„Tata z poczciwego dziadka, zmienił się w jurnego ogiera. Wszystko przez lafiryndę z internetu, która przemeblowała nam życie”

Zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse
„To brzmiało niezbyt pocieszająco, ale może i Krzysiek miał rację? Bo co innego mogłabym ojcu zaproponować? Przecież nie stworzę mu nowego miejsca pracy… Najlepiej byłoby, gdyby przełknął jakoś tę porażkę i zaczął zwyczajnie cieszyć się życiem. Tylko co to za życie za tak niewielkie pieniądze?”.
/ 15.11.2022 18:30
Zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse

Kiedy mój ojciec w ubiegłym roku przeszedł na emeryturę, byłam w szoku! Zawsze twierdził, że uwielbia swoją pracę, i że zrobi wszystko, żeby móc pracować jak najdłużej.

– Czułem się zmęczony – oświadczył mi teraz. – Odpocznę sobie.

Przyjęłam to do wiadomości. W sumie cieszyłam się, że jest zadowolony, jednak po pewnym czasie zaczęłam go uważniej obserwować. Nie wyglądało bowiem na to, że jest na tej swojej emeryturze szczęśliwy. Przycichł jakoś, posmutniał, zrobił się apatyczny. Kiedyś był bardzo aktywny, ciągle gdzieś biegał, spotykał się z przyjaciółmi i trudno go było złapać w domu. A teraz, kiedy do niego nie zadzwoniłam, zawsze siedział zamknięty w czterech ścianach i spał. Powoli zaczęłam się orientować, że to nie jest normalne i mój ojciec chyba popada w jakąś depresję…

– Przesadzasz… Po prostu jak każdy facet korzysta z wolności. Ja także spałbym od rana do wieczora, gdybym tylko mógł – mój mąż nie widział żadnego problemu, ja jednak byłam coraz bardziej zaniepokojona.

Widziałam, że z tatą dzieje się coś niedobrego, ale nie miałam pojęcia, jak na to zareagować, co zrobić, jak go zagadnąć, aby mi cokolwiek powiedział, a nie szedł w zaparte, że wszystko jest w porządku. Z pomocą przyszła mi w końcu koleżanka taty z pracy, którą spotkałam, spacerując po centrum handlowym.

– No i jak ojciec się trzyma? – zagadnęła mnie. – Pewnie mu ciężko?

Od razu wyczułam, że ona coś wie, więc próbowałam ją jakoś podpuścić, aby dowiedzieć się czegoś więcej.

– Nie jest tak źle… – powiedziałam z wahaniem.

– Naprawdę, to okropne, jak go potraktowali! – westchnęła. – Po tylu latach poświęcenia dla firmy po prostu wypchnęli go na tę emeryturę, chociaż wiedzieli, że chce nadal pracować. Stwierdzili, że musi zrobić miejsce dla młodszych. Wiadomo dla kogo! Dla wnuka dyrektora! Taki szczaw przyszedł, co to ledwie ma licencjat, i co on niby umie?

Jak tak można?!

Ja także posmutniałam, bo wreszcie zrozumiałam przyczynę depresji ojca. Ta emerytura wcale nie była jego decyzją. Został do niej zwyczajnie zmuszony… Zastanawiałam się, czy powinnam dać tacie do zrozumienia, że wiem już wszystko, czy lepiej nie… Tak czy siak musiałam go jakoś przekonać, że nadal jest wartościowym człowiekiem. W końcu jest jeszcze całkiem młody, i jeszcze wiele może w życiu osiągnąć. Postanowiłam go częściej odwiedzać i zacząć wynajdować mu różne zajęcia. W końcu kiedyś tak lubił majsterkować, może na przykład zająłby się małym remontem w moim mieszkaniu?

– Twój tata i remont? O nie, kochanie, nie zgadzam się na to. Wybacz, ale wolę wynająć ekipę fachowców – mój mąż był jednak sceptycznie nastawiony do moich pomysłów.

Powiedziałam mu w końcu, co odkryłam. Zmartwił się, ale dość brutalnie podsumował, że takie jest życie i nic na to nie poradzimy.

