Zawsze wiedziałam, że jestem adoptowanym dzieckiem. Nie byłam przecież zostawionym w szpitalu niemowlęciem. Pamiętałam okres spędzony w rodzinnym domu. Pamiętałam, że byłam głodna i że było mi zimno. I jeszcze, jak chowałam się pod stół, kiedy ojciec z matką po pijanemu zaczynali się kłócić. Kiedy zabrali mnie do domu dziecka, miałam już prawie pięć lat. Podobno w ogóle nie chciałam się odzywać ani bawić z innymi dziećmi. Siedziałam w kącie i obserwowałam wszystkich w milczeniu.
Wychowawczynie zastanawiały się, czy nie jestem czasem opóźniona w rozwoju, ale po różnych testach i badaniach okazało się, że nie. Dopiero kiedy w naszym domu dziecka pojawiła się ciocia Asia, coś się zmieniło.
Przylgnęłam do niej natychmiast
Początkowo nie rozumiałam, dlaczego dzieci szepczą po kątach, że ciocia Asia na pewno kogoś zabierze. „Jak to zabierze?” – myślałam. „Przecież obcy ludzie nie mogą sobie zabierać dzieci. Musiałaby przyjść mama albo tata”. A tego nie chciałam. Stworzyli mi dom rodzinny, o jakim marzyłam Jednak kiedy ciocia z wujkiem (który też jakoś nagle zaczął się pojawiać) zapytali, czy chciałabym do nich pojechać na sobotę i niedzielę, nie wiedziałam, co powiedzieć. Kiwnęłam tylko głową, chociaż bałam się, że u cioci w domu może być tak samo, jak u moich rodziców. Wtedy wolałabym zostać tutaj. Było jednak inaczej, zupełnie inaczej. Było wspaniale. Choć, dziś myślę, że było po prostu normalnie.
Wiele razy jeździłam do nich potem w odwiedziny
To u nich spędziłam święta. Chyba po raz pierwszy w życiu miałam choinkę i prezenty. Wtedy podobno zapytałam, czy mogłabym u nich zostać na zawsze. Nie pamiętam tego, ale przypominam sobie chwilę, jak ciocia z wujkiem pewnego wieczora zapytali mnie, czy chciałabym zostać ich córeczką. Ściskałam ich oboje i powtarzałam:
– Bardzo, bardzo, najbardziej na świecie – to pamiętam i nigdy nie zapomnę.
Nie wiem, kiedy zaczęłam do nich mówić mamo i tato
Dziś mam wrażenie, że było tak zawsze. To mama Asia zawsze plotła mi warkocze i wpinała kolorowe spinki we włosy, to ona opowiadała mi bajki o zajączku Szarusiu, który mieszkał w cudownym zaczarowanym ogrodzie, i to z nią czytałyśmy wspólnie „Dzieci z Bullerbyn” i „Małą księżniczkę”.
To tata Krzyś chodził na wywiadówki do szkoły, to on marszczył groźnie brwi, kiedy przynosiłam kolejną dwójkę z matematyki, a potem poświęcał całe wieczory, żeby wytłumaczyć mi zawiłości sinusów, cosinusów czy równań z kilkoma niewiadomymi. Cóż zrobić, matematyka nigdy nie była moją mocną stroną.
Miałam 15 lat, kiedy mama powiedziała, że niedawno urodziły mi się dwie siostry, bliźniaczki. Nie mam pojęcia, skąd o tym wiedziała. Dotychczas nie rozmawiałyśmy zbyt wiele o mojej przeszłości. Ale teraz uznała, że powinnam wiedzieć o takim wydarzeniu. Ja uważałam inaczej.
– Po co mi to mówisz? – mruknęłam. – Nie interesuje mnie to.
– A może tak ci się tylko wydaje.
– Nic mi się nie wydaje. Nie chcę nic o nich wiedzieć. Miałabym siostry, gdybyście wy z tatą mieli dzieci. Tamte są dla mnie obce.
– Jak uważasz – mama patrzyła na mnie smutno. – Myślałam, że chcesz wiedzieć.
Nie chciałam...
