„W wieku 75 lat nauczyłam się korzystać z internetu. Zamiast dziergać sweterki dla wnuków, godzinami siedzę w sieci”

babcia przed komputerem fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Nieraz słyszałam, że niektóre moje znajome (tylko nieco młodsze!) też umieją surfować. Podczytują przepisy kulinarne, wymieniają się mailami, rozmawiają na różnych komunikatorach, czytają najświeższe plotki, a nawet siedzą na portalach społecznościowych. >>To faktycznie może być ciekawe!<< – uznałam”.
/ 01.12.2022 22:00
babcia przed komputerem fot. Adobe Stock, Seventyfour

Zawsze lubiłam spędzać czas z wnukami. Chodziłam z nimi na spacery po parku, kiedy trochę podrośli – do kina, a nawet do teatru na  niedzielne przedstawienia dla dzieciaków. Ceniłam sobie ten czas. Czułam się potrzebna i kochana.

W dodatku mogłam w ten sposób odciążyć moją córkę, lekarkę, która ledwo godziła zawodowe obowiązki z domowymi. Kiedy wracała do domu po szpitalnym dyżurze albo męczącym dniu w poradni, gdzie dorabiała, często ze zmęczenia padała na nos. Wtedy dzwoniła do mnie i nieśmiało pytała, czy nie wzięłabym dzieci na przykład na weekend.

– Odpoczęłabym trochę, mamuś – wzdychała Magda.

Dzieci na mój widok skakały z radości

Doskonale ją rozumiałam, bo sama też przecież kiedyś miałam dwoje maluchów i codzienną harówę w sklepie. Wiedziałam, jakie to ciężkie i jak często człowiek marzy wtedy o chwili tylko dla siebie: porządnej kąpieli, obejrzeniu serialu czy choćby spokojnej drzemce.

– Jasne, że je wezmę. Podjadę wieczorem – zapewniałam córkę.

Dzieci chyba też chyba lubiły te spędzane ze mną chwile, bo nigdy nie oponowały. Przeciwnie: kiedy tylko otwierały mi drzwi, skakały z radości i od progu pytały, czy zrobię im naleśniki, usmażę frytki, a potem wezmę je do kina na bajkę rysunkową.

– Oczywiście! Będziemy robić, co tylko chcecie – śmiałam się, bo jak każda babcia uwielbiałam spełniać życzenia wnuków.

Wtedy Magda serdecznie mnie ściskała i podawała mi torbę z ubraniami Beatki i Dawida.

– Mamuś, dzięki! Pójdziemy z Markiem na kolację do tej nowej chińskiej knajpki. Ostatnio nawet dla niego nie miałam czasu. Biegałam jak szalona – usprawiedliwiała się, a ja mrugałam do niej porozumiewawczo.

Bo zawsze uważałam, że o to, co jest między małżonkami, trzeba dbać. Inaczej ta więź rozluźni się, osłabnie, i wtedy tylko krok do rozstania. A przecież tego żadna z nas nie chciała.

Uważałam się za szczęściarę. Choć byłam wdową, miałam kochającą rodzinę: bardzo udane dzieci i wnuki. Co prawda czasem ubolewałam, że mój syn wyjechał do pracy w Irlandii i nie kontaktował się ze mną tak często, jak bym chciała – na przykład nie zawsze mógł przyjechać na święta czy moje imieniny – ale pocieszałam się, że tu, na miejscu, miałam Magdę i jej dzieciaki. One były moją najbliższą rodziną. Dzięki nim ciągle czułam się ważna. Ja, nestorka rodu!

Z upływem czasu Magda coraz rzadziej prosiła mnie o pomoc. Rozumiałam to. Dzieciaki przestały być wymagającymi opieki malcami: przez te wszystkie lata wyrosły i zaczęły – jak każde dziecko w ich wieku – żyć swoimi sprawami. Miały po naście lat i towarzystwo babci, nawet takiej, która piecze najpyszniejsze na świecie racuchy, już ich – jak to mówi młodzież – nie kręciło.

Niby to naturalna kolej rzeczy, mnie jednak bardzo tych dawnych wspólnych chwil z wnukami brakowało. Po prostu tęskniłam za Dawidem i Beatką. Nie umiałam pogodzić się z tym, że ich wizyty u mnie stały się sporadyczne. Postanowiłam poradzić się Magdy. Może mi podpowie, co robić, żeby dzieci zaczęły mnie częściej odwiedzać?

– Wiesz, mamo, oni są już w takim wieku, że o wiele mniej niż kiedyś potrzebują nas, dorosłych zgredów. Najważniejsi są dla nich koledzy – oświadczyła mi bez ogródek moja córka. – No i, co tu kryć, komputer.

Trzeba iść z duchem czasu...

No tak… Ja oczywiście nie miałam w domu komputera, nie miałam też zielonego pojęcia o Internecie. „Ale cóż, chyba to się musi zmienić – uznałam natychmiast. – Chcesz, kobieto, zaimponować własnym wnukom? Nastolatkom, których trudno zadziwić? Chcesz? To musisz iść z duchem czasu!”.

