„Teściowa grzebała nam w śmieciach. Miała mnie za darmozjada, bo nie płuczę słoików i nie wylizuję talerzy po jedzeniu”

wściekła synowa fot. iStock, JackF
„– Co ten nasz Pawełek narobił? Myślałam, że to będzie skromna i oszczędna dziewczyna, a ona tylko wydaje pieniądze i niczego nie szanuje. Wczoraj wyrzuciła słoik z majonezu do kosza na śmieci. Wyobrażasz sobie?”.
/ 03.10.2023 14:30
wściekła synowa fot. iStock, JackF

Z Pawłem znamy się od liceum. Już w pierwszej klasie wpadliśmy sobie w oko i  szybko zostaliśmy szkolną parą, która siedzi razem w ławce i każdą przerwę spędza razem. Niejako wspólnie dorastaliśmy, formowały się nasze marzenia i życiowe cele. Naprawdę niewiele się sprzeczaliśmy, a w klasie maturalnej byliśmy już niemal jak małżeństwo z długim stażem, które zna się, jak przysłowiowe łyse konie.

Z Pawłem byliśmy zgodną parą

– Wiktoria, nie szkoda ci młodości? W końcu to jest czas, żeby się wyszaleć, poznawać nowych ludzi, zakochiwać i budować wspomnienia, a nie ciągle za rączkę z jednym i tym samym chłopakiem – często podśmiewała się ze mnie o 3 lata starsza siostra, która przeciętnie raz na kilka miesięcy przedstawiała rodzicom swojego nowego „narzeczonego”.

– Nie szkoda mi. Ja nie potrzebuję skakać z kwiatka na kwiatek. Z Pawłem świetnie się dogadujemy i planujemy wspólną przyszłość – odpowiadałam.

– Oj Wika, Wika. Skąd ty możesz wiedzieć, czego chcesz, gdy nigdy z nikim innym się nie spotykałaś? Zobaczysz po trzydziestce jednemu z was odbije i poszuka sobie kogoś na boku – kiwała wtedy głową, nazywając mnie moją dziecięcą ksywką i nie kryjąc, że w ogóle mnie nie rozumie.

Razem studiowaliśmy i się bawiliśmy

Nie słuchałam jednak mojej siostry i dalej budowałam coraz poważniejszy związek. Wspólnie poszliśmy na studia do W. i wynajęliśmy mieszkanie.

– Teraz to na pewno poderwiesz kogoś nowego. Na studiach jest mnóstwo okazji, nie wierzę, że zostaniecie z Pawłem – Aga jak zwykle mi dokuczała.

Nie miała jednak racji. Już na pierwszym roku mój chłopak poprosił mnie o rękę. Ślub zaplanowaliśmy jednak dopiero za 2 lata. Najpierw chcieliśmy skończyć licencjat, a potem pomyśleć o zakładaniu rodziny.

– Magisterkę zrobimy już zaocznie. Ja niedługo zacznę rozglądać się za pracą. W końcu muszę utrzymać moją przyszłą żonę i dzieci – powtarzał Paweł, czym za każdym razem bardzo mnie rozczulał.

Wspólne studiowanie i mieszkanie w wynajętej kawalerce wspominam jako największą sielankę w naszym życiu. Rodzice dokładali się nam do utrzymania, dlatego mogliśmy spokojnie się uczyć. Wspólne śniadania, romantyczne kolacje, wyjścia ze znajomymi, randki w kinie, weekendowe wyjazdy, imprezy.

Wbrew sceptycznym przewidywaniom mojej siostry doskonale się dogadywaliśmy i świetnie razem bawiliśmy. Nie potrzebowaliśmy szukać wrażeń i próbować, jak to byłoby z kimś innym.

Te 3 lata upłynęły nam jednak bardzo szybko. Już z dyplomami w kieszeni wróciliśmy do rodziców i wzięliśmy nasz długo wyczekiwany ślub. Po weselu zaplanowaliśmy krótki wypad w góry, który miał być naszą mini podróżą poślubną.

Zamieszkaliśmy w rodzinnym domu Pawła. Teściowie już od dawna nas do tego namawiali. Starsza siostra mojego męża wyjechała do Anglii, gdzie wyszła za mąż i nie planuje powrotu. Brat mieszka w pobliskim mieście wojewódzkim, gdzie ma dobrą pracę i mieszkanie, które jego żona dostała po babci.

Wolna przestrzeń w domu teściów pozostała dla nas. To 2 pokoje z łazienką na poddaszu, które niegdyś należały do Pawła i jego brata. Doszliśmy do wniosku, że na razie nam wystarczą. Może kiedyś nieco się dorobimy i zaczniemy budowę na działce tuż obok, którą mojemu mężowi podarował jeszcze dziadek.

Nasza sielanka szybko się skończyła

Słyszałam wiele kawałów o wrednych teściowych, ale zawsze wydawało mi się, że wina leży po obu stronach. Ja z mamą Pawła zawsze dobrze się dogadywałam. W końcu znałam ją już od dobrych kilku lat i wydawało mi się, że mnie lubi. Często zapraszała nas na niedzielne obiady, rodzinne imprezy czy grille w ogrodzie. Dzieliła się ze mną przepisami na ciasta, co bardzo mnie cieszyło, bo pieczenie jest moim hobby.