– Tata będzie musiał pogodzić się z tym, że wypadł z gry – stwierdził.

To brzmiało niezbyt pocieszająco, ale może i Krzysiek miał rację? Bo co innego mogłabym ojcu zaproponować? Przecież nie stworzę mu nowego miejsca pracy… Najlepiej byłoby, gdyby przełknął jakoś tę porażkę i zaczął zwyczajnie cieszyć się życiem. Tylko co to za życie za tak niewielkie pieniądze? Wiadomo jak w Polsce wyglądają emerytury…

– Niech spróbuje gdzieś dorobić. Z jego znajomością angielskiego, a jest przecież po filologii, zawsze może dawać korepetycje! – mój mąż jak zwykle na wszystko miał radę.

To prawda, mój tata skończył filologię angielską, choć przez całe życie pracował w handlu. Język zawsze jednak mu się przydawał, bo prowadził biznesowe rozmowy także z zagranicznym firmami. Angielski miał w małym palcu, wielu ludzi zwracało uwagę na jego świetny akcent. Niektórzy nawet brali go za rodowitego Anglika. A ostatnio zaprzyjaźnił się z pewną Angielką…

Na trop tej znajomości natrafiłam zupełnie przypadkiem, kiedy wpadłam do taty, a on miał włączony komputer. Wyszedł do kuchni zrobić mi coś do picia, a ja z nudów zerknęłam na ekran i... Wiem, że nie powinnam tego czytać, ale stało się.

Ze sposobu prowadzenia korespondencji wyraźnie wynikało, że oboje są sobie naprawdę bliscy. „To dobrze, że tata kogoś ma, nawet jeśli ta osoba mieszka daleko” – pomyślałam, chociaż byłam pewna, że jest to jedna z tych znajomości na odległość, które na zawsze pozostają jedynie wirtualne. Tymczasem Jane zaczęła mieć realny wpływ na życie mojego taty. Większy niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać…

Jakim cudem go stać na taką wycieczkę?

Pewnego dnia ojciec powiedział mi, że wyjeżdża na dwa tygodnie. Kiedy zaczęłam go wypytywać, dokąd jedzie, trochę migał się od odpowiedzi, aż w końcu wyznał, że… do Tajlandii!

– Widzisz, chyba przesadzałaś z tym brakiem gotówki na emeryturze, skoro tata wybiera się na tak egzotyczną wycieczkę. Nas nie stać na takie luksusy! – stwierdził z przekąsem mój mąż, gdy się o tym dowiedział.

Chyba miał rację… Mnie także zaskoczyła wiadomość o tym wyjeździe, ale uznałam to za dobry znak. Bo skoro tata wybiera się za granicę, to znaczy, że kryzys ma już za sobą i teraz będzie już tylko lepiej.

– Zrób dużo zdjęć! – poprosiłam. – Nie mówiłeś, z jakim biurem podróży jedziesz, ani co będziesz zwiedzać…

– A różne miejsca… – wykręcał się tata, jakby coś przede mną ukrywał.

Nie chciał zdradzić żadnych szczegółów, uznałam więc, że czas na opowieści przyjdzie po jego powrocie. W końcu, co to za różnica, z jakim biurem leci, i w jakich będzie mieszkał hotelach? Oby tylko był tam bezpieczny i dobrze się bawił. Może to początek jego nowego życia? Do głowy mi nawet nie przyszło, że ojciec po prostu kupił bilety do Bangkoku i… poleciał z wizytą do Jane! Kiedy wrócił, był jakby odmieniony. Sypał opowieściami o Tajlandii jak z rękawa, a ja nie mogłam się temu wszystkiemu nadziwić.

– To mówisz, że Jane mieszka tam przez cały rok? A nie w Londynie? Ale dlaczego? – dopytywałam się.

– Kiedyś wyjeżdżała tylko na zimę, żeby nie płacić wysokich rachunków za ogrzewanie. Ale potem spodobało jej się w Tajlandii na tyle, że po prostu została – wyjaśnił tata. – Pracuje zdalnie w jakiejś londyńskiej firmie i jest bardzo zadowolona.