– Wiesz, mamo, ile czasu spędzają teraz dzieciaki na sufrowaniu po sieci? – zapytała moja córka tonem pełnym potępienia i ze zgrozą przewróciła oczami.

Sama korzystała z komputera głównie wtedy, gdy szukała informacji związanych ze swoją specjalizacją albo innych nowinek naukowych. Kiedy miała wolną chwilę, nie spędzała jej przed monitorem. Mówiła wprost, ze woli wtedy poleżeć i poczytać. I nie kryła, że nie akceptuje tej fascynacji komputerem, jakie stało się udziałem także jej dzieci.

– Doprawdy nie rozumiem, jak można tyle godzin dziennie mitrężyć w sieci! – prychnęła Magda na koniec.

„A może to jest fajne? Inaczej by tak w tej sieci nie przesiadywały” – pomyślałam przekornie. Ja zawsze lubiłam nowinki, a odkąd jestem na emeryturze, mam dość wolnego czasu, żeby trochę ze spokojnym sumieniem „zmitrężyć” – jak to powiedziała Magda – przed komputerem. Może znalazłabym tam coś dla siebie?

Nieraz słyszałam, że niektóre moje znajome (tylko nieco młodsze!) też umieją surfować. Podczytują przepisy kulinarne, wymieniają się mailami, rozmawiają na różnych komunikatorach, czytają najświeższe plotki, a nawet siedzą na portalach społecznościowych. „To faktycznie może być ciekawe!” – uznałam. Bo przecież często nudziłam się w swoich czterech ścianach, a ile można oglądać telewizję?

Decyzja zapadła: kupię komputer! „Skoro tyle osób, również w starszym wieku, potrafi się nauczyć to coś obsługiwać, dlaczego ja nie miałabym sobie z tym nie poradzić? Jak one mogą, to ja też!” – pomyślałam. I zapisałam się na organizowane w moim domu kultury zajęcia z obsługi komputerów. Po prostu chciałam być samodzielna i nie dzwonić z każdym kłopotem do zięcia czy wnuka.

Nauka poszła mi nadspodziewanie łatwo, a instruktor nawet parę razy chwalił, że świetnie sobie radzę, nie tylko z klawiaturą i pisaniem maili. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Zakup komputera poszedł mi też jak po maśle. Miły pan w sklepie ze sprzętem doradził najlepszy dla mnie model, a pani w kasie pomogła wypełnić formularze sprzedaży ratalnej. Jeszcze tego dnia podjechał do mnie pan z serwisu i podłączył mi sprzęt. I już mogłam surfować!

Hurrra, mój tajny plan wypalił!

Zakupem oczywiście natychmiast pochwaliłam się rodzinie.

– Brawo, mamo! – zawołała moja nieoceniona córka.

Tak, była przeciwna marnowaniu czasu przed monitorem, ale zawsze doceniała to, że ktoś nauczył się czegoś nowego.

Jesteś fantastyczna! Chylę czoło! – dodała z entuzjazmem. – Musisz się pochwalić wszystkim swoim znajomym!

Kiedy o wszystkim dowiedziały się moje wnuki… Cóż, mój pomysł okazał się skuteczny! Ja im zaimponowałam, a komputer działa na nie jak najlepszy wabik! Teraz często do mnie wpadają. Jedzą zupę i nim podam drugie, włączają jakaś grę, w którą gramy potem kolejno, obserwując poczynania poprzednika. A kiedy mają przygotować jakiś temat do szkoły, proszą, bym znalazła im to w sieci. Siadają wtedy przy stole, a ja dyktuję im to, co udało mi się odszukać.

Teraz sporo czasu spędzam w internecie. To naprawdę niesamowita kopalnia wiedzy! W dodatku dzięki komputerowi kontaktuję się teraz z moim synem! To wielka frajda móc zobaczyć i usłyszeć swoje dziecko, kiedy tylko ma się na to ochotę. I, co ważne, za darmo! Nigdy nie myślałam, że to może być takie łatwe.

Cieszę się, że nie gnuśnieję, nie siedzę i nie dziergam na drutach sweterków, tylko staram się iść z duchem czasu. Zawdzięczam to Dawidowi i Beatce: oni mnie mobilizują do tego, żebym była wciąż młoda. A ja podpatruję, w czym jeszcze mogłabym się podciągnąć, czego nauczyć. Moje wnuki mówią:

Mamy nowoczesną babcię!

Czytaj także:
„Cierpiałam z samotności, a przyjaciółki chwaliły się mężami i rodzinami. Szczyt mojej frustracji przypadł w Andrzejki”
„We wsi uważali mnie za dziwaczkę, bo zamiast brać, co podleci, szukałam drugiej połówki. Ale to ja miałam rację, nie oni”
„Szefowa płaci mi marne grosze, a sama pławi się w luksusach. Wstydzę się poprosić o podwyżkę, bo to moja koleżanka”

Redakcja poleca

REKLAMA