Nie chciałam wracać do przeszłości, nie chciałam mieć ze swoim dawnym życiem nic wspólnego. Tu był mój dom i moje życie. Tu miałam swoich rodziców, swój pokój i swoje łóżko. Nie pragnęłam zmian. Szybko zapomniałam o tej rozmowie. Pochłaniało mnie wtedy codzienne życie, szkoła, przyjaciółki, obóz żeglarski i pytanie, czy Marek, w którym się wtedy kochałam, też na nim będzie. Ważniejsze od tego, że mam siostry, było to, czy uda mi się namówić mamę na zakup odpowiedniej, według mnie oczywiście, ilości nowych ciuchów. Przecież, żeby Marek się mną zainteresował, musiałam się odpowiednio zaprezentować.
Mama też więcej o tym nie wspominała
Widać uznała temat za zamknięty. Dopiero kiedy zdałam maturę i dostałam się na pierwszy rok psychologii, a na uczelni poznałam rodzeństwo: Michalinę i Michała, po raz pierwszy przebiegło mi przez głowę, że w sumie fajnie byłoby mieć siostrę albo brata. Zaprzyjaźniłam się z nimi i patrzyłam na ich relacje z zazdrością. Michał był taki troskliwy i opiekuńczy w stosunku do siostry. Było mi żal, że ja nie mam nikogo takiego. Oni mieszkali tylko z babcią i byli ze sobą bardzo zżyci, bo ich rodzice zginęli w wypadku.
– Mamo, dlaczego wy z tatą nie macie swoich dzieci – zapytałam któregoś wieczoru. – Byłoby nas więcej, może miałabym starszego brata.
Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, przebiegła mi przez głowę myśl, że przecież, gdyby rodzice mieli swoje dzieci, to może mnie w ogóle by tu nie było. Coraz częściej myślałam o swoich siostrach…
Mama milczała dosyć długo
Nie wiem, czy zaskoczyło ją pytanie, czy moja naiwność. W końcu odezwała się powoli, jakby zastanawiała się nad każdym słowem.
– Tak wyszło, kochanie. To ja nie mogłam mieć dzieci. Bardzo chorowałam w dzieciństwie i to chyba był właśnie tego efekt. Zresztą dziś już nieważne. Tak pewnie miało być. W innej sytuacji może nie mielibyśmy ciebie, a tego w ogóle sobie nie wyobrażam.
– Bardzo cię kocham, mamo – szepnęłam, przytulając ją mocno.
Od tamtej chwili zaczęłam myśleć, że może mogłabym poznać swoje siostry. Albo chociaż je zobaczyć. „Ciekawe, czy są do mnie podobne, czy zupełnie inne? A czy jako bliźniaczki są bardzo podobne do siebie?”. Poznałam kiedyś na koloniach dwie bliźniaczki. I one były identyczne. Nosiły takie same sukienki, buty, nawet spinki we włosach miały takie same. Nikt nie potrafił ich rozróżnić. Śmiały się, że nawet ich tata często nie jest pewny i tylko mama nie da się oszukać. Byłam coraz bardziej ciekawa, jak mogą wyglądać moje siostry. W końcu zwierzyłam się Baśce, swojej przyjaciółce.
– I ty ich nie znasz? – zdziwiła się.
– Niby skąd miałabym znać… – A swoją mamę chociaż pamiętasz?
Zawahałam się, nie wiedziałam, co powiedzieć
Pamiętałam, jak przez mgłę różne wyrywkowe sytuacje, na ogół mało przyjemne, ale nie pamiętałam twarzy mamy. Nie wiedziałam, jak wygląda teraz ani jak wyglądała kiedyś. Ojca również nie pamiętałam.
– Baśka, ja mam w domu rodziców. Tamtych nie pamiętam – wzruszyłam ramionami.
– No tak, ale ja chyba chciałabym wiedzieć, co się z nimi dzieje.
– A ja nie chcę! – zdenerwowałam się nagle. – I nie chcę już o tym rozmawiać.
– Jak sobie życzysz.
Jednak dręczyło mnie to tak długo, aż w końcu zapytałam mamę, skąd wiedziała, że mam siostry. Długo milczała, chyba miała wątpliwości, czy mi powiedzieć. W końcu jednak się zdecydowała.
– Od pani Stasi.
Racja, przypomniałam sobie. Pani Stasia pracowała w MOPS-ie, a znały się z mamą od lat. Pani Stasia była chyba jeszcze jakąś znajomą babci.
