– Najlepsza impreza, na jakiej byłam! Żałuj, że nie przyszłaś! Było bosko! – Gośka swoim zwyczajem nie szczędziła słów zachwytu wobec wydarzenia, w którym ja nie mogłam wziąć udziału.
Po tylu latach powinnam się już przyzwyczaić, ale wciąż czułam się niekomfortowo, kiedy opowiadała, ile straciłam. Czułam, że wbija mi szpileczkę, i robi to nie bez satysfakcji. Gosia uwielbiała roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości i podkreślać, jak wspaniałe jest jej życie, a słowo „żałuj” było chyba jej ulubionym.
Ile to razy już je słyszałam? Nie sposób zliczyć!
„Żałuj, że nie pojechałaś ze mną do tego sklepu meblowego, były takie okazje, że głowa mała. Kupiłam boską sofę i stolik za bezcen!”. „Żałuj, że nie poszliście z nami do tej restauracji! Gotują tam po prostu niewiarygodnie! I jeszcze dostaliśmy deser gratis!”. „Żałuj, że nie pojechałaś z nami na wakacje, było bajecznie!”. „Żałuj, że nie byłaś na wywiadówce, ależ wychwalali mojego syna!”.
Miałam wrażenie, że życie Gosi to jedno pasmo sukcesów i przyjemności, a ja wciąż omijałam najlepsze okazje i goniłam w piętkę. W przeciwieństwie do większości Polaków, którzy narzekali na swój los i użalali się nad sobą, Gosia potrafiła opowiedzieć o wszystkim tak, że słuchaczy aż w dołku ściskało z zazdrości.
– Adam, jak to możliwe, że jej się zawsze wszystko udaje? – pytałam, gdy wróciłam do domu po naszym kolejnym spotkaniu przy kawce na mieście.
Bite dwie godziny słuchałam, jaka z Gosi ponadprzeciętna szczęściara.
– To bajerantka! – uznał mój ślubny, rozbawiony tym, że jestem zazdrosna o koleżankę. – A pytałaś może, czy jej mąż zrobiłby Marcie łazienkę?
Wzniosłam oczy do nieba. Owszem… pytałam. Moja córka jakiś czas temu kupiła niewielkie mieszkanie i szukała kogoś, kto na cito zrobiłby jej remont łazienki. Nic wielkiego. Żadnego skuwania i burzenia ścian. Ot, położenie kafli i podłączenie armatury.
Niestety, trudno było o dobrego fachowca, który miałby wolny termin, a z tego, co opowiadała o swoim Maćku Gosia, on był prawdziwą złotą rączką i najlepszym w całym mieście specjalistą od wykańczania wnętrz. Kiedy jednak, licząc na to, że po starej znajomości zaproponuje mi dobre warunki, powiedziałam jej o problemie córki, usłyszałam, że niestety Maciek zajmuje się w tej chwili wielkim zagranicznym kontraktem.
– Wiesz, jego firma wygrała gigantyczny przetarg na wykończenie łazienek w eleganckim hotelu w Berlinie. Roboty potąd, a forsa też nie do pogardzenia. Na pewno by ci pomógł, ale w tej sytuacji… sama rozumiesz.
Tak, rozumiałam, że jej mąż podobnie jak ona, odnosi wyłącznie sukcesy. Mój pracował w sklepie z częściami samochodowymi i nie miał nawet szans na awans na stanowisko kierownicze, bo młody, rzutki chłopak z dobrą znajomością programów komputerowych i języka angielskiego dostał je z marszu bez doświadczenia.
Nie miałam jednak zamiaru wpadać w paranoję. W końcu jakoś sobie radziliśmy, a przede wszystkim byliśmy udanym małżeństwem. A to przecież najważniejsze. Poza tym porównywanie się z innymi, szczególnie gdy się nie wie, jak naprawdę wygląda ich życie codzienne, nie przyniosłoby nic dobrego.
Mimo to miałam pewne poczucie niesprawiedliwości, że chociaż tak dużo pracuję i staram się być dobrą żoną i matką, jakoś nie święcę triumfów na każdym kroku. Następnego dnia po pracy robiłam zakupy w osiedlowym markecie i ku swemu zdumieniu wpadłam na Maćka. Nie wyglądał najlepiej. Niechlujnie ubrany, nieogolony i sprawiał wrażenie „wczorajszego”.
– O… co za niespodzianka. Ty tutaj? Gośka mówiła, że pracujesz teraz w Berlinie! – przywitałam go szczerze zaskoczona spotkaniem.
– A to ciekawe, skąd niby Gośka o tym wie? – zaśmiał się złośliwie. – Przecież my nie widzieliśmy się od trzech miesięcy.
– Jak to?! – zdziwiłam się bardzo.
– Jesteśmy w separacji. O tym ci nie wspomniała? Cóż, musiało jej umknąć… – pokręcił głową. – Straciłem pracę pół roku temu i, co tu dużo mówić… Nie byłem już dla niej wystarczająco idealny, żeby miała się kim przechwalać przed znajomymi, więc poszedłem w odstawkę.
Spojrzałam na niego zdumiona
Aż mi się wierzyć nie chciało, żeby Gosia tak postąpiła i, na dokładkę, aż tak perfidnie mnie okłamała. Przecież rozmawiałyśmy ze sobą zaledwie wczoraj i twierdziła, że wszystko u niej w najlepszym porządku. A tu utrata pracy? Separacja?! Podkoloryzowywanie rzeczywistości, do którego mnie przyzwyczaiła, to jedno, ale takie wyssane z palca historie i mijanie się z prawdą to zupełnie co innego. Poczułam się oszukana. Po chwili dopiero dotarło do mnie to, co powiedział Maciek.