Dla mnie nie było żadnej różnicy, czy przyjaciółka taty mieszka w Londynie, czy w innym bardziej egzotycznym miejscu. I tak kontakt ze sobą mieli jedynie przez internet. Nigdy bym nie pomyślała, że tata planuje wybrać się do Tajlandii na dłużej niż tylko na dwutygodniowe wakacje…

– Chcesz tam zamieszkać?! – kiedy mi to powiedział, byłam w szoku.

Jego plany wydały mi się kompletnie nierealne! Mój ojciec, który na wakacje ruszał się do tej pory najwyżej na Słowację, miałby siedzieć przez okrągły rok w wilgotnej Azji? W dodatku za co? Za swoją marną emeryturkę?

– Jane mnie do tego namówiła. Zresztą, kiedy byłem u niej, widziałem, jak to wygląda. Tam jest znacznie taniej niż w Europie, a i pogoda lepsza – zaczął mi tłumaczyć. – Wyobraź sobie, że dom z salonem i dwiema sypialniami można wynająć już za 400 złotych! A ja za wynajem swojego trzypokojowego mieszkania w Polsce dostanę dwa tysiące! Do tego dojdzie jeszcze moja emerytura. W Tajlandii spokojnie się za to utrzymam. Ba! Będę żył prawie jak król! – zachichotał tata.

To, co mówił brzmiało dość rozsądnie, ale ciężko było mi się otrząsnąć ze zdumienia. Dotąd kojarzyłam Tajlandię tylko z kolorowych folderów biur podróży, które oferowały wycieczki w tamte rejony za jakieś bajońskie sumy. Tymczasem najdroższą częścią takiej wycieczki były bilety lotnicze. No, ale pieniądze pieniędzmi… Tak naprawdę nie podobał mi się pomysł z Tajlandią, bo nie chciałam stracić ojca.

Wszystko przez tę Jane!

Wraz z Jane wynajęli ładny, duży dom…

– A skąd wiesz, że ci się tam spodoba? Przecież na razie byłeś tam tylko dwa tygodnie? – argumentowałam.

– Nie spodoba mi się, to wrócę – wzruszył tylko ramionami.

– A co z wizą? – użyłam kolejnego argumentu. – Słyszałam, że robią tam problemy ze stałym pobytem…

– I na to są sposoby! – uśmiechnął się tata. – Jane powiedziała mi, że w Tajlandii są wizy studenckie.

– Studenckie? – przerwałam ojcu. – Masz zamiar zapisać się na studia?

– Sądzisz, że w moim wieku to już niemożliwe? – uśmiechnął się.

Zrobiło mi się głupio.

Nie to miałam na myśli...

– Nie obraziłem się. Wystarczy jakikolwiek kurs organizowany przez tajskie Ministerstwo Edukacji. Może być nawet kurs gotowania tajskich potraw. Wtedy ma się wizę na rok, a potem można ubiegać się o kolejną… 

– …zaczynając nowy kurs – wpadłam mu w słowo. – No cóż, w sumie zawsze lubiłeś gotować…

Tata wynajął swoje mieszkanie i wyjechał. Często rozmawiamy przez skypa i wygląda na to, że w Tajlandii jest szczęśliwy. Opalony, uśmiechnięty, tak inny od polskich emerytów. Znalazł na starość swoje miejsce na Ziemi. Niedługo wraz z mężem wybieramy się do niego na wakacje, bo razem z Jane mieszkają w dużym domu z pięknym ogrodem.

Czytaj także:
„Mój mąż zaginął, a ja latami na niego czekałam. Nikt nie mógł zrozumieć, że ciągle jestem mu wierna i dotrzymuję przysięgi"
„Moja matka zniszczyła mój związek. Przez jej podłą intrygę, straciłam miłość swojego życia. Dziś jestem sama, jak palec"
„Dla córki poświęciłam życie i własne małżeństwo. W zamian smarkula robi sobie dzieci z kim popadnie i żyje na moim garnuszku”

Redakcja poleca

REKLAMA