– Wiesz, co się teraz z nimi dzieje? – zapytałam, wcale nie będąc pewna, czy chcę wiedzieć.
– Wiem – skinęła głową. – Są w tym samym domu dziecka, co ty kiedyś.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytałam z wyrzutem.
– Próbowałam przecież, ale nie chciałaś nic wiedzieć – odparła.
To fakt. Mama kilka razy próbowała o tym ze mną rozmawiać, ale ja nigdy nie chciałam. Nie chciałam pamiętać o tym, że gdzieś tam istnieje moja biologiczna rodzina. Nie chciałam ich znać ani pamiętać. Pragnęłam być ukochaną córeczką rodziców, tych dzisiejszych, żadnych innych.
– Przepraszam – mruknęłam. – Chyba nie miałam racji. Mama patrzyła na mnie w milczeniu, jakby czekała na coś jeszcze. – Mogłabym je odwiedzić? – zapytałam w końcu. – Chciałabym zobaczyć, czy są do mnie podobne.
– Pewnie byś mogła, gdybyś chciała. Jesteś już pełnoletnia, możesz sama decydować.
Kiedy pierwszy raz pojechałam do miasta i poszłam w okolice „mojego” domu dziecka, nie weszłam do środka. Patrzyłam przez ogrodzenie, jak na placu zabaw bawiły się maluchy. Ciekawe, czy Ewa i Edyta też tam były. Nie wypatrzyłam jednak dwóch jednakowych dziewczynek.
Dopiero za 3 podejściem zdecydowałam się wejść do budynku
Pani dyrektor osobiście zaprowadziła mnie do przestronnej świetlicy, w której bawiły się dzieci i zawołała dwie małe dziewczynki. Miały jasne włoski i niebieskie oczy. Nie były do mnie podobne. Za to do siebie nawzajem bardzo. W pierwszej chwili wydały mi się jednakowe.
– To jest Ewa, a to Edytka – przedstawiła dziewczynki. – A to jest Marysia, wasza starsza siostra – dodała po dłuższej przerwie, podczas której dziewczynki milczały, mocno trzymając się za ręce.
– Siostra? – odezwała się cichutko jedna z nich, chyba Ewa.
Edyta tymczasem usiłowała schować się za siostrę. Dopiero w tej chwili zauważyłam, że jest drobniejsza, szczuplejsza i ma lekkiego zeza. Już nie były jednakowe.
– Tak, siostra – dyrektorka pogłaskała Ewę po głowie.
Edytka cofnęła się jeszcze głębiej za siostrę, jakby usiłując uniknąć pogłaskania.
– Zostawię was same – zadecydowała dyrektorka. – Możecie sobie porozmawiać albo pobawić się w coś. W razie potrzeby jest pani Kasia – wskazała na obecną w pokoju opiekunkę, chyba niewiele ode mnie starszą.
Doceniłam, jakie miałam w życiu szczęście
Nie miałam pojęcia, jak powinnam się zachować. Byłam jedynaczką, siostra mamy miała dwie córki, mniej więcej w moim wieku, a brat ojca – syna o kilka lat ode mnie starszego. Małymi dziećmi nie zajmowałam się nigdy. Dziewczynki przyglądały mi się w milczeniu, najwyraźniej czekając na to, co zrobię lub powiem. Kucnęłam obok nich, aby znaleźć się na wysokości ich oczu, a wtedy Ewa wzięła mnie za rękę i niespodziewanie zapytała:
– Naprawdę jesteś naszą siostrą? Przecież my ciebie nie znamy.
– Naprawdę – odpowiedziałam. – Ja też was nie znam. Dopiero niedawno się o was dowiedziałam. Ale musimy spróbować się poznać, prawda?
Miałam nadzieję, że pierwsze lody zostały przełamane, jednak wcale tak nie było. To pierwsze spotkanie raczej nam się nie udało. Edyta przez cały czas nie odezwała się ani słowem. Ewa, owszem, była bardziej komunikatywna i otwarta, ale zachowywała się tak, jakby cały czas chciała zasłonić sobą siostrę. Pokazała mi lalki, którymi lubiła się bawić, i klocki, które układały razem z Edytą. A kiedy powiedziałam, że muszę już iść, posmutniała.
– Przyjdziesz jeszcze? – zapytała.
– Teraz już przecież wiesz, że jesteśmy.