– I co? Nadal nie masz pracy? Bo jeśli nie, to… właśnie mamy fuchę i kogoś szukamy. Marta kupiła nowe mieszkanie i potrzebuje fachowca do małego remontu łazienki. Może wziąłbyś to na przeczekanie, póki nie trafi ci się coś lepszego?
– Marlenka… będę z tobą szczery. Po tym, jak straciłem pracę, a chwilę później żonę, wpadłem jeszcze w problemy alkoholowe. Kilka drinków wieczorem pomagało mi zasnąć i nie myśleć o porażce, ale z czasem zacząłem przesadzać. Nie do końca się jeszcze po tym wszystkim podniosłem. Nie mogę wziąć nowej pracy i obiecać, że wszystko zrobię. Sam za siebie nie mogę ręczyć…
– O czym ty mówisz, Maciek?! A niby z czego zamierzasz żyć? Weź się w garść i przestań się nad sobą użalać, bo naprawdę się stoczysz! Tego chcesz?! Wiem, że jesteś dobry w tym, co robisz. I słyszałam o tym nie tylko od Gosi – blefowałam, wiedząc, ile ryzykuję, ale nie zostawiam bez pomocy ludzi, którzy mają kłopoty.
– Byłem nie najgorszy, to fakt.
– Umówimy się tak. Zapłacę ci dopiero, kiedy skończysz. Wtedy będziesz miał motywację do roboty. Przyjdź jutro rano. I nie pij już dzisiaj! – wskazałam na czteropak piwa w jego koszyku, a on z uśmiechem odstawił go na półkę, po czym podziękował mi za zaufanie i obiecał, że się stawi.
Kiedy w domu opowiedziałam o wszystkim mężowi, pokręcił głową z niedowierzaniem. Podobnie jak ja uznał, że Gosia zachowała się okropnie – tak wobec Maćka, jak i wobec mnie. Byli małżeństwem niemal piętnaście lat! Prawie tyle, ile my się znałyśmy! Spotkałyśmy się, żeby pogadać, co słychać.
Ja opowiedziałam jej o wysokim rachunku za prąd, stłuczce, którą miałam w poprzednim tygodniu, i o przeprowadzce córki, a ona słowem nie pisnęła o żadnym ze swoich problemów, tylko szczerzyła zęby w uśmiechu i zapewniała, że wszystko u niej wspaniale. Tak nie postępują koleżanki! Chciałam do niej zadzwonić i natychmiast wyrzucić z siebie te pretensje, ale… niby co miałam jej powiedzieć?!
Że wiem o wszystkim i czuję się urażona? Czy żeby nie martwiła się już o Maćka, bo ja go zatrudnię? Uznałam, że załatwię ją jej własną bronią i nie poinformuję jej o tych kilku „mniej istotnych szczegółach” – ona często stosowała tę formułkę, gdy padało niewygodne pytanie.
Raz na wozie, raz pod wozem
Następnego dnia Maciek przyjechał w doskonałej formie do mieszkania Marty. Przywiózł ze sobą narzędzia i bez ociągania wziął się do pracy. Marta była zachwycona, że znalazłam fachowca, bo już zwątpiła, że to się uda. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie zachwycona tempem i jakością pracy. Maciek nie pił i codziennie z samego rana zaczynał robotę. Gdy wszystko było gotowe, Marta zapłaciła mu więcej niż obiecała, bo uznała, że na to zasłużył. Prosto od niej Maciek przyszedł do mnie z kwiatami.
– Gdyby nie ty, Marlenko, chyba rozpiłbym się na dobre. Dzięki, że mi zaufałaś, chociaż znałaś prawdę. Teraz już na pewno będę się trzymał.
– Wolę przykrą prawdę od cukierkowego kłamstwa – odparłam, mając na myśli te wszystkie wyssane z palca historie, jakimi częstowała mnie Gosia.
Zadzwoniła kilka dni później.
– Masz mi coś do powiedzenia? O kolejnych sukcesach i wiecznej idylli? – zaczęłam prosto z mostu.
– Przepraszam, Marlena. Naprawdę mi głupio. Wiem o wszystkim od Maćka. Daliśmy sobie drugą szansę. Źle zrobiłam, że rzuciłam go, zamiast wspierać. No i że… że cię okłamałam. Po prostu tak się skupiałam na stwarzaniu pozorów, że zapędziłam się w tych wszystkich kłamstwach i trudno mi było się przyznać do porażki.
– To nie porażka. Ot, normalne życie! Każdy tak ma: raz na wozie, raz pod wozem. Grunt to się nie poddawać i ciągnąć ten wózek, nie udawać, że sam jedzie. Szczęście, że Maciek do ciebie wrócił po tym wszystkim!
Od tej pory nasze spotkania przy kawie się zmieniły. Już nie opowiada o swoim życiu jak niczym niezakłóconej sielance, nie chwali się tym, gdzie była, ale zachowuje się normalnie. Czuję, że jest ze mną szczera i nie udaje kogoś, kim nie jest. I to nie sprawiło, że zaczęłam ją gorzej postrzegać. Żałuję jedynie, że nie znałam jej takiej prawdziwej od początku, tylko męczyłam się z tą wygładzoną i przepuszczoną przez filtr wersją, którą trudno było przełknąć. Wolę ją taką, jaka jest. Normalną i bez lukru.
Czytaj także:
„Jestem zadłużony po uszy, choć w życiu nie pożyczyłem ani złotówki. W tę straszną kabałę wpakował mnie... rodzony brat”
„Kocham męża i drżę na samą myśl, że dowie się o mojej zdradzie. Zwłaszcza, że mój kochanek ma na nią naoczny dowód - zdjęcia”
„Opiekowałam się mężem po udarze. Gdy doszedł do siebie, znalazł kochankę, bo przy mnie czuł się jak przy pielęgniarce”