Co niby teraz miałoby się zmienić? Na pewno ułożymy sobie wspólną codzienność i postaramy za bardzo do siebie nie wtrącać. Może nawet będziemy się wspierać, a gdy urodzę dziecko, pani Zosia pomoże mi w opiece.

Gdybym tylko wiedziała, jak bardzo życzeniowe i naiwne były te moje plany, to na pewno dobrze przemyślałbym sobie, czy warto tutaj w ogóle się wprowadzać. Zawsze jednak miłe złego początki. Tak kiedyś mawiała moja babcia.

Paweł znalazł pracę w firmie zajmującej się produkcją i montażem stolarki okienno-drzwiowej. Miał zajmować się obsługą zamówień, reklamacjami i pozyskiwaniem nowych klientów. Ja poszłam na staż do biura rachunkowego w pobliskim miasteczku, gdzie miałam szansę na stałe zatrudnienie. Umowę rzeczywiście mi przedłużono i dostałam całkiem dobrą pensję.

Sytuacja zawodowa układała się nam całkiem fajnie. Gorzej jednak z naszym życiem rodzinnym i kontaktami z teściami. A raczej teściową, bo pan Zbyszek to bardzo sympatyczny człowiek, który większość czasu spędza na działce. Nie miałam pojęcia, że teściowa jest taka wścibska. Gdy tylko wróciliśmy, pukała do naszego pokoju i dopytywała, jakie plany mamy na popołudnie.

Nie to jednak było najgorsze. Wcześniej w ogóle nie zauważyłam, jak bardzo ta kobieta jest oszczędna. Na górze nie mamy własnej kuchni, dlatego byłam zmuszona, aby korzystać ze wspólnej przestrzeni z teściową.

Teściowa zaczęła wyliczać nam zakupy

Okazało się, że pani Zosia skrupulatnie sprawdza każdy mój zakup. Przeglądała zawartość lodówki i głośno komentowała rzeczy, które kupuję.

– Wiki, a po co ty kupiłaś te serki? Przecież one są takie drogie. Ja zawsze kupuję biały ser od sąsiadki i dodaję do niego śmietanę. Smak ten sam, a wychodzi o wiele taniej – zaczęła mi tłumaczyć.

Przyznam szczerze, że zwyczajnie mnie zamurowało i nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Dla mnie mój ulubiony serek waniliowy nie był żadnym dużym wydatkiem czy fanaberią. Takich komentarzy zdarzało się jednak coraz więcej. Komentowała zasadność kupowania wędlin, masła, mięsa, warzyw. Tłumaczyła mi, gdzie ona robi zakupy i jakie okazje można upolować na promocjach.

– W tym sklepie obok poczty zawsze wysprzedają nabiał, któremu kończy się termin ważności. Z powodzeniem możesz kupić tam ser żółty, śmietanę czy jogurt dużo taniej – mówiła.

Hmm… Ja nie mam nic przeciwko promocjom czy wyprzedażom. Tylko po co mi zapas śmietany i twarożków, które należy zjeść do następnego dnia? Nie potrafiłam zrozumieć jej toku myślenia. Przecież to szybko nadaje się tylko do wyrzucenia.

Ta baba grzebie w naszym koszu na śmieci

Zrozumiałam dopiero wtedy, gdy pewnego razu wyrzuciłam do kosza jogurt, który był już 3 dni po terminie. Zawieruszył się gdzieś na półce w lodówce i nie zdążyliśmy go zjeść. Tego dnia przyszłam nieco wcześniej z pracy, ponieważ nazajutrz od rana miała być kontrola z ZUS i szef poprosił, żebyśmy przyjechali godzinę wcześniej. W zamian puścił nas o 15:00.

Jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam, że teściowa… grzebie w naszym koszu na śmieci. Mieliśmy ustawiony w kuchni własny pojemnik. Gdy zobaczyła, że weszłam nieco się zmieszała, ale szybko odzyskała swój dawny wigor.

– Wiktoria, no nie spodziewałam się tego po tobie. Dlaczego ty wyrzucasz dobre rzeczy do śmieci? Paweł ciężko pracuje, a ty tak szanujesz jego pieniądze? – jej słowa totalnie mnie zaskoczyły.

– Ten jogurt przecież jest przeterminowany. Pewnie nawet na nim pleśń wyrosła, moglibyśmy się nim zatruć – odpowiedziałam pojednawczo, bo nie chciałam robić awantury.

– Co ty gadasz? Że na opakowaniu ktoś napisze jakąś tam datę, to nie znaczy, że coś jest zepsute. Ja nic nie marnuję. Ale jak się mieszka w czyimś domu, to można być rozrzutną – krzyknęła.

Wyszłam wtedy z kuchni bez słowa i poszłam do naszego pokoju. Gdy mąż wrócił z pracy, wszystko mu opowiedziałam, a on strasznie zdenerwował się na mamę. Chciał zrobić jej awanturę, ale przekonałam go, że nie warto. Nie chciałam się kłócić, ale było mi bardzo przykro.