– Przyjdę – obiecałam.
– Jutro? – naciskała.
– No może jutro nie.
– A kiedy?
– Przyjdę, jak tylko będę mogła. Mam dużo zajęć.
– Chodzisz do szkoły?
Roześmiałam się:
– Na studia.
– Na studia? A co to są studia? – nie odrywała ode mnie wzroku.
– Opowiem ci następnym razem, dobrze?
– Dobrze – kiwnęła główką. – Tylko przyjdź, będziemy na ciebie czekały.
– Obie? – spytałam cicho.
– Obie – potwierdziła. – Prawda Edyta? – zwróciła się z pytaniem do siostry, a ta w odpowiedzi pokiwała głową.
Przy wyjściu zaczepiła mnie jeszcze dyrektorka
– I jak poszło? – zapytała.
– Sama nie wiem – czułam się bezradna. – Chyba nie za dobrze. Nigdy nie miałam do czynienia z małymi dziećmi. Edyta w ogóle się do mnie nie odezwała.
– Nie martw się – pocieszyła mnie dyrektorka. – Jeśli chodzi o Edytkę, ona na ogół rozmawia tylko z siostrą i z panią Kasią. Poza tym niewiele się odzywa, a ciebie zobaczyła pierwszy raz w życiu. Musi się przyzwyczaić.
– Nie wiem – miałam wątpliwości.
– Będzie dobrze, zobaczysz – pocieszała mnie dyrektorka. – Odwiedzaj je często. One tego bardzo potrzebują. Edyta jeszcze bardziej niż Ewa, mimo że się do tego nie przyznaje.
– Postaram się, ale teraz naprawdę muszę iść – trzymałam już rękę na klamce, kiedy coś kazało mi się odwrócić. – Proszę mi powiedzieć, czy ich… – zająknęłam się – czy moi, nasi… – nie wiedziałam jak wybrnąć – rodzice je odwiedzają?
Dyrektorka pokręciła smutno głową.
– Nie.
Nie chciałam o nic więcej pytać, ani nic więcej wiedzieć
Wróciłam do domu, do swojego domu, swoich rodziców, swojego pokoju. Cały wieczór nie potrafiłam oderwać się od myśli o tym, jakie właściwie miałam w życiu szczęście. Mimo tego wszystkiego, co mnie spotkało, kiedyś, dawno temu, trafiła mi się w życiu mama Asia i tata Krzyś. Jak to dobrze, że mnie znaleźli. Poszłam do nich wieczorem, kiedy oglądali jakiś film w salonie. Usiadłam pomiędzy nimi, usiłując przytulić się do obojga naraz.
– Jak to dobrze, że was mam – szepnęłam.
Ojciec przyjrzał mi się podejrzliwie.
– Co nabroiłaś?
– Nic.
– To może potrzebujesz nowych zakupów? Roześmiałam się.
– Nic nie potrzebuję, tatku, naprawdę. Po prostu przypomniało mi się, jak bardzo was kocham.
Wiedziałam, jak bardzo te małe mnie potrzebują
Od tego czasu odwiedzałam swoje siostry najczęściej, jak mogłam. Nawet mój chłopak, Maciek, zaczął w końcu mieć pretensje, że zamiast umawiać się z nim na randki, jeżdżę do domu dziecka. Ale ja już nie potrafiłam inaczej. Widziałam, jak one się cieszą na mój widok, jak na mnie czekają. Trochę to trwało, ale w końcu i Edyta do mnie przemówiła. Jednak kiedy to zrobiła, zadała mi pytanie, z którym nie miałam pojęcia, co zrobić.
– Kiedy nas stąd zabierzesz? – patrzyła na mnie wyczekująco.
Ona nawet nie pytała, czy je zabiorę, ona pytała, kiedy to zrobię. A kiedy milczałam, powtórzyła prosząco:
– Zabierz nas stąd. Jesteś dorosła, jesteś naszą siostrą, zabierz nas.
Czułam się jak w matni. Niby jak miałam to zrobić?
Przecież sama byłam na utrzymaniu rodziców, musiałam skończyć studia, nie miałam pracy, własnego mieszkania. Nie było o czym mówić. Przecież nikt nie pozwoliłby mi zabrać sióstr, nikt nie dałby mi ich pod opiekę. Zresztą sama nie miałabym odwagi podjąć się tego. Ale jak miałam to wytłumaczyć małym, niespełna sześcioletnim dziewczynkom, spragnionym miłości i normalnego domu.
Sama nie wiem, kiedy ta myśl zaczęła kiełkować mi w głowie. Uparcie nie dawała się odpędzić nawet nocą. Kiedy leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć, układałam sobie w głowie cały scenariusz. W końcu zdecydowałam się. W niedzielę zasiadłam do poważnej rozmowy z rodzicami. Wyjawiłam im swoje zamiary. Słuchali mnie w milczeniu, żadne nie przerywało.
– Ja już niedługo skończę studia – mówiłam – zacznę zarabiać i będę się dokładać do finansów, może wyjdę za mąż, może się wyprowadzę. W domu zrobi się luźno, nawet pusto. Obiecuję, że będę dokładać się do ich utrzymania – zamilkłam raptownie, bo zabrakło mi słów. Rodzice jednak nadal milczeli.
– Powiedzcie coś – poprosiłam. – Co o tym myślicie?
Popatrzyli po sobie i odezwał się tata:
– Musimy to przemyśleć, Marysiu. To bardzo poważna decyzja.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chyba w duchu liczyłam na to, że od razu się zgodzą.
– Ale mnie przecież wzięliście… – szepnęłam tylko.
– To co innego – usłyszałam w odpowiedzi. – To było piętnaście lat temu. Byliśmy wtedy młodzi. I byłaś jedna. Pozwól nam się nad tym zastanowić
. Dwa tygodnie później okazało się, że mama z tatą, nic mi nie mówiąc, odwiedzili panią dyrektor domu dziecka i spotkali się z dziewczynkami, a potem, robiąc mi niespodziankę, zaprosili małe na najbliższe święta Bożego Narodzenia. Cieszyliśmy się wszyscy, ale jak się szybko okazało, pomysł nie był najlepszy. Ewa i Edyta nie chciały wracać, odjeżdżały spłakane i piszczące. Trzymały się mnie kurczowo. Sama przepłakałam po ich odjeździe cały wieczór. Jednak to właśnie wtedy rodzice podjęli ostateczną decyzję i przystąpili do działania.
Sprawa ruszyła z kopyta. Trochę chyba pomogła pani dyrektor domu dziecka, trochę chyba fakt, że ja, jako starsza siostra bliźniaczek, wychowałam się w tej rodzinie. W każdym razie już na wiosnę bliźniaczki zamieszkały z nami na stałe. Nie zawsze było różowo i wspaniale. Bywało różnie. Mieć małe dzieci w domu, to nie to samo, co odwiedzić je raz na jakiś czas. Zdarzało się, że sama byłam zła, bo zamiast iść na imprezę z Maćkiem, musiałam zostać z dziewczynkami.
Nigdy jednak tak naprawdę nie żałowałam, że mam siostry, i że wtedy, dawno temu poszłam je odwiedzić w domu dziecka. Dzisiaj nie mieszkam już z rodzicami. Za kilka miesięcy będę miała własne dziecko, synka.
Ewa i Edyta chodzą już do liceum
Ewa jest piękną, przebojową dziewczyną. Edyta zawsze była cicha i wycofana. I taka została do dziś. Ale z naszą mamą Asią to właśnie ona ma najlepszy kontakt. Chwilami nawet jestem o to trochę zazdrosna, przecież to ja byłam przez wiele lat jej ukochaną córeczką. Ale to są tylko chwile.
Teraz zastanawiam się, która z moich sióstr zostanie matką chrzestną mojego synka. Mama powiedziała mi niedawno w tajemnicy, że już się o to kłócą. Nie mam pojęcia jak rozstrzygnąć tę sprawę , bo niestety nie będę miała bliźniaków.
Czytaj także:
„Tata z poczciwego dziadka, zmienił się w jurnego ogiera. Wszystko przez lafiryndę z internetu, która przemeblowała nam życie”
„Przyjaciółka na każdym kroku chwaliła się idealnym życiem. O tym, że gryzie piach, bo męża wylali z roboty, zapomniała wspomnieć”
„Przez wiele lat żyłam w trójkącie z byłą żoną mojego męża. Myślałam, że jest moją przyjaciółką, ale ta żmija miała inny plan”