, odpocznij. I tak za chwilę wszystko znowu będzie na mojej głowie – syknęłam przez zaciśnięte zęby i wróciłam do kuchni, trzaskając drzwiami. 

W środku czułam, jak ogarnia mnie smutek. Święta miały być czasem spokoju, radości, ale dla mnie były kolejnym dowodem na to, że w naszym małżeństwie każdy jest sam. Nawet przy świątecznym stole. 

Mąż się zreflektował

Wróciłam do kuchni, ale nie mogłam się skupić. Łzy piekły mnie pod powiekami, a ręce trzęsły się, gdy próbowałam formować pierogi. „Nie mogę znowu wszystkiego dźwigać sama” – myślałam, z zaciśniętym gardłem. W tym czasie z salonu dobiegały jedynie odgłosy, które świadczyły, że Piotr wrócił na kanapę. 

Nagle coś się zmieniło. Usłyszałam dźwięk przesuwanego stołu, a potem odgłos odkurzacza. Wyjrzałam ostrożnie zza framugi i zobaczyłam Piotra, który ze skupieniem sprzątał salon. Nie był w tym mistrzem, bo ledwo opanowywał odkurzacz, ale nie przerywał. 

Zignorowałam go i wróciłam do swoich obowiązków, choć kątem oka zauważyłam, jak wyciera kurze na regale i starannie ustawia ozdoby. Potem usłyszałam brzdęk wiadra, gdy zaczął myć podłogi. 

Po chwili do kuchni zajrzała Zuzia, z pytaniem: 

Mamo, dlaczego tata myje okna? 

Znieruchomiałam. Myje okna? Piotr? Wysunęłam się cicho na korytarz i zobaczyłam go na drabinie, ścierającego szyby. Mokra koszula przyklejała mu się do pleców, ale kontynuował pracę. Nie zauważył mnie. 

– Jeśli ma to być Wigilia w czystym domu, to niech będzie – mruknął do siebie pod nosem, ale w jego głosie wyczułam coś więcej niż irytację. Było w nim zmęczenie, ale i jakaś nowa determinacja. 

Nie odezwałam się, ale w środku poczułam dziwne ciepło. Może widok mojej frustracji i łez w końcu do niego dotarł? Może pierwszy raz zobaczył, jak bardzo mi zależy? 

Byłam wdzięczna

Gdy wieczorem przechodziłam przez salon, wszystko lśniło czystością. Piotr siedział na kanapie, z głową opartą o rękę. Był wyraźnie wykończony. 

– Skończyłeś? – zapytałam cicho. 

– Tak. Wszystko gotowe. Przepraszam, Aniu. Wiem, że mogłem zrobić to wcześniej – powiedział, patrząc mi w oczy. 

Poczułam, że gniew ustępuje miejsca wdzięczności. Nie odpowiedziałam. Po prostu wzięłam jego dłoń w swoją i przez chwilę staliśmy tak w ciszy. Może w tym roku Wigilia będzie inna. 

Mąż obiecał poprawę

Wieczorem dom lśnił czystością, a stół wigilijny wypełniły potrawy, które z trudem zmieściły się na obrusie. Dzieci śmiały się głośno, rozpakowując pierwsze prezenty, a ja czułam, jak powoli opada napięcie. 

Piotr, zmęczony, ale zadowolony, wzniósł toast. 

– Aniu, wiem, że nie jestem idealny, ale naprawdę doceniam wszystko, co robisz. Obiecuję, że postaram się więcej pomagać

Uśmiechnęłam się lekko. Może nie do końca w to wierzyłam, ale dzisiejszy dzień dał mi cień nadziei. Może w przyszłym roku będzie inaczej. Może odciążymy Wigilię z tego niepotrzebnego chaosu. 

Patrzyłam na nasze dzieci, na światełka migoczące na choince i na Piotra, który z zadowoleniem siadał do stołu. Przez chwilę wszystko wydawało się na swoim miejscu. I to mi wystarczyło. Na ten jeden wieczór.  

Anna, 37 lat

Czytaj także: „Święta u teściów to koszmar, bo teściowa nie umie gotować. Jej barszcz czerwony smakuje jak pomyje, a kapusta śmierdzi”
„Synowa na Święta woli jeść owoce morza pod palmami niż karpia z teściową. Będę się modlić za tę grzesznicę”
„Teściowa ma swoje wnuki w nosie, ale w Święta zgrywa babcię na medal. Drogimi prezentami chciała kupić ich miłość”

 

Redakcja poleca

REKLAMA