Kojarzycie te łzawe telenowele, w czasie których w pewnym momencie okazywało się, że córka służącej jest wielką panią, córką jakiegoś Don Diego? Wydawały się zawsze niewiarygodne? Mnie też. Aż do czasu, kiedy okazało się, że życie pisze jeszcze dziwniejsze scenariusze, a ja jestem bohaterką jednego z nich.
Ojca nigdy nie było
Tatę pamiętam dobrze, ale jedynie jako osobę pojawiającą się w moich wspomnieniach od czasu do czasu. Był mechanikiem okrętowym i przez pół roku pływał po świecie. Potem spędzał czas z nami, ale po trzech tygodniach rodzinna sielanka zaczynała go nudzić i szukał innych zajęć. Kochał przygody. Chodził po górach, skakał ze spadochronem, marzył o licencji turystycznej pilota i często zabierał mnie na wyprawy, które przyprawiały mamę o dreszcze. Jako dziewczynka uwielbiałam go, szybko zauważyłam jednak, że był nieodpowiedzialny. Im byłam starsza, tym częściej opowiadałam się po stronie swojej spokojnej mamy. Gdy całkiem zniknął z naszego życia, byłam nieco smutna, ale nie rozżalona.
Mama nigdy nie wystąpiła o rozwód. Gdy byłam już dorosła, wyjaśniła mi, że zawsze miała nadzieję, że kiedyś wróci do nas na stałe. Podobno był z nami przez pierwsze trzy lata mojego życia, znalazł nawet pracę w Warszawie. Mama ciągle go kochała, choć była coraz mniej wyrozumiała dla jego szaleństw.
Zostałyśmy same
Miałam dwanaście lat, gdy poinformowano nas, że zginął w wypadku samochodowym, który sam spowodował. Byłyśmy smutne, ale nasze życie szybko wróciło do zwykłego rytmu. Pozostała mi po nim renta, duże mieszkanie, które dzieliłam z mamą, kochająca babcia i zamiłowanie do nauk ścisłych. Nigdy nie sądziłam, że wiele lat po swojej śmierci tata wpłynie jeszcze w jakiś sposób na nasze życie.
Spędzając tak wiele czasu z jedną osobą, jak ja z mamą, można doświadczyć szerokiego wachlarza uczuć. Bywało, że miałam ochotę wyładowywać na niej wszystkie moje frustracje. Z drugiej strony odczuwałam ogromną wdzięczność, że mam ją tylko dla siebie. Ja byłam wybuchowa, ona za to spokojna, zawsze opanowana i nieco zgryźliwa. Skutecznie tamowała moją nadmierną ekspresję i zwykle znajdowała rozwiązanie w sytuacjach, w których traciłam głowę. Ubolewałam, że nie dzieli moich pasji, że mrozi ją sama myśl o tym, że kocham zapach smaru i samochody. Cieszyłam się jednak, że uczy mnie dystansu do siebie i świata.
Zatkało mnie
Moje życie zmieniło się w Walentynki. Wracałam do domu z Remkiem – moim narzeczonym i przez całą drogę śmiałam się z tego, że będzie spędzał święto zakochanych ze swoją przyszłą teściową. Nie mieszkałam już z mamą, miałam jednak ciągle swój pokój w jej mieszkaniu i lubiłam tam spędzać czas.
Od jakiegoś czasu zastanawialiśmy się nawet, czy po ślubie to nie my wprowadzimy się do niej, a ona – do niewielkiego mieszkania Remka. Trudno mi było zaakceptować to, że tak mnie cieszy ta propozycja, ale tylko w tym mieszkaniu, w którym spędziłam dzieciństwo i młodość, czułam się jak w domu.
Zdziwiłam się, gdy okazało się, że mama ma gościa. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie jednak to, że zarówno mama, jak i znacznie młodsza od niej kobieta siedzą na kanapie i cicho płaczą. Nie widziałam jeszcze nigdy, żeby mama płakała. Nawet na pogrzebie taty była ostoją spokoju.
– Lenko, to jest pani Barbara, twoja ciotka – zaczęła mama, gdy tylko podbiegłam do niej. Nie zdążyłam jednak nawet zauważyć, że przecież ona sama jest jedynaczką, więc nie bardzo rozumiem skąd wzięła się jakakolwiek ciotka, gdy mama dodała – To młodsza siostra twojej mamy.
– W sensie, że twoja?
– Nie. Ja jestem twoją adopcyjną mamą, a to jest siostra twojej biologicznej mamy.
Stary romans ujrzał światło dzienne
Okazało się, że tata wcale nie znudził się nami po trzech latach wspólnego życia na stałym lądzie. Tata zawsze był człowiekiem morza, w pełnym tego słowa znaczeniu. Mama kochała go najbardziej na świecie, ale mu to nigdy nie wystarczało. Nigdy nie był jej wierny. Mama obwiniała się, że może to wynikać z tego, że nie zachodzi w ciążę. Cóż, z czasem dowiedziała się, że prawda jest inna.
Romans taty z Emilią był inny niż wszystkie, przede wszystkim dlatego, że tata powiedział o nim mamie. Sam przywiózł do Warszawy swoją kochankę i znalazł dla niej mieszkanie w stolicy. Emilia była młodziutka, zakochana w nim po uszy i straszliwie samotna. Powiedziała mamie, że nie ma nikogo poza tatą i wcale nie ukrywała, że liczy na szybki rozwód. Ten był już zresztą naprawdę bliski. Mama była załamana, nie mogła jednak zaprzeczać faktom. Tata przedstawił jej kochankę, a do tego okazało się, że Emilia spodziewa się dziecka.