Następnego dnia teściowa mnie przeprosiła

Czy szczerze? Starałam się wierzyć, że tak. Szybko jednak przekonałam się, że nie do końca. Komentarze na temat mojej niegospodarności zaczęły się powtarzać. Teściowa często mówiła, że za długo świecimy światło.

– Dlaczego wy siedzicie do północy? Przecież rachunki za prąd kosztują. Nie lepiej się wyspać do pracy? – zapytała przy niedzielnym obiedzie, który jedliśmy wspólnie w ich salonie.

– Mamo, ty jesteś poważna? Chodzimy spać, o której się nam podoba. Przecież nie mamy po 10 lat, żebyś musiała nas usypiać po dobranocce – Paweł całkiem stracił cierpliwość, zostawił na wpół zjedzony rosół i wyszedł z pokoju.

– No tak, a potem wszystko wystygnie, a on będzie głodny i trzeba będzie znowu przygrzewać zupę – teściowa chyba w ogóle nie zrozumiała, o co chodzi jej synowi.

Po co ja zmywam te talerze

Miała też pretensje o to, że za często piorę czy za dużo wody zużywam do zmywania talerzy.

– Czemu ty w ogóle myjesz te talerzyki po kanapkach? Przecież są czyste, wystarczy je przetrzeć ściereczką – kiedyś totalnie mnie zaskoczyła swoim skąpstwem.

Tak, bo moja teściowa jest zwyczajnie skąpa. Ma do mnie pretensje, że nie wypukuję słoików po majonezie i nie składam ich na dżemy. Nie powiedziała mi tego otwarcie, ale przypadkiem usłyszałam, jak żali się na mnie swojemu mężowi.

– Co ten nasz Pawełek narobił? Myślałam, że to będzie skromna i oszczędna dziewczyna, a ona tylko wydaje pieniądze i niczego nie szanuje. Wczoraj wyrzuciła słoik z majonezu do kosza na śmieci. Wyobrażasz sobie? A potem, jak będziemy robić dżemy, to trzeba będzie kupować nowe, bo ona wszystko pomarnuje – mówiła całkiem poważnie.

– Daj spokój. Co ci do takiego małego słoiczka wejdzie? Jak pojadę na targ, to kupię ci cały zestaw nowych – teść chyba chciał ją udobruchać.

Tak, kupisz. Jasne. Tylko wydawać pieniądze. Przecież na to trzeba ciężko pracować. Przy niej to nasz syn nigdy niczego się nie dorobi. Mieli na tej działce zacząć budowę, ale przy jej tempie wydawania, to czarno to widzę – złorzeczyła w najlepsze.

Ona jest po prostu skąpa i twierdzi, że Paweł niczego się ze mną nie dorobi
Takie sytuacje powtarzają się cały czas, a ja szczerze mówiąc mam już totalnie dość.

– No przecież nie będę wylizywać talerzy po jedzeniu, żeby czasem jakieś resztki się nie zmarnowały. Specjalnie kupiłam czajnik elektryczny do nas na górę, bo zawsze wylewała mi połowę wody, twierdząc, że za dużo jej gotuję i niepotrzebnie marnuję tyle gazu – pożaliłam się kiedyś mamie.

– Nie wiem, co ci powiedzieć. Może rzeczywiście się stamtąd wyprowadźcie – odpowiedziała.

Teściowa komentuje nasze zakupy, obiady, pranie czy zużycie proszku. Tylko, że my za wszystkie rachunki płacimy samodzielnie. Ba, ostatnio zapłaciliśmy całe kwoty z faktur za wodę i prąd, żeby już nie narzekała, jak to nie oszczędzamy i żyjemy na jej koszt. Kupujemy też butle z gazem, ale do niej dalej nic nie dociera.

Mam dość mieszkania w tym domu

Już naprawę nie wiem, co zrobić. Coraz częściej zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby wynająć jakieś mieszkanie w miasteczku albo sprawdzić naszą zdolność kredytową i zdecydować się na zakup.

Zanim tutaj skończymy budowę na tej działce obok, to chyba zwariuję z tą babą grzebiącą w naszych śmieciach i pouczającą mnie o mojej totalnej niegospodarności. Tym bardziej, że ja tak naprawdę jestem dość oszczędna i nie wydaję pieniędzy na jakieś głupoty.  Pracuję, zarabiam i naprawdę nie chcę zastanawiać się, czy mogę kupić jogurt za 2 zł, czy moja teściowa uzna, że jest on za drogi.

Czytaj także:
„Zbierałam szczękę z podłogi, gdy poznałam lubieżną profesję Gośki. Imię Alfons było jej bliskie”
„Za 5000 zł wynajęłam sobie faceta, który udawał mojego partnera. To był układ idealny, dopóki się nie zakochałam”
„Prosto z sali kinowej trafiłam na materac swojego ucznia. W szkole nie uczą takich rzeczy, które mi pokazał”

Redakcja poleca

REKLAMA