W siódmym miesiącu ciąży nieoczekiwanie pojawiły się komplikacje. Emilia trafiła do szpitala, gdzie stoczono batalię o jej życie oraz o życie jej dziecka, czyli moje. Okazałam się dość silnym noworodkiem, choć pierwsze miesiące musiałam spędzić w inkubatorze. Emilia nie miała tyle szczęścia. Zmarła podczas porodu. Nie miała nikogo, nie wiadomo było nawet, kogo poinformować o jej śmierci. Okazało się, że nie ma nawet dokumentów. Wynikło z tego duże zamieszanie, ale mama – jak zawsze spokojna i jak zawsze opanowana – ugasiła i ten pożar. Emilię pochowano, a rodzice wycofali papiery rozwodowe.
Pozostała jeszcze kwestia dziewczynki ciągle przebywającej w szpitalu. To mama zaproponowała formalną adopcję, wybrała mi imię i po trzech miesiącach zabrała mnie do domu. Tata poddawał jej się pełen pokory i wdzięczności. To właśnie ta wdzięczność dała mamie trzy najszczęśliwsze lata jej życia, gdy tata znalazł pracę w stolicy, żeby być z nami.
Prawda o biologicznej mamie
– Jak to możliwe, że Emilia nie miała dokumentów? – Ja nie byłam w stanie się odezwać, ale Remek, wielki fan kryminałów, nie zamierzał pozostawiać jakichkolwiek niedomówień. – Musiała podać jakieś dane. Nikt jej nie szukał?
Tu właśnie zaczynał się drugi wątek tej historii, o którym mama dowiedziała się dopiero teraz. Emilia nie we wszystkim była szczera. Wyjechała z kochankiem do Warszawy po wielkiej kłótni z rodzicami. Ci nie akceptowali niczego, co zrobiła. Nie mogli znieść myśli o romansie, ciąży, rzuceniu szkoły. Uważali, że nie mają już córki.
– Rodzice nigdy nie mówili o Emilii – opowiadała swoją część historii moja świeżo odnaleziona ciocia. – W ogóle byli raczej osobami, które nie mówiły zbyt wiele. Wszystko miało być idealne, a jeśli nie było – mogło nie istnieć. Ja ledwie pamiętam siostrę. Miałam pięć lat, gdy zniknęła. Ale teraz wiele się zmieniło. Gdy tata zmarł, mama zrobiła się bardziej empatyczna i w końcu wyciągnęłam z niej kolejne elementy tej historii.
– Co było dalej? – niecierpliwiłam się.
– Okazało się, że próbowała szukać córki na własną rękę, ale nie była w stanie niczego zrobić. Ja zabrałam się za to oficjalnie i okazało się, że po nitce można dojść do kłębka. Czuję się dziś tak, jakbym straciła siostrę po raz drugi, ale wiem, że mam fantastyczną siostrzenicę. Mama, znaczy twoja babcia, też będzie dumna. W sercu przez te wszystkie lata płakała za Emilią i za tym, że była tak bierna. Winy się nie cofnie, ale na pewno będzie zachwycona wnuczką, która jest kierownikiem budowy i kierowcą rajdowym.
– Ej, nie jestem kierowcą rajdowym – nieoczekiwanie dla samej siebie zaprotestowałam z uśmiechem, choć przecież jak najdalej mi było od dobrego humoru. – Ścigam się trochę z innymi, ale dostaję baty niemal za każdym razem.
I chyba w tym momencie zrozumiałam, że choć coś w moim życiu się skończyło, coś się też narodziło.
Mam większą rodzinę
Zima przeszła w wiosnę, wiosna w lato, a lato w jesień. Za moment dzień mojego ślubu. Przyjedzie moja dopiero co odkryta babcia Stefania, ciocia Basia, z która jestem na „ty”, bo jesteśmy prawie rówieśniczkami i mój kuzyn Piotruś – syn Basi z pierwszego małżeństwa. Będzie też babcia no i mama, która była i będzie nią zawsze. Oczywiście, lubię myśleć, że ja postąpiłabym inaczej i nigdy nie ukrywałabym przed dzieckiem tak ważnej informacji, ale Remek patrzy na mnie sceptycznie, gdy to mówię. Pewnie ma rację. Czasem podejmuje się wątpliwe moralnie decyzje i potem nie ma już jak się z nich wycofać. Mama nie stała się dla mnie mniej ważna tylko dlatego, że mnie nie urodziła, więc chyba warto zamknąć definitywnie ten rozdział.
A co z tym moim nawiązaniem do córki służącej i Don Diego? Okazało się, że mój zmarły dziadek despota był dość majętny, a ja mam swój udział w spadku. Chyba w końcu zrealizuję marzenie o doktoracie. I może będę częściej ścigać się na torze? Czas pokazać wszystkim, że baba też potrafi wcisnąć gaz do dechy.
Czytaj także: „Teściowa grzebała nam w śmieciach. Miała mnie za darmozjada, bo nie płuczę słoików i nie wylizuję talerzy po jedzeniu”
„Narzeczony udawał, że wybaczył mi zdradę, by upokorzyć mnie w dniu ślubu. To była jego mściwa zemsta”
„Mój syn zasługiwał na kogoś lepszego niż ta wymalowana dziewucha. Uknułam plan, jak nie zostać jej